Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

Wpisy archiwalne w kategorii

75-100 km

Dystans całkowity:3781.22 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:203:25
Średnia prędkość:18.19 km/h
Maksymalna prędkość:57.87 km/h
Suma podjazdów:30552 m
Liczba aktywności:44
Średnio na aktywność:85.94 km i 4h 43m
Więcej statystyk

majowa lampa (Stanisławów - Siedmica)

Środa, 11 maja 2016 • dodano: 18.05.2016 | Komentarze 4

Nie mam już pomysłów na opisy wycieczek po trasach, które przejechałam już tysiąc razy. :P W inne nowe rejony nie zamierzam się zapuszczać, więc dziś będzie krótko i na temat.

Mega lampa od rana, więc postanowiłam wypuścić się gdzieś dalej w Chełmy. Chciałam też sprawdzić nogę na mocniejszych podjazdach. Znowu porządnie wiało, ale trasę dobrałam tak, że ani ten wicher mi nie pomagał, ani też za bardzo przeszkadzał. Pogodowo było idealnie. :)



:P



A na koniec daniele z Warmątowic.



Było super, z jednym małym "ale" - ręce to tak sobie zjarałam, że szkoda gadać. :/ Nie pozdrawiam tłustej świni, która o mało co nie zmiotła mnie do rowu na odcinku do Przybyłowic (czarny chyba VW Touareg DL O3R... - tyle zapamiętałam). Pamiętaj chamie - karma wraca!

A. I jeszcze jedno. :D





Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Pomocne - Muchów - Lipa - Nowa Wieś Mała - Siedmica - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 75-100 km


wietrzny Zamek Grodziec

Sobota, 2 kwietnia 2016 • dodano: 02.04.2016 | Komentarze 14

Od kilku dni zapowiadali na weekend lampę, więc już od kilku dni wiedziałam, że dzisiaj wypuszczę się gdzieś dalej. Nie wiedziałam tylko gdzie. Wczoraj wieczorem nadal nie miałam skonkretyzowanych planów. Wiedziałam tylko, że na pewno nie pojadę w Chełmy, bo z racji rzadkich ostatnio jazd, nie mam mocy na długą jazdę po górkach. Rano zapaliła mi się czerwona lampka w głowie - że no przecież! Zamek Grodziec! Spojrzałam na prognozy siły oraz kierunku wiatru i mina trochę mi zrzedła. O ile do Grodźca czekała na mnie bajeczna jazda z halnym w plecy, o tyle na powrocie wiedziałam, że będzie mordęga. No ale nie może być idealnie. :)

Do Zagrodna dojechałam swoją standardową trasą. Zgodnie z przewidywaniami, rower sam jechał. :) Pozbierałam wszystkie możliwe Qomy na Stravie. W Zagrodnie zawsze odbijam na Uniejowice, ale dzisiaj postanowiłam dojechać na zamek inną drogą - przez Olszanicę. Jeszcze nigdy nie jechałam taką wersją trasy, ale okazało się, że jest o wiele lepsza i bardziej malownicza.

W końcu zza lasu wyłonił się cel mojej dzisiejszej wycieczki.



Pyk jeszcze jedno pamiątkowe zdjęcie i pojechałam dalej.



Po raz kolejny wzgórze z zamkiem w roli głównej.



I zoom na zabudowania.



Dzisiejszy widok na Karkonosze urywał dupę i wszystkie kończyny. Zaczął się sezon bajecznych widoków na Śnieżkę, Śnieżne Kotły, Szrenicę i całą resztę. Dopóki nie stopnieje na nich śnieg. :)



Po wjechaniu pod zamek, jak zwykle była zadyszka, więc była też dłuższa przerwa na złapanie oddechu.





Na zamku odbywał się dzisiaj jakiś piknik dawnych wojsk.



Co jak co, ale zjazd z zamku nigdy nie zapewnia mi frajdy. Początek stromy, na zjeździe pełno piachu, a końcówka zjazdu taka, że wytrzepie człowieka za wszystkie czasy.

Selfie z dupy strony. :P



Po odbiciu na Nową Wieś Grodziską zaczęła się dzida pod wiatr. Chryste jak naparzało wiatrem w twarz!!! No ale wyruszając w drogę wiedziałam na co się piszę.

Na punkcie widokowym Nahtaha, po raz kolejny na trasie, urwało mi tyłek. :) Tak samo jak rzepakami, tak samo i tym widokiem nigdy nie przestanę się jarać!



Na odcinku z Pielgrzymki do Jerzmanic-Zdrój paszczowiatr tak mnie sponiewierał, że na bardzo stromym zjeździe normalnie mnie zatrzymywało. :O

A za Sępowem króluje Wilcza Góra.



Przez chwilę miałam głupi pomysł odbicia z Wilkowa na Kondratów. Głupi, bo do Kondratowa prowadzi jeden z mocniejszych podjazdów w okolicy, więc dobiłabym się nim niemiłosiernie. Na szczęście tym razem rozsądek wziął górę i zjechałam do Leszczyny.



Skansen górniczo-hutniczy w Leszczynie.



Po wyjeździe z Leszczyny było dalsze masakrowanie mnie wmordęwindem. Ten trochę odpuścił dopiero w Słupie. Do domu dojechałam na resztkach sił. 35 km centralnie pod bardzo mocny wiatr zrobiło swoje. Ale całościowo i tak jestem mega zadowolona z wycieczki. :)



Legnica - Wilczyce - Ernestynów - Brennik - Łukaszów - Zagrodno - Olszanica - Grodziec - Nowa Wieś Grodziska - Pielgrzymka - Jerzmanice-Zdrój - Sępów - Wilków - Leszczyna - Prusice - Sichów - Sichówek - Winnica - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 75-100 km


Uczestnicy

pomału trzeba żegnać się z sezonem (Zamek Grodziec)

Niedziela, 27 września 2015 • dodano: 28.09.2015 | Komentarze 6

Co się odwlecze, to nie uciecze. To po pierwsze. A po drugie - jak się na coś uprę, to nie ma bata i będę dążyć do zrealizowania tego. :P Postanowiłam więc dokończyć wycieczkę sprzed tygodnia. Na wypad ponownie udało mi się zwerbować Monikę. Obecny wpis zacznę od miejsca, w którym zakończyłam poprzedni.



Także przez ten tydzień nieźle ochłodziło się. Tydzień temu śmigałyśmy na letniaka, a dzisiaj, kiedy od samego rana na niebie zalegały ciężkie chmury, trzeba było już przyodziać bluzę, długie spodnie, a na zjazdach pełne rękawiczki. Do tego wiał mocny, nieprzyjemny wiatr i było naprawdę chłodno. Nie było mi jednak zimno, bo nowa bluza spisała się na 5-. Minus za to, że na podjazdach było mi trochę za ciepło, ale za to na płaskim i na zjazdach było bardzo komfortowo. A choćby na kilometrowym zjeździe do Wilkowa z 8% nachyleniem można było zmarznąć.

Pomimo optymistycznych prognoz pogody, od zachodniej strony było dzisiaj tak.



A na wschodzie takie rzeczy działy się. :)



Zdjęcia zostały zrobione z tego samego miejsca. Co oczywiste, jechałyśmy z Moniką w tej zachmurzonej części, a na wielki błękit patrzyłyśmy z utęsknieniem. Najważniejsze jednak, że nie padało. :)

Ze Złotoryi do Grodźca nie działo się nic ciekawego. Ot asfaltowa tułaczka z towarzyszącym nam wiatropaszczem. W Grodźcu zatrzymałyśmy się na chwilę pod miejscowym sklepem. Stało też tam kilku lokalnych "przystojniaków". Oczywiście już zaprawieni. :) Tylko czekałam na moment, kiedy zagadają. I w końcu: "A panienki na tych rowerkach to z daleka?". :D :D :D Monika grzecznie odpowiedziała, że z Legnicy. I zapadła cisza. :))) Po odzyskaniu mowy "chłopcy" pogadali jeszcze chwilę i rozstaliśmy się, nie wymieniając się numerami telefonów. :P

Grodziec przywitał nas błękitem. :)



Chwila zwiększonego tętna na podjeździe i mogłyśmy po raz kolejny zrelaksować się na dziedzińcu Zamku.



Ze względu na duże zachmurzenie, widoczki były dzisiaj średnie, więc nie było sensu wchodzić na wieżę widokową.



Wypiłam jedną z najdroższych herbat w życiu (w stosunku do jej ilości), Monia średnio-dobrą kawę, posłuchałyśmy opowieści starszej Pani z Chocianowa, która uprawia turystykę pieszą (i zeszła już kawałek gór w Polsce) i po odpoczynku czas było zacząć wracać, bo nad Zamek nadciągnęły takie chmury, że dostałyśmy z Moniką pietra, że oberwie nam się deszczem.



Przy wyjeździe z Zamku zaczepił nas jeszcze jeden Pan, standardowo pytając: "A Panie to z daleka?". Krótka wymiana zdań i pozostawiłyśmy Pana i jego współtowarzyszy z lekkimi karpami, że my z Legnicy. Tak jakby ta Legnica była na drugim końcu świata. :)

Do Legnicy zaczęłyśmy pruć ile sił w nogach, co by nie pożarł nas ten brzydki front.



Front gonił nas przez większość trasy, ale na szczęście tylko straszył swoim wyglądem, bo chyba nie przyniósł ze sobą deszczu.



Jeszcze fotki z farmy wiatrowej w Łukaszowie, gdzie spostrzegawcze oko dostrzeże Ostrzycę Proboszczowicką,



Wilczą Górę albo Rosochę. :)



Pewne rzeczy na wypadach rowerowych są tak oczywiste, jak to, że białe jest białe, czarne jest czarne, a d jest blade. :) Więc w końcu wypogodziło się... Tuż przed wjazdem do Legnicy. :))))) No zrobiła się taka lampa, że pozostał lekki żal, że nie miałyśmy takiej pogody od samego początku. W każdym razie S3 buduje się w najlepsze i kroczy ku Chełmom. :/



Po raz kolejny nie zawiodłam się na Grodźcu. To miejsce jest jakieś magiczne, bo wypady tam są zawsze fajne. Powroty do Legnicy są jeszcze lepsze, bo ciągle z górki, więc zawsze wraca się z uśmiechem na gębie. :)



Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Kondratów - Wilków - Złotoryja - Uniejowice - Grodziec - Uniejowice - Zagrodno - Łukaszów - Brennik - Ernestynów - Krotoszyce - Wilczyce - Szymanowice - Legnica

p.s. Darku i Beatko - nie dałam znać, że wpadamy na Grodziec, bo zwyczajnie zawiodła mnie technika w telefonie. Będzie jeszcze okazja do spotkania. :)

Kategoria 75-100 km


Uczestnicy

terenowe Chełmy w duecie

Sobota, 15 sierpnia 2015 • dodano: 16.08.2015 | Komentarze 5

Plan na dzisiaj był prosty i przejrzysty - przejechać prawie wszystkie najlepsze terenowe odcinki w Chełmach i zdążyć z powrotem do domu przed prognozowaną burzą. Po ostatnich wypadach pod radiostację, musiałam przypomnieć sobie, że istnieją inne, równie fajne trasy na Pogórzu Kaczawskim. :)

Na dzisiaj znowu zapowiadali upał, więc rano stoczyłam ciężką walkę z przyciąganiem łóżkowym. Rekordu wczesnego wyjścia na rower nie udało mi się pobić (przypom. red.), bo na rower wyszłam pół godziny później. "Bóg mnie opuścił", jak to później stwierdził Max, bo kto normalny zrywa się na urlopie z łóżka o 5" rano? :) Niemniej jednak znowu powtórzę, że nie ma lepszej godziny do jazdy w upały, niż między 5", a 7" rano. Temperatura jest wtedy idealna! :)

Na dzisiejszy wypad zwerbowałam właśnie Maxa i tuż po 6" ruszyliśmy na podbój Chełmów. Trasę w całości zaplanowałam ja, Maxowi pozostało delektować się nowo odkrywanymi przez niego ścieżkami. :) Najpierw uderzyliśmy na Górzec, skąd jeszcze szybciej szutrami zjechaliśmy do Męcinki. Potem pitu pitu do Myśliborza, podjazdem do Myślinowa i już pruliśmy leśnymi szutrami w stronę Siedmicy (chyba najpiękniejszymi w całych Chełmach).

Kto pruł, ten pruł. Inni podprowadzali... :))))



W lasach jesień na całego. :/





Generalnie cała dzisiejsza trasa miała jeden motyw przewodni: podjazd, zjazd, podjazd, zjazd. I tak praktycznie przez całe 100 km. Także wypad interwałowy. :D Pomiędzy odcinkami terenowymi, śmigaliśmy mniej lub bardziej gładkimi asfaltami.



Po przebiciu się przez Muchów i dojechaniu do Kondratowa, Max na podjeździe pobawił się w operatora. :) Na początku filmiku słychać kto gorzej radził sobie na podjazdach... :P


A potem wbiliśmy się na kolejne szutry, tym razem prowadzące do Leszczyny. Ostatni raz jechałam tamtędy w październiku zeszłego roku i dzisiaj miałam wrażenie, że zjazd pogorszył się. Jest strasznie dużo luźnych kamieni, a ja nie mam odwagi pruć w dół bez opamiętania po takim podłożu. Jak dla mnie zjazd był średniokomfortowy.



Pojawiały się też odcinki bardziej terenowe.



Tuż przed Leszczyną jechaliśmy szlakiem przepięknie pachnącym jabłkami!!!



Z Leszczyny pojechaliśmy w stronę Stanisławowa. Tam po raz pierwszy poczułam zmęczenie materiału. Na podjeździe temperatura dała mi się już we znaki. Spacery też są fajne. :) Na szczęście był to ostatni podjazd na trasie, więc zaraz po wjechaniu na terenowy zjazd do Sichowa, zrobiło mi się lepiej na sercu. :P A zjazd z początku był nawet bardzo terenowy. Chaszcze, osty, pokrzywy i wszelkie inne polne dziadostwo kłujące i drapiące nogi oraz wkręcające się w napęd. No ale zjazd asfaltem byłby z kolei nudny. :P



Tutaj Max znów poudawał reżysera filmowego. :)


Na początku kwietnia terenowy zjazd do Sichowa był o wiele lepszy. Teraz, owszem nadal jest przejezdny, ale zalega na nim sporo liści, kamulców i resztek gałęzi. Jak ktoś ma odwagę, niech jedzie. Ja miejscami pouskuteczniałam sobie spacerek.



Pytanie za 100 punktów - któż był taki inteligentny?



Odpowiedź brzmi...



Bo to nie jest takie oczywiste, że idzie się skrajem szlaku, gdzie jest najtwardszy. No ale potem z wypadów to właśnie takie atrakcje najbardziej zapadają w pamięci. :)

No i w końcu udało mi się wywieść Maxa w pole... :D



W Sichowie skończył się teren i pozostał nam już tylko asfaltowy powrót do Legnicy, z małymi terenowymi wyjątkami w Duninie i lasku złotoryjskim. Niemniej jednak do Dunina przyjechałam już lekko podgotowana, więc...



Potrenowałam zmarszczki i po klimatyzacji rzecznej w Nysie Szalonej wróciłam już bez problemów do domu. :)



Plan na dzisiaj udało się wykonać w 99% - nie przejechaliśmy jednego z terenowych szlaków ze Stanisławowa do Bogaczowa, bo nie chciałam gotować się w upale. Udało się jednak wrócić do domu przed burzą, bo po 16" na dworze nie było już tak słonecznie i cieplutko.

Fajnie było. :)



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Chroślice - Bogaczów - Górzec - Chełmiec - Myślibórz - Myślinów - Siedmica - Nowa Wieś Wielka - Muchów - Kondratów - Leszczyna - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Dunino - Legnica

p.s. Pierwsze zdjęcie to zmyłka. Tak się właśnie przeinacza fakty. :)

Kategoria 75-100 km


kto rano wstaje, temu noga podaje :)

Sobota, 18 lipca 2015 • dodano: 18.07.2015 | Komentarze 4

Także ten. Znalazłam idealny sposób na upały. Wyjście na rower skoro świt. :)))



Rano stoczyłam ciężką walkę ze swoją mentalnością śpiocha, ale zwyciężyło uzależnienie od roweru i myśl, że jeśli nie wyjadę na wycieczkę wcześnie rano, to potem nie będzie po co ruszać się z domu, bo prognozy pogody przewidywały na dzisiaj piekarnik. A nie miałam najmniejszej ochoty na "powtórkę z rozrywki". Przy wstawaniu z łóżka moje ciało ważyło chyba 200 kg, a siła przyciągania przez łóżko była nieziemska. Dałam jednak radę i już o 3:30 byłam na nogach. :O Zjadłam porządne śniadanko i jak tylko słońce obudziło się, to ja wyruszyłam w drogę.

Temperatura do jazdy po 5" była idealna!!! Już ciepło, ale jeszcze nie gorąco. Naprawdę - jechało się świetnie. Zaplanowałam na dzisiaj asfaltówę po Chełmach, bo chciałam przejechać konkretny dystans, a pakowanie się w teren zabrałoby mi zbyt dużo czasu i nie zdążyłabym z powrotem do domu przed największym upałem.

Przed Stanisławowem nawcinałam się malin. Miejscówki nie zdradzę. :P PYSZNE BYŁY!!!



O 8" była już lampa, ale nadal nie było jeszcze zbyt gorąco i jechało się bardzo przyjemnie.



Za Kondratowem odbiłam na drogę prowadzącą przez Rzeszówek do Świerzawy, którą jeszcze nigdy nie jechałam.



Rzeszówek okazał się bardzo malowniczą miejscowością - położony między lasami, duuużo zieleni, spodobała mi się ta wiocha. :)

Po 3 godzinach jazdy byłam już w Świerzawie. Tam na ławeczce urządziłam sobie piknik. A na ławce złota myśl. :)



Po najedzeniu się kusiło mnie niesamowicie, żeby odbić na Lubiechową i Kapellę. Na szczęście wygrał zdrowy rozsądek, bo Lubiechowa i Kapella to najtrudniejsze podjazdy w regionie, więc dołożyłabym sobie z godzinę jazdy, a to wiązałoby się z powrotem do domu w piekarniku. Poczekam na bardziej odpowiednią temperaturę do połykania takich górek. :)

Ze Świerzawy udałam się w kierunku Dobkowa - wsi, która jest znana w Chełmach ze swojej malowniczości. Znajduje się w niej sporo gospodarstw agroturystycznych, jest dużo pasiek, no i są mega kolorowe przystanki autobusowe. :)



Nie no. Faktycznie te dobkowskie przystanki są przeurocze. :)))







Krecik (moja ulubiona bajka z dzieciństwa) i naczelni geje RP. :)







Nawet kosze na śmieci są pomalowane. Ktoś miał świetny pomysł na promocję wsi. :) Gdzieś w połowie Dobkowa wyskoczył z gospodarstwa kundelek. I od razu ruszył w pogoń za mną. Obejrzałam się, ale nie przyśpieszyłam, bo miał do mnie dobrych kilkadziesiąt metrów i myślałam, że nie da rady mnie dogonić. Ani się obejrzałam, a już czułam jego oddech na swojej łydce. No słodziak. :) Pomogło podkręcenie tempa i piesio wymiękł.

Za Dobkowem udałam się w kierunku Lipy, gdzie na asfalcie wystawionym na słońce trochę mnie przysmażyło. Na szczęście odcinek do Lipy nie był zbyt długi, a z kolei za Lipą zamoczyłam koszulkę w strumyku. Kolejne orzeźwienie przyszło w Paszowicach, gdzie wspomogłam się kupną wodą, bo jakoś nie mam zaufania do wioskowych strumyko-ścieków. A potem słońce zostało zasłonięte przez skupisko niewielkich obłoków i aż do Legnicy jechałam w "cieniu". :)

Najbardziej wysmażyło mnie już w Legnicy, kiedy chmurki poszły w jedną stronę, a słońce w drugą. Termometr pokazał wówczas 42,2 °C. Ale 5 km jazdy w upale jestem w stanie zaakceptować. :) Do domu wróciłam tuż po 12" i naprawdę nie było źle pod względem ciepłoty.

Wycieczka była super! Jeszcze wczoraj nie spodziewałam się, że uda mi się strzelić dzisiaj taką ładną pętelkę. Opłacało się zwlec z łóżka o nieludzkiej porze. :) Jeśli kiedyś wyleją nowy asfalt od Kondratowa za Rzeszówek oraz z Dobkowa do Lipy, to taka rundka stanie się perełką na asfaltowej mapie Chełmów.

Upał kontra Monia w dniu dzisiejszym - bezapelacyjnie 0:1! :D



Legnica - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Kondratów - Rzeszówek - Świerzawa - Dobków - Lipa - Nowa Wieś Mała - Siedmica - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 75-100 km


Uczestnicy

Chełmy do znudzenia (Radogost)

Sobota, 11 lipca 2015 • dodano: 11.07.2015 | Komentarze 0

Który to już raz byłam w Chełmach? No ale cóż poradzić skoro one są jak narkotyk - i ścieżki, chociaż już wielokrotnie przejechane, za każdym razem wywołują mega uśmiech na mojej gębie i powodują wydzielanie się mnóstwa endorfin. :) Było trochę asfaltów, trochę terenu, jeden szlak całkowicie nowo odkryty (niestety dupy nie urwał), aż w końcu wdrapałyśmy się z Moniką na wieżę widokową Radogost w Kłonicach. Była dzisiaj bardzo dobra przejrzystość powietrza, to i widoki były świetne:



I rzut okiem na Góry Sowie i Chełmiec w Wałbrzychu:



Idealna pogoda do jazdy, towarzystwo jak zawsze idealne, idealne widoki z Radogost, wszystko było dzisiaj idealne! :)



Legnica - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Pomocne - Muchów - Siedmica - Paszowice - Kłonice - Radogost - Kłonice - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 75-100 km


piekielne Chełmy

Sobota, 4 lipca 2015 • dodano: 06.07.2015 | Komentarze 9

Tak, tak. Dobrze widzicie. Taka panowała dzisiaj temperatura przez zdecydowaną większość wycieczki. To co się działo można określić jednym słowem - RZEŹNIA!!!

Na wycieczkę wybrałam się razem z Przemkiem (poznanym na Stravie), który mieszka pod Wrocławiem. Mimo że zjeździł już na rowerze prawie cały Dolny Śląsk, to Chełmy zawsze jakoś omijał - aż do dzisiaj. W drogę wyruszyliśmy tuż po 8", żeby wbić się w lasy jeszcze przed największym gorącem. Zaplanowałam na dzisiaj jazdę w zdecydowanej większości po leśnym terenie, bo wiadomo było, że na niezalesionych asfaltach będzie masakra. I była. :(

W teren wbiliśmy się już w Stanisławowie. Szlaki zdążyły już wyschnąć po poprzednim deszczowym tygodniu, temperatura w lesie była znośna, więc jechało się super. Po wyjechaniu w Bogaczowie, wbiliśmy się na Górzec, skąd szutrami zjechaliśmy pod Męcinkę. Przed wyjazdem z lasu zarządziłam powrót na szczyt Górzca, bo chciałam pokazać Przemkowi drugi najlepszy zjazd z tego wzgórza. I ani się obejrzeliśmy, a wylądowaliśmy w Jerzykowie, a następnie w Myśliborzu. Tam, w miejscowej knajpce, zrobiliśmy sobie dosyć długą przerwę na frytki i mnóstwo coli. :) Chciałam odpocząć przed kolejnym odcinkiem trasy - polnym skrótem z Myśliborza do Paszowic. W całości odkrytym i wystawionym na słońce...

Po odpoczynku ruszyliśmy dalej w drogę. Na polniaku termometr pokazał mi 44°C! Ten skrót ma tylko 3 km, ale przy dzisiejszym upale, ten odcinek totalnie mnie zniszczył. Z Paszowic pojechaliśmy w stronę Kłonic, gdzie po raz pierwszy zaliczyłam zgon na dzisiejszej trasie. Mimo że byliśmy z powrotem w lesie, marzyłam o powrocie do domu albo o zanurzeniu się w jakimś zbiorniku wodnym. Do tego trzeba było pokonać terenowy podjazd w stronę Grobli. "Fantastycznie"!

Przy życiu utrzymywała mnie myśl, że za Groblą płynie strumyk. Tylko dlaczego jest on taki płytki? :(



Po ochłodzeniu się odzyskałam trochę sił. Musiały mi wystarczyć na dojechanie do kolejnego strumyka - w Myśliborzu. Droga wiodła przez las, więc sił starczyło. :) Po powrocie do Myśliborza, zrobiliśmy sobie kolejną dłuższą przerwę, przed następnym nasłonecznionym odcinkiem trasy.

Miejscowy kot również nie ogarniał dzisiejszego upału. :)



W Myśliborzu zakończyły się leśne tereny na dzisiejszej wycieczce. Do domu zostało "tylko" 35 km. 35 km jazdy w pełnym słońcu. :( Do kolejnego zbiornika wodnego, zalewu w Słupie, było aż 15 km. Dojechałam do niego na granicy udaru cieplnego, bo dreszcze przy takiej pogodzie nie są dobrym objawem. Wchodząc do wody, buty ściągałam w biegu. :) Nie przeszkadzały mi ani wodorosty, ani zerowa przejrzystość wody. Po zanurzeniu się (oczywiście wcześniej ochlapałam się, żeby nie dostać szoku termicznego), miałam ochotę zostać w tej wodzie do 20" i dopiero wtedy wrócić do domu. Rad nie rad, wrócić trzeba było jednak wcześniej. Do wody weszłam w pełnym ubraniu (oprócz butów), więc podczas pozostałej drogi do Legnicy nie było mi już tak gorąco. Na lotnisku pożegnałam się z Przemkiem i do domu wróciłam ostatkami sił.

Przemek zdecydowanie lepiej zniósł upał. Mnie dzisiejsza pogoda pokonała bez dwóch zdań. Pomimo tego, że wlałam w siebie hektolitry picia, żeby nie odwodnić się, to było mi po prostu za gorąco i miałam wrażenie, że gotuję się od środka. No cóż - kolejna rowerowa nauczka. Nigdy więcej takich dystansów przy takiej pogodzie.



Legnica - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Bogaczów - Górzec - Jerzyków - Chełmiec - Myślibórz - Paszowice - Kłonice - Grobla - Siedmica - Myślibórz - Chełmiec - Męcinka - Słup - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 75-100 km


terenowe Chełmy w pigułce

Niedziela, 31 maja 2015 • dodano: 01.06.2015 | Komentarze 5

Motywami przewodnimi dzisiejszej wycieczki były: teren, awaria roweru (nie mojego! :D) i lot przez kierę (mój...). Ale po kolei... Zaplanowałam na dzisiaj trasę po najlepszych terenowych i szutrowych szlakach w PK Chełmy, bo jest sucho w lasach i można po nich śmigać bez obaw o błoto, do którego czuję nienawiść w najczystszej jej postaci. :P Punktualnie o 11" ruszyłam z Moniką w stronę Stanisławowa. Przez lasek złotoryjski dojechałyśmy do Dunina, skąd dalej do Krajowa udałyśmy się szutrami przez Janowice Duże. Pogoda dopisywała, szutry były suchutkie, nic tylko jeździć i jeździć. :) Tuż przed Krajowem jest terenowy zjazd przez las. Ja jak zwykle poprułam przodem i Monika tyle mnie widziała. W Krajowie zaczęłam na nią czekać. Czekam, czekam, czekam i zaczęło coś mi nie grać, bo to czekanie za długo trwało. Już miałam zawrócić po Monikę i sprawdzić czy wszystko w porządku, ale ona w końcu przyjechała. I oznajmiła mi, że na tym kończy dzisiejszą wycieczkę... Na zjeździe urwał jej się jakiś gwint w mechanizmie tylnego hamulca. Klamka ciągnęła linkę, ale hamulec nie działał. No niech to szlag! Byłam zła, bo nie lubię takich sytuacji, że nagle trzeba zmieniać plany, bo coś nie gra w rowerze. Dobrze jednak, że ta awaria nie przytrafiła się Monice w piątek przy zjeździe z radiostacji... Tu wrócę do naszych rozkmin po zjeździe do Podgórek. Samospełniająca się przepowiednia? :O Cóż poradzić. Monika musiała zawrócić do Legnicy, a ja pojechałam dalej już sama. Od razu skróciłam w myślach zaplanowaną trasę, bo odzwyczaiłam się od samotnych jazd i nie miałam najmniejszej ochoty na trzaskanie setki w samotności.

Zaraz po wjeździe do Stanisławowa odbiłam na rewelacyjny czerwony szlak prowadzący do Bogaczowa. Terenowo-szutrowy, kręty, głównie z górki. Miodzio. Obecnie, kiedy zieleń jest jeszcze taka soczysta, szlak jest po prostu piękny. Uroku dodają mu licznie rosnące paprocie.



A jeszcze dwa miesiące temu ten odcinek wyglądał tak...



Teraźniejszość...



I marcowa przeszłość...



Świetne są takie fotograficzne porównania tych samych miejsc z różnych pór roku. Dopiero na fotkach widać jak potrafi zmienić się przyroda w przeciągu tak krótkiego czasu.

W pewnym momencie zjechałam z czerwonego szlaku (gdyż obecnie jest bardzo zarośnięty, a nie chciało mi się samej przedzierać przez chaszcze) i do Bogaczowa pomknęłam jakąś inną ścieżką. Na żadnym drzewie nie zauważyłam kolorystycznego oznaczenia szlaku, więc przyjmijmy, że jest to jakiś dziki szlak, chociaż jest on bardzo ucywilizowany.



Po wyjechaniu w Bogaczowie od razu wpakowałam się na asfaltowy podjazd prowadzący na Górzec. Na górze była chwila na odpoczynek i pamiątkową fotkę mej skromnej osoby. :P



Dalej pojechałam zielonym (?) szlakiem prowadzącym do Jerzykowa, który odkryłam dwa tygodnie temu.



Szutrowy zjazd do Jerzykowa znowu zapewnił mi dużo frajdy. A w Jerzykowie jak zwykle dobre widoki na okolice.



Rozpoczął się sezon na polne kwiaty maści wszelakiej - chabry, maki, storczyki plamiste i wiele, wiele innych zdobią teraz pola.



Po przerwie obiadowej ruszyłam w kierunku Myśliborza. Po drodze spotkałam Łukasza, który wracał już do Legnicy po wycieczce z kuzynem. Zamieniliśmy kilka zdań, Łukasz pożyczył mi "szerokości" na czarnym szlaku do Wąwozu Myśliborskiego i rozstaliśmy się. Czarny szlak, który również odkryłam stosunkowo niedawno, jest najbardziej terenowym szlakiem w Chełmach. Wąski, leśny singielek z kamieniami, korzonkami, kilka razy przecinany przez strumyk, zapewnia dużo frajdy z jazdy na MTB.

Jeszcze fotka przed wjazdem na szlak i chwilę potem pomknęłam w terenową odchłań. :)



No i nadszedł czas na wyjaśnienie trzeciego motywu przewodniego dzisiejszej wycieczki - lotu przez kierę... Generalnie przez większość szlaku widać ścieżkę, bo nie jest zarośnięta. Niemniej jednak i tak ciągle trzeba mieć się na baczności, bo na nieuważnego rowerzystę czyhają korzonki albo połamane gałęzie, które lubią wyginać haki od przerzutek. :) Końcówka szlaku jest obecnie zachaszczona i zarośnięta trawą. Wystarczyła chwila nieuwagi i klasycznie przeleciałam przez kierę. Wszystko przez rów, który bezczelnie schował się przede mną w trawie. :) Tyle mojego szczęścia, że wylądowałam na miękkim podłożu, a że nie jechałam zbyt szybko, to upadek nie był jakoś bardzo bolesny. Podsumowując dzwona: straty w sprzęcie - brak; straty w ludziach - krwiak na lewym udzie. :P Upadając wyrżnęłam jakoś udem w kierownicę i całe mam zadrapane i posiniaczone. To i tak pikuś w porównaniu do moich poprzednich kontuzji (złamanie obojczyka; złamanie nosa i skręcenie kręgosłupa szyjnego - przyp. red.).

Jak już zgramoliłam się z powrotem na nogi, to odpoczęłam chwilę nad strumykiem. Musiałam ochłonąć. Po uspokojeniu się ruszyłam dalej żółtym szlakiem (już bardzo lajtowym, bo szutrowym) w stronę Myśliborza. Przed zjazdem do Myśliborza jeszcze fotka i za chwilę darłam się do turystów: "Z DROOOOOGIII ŚLEDZIEEEEE, BO POKRAKAAA JEDZIEEEEE!!!!!" :)))))



A dla Radzia kotek. :)



Na koniec jeszcze maczki.



Pomimo zawinięcia się z trasy Moniki oraz lotu przez kierę i tak było fajnie. :)



Legnica - Dunino - Janowice Duże - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - czerwonym szlakiem do Bogaczowa - Górzec - Jerzyków - Chełmiec - Myślibórz - Myślinów - czarnym szlakiem do Wąwozu Myśliborskiego - Myślibórz - Chełmiec - szutrami do Męcinki - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 75-100 km


terenowo po PK Chełmy

Sobota, 25 kwietnia 2015 • dodano: 26.04.2015 | Komentarze 9

Ostrzegam - będzie duuuużo zdjęć. :P

No! Pykła pierwsza 30-stka w tym roku. :))))



Taką pogodę jaka była dzisiaj, to ja rozumiem. Aczkolwiek wiatr znów był trochę upierdliwy, ale nie będę narzekać, bo wolę po stokroć lampę, temperaturę oscylującą wokół 30°C i wiatr, niż deszcz i zimnicę. Niestety na dzisiejszą wycieczkę musiałam udać się sama, bo Monika postanowiła odchamić się z koleżanką w teatrze. Dała jednak radę wyskoczyć na małą rundkę po okolicy i tak samo jak przed tygodniem - zupełnie przypadkowo spotkałyśmy się tuż za Legnicą. Ona wracała już do domu, a ja dopiero zaczynałam podbój Chełmów. Zaplanowałam na dzisiaj poodkrywanie nowych ścieżek, bo nadal jest sucho w lasach i na szutrach, więc trzeba korzystać z tych dobrodziejstw.

Wszelkie dzikie czereśnie, wiśnie i mirabelki mają teraz swoje apogeum kwitnienia. Wygląda to pięknie! KOCHAM WIOSNĘ! :)



W Słupie trzasnęłam pierwszą fotę mojej skromnej osoby. Przez brak towarzystwa nie miałam kogo molestować o robienie mi zdjęć, więc musiałam szukać dobrych podpórek pod aparat, a o to w terenie niestety ciężko.



Zieleń przeplata się teraz z białością i szkoda, że ta mieszkanka szybko zniknie.



Żółć też już zaczyna się panoszyć. :)



Ze Słupa udałam się w stronę Męcinki, a następnie szutrami dojechałam do Chełmca i dalej do Myśliborza. I główny motyw dzisiejszego wypadu.



Z Myśliborza odbiłam na szutrowo-polno-trawiasty szlak do Paszowic, który jest rewelacyjną alternatywą dla nudnego asfaltu łączącego obie miejscowości.



Po kilkunastu minutach wylądowałam najpierw w Paszowicach, a potem w Kłonicach, gdzie rozpoczęłam swoją wspinaczkę na wzgórze Radogost, na którym znajduje się wieża widokowa, skąd roztaczają się rewelacyjne widoki na okolice bliższe i dalsze. Zdjęcie tego nie oddaje, ale tam naprawdę jest ostro pod górę, więc uskuteczniłam sobie spacerek, bo prędzej spaliłabym sobie mięśnie w łydkach, niż podjechała ten szlak.



I bang. Jest wieża widokowa.



Na schodach prowadzących na górę wieży nie mogło zabraknąć miłosnych wyznań. :)



Na górze wieży pizgało niemiłosiernie, więc pstryknęłam szybko kilka fotek i wróciłam na dół.

Od lewej: wzgórze Rataj, Bazaltowa Góra, Męcinka oraz Paszowice.



Na zdjęcie załapały się też Karkonosze, które były dzisiaj dosyć dobrze widoczne.



Fotograf też miał swoje 5 minut. :)



Pierwszy ze szlaków, który postanowiłam dzisiaj odkryć, to czerwony prowadzący do Grobli. Jeszcze nigdy nie zjeżdżałam z Radogost w stronę Grobli, a zjazd jest dosyć ostry, więc wolałam nie ryzykować gleby i znowu pospacerowałam sobie.



Na szczęście tylko przez kilkadziesiąt metrów szlak jest stromy. Potem zamienia się w polny szuter, a następnie prowadzi przez las i jest naprawdę fajowy. Lekki teren, ciągle w dół. Mniam. :)



Po kilku minutach leśnej frajdy wylądowałam w Grobli. Wieś urokliwa, mogłabym mieć tam domek do relaksowania się w weekendy.



Jak zobaczyłam, że z lasu wybiegły dwa dosyć duże psy, to momentalnie zrobiło mi się słabo. Po ostatniej przygodzie z psami bardzo boję się tych wiejskich dużych kundli. :( Na szczęście dosyć szybko okazało się, że tym razem pieski były bardzo pokojowo nastawione i zaczęły zabiegać o moje względy.



Mieszaniec wilczura i huskiego szybko odpuścił, ale labrador skrzętnie liczył mi każdy kęs bułki. :)



No i skończyło się na tym, że głodna ruszyłam dalej. :) Zielonym szlakiem udałam się w stronę Siedmicy.



Szlak jest lajtowy, bo biegnie brzegiem lasu albo przez pola.



W Siedmicy odbiłam w stronę Myślinowa, do którego dojeżdża się cudownymi leśnymi szutrami, jednymi z lepszych w Chełmach.



Swą wycieczkę zielonym i niebieskim szlakiem zakończyłam w miejscu, w którym pojawił się drogowskaz wskazujący czarny szlak prowadzący do Wąwozu Myśliborskiego. To był drugi szlak, który postanowiłam dzisiaj odkryć. Jest słynny w naszym regionie, ze względu na to, że jest chyba najbardziej terenowym w Chełmach.



Trochę wahałam się czy pakować się w nieznaną mi dzicz, ale do odważnych świat należy i po chwili mknęłam już leśnym duktem.



Zaraz na początku szlaku pojawiła się pierwsza przeszkoda.



Tylko przez pierwszych kilkadziesiąt metrów szlak składa się z dwóch ścieżek, potem zamienia się w bardzo przyjemny leśno-wąwozowy singielek.





Szlak kilka razy przecina się ze strumykiem i w dniu dzisiejszym osiągnęłam nowy level w przenoszeniu roweru przez strumyk. :)













W środku wąwozu czarny szlak w swojej terenowej odsłonie kończy się i zamienia się w typowo leśny, lajtowy dukt.



Podsumowując wrażenia z pierwszego przejazdu czarnym - szlak jest naprawdę rewelacyjny! Są korzonki, kamienie, przejazdy przez strumyk, można podszkolić technikę jazdy w terenie. Nastawiłam się jednak na większy hardcor, a tu się okazało, że przejechałam go zupełnie bezproblemowo, a wiadomo, że moje umiejętności techniczne nie są na jakimś wysokim poziomie. Po deszczach na pewno jest tam mega hardcorowo, ale obecnie, kiedy jest sucho w lasach ten szlak to cud, miód i orzeszki. :) Po wyjechaniu z lasu, trawiastym zjazdem pomknęłam w stronę Myśliborza.



I skończyły się fajne, terenowe odcinki. Za Myśliborzem to już płaskie, asfaltowe nudy. :P Żeby urozmaicić sobie jeszcze wycieczkę, do Legnicy postanowiłam wrócić przez Legnickie Pole. Nadrobiłam trochę kilometrów, ale dla takich szutrów warto było. :)



Do domu wróciłam dosyć mocno zmęczona, bo jednak terenowe odcinki dają dwa razy bardziej w dupę, niż bujanina po asfaltach. Wycieczkę oceniam 10/10. Było super i jak dotąd - najlepiej samotnie w tym roku. :)



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Męcinka - szutrami do Chełmca - Myślibórz - Paszowice - Kłonice - Radogost - Grobla - Siedmica - Wąwóz Myśliborski - Myślibórz - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Małuszów - Czarnków - Lubień - Legnickie Pole - Bartoszów - Legnica

p.s. Także ten. Szykuj się Monia, bo przy nadarzającej się okazji zamierzam powtórzyć tę traskę. :) Albo proś o deszcz. :))

Kategoria 75-100 km


Uczestnicy

terenowo-szutrowe oficjalne rozpoczęcie wiosny :)

Sobota, 21 marca 2015 • dodano: 21.03.2015 | Komentarze 7

Przez cały miniony tydzień pitolili, że w ten weekend pogoda będzie na pewno nie wiosenna. Więc trzaskałam te nudne rundki po pracy, żeby nadgonić zaplanowane na marzec kilometry. I co? I figa z makiem. Pierwszy oficjalny dzień wiosny był przepiękny! :) Miał być krótki wypad na południe połączony z ewentualnym uciekaniem przed deszczem w drodze powrotnej, a skończyło się tak jak widać w statystyce wpisu. :)

Na początek asfaltami dojechałyśmy z Moniką do Stanisławowa. Z podjazdu pod radiostację zrezygnowałyśmy, bo zaplanowałam na dzisiaj jazdę po szutrach z domieszką poważniejszego terenu. No bo ileż można jeździć tymi samymi asfaltami? Zaczyna mi się to powoli nudzić, ale ja nie lubię nudzić się na rowerze. :P

Więc tuż po wjeździe do Stanisławowa odbiłyśmy na czerwony szlak prowadzący do Bogaczowa. Na początek miałyśmy małą przeprawę przez strumyk, a potem zaczęło się ostre podejście pod górę. Podjechanie tego nie wchodziło w rachubę. Na górę prowadziły dwie ścieżki. Miałyśmy do wyboru albo marsz po kolana w błocie, albo walkę z zalegającymi na szlaku połamanymi drzewami oraz gałęziami. Wybrałyśmy walkę z drzewami. :)



I tak przez dobre kilkaset metrów - albo zalegające pnie drzew, albo gałęzie. :) I do tego ostro pod górę, z nogami zapadającymi się w liściach - można było się zmęczyć.



Po odcinku z przeszkodami, szlak przeistoczył się w bardzo przyjemną leśną ścieżkę, wyściełaną liśćmi.



Miejscami jechałyśmy też brzegiem szczytu wzgórza, co zapewniło nam mnóstwo frajdy widokowej i w ogóle rowerowej. Świetne są takie szlaki!



Po wyjechaniu z trawiasto-liściastego odcinka, trafiłyśmy na fragment, którego nie sfotografowałam, bo byłam skupiona na nie zatapianiu się po kolana w rozrytym przez traktory błocie. Na szczęście ta część szlaku dosyć szybko się skończyła i zaczęłyśmy zjazd do Bogaczowa dosyć komfortową, ubitą ścieżką. Można było nieźle się rozpędzić i byłoby idealnie, gdyby nie źle wyprofilowane rynny, przed którymi trzeba było zwalniać.



Po drodze, przez drzewa, przebijały się widoczki. :)



I końcówka zjazdu do Bogaczowa.



Jak przejrzałam w domu mapkę, to okazało się, że w pewnym momencie zboczyłyśmy z czerwonego szlaku i do Bogaczowa zjechałyśmy jakąś drogą nieoznaczoną na mapie. No nic. Trzeba będzie tam wrócić i przejechać ten czerwony od początku do końca. :)

W Bogaczowie odbiłyśmy w stronę Pomocnego i wjechałyśmy na Górzec, a dalej fantastycznymi szutrami zjechałyśmy do Jerzykowa.





Końcówka zjazdu jest bardzo ostra, a ponadto kończy się zakrętem, więc tutaj zawsze zsiadam z roweru i podziwiam las z perspektywy pieszego. :)



Po dojechaniu przez Jerzyków do Chełmca, wbiłyśmy się na polny skrót do Myśliborza, skąd zaczęłyśmy podjeżdżać do Myślinowa. Na podjeździe dołączył do nas Łukasz, więc w obstawie CCC ruszyłyśmy kolejnymi szutrami w stronę Muchowa. Następnie w Muchowie skręciliśmy w las, bo wyczaiłam na mapie, że do Rzeszówka można dojechać komfortową drogą pożarową. No i faktycznie - szuter okazał się rewelacyjny!



I słit focia z rąsi z CCC. :)



Po wyjechaniu z lasu, dziurawym asfaltem zjechaliśmy do Kondratowa. Chciałam dzisiaj zaliczyć jeszcze dzisiaj szutry prowadzące do Leszczyny, ale przez goniący nas czas, zdecydowaliśmy się wrócić do Legnicy najkrótszą drogą, czyli przez szutrowy zjazd z Górzca do Męcinki. Uwielbiam go. Najlepszy szutrowy zjazd w regionie! Zdecydowanie.

Tutaj końcówka zjazdu.



A potem to już nudny powrót asfaltami przez Męcinkę i Słup.

Hmm. Reasumując. Wycieczka była mega. Pogoda piękna. Świetne towarzystwo. Rozdziewiczyłam kolejne szlaki w Chełmach. :) Wróciłam do domu mocno zmęczona, więc czego chcieć więcej od wycieczki rowerowej? :)



Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - czerwonym szlakiem do Bogaczowa - Górzec - Jerzyków - Chełmiec - Myślibórz - Myślinów - szutrami do Muchowa - szutrami do Rzeszówka - Kondratów - Pomocne - Górzec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 75-100 km