Krótko o mnie:

Więcej o mnie.
Moje maszyny:
Dawno, dawno temu:
- 2025, Wrzesień3 - 0
- 2025, Sierpień9 - 0
- 2025, Lipiec2 - 2
- 2025, Czerwiec11 - 2
- 2025, Maj1 - 0
- 2025, Kwiecień6 - 2
- 2025, Marzec1 - 0
- 2024, Październik3 - 5
- 2024, Wrzesień6 - 0
- 2024, Sierpień4 - 2
- 2024, Lipiec8 - 0
- 2024, Czerwiec4 - 2
- 2024, Maj3 - 0
- 2024, Kwiecień8 - 0
- 2024, Marzec3 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2023, Listopad3 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 2
- 2023, Sierpień8 - 6
- 2023, Lipiec9 - 0
- 2023, Czerwiec6 - 4
- 2023, Maj4 - 4
- 2023, Kwiecień1 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Październik3 - 1
- 2022, Wrzesień2 - 0
- 2022, Sierpień8 - 2
- 2022, Lipiec5 - 6
- 2022, Czerwiec9 - 2
- 2022, Maj3 - 0
- 2022, Kwiecień1 - 0
- 2022, Marzec2 - 0
- 2022, Luty1 - 0
- 2022, Styczeń1 - 3
- 2021, Listopad1 - 0
- 2021, Październik3 - 0
- 2021, Wrzesień3 - 2
- 2021, Sierpień2 - 0
- 2021, Lipiec6 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 2
- 2021, Maj7 - 7
- 2021, Kwiecień1 - 0
- 2021, Luty2 - 4
- 2020, Wrzesień2 - 0
- 2020, Sierpień3 - 2
- 2020, Lipiec8 - 5
- 2020, Czerwiec5 - 4
- 2020, Maj1 - 0
- 2020, Marzec2 - 0
- 2019, Wrzesień1 - 2
- 2019, Sierpień5 - 4
- 2019, Lipiec3 - 2
- 2019, Czerwiec3 - 4
- 2019, Maj2 - 8
- 2019, Kwiecień4 - 8
- 2019, Marzec1 - 7
- 2018, Październik2 - 19
- 2018, Wrzesień3 - 6
- 2018, Sierpień3 - 7
- 2018, Lipiec3 - 13
- 2018, Maj2 - 2
- 2018, Kwiecień4 - 11
- 2017, Grudzień1 - 10
- 2017, Październik2 - 7
- 2017, Sierpień3 - 13
- 2017, Lipiec2 - 5
- 2017, Czerwiec3 - 5
- 2017, Maj3 - 10
- 2017, Kwiecień1 - 3
- 2017, Marzec2 - 12
- 2017, Luty1 - 0
- 2017, Styczeń4 - 36
- 2016, Grudzień4 - 47
- 2016, Październik3 - 47
- 2016, Wrzesień11 - 100
- 2016, Sierpień12 - 64
- 2016, Lipiec7 - 66
- 2016, Czerwiec11 - 73
- 2016, Maj16 - 99
- 2016, Kwiecień6 - 54
- 2016, Marzec4 - 19
- 2016, Luty6 - 19
- 2016, Styczeń4 - 50
- 2015, Grudzień6 - 55
- 2015, Listopad4 - 28
- 2015, Październik8 - 27
- 2015, Wrzesień11 - 47
- 2015, Sierpień18 - 58
- 2015, Lipiec16 - 70
- 2015, Czerwiec8 - 24
- 2015, Maj11 - 57
- 2015, Kwiecień12 - 30
- 2015, Marzec9 - 38
- 2015, Luty7 - 58
- 2015, Styczeń2 - 10
- 2014, Grudzień2 - 8
- 2014, Listopad2 - 19
- 2014, Październik7 - 71
- 2014, Wrzesień8 - 61
- 2014, Sierpień8 - 36
- 2014, Lipiec4 - 26
- 2014, Czerwiec9 - 18
- 2014, Maj8 - 18
- 2014, Kwiecień5 - 18
- 2014, Marzec12 - 52
- 2014, Luty4 - 28
- 2014, Styczeń1 - 10
- 2013, Grudzień3 - 16
- 2013, Listopad3 - 80
- 2013, Październik8 - 59
- 2013, Wrzesień7 - 43
- 2013, Sierpień10 - 35
- 2013, Lipiec10 - 39
- 2013, Czerwiec13 - 23
- 2013, Maj8 - 25
- 2013, Kwiecień15 - 10
- 2013, Marzec7 - 2
- 2013, Luty6 - 5
- 2013, Styczeń3 - 0
- 2012, Grudzień3 - 14
- 2012, Listopad1 - 2
- 2012, Sierpień3 - 8
- 2012, Lipiec11 - 0
- 2012, Czerwiec8 - 0
- 2012, Maj5 - 0
- 2012, Kwiecień4 - 0
- 2012, Marzec1 - 0
- 2011, Sierpień2 - 0
- 2011, Czerwiec1 - 0
- 2011, Maj5 - 0
- 2011, Kwiecień2 - 0
- 2010, Czerwiec4 - 0
- 2010, Kwiecień1 - 0
- 2009, Wrzesień3 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
75-100 km
Dystans całkowity: | 4197.88 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 223:56 |
Średnia prędkość: | 18.38 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.87 km/h |
Suma podjazdów: | 32490 m |
Liczba aktywności: | 49 |
Średnio na aktywność: | 85.67 km i 4h 39m |
Więcej statystyk |
- DST 80.30km
- Czas 06:18
- VAVG 12.75km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 1713m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
singleeeeeee <3
Piątek, 22 lipca 2016 • dodano: 23.07.2016 | Komentarze 10
W końcu udało mi się zrealizować najważniejszy zaplanowany na ten rok wypad. :D A plan był taki, żeby za jednym zamachem przejechać wszystkie świeradowsko-czeskie single. Nawinęła się piękna pogoda, więc hejaaa!

Ależ mi się micha cieszyła na widok tych ścieżek. :D To mój trzeci wypad na single i mam już kilka ulubionych odcinków, TAK ŻE endorfiny wychodziły mi uszami. :)

W lasach pełno naparstnic. Pięknie wyglądają.

Gdzieś po drodze przerwa na kit kata. :)

Bo wypad bez widoczków, to nie wypad. :P




W dole Nowe Miasto pod Smrekiem.

Dzisiaj pierwszy raz jechałam po singlach niebieskim i czerwonym, znajdujących się po północnej stronie Nowego Miasta. Właściwie to nie była jazda po singlach, a po strumykach. :O O ile południowe czarne i czerwone single były w 80% suche, to te północne były w 90% zalane leśnymi strumykami. Ale i tak było fajnie. Pierwszy raz objechałam też "Zajęcznik", znajdujący się po polskiej stronie. Po powrocie do auta zastanawiałam się czy na niego pojechać, bo w nogach miałam już 66 km i ładną ilość przewyższeń. Wiedziałam jedno - że jak nie pojadę, to potem będę tego żałować; jeśli pojadę - też będę żałować, bo pewnie dobiję się. Nie myliłam się. Ostatnia asfaltowa sztajfa, na 8 km przed metą, psychicznie i fizycznie mnie zabiła. Ostatni kilometr to już tylko dzięki sile woli przejechałam. Oczywiście wtedy żałowałam, że skusiłam się na ten "Zajęcznik", ale dzisiaj już mi minęło. :) Uwielbiam te single!
Kategoria 75-100 km
- DST 79.40km
- Czas 05:17
- VAVG 15.03km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 1704m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Góry Sowie w doborowym towarzystwie!
Niedziela, 10 lipca 2016 • dodano: 13.07.2016 | Komentarze 9
W końcu! Po kilkunastu latach świetlnych umawiania się na wspólne eksplorowanie Gór Sowich, udało się dograć termin, zamówić pogodę na wypad i tuż po 9" razem z Emilką, Radziorem i Profesorem wyruszyliśmy w nieznane. :) To znaczy dla nich bardzo znane, ale dla mnie Góry Sowie to totalna nowość. Nigdy tam nie byłam, nawet na pieszej wycieczce, więc jarałam się strasznie wypadem. :)

Wycieczka od samego początku była sponsorowana przez podjazdy. Po 10-kilometrowym asfaltowym odcinku wbiliśmy się w teren, gdzie podjazdowa zabawa rozpoczęła się na dobre. :)

Trochę po dzikich szlakach, trochę po kamolach i korzonkach, trochę po szutrach, w końcu dojechaliśmy do pierwszego miejsca wytchnienia. :P Złocisty Prażubr smakował wybornie!

Nie wiem czy to zasługa izotonika, czy rozgrzania się, ale dalsza część trasy zaczęła mi iść zdecydowanie lepiej. Już nie traciłam oddechu na podjazdach i zaczęłam czerpać pełną radość z jazdy. A jak po drodze pojawiły się pierwsze widoczki, to do szczęścia nic już więcej nie było mi potrzebne. :)

Autografy potem. :P

W końcu na horyzoncie pojawił się też główny punkt programu dzisiejszego dnia - Wielka Sowa (to to wzgórze po lewej na najdalszym planie).

A po lewej towarzyszyła nam Ślęża i Radunia. Przejrzystość powietrza była dzisiaj rewelacyjna, więc co chwilę można było jarać się jakimiś panoramami. :)

W dole Glinno, a Wielka Sowa coraz bliżej.

Do Glinna zjechaliśmy pięknym asfaltowym stołem, by po chwili umierać już na kolejnym podjeździe. :P

Krótka sztajfa w Glinnie tak mnie rozgrzała, że dalej pociskałam już na totalnego letniaka. :) W każdym razie z Glinna odbiliśmy w stronę Przełęczy Walimskiej, do której doprowadził nas piękny teren.

Po drodze TAKIE widoki...

... i sesje. :)

Tak właśnie wyglądała letnia wersja mnie. :P

Na tym podjeździe zostałam obfotografowana z każdej możliwej strony. Fotoreporterzy byli wszędzie. :D




Bezpośrednio na Wielką Sowę dojechaliśmy pięknymi szutrami, na których miejscami trochę nas wysmażyło.

Taaaa daaammmm!!! Wielka Sowa na rowerze zdobyta! :) Drugi tysięcznik w mojej karierze zaliczony.


Pod wieżą był odpoczynek, było wcinanie kanapek i gaszenie pragnienia kolejnymi izotonikami, a na koniec obowiązkowa tematyczna fota.

Następnie Profesor zaproponował, żebyśmy pojechali na tzw. Lisie Skały. Nikt nie wiedział o co chodzi, bo tylko Profesor wcześniej już tam był i decyzja o pojechaniu w to miejsce zapadła ze średnim entuzjazmem. Jak się potem okazało, odcinek do tych skał był najfajniejszym z całego wypadu. Przynajmniej mnie on najbardziej się podobał.

Po drodze zdobyliśmy kolejny szczyt Gór Sowich.

I w końcu dojechaliśmy na skraj lasu, gdzie buzie trochę nam się otworzyły z zachwytu.


Pozachwycali się widokami i pojechali dalej.


Stamtąd zjechaliśmy.

Lisie Skały to tak naprawdę jedna duża skała z kilkoma mniejszymi, ale co oczywiste - od razu się na nią z Emilką wdrapałyśmy.


Warto było, bo widoki znowu zapierały dech w piersiach.


Czas niestety nie cofał się, więc trzeba było w końcu zakończyć to błogie lenistwo na skale. Jagódki też się trafiły. :)

Taka sztajfa! :O

Podprowadzanie też było. A jakże! :P

W pewnym momencie wbiliśmy się na jakiś dziki szlak, który po kilkuset metrach po prostu skończył się.

Musieliśmy zawrócić i przez kolejne kilkaset metrów trzeba było prowadzić rowery ostro pod górę, bo luźne kamienie i korzenie skutecznie blokowały jakąkolwiek próbę podjechania tego szlaku. Pitu pitu i dotarliśmy w końcu do Schroniska "Zygmuntówka".

Było szamanie bigosów, pajd ze smalcem i kiszonymi ogórkami oraz...

Po odpoczynku nastąpiła totalna demotywacja do dalszej jazdy. Nikt nie miał ochoty ruszać się ze schroniska, bo miejscówka jest taka, że można tam siedzieć, siedzieć i siedzieć. Wrócić jednak jakoś trzeba było, więc w końcu zebraliśmy się do kupy i ruszyliśmy z powrotem w stronę Wielkiej Sowy. Gdzieś po drodze trafiła się platforma widokowa.

To zdjęcie nie wymaga komentarza...

I heja banana w dół.

Po wyjeździe z terenu, zjechaliśmy już na asfalty prowadzące prosto do Świdnicy. Powrót to już cud, miód, orzeszki - 30
km zjazdu. :) A asfaltowy zjazdowy stół z Sokolca, przez Rzeczkę do
Walimia to po prostu urwał mi dupę. Zjazd ze Stanisławowa niech się
schowa i długo nie wyłazi teraz z nory. :P
Na koniec wycieczki nie mogliśmy też nie zajechać nad Jezioro Bystrzyckie, gdzie choć pięknie, to dzisiaj było wyjątkowo tłocznie i nie szło tam się zrelaksować.
Na koniec wycieczki nie mogliśmy też nie zajechać nad Jezioro Bystrzyckie, gdzie choć pięknie, to dzisiaj było wyjątkowo tłocznie i nie szło tam się zrelaksować.

Radzior podjął próby kontemplacji, ale nie wiem czy skuteczne. :P

Więc ten. Podsumowując. Fajnie było no! :))))) Dziękuję jeszcze raz Emilce, Radkowi i Profesorowi za przemiłe towarzystwo, pokazanie nowych terenów i oby do jak najszybszego następnego. :)
Przewyższenia tym razem zaciągnięte ze Stravy, bo ona więcej ich nastukała. :P Tak czy siak górek było sporo. :)
Przewyższenia tym razem zaciągnięte ze Stravy, bo ona więcej ich nastukała. :P Tak czy siak górek było sporo. :)
Świdnica - Bystrzyca Dolna - Burkatów - Bystrzyca Górna - Lubachów - Glinno - Wielka Sowa - Schr. "Sowa" - Schr. "Zygmuntówka" - Schr. "Sowa" - Sokolec - Rzeczka - Walim - Jugowiec - Zagórze Śląskie - Lubachów - Bystrzyca Górna - Burkatów - Bystrzyca Dolna - Świdnica
p.s. Dotrwał ktoś do końca wpisu? :P
Kategoria 75-100 km
- DST 85.90km
- Czas 04:07
- VAVG 20.87km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 621m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Ranczo Grapa
Sobota, 18 czerwca 2016 • dodano: 18.06.2016 | Komentarze 6
Miałam pojechać dzisiaj na Kapellę i nacieszyć duszę widokami na Karkonosze. W Pielgrzymce zweryfikowałam swoje plany, bo miałam już serdecznie dosyć dzidy pod wiatr. Zaczęłam zastanawiać się nad dalszą częścią trasy. I wtedy przyszło olśnienie - Ranczo Grapa. To położony tuż za Pielgrzymką, w małej wsi Nowe Łąki, ośrodek parafialny stworzony przez lokalnego księdza. Miejsce, gdzie można totalnie się zrelaksować w towarzystwie braci mniejszych. Ale o tym za chwilę.
Droga do Nowych Łąk (czyli ze Złotoryi, przez Pielgrzymkę) nie jest jakoś specjalnie atrakcyjna - pod względem widokowym wręcz beznadziejna, a do tego panuje na niej dosyć spory ruch, bo dużo ludzi jeździ tamtędy choćby do Świeradowa-Zdroju. Więc kiedy w końcu zjechałam z asfaltu w las i odbiłam w kierunku Rancza, a w pewnym momencie moim oczom ukazał się taki oto widok...
Droga do Nowych Łąk (czyli ze Złotoryi, przez Pielgrzymkę) nie jest jakoś specjalnie atrakcyjna - pod względem widokowym wręcz beznadziejna, a do tego panuje na niej dosyć spory ruch, bo dużo ludzi jeździ tamtędy choćby do Świeradowa-Zdroju. Więc kiedy w końcu zjechałam z asfaltu w las i odbiłam w kierunku Rancza, a w pewnym momencie moim oczom ukazał się taki oto widok...

... to wykrztusiłam z siebie tylko dosadne: "O kur*a!". :) Ostrzyca Proboszczowicka wyglądała dzisiaj przepięknie.

Po nacieszeniu oczu chociaż jednym widokiem, pojechałam już na Ranczo. A tam od progu przywitały mnie uchate słodkości. :)




Na terenie ośrodka znajduje się mini zoo - można pomiziać kozy, króliki, kucyki, lamy, daniele, owce, osła i pewnie jeszcze jakieś zwierzęta, których nie dostrzegłam. Sporo zwierząt biega wolno, więc można bez problemu je nakarmić czy też pogłaskać. Coś fantastycznego dla kogoś kto kocha zwierzęta. Czyli dla mnie. :) Z Rancza roztacza się też dosyć ładny widok na farmę wiatrową w Łukaszowie.

Wróćmy jednak do królików. :D


Jest też park linowy, więc to kolejna atrakcja, dla której warto odwiedzić to miejsce.


Między drzewami mieni się też Ostrzyca.

Wspomniane wcześniej daniele.

I ich urocze dupki. :)

Nawinął się też czarny uchaty. ;)

I pozostałe zwierząta znajdujące się na terenie Rancza.






Gdzieś był też paw, ale niestety nie widziałam go. Nie miałam też czasu na szukanie jegomościa, bo po zobaczeniu, że nad terenem Rancza robi się coraz ciemniej, stwierdziłam, że czas najwyższy wracać do domu. Po wyjechaniu na szuter prowadzący do Nowych Łąk, Ostrzyca nie wyglądała już tak fajnie. :/

Za mną też nie było zbyt różowo.

Wiedziałam już, że pytanie dzisiejszego dnia nie brzmi: "Czy mnie zleje?", tylko "Kiedy mnie zleje?". :D Postanowiłam jednak walczyć. Zapakowałam wartościowe rzeczy w nieprzemakalny futerał, ubrałam przeciwdeszczową kurtkę i zaczęłam pruć drogą powrotną ile sił w nogach. Na odcinku z Nowych Łąk do Pielgrzymki wyszła mi średnia 40 km/h. :D Dalej był lekki, ale rozwleczony podjazd, więc było już "tylko" 30 km/h. :))) Dawno tak nie darłam na rowerze. :P Na odcinku z Pielgrzymki do Jerzmanic-Zdrój burza jednak wygrała - na zjeździe w Jerzmanicach zalewało mi już oczy, więc z prędkością światła wpadłam na przystanek. Uff!

Na szczęście było ciepło, więc zrobiłam sobie przymusową przerwę - zjadłam snickersa, pograłam w Farm Heroes Saga, zrobiłam sobie zdjęcie, patrzyłam na ścianę wody lejącą się z nieba, raczej nie nudziło mi się. :P

Po pół godziny przestało padać. Ruszyłam dalej w drogę. Pomimo, że już nie padało, to dalej zalewało mi oczy - tym razem wodą z kałuż. :))) Masakra. Po kilku minutach jazdy byłam już upaprana deszczówką po szyję. Na szczęście w Złotoryi już całkowicie się rozpogodziło, więc wyskoczyłam z kurtki i już na letniaka pocisnęłam do Legnicy.

Po przyjechaniu do Legnicy, burzowe brzydactwo było już za nią.

No proszę jaką piękną pogodę miałam na koniec wycieczki. :)

Wypad absolutnie udany i z atrakcjami. :) Koniecznie będę musiała wrócić na Ranczo - w dzień z pewniejszą pogodą i z 10 kg marchwi w plecaku. :))
Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Łaźniki - Rokitnica - Kozów - Złotoryja - Jerzmanice-Zdrój - Pielgrzymka - Nowe Łąki - Ranczo Grapa - Nowe Łąki - Pielgrzymka - Jerzmanice-Zdrój - Złotoryja - Legnica
Kategoria 75-100 km
- DST 80.20km
- Czas 04:56
- VAVG 16.26km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 959m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
terenowe Chełmy
Sobota, 11 czerwca 2016 • dodano: 11.06.2016 | Komentarze 4
Na początek maczki i chabry. :)

Pomysł na dzisiejszą trasę wyklarował mi się z samego rana. Dawno nie walnęłam sobie porządnej terenowej trasy po Chełmach, a że pogoda była idealna na taki wypad, to po śniadaniu bez wahania ruszyłam w stronę Chełmów.
W Duninie jeszcze do niedawna ta hacjenda była najbardziej pożądaną w okolicy. Teraz chyba nikt nie chciałby się zamienić z właścicielami tego domu. Przed tym laskiem na górce będzie biegła S3...
W Duninie jeszcze do niedawna ta hacjenda była najbardziej pożądaną w okolicy. Teraz chyba nikt nie chciałby się zamienić z właścicielami tego domu. Przed tym laskiem na górce będzie biegła S3...

W teren wpakowałam się zaraz za Sichowem. Postanowiłam pobawić się dzisiaj w eksploratorkę i odkryć jakieś nowe ścieżki. Już pierwsza okazała się rewelacyjną, trawiastą drogą. Co prawda było mocno pod górę, ale wiedziałam, że łatwo dzisiaj nie będzie.

Po wyjechaniu z trawy tej powyżej, wbiłam się na już dobrze mi znane szlaki prowadzące do Bogaczowa.

Raz na rok niech będzie i wrzucę to selfie. :P

Po wpakowaniu się na Górzec, tym razem nie zjechałam z niego ulubionymi szutrami, tylko zapuściłam się w jakiś dziki szlak. Okazał się bardzo fajny, bo nie jest ani kamienisty, ani jakiś hardcorowo terenowy.

Ulubione górzcowe szutry też były, ale tym razem pod górę.

Nawinęła się dobra miejscówka na aparat, to skorzystałam. :)

I znowu piękne, leśne szutry.

Z Jerzykowa, jak zawsze, dobre widoki na okolice.

Po pokatowaniu okolic Górzca miałam wracać już do domu, ale postanowiłam jeszcze pojechać do Wąwozu Myśliborskiego, bo w całej swojej rowerowej karierze przejechałam go całego tylko raz. :O

A Wąwóz również jest piękną miejscówką do jeżdżenia.


Wyjazd z Wąwozu.


W Myśliborzu skończyło się wszystko co dobre i pozostał mi już tylko powrót asfaltami do Legnicy. Po drodze trafił się miziak. :) Tzn. Ona. Mało co na głowę mi nie weszła, tak się łasiła. :)

Za jakiś czas zrobię zdjęcie porównawcze - z wybudowanym w tym miejscu wiaduktem S3.

A na koniec znowu maczki. Tym razem bez chabrów. :)))

Legnica - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Bogaczów - Górzec - Jerzyków - Chełmiec - Myślibórz - Piotrowice - Stary Jawor- Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria 75-100 km
- DST 94.90km
- Czas 04:27
- VAVG 21.33km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 757m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
IV Rowerowa Rundka z Powiatem Bolesławieckim
Sobota, 21 maja 2016 • dodano: 22.05.2016 | Komentarze 15
Mało brakowało, a przeszłaby mi koło nosa świetna rowerowa impreza. Chociaż dowiedziałam się o niej w ostatniej chwili, to udało się wbić na listę uczestników i tuż po 9" na dworcu PKP w Bolesławcu przywitał mnie Darek. Ledwo co przyjechał na dworzec, a już jakaś dziewczyna krzyczała do drugiej "Patrz jaki śmieszny rower!". Tyle co przyjechaliśmy na miejsce startu rajdu, a już zaczęły się wywiady, telewizje, autografy itd. :))))

O co chodzi z tym rajdem? Starostwo Powiatowe w Bolesławcu, w ramach "Tygodnia z Powiatem Bolesławieckim", zorganizowało 2 rajdy rowerowe - na 20 km i 95 km. Razem z Darkiem zdecydowaliśmy się na większą pętlę. Oprócz nas zgłosiło się jeszcze 13 śmiałków, w tym jeszcze 2 przedstawicielki płci pięknej. Punktualnie o 10" byliśmy już gotowi do startu.

Poszły konie po betonie. :)

W sumie to od samego początku wiedziałam, że trasa będzie mi się bardzo podobać, bo została wytyczona po asfaltach i szutrach. Już pierwszy szuter był świetny, bo prowadził między tak lubianymi przeze mnie rzepakami. Jak widać dosyć szybko zgłodniałam. :P

Asfaltowe odcinki zostały tak dobrane, żeby był na nich jak najmniejszy ruch samochodowy, przez co bardzo często mogliśmy jechać całą szerokością jezdni.

Najlepszym asfaltowym odcinkiem był ten z Krzyżowej do Gromadki - samochodów praktycznie brak, dosyć fajne okoliczne widoki, no i ten stół! O takich drogach w okolicy Legnicy można sobie tylko pomarzyć.


Po 35 km jazdy, tuż za Gromadką, zrobiliśmy sobie pierwszy przystanek regeneracyjny.

Każdy szamał co miał, byle tylko uzupełnić braki w energii, bo Panowie prowadzący peleton wrzucili dosyć mocne tempo od początku trasy. :)

Po krótkim odpoczynku wbiliśmy się na przepiękne leśne szutry prowadzące do Trzebienia.


Dalej jechaliśmy albo asfaltami (nadal gładkim), albo znów rzepakowymi bezdrożami, albo polnymi szutrami. Trasa była dobrana naprawdę świetnie.

I znowu czas na przerwę, czas na Kita Kata. :D

Jedynym fatalnym odcinkiem według mnie, był kilkukilometrowy szuter biegnący wzdłuż autostrady A4. Hałas aut, do tego jazda po wiatr. Ten odcinek bardzo mi się nie podobał. :P
Gdzieś po drodze narada wojenna. :)
Gdzieś po drodze narada wojenna. :)

Jego Królewska Mość Sean. :D

I bardzo inteligentne rozmówki z miejscowymi, niczym w "Ranczo". :DDD

Pomimo wyluzowanego charakteru rajdu, parę razy nie odmówiliśmy sobie małych wyścigów między sobą czy też kilkukilometrowych jazd na najwyższych obrotach w tzw. pociągu. Atmosfera podczas całego rajdu była świetna. :)
Ani się obejrzeliśmy, a punktualnie o 16" wróciliśmy z powrotem do Bolesławca.
Ani się obejrzeliśmy, a punktualnie o 16" wróciliśmy z powrotem do Bolesławca.

Zostaliśmy hucznie przywitani przez władze Starostwa i organizatorów rajdu, a także przez sporą grupkę mieszkańców Bolesławca. Nikt po drodze nie wymiękł, nikt nie padł ze zmęczenia, nikt nie złapał kapcia. Wszystko udało się na tip top. :)

Za udział w rajdzie każdy z jego uczestników dostał okolicznościowy medal.

Bardzo miła niespodzianka. :)


Oprócz medalu, dostaliśmy też pyszną sałatkę z kurczakiem i milionem witamin na zaspokojenie pierwszego głodu. Każdy wcinał, aż mu się uszy trzęsły. :) Na zaspokojenie drugiego głodu wybraliśmy się z Darkiem, Ulą i Kazikiem do jednej z bolesławieckich restauracji.

Po rozmowach o wrażeniach z rajdu i wymianie rowerowo-życiowych doświadczeń, ja i Darek pożegnaliśmy się z Ulą i Kazikiem i Darek postanowił zabrać mnie jeszcze nad bolesławiecki wiadukt kolejowy. Budowla zrobiła na mnie ogromne wrażenie i po renowacji wygląda naprawdę imponująco!

Tak mnie roznosiła energia po rajdzie, że musiałam jeszcze trochę popodnosić ciężarów. :P

Na koniec jeszcze jedna pamiątkowa fotka z Darkiem i zostałam odstawiona na dworzec PKP. :)

Medal prezentuje się tak. ;)

Tytułem podsumowania - było super. Nie wiem jak były zorganizowane poprzednie edycje rajdu, ale tegoroczna bardzo mi się podobała. Tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że takie lokalne inicjatywy są fantastyczne i mam nadzieję, że za rok wrócę do Bolesławca. :)
Bolesławiec - Łaziska - Stare Jaroszowice - Wartowice - Warta Bolesławiecka - Tomaszów Bolesławiecki - Krzyżowa - Różyniec - Gormadka - Borówki - Trzebień - Parkoszów - Golnice - Krępnica - Osieczów - Kierżno - Parzyce - Nowogrodziec - Ocice - Kraszowice - Otok - Bolesławiec
Kategoria 75-100 km, imprezy / rajdy rowerowe
- DST 80.40km
- Czas 04:12
- VAVG 19.14km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 775m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
majowa lampa (Stanisławów - Siedmica)
Środa, 11 maja 2016 • dodano: 18.05.2016 | Komentarze 4
Nie mam już pomysłów na opisy wycieczek po trasach, które przejechałam już tysiąc razy. :P W inne nowe rejony nie zamierzam się zapuszczać, więc dziś będzie krótko i na temat.
Mega lampa od rana, więc postanowiłam wypuścić się gdzieś dalej w Chełmy. Chciałam też sprawdzić nogę na mocniejszych podjazdach. Znowu porządnie wiało, ale trasę dobrałam tak, że ani ten wicher mi nie pomagał, ani też za bardzo przeszkadzał. Pogodowo było idealnie. :)
Mega lampa od rana, więc postanowiłam wypuścić się gdzieś dalej w Chełmy. Chciałam też sprawdzić nogę na mocniejszych podjazdach. Znowu porządnie wiało, ale trasę dobrałam tak, że ani ten wicher mi nie pomagał, ani też za bardzo przeszkadzał. Pogodowo było idealnie. :)

:P

A na koniec daniele z Warmątowic.

Było super, z jednym małym "ale" - ręce to tak sobie zjarałam, że szkoda gadać. :/ Nie pozdrawiam tłustej świni, która o mało co nie zmiotła mnie do rowu na odcinku do Przybyłowic (czarny chyba VW Touareg DL O3R... - tyle zapamiętałam). Pamiętaj chamie - karma wraca!
A. I jeszcze jedno. :D

Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Pomocne - Muchów - Lipa - Nowa Wieś Mała - Siedmica - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria 75-100 km
- DST 97.70km
- Czas 05:10
- VAVG 18.91km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 855m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
wietrzny Zamek Grodziec
Sobota, 2 kwietnia 2016 • dodano: 02.04.2016 | Komentarze 14
Od kilku dni zapowiadali na weekend lampę, więc już od kilku dni wiedziałam, że dzisiaj wypuszczę się gdzieś dalej. Nie wiedziałam tylko gdzie. Wczoraj wieczorem nadal nie miałam skonkretyzowanych planów. Wiedziałam tylko, że na pewno nie pojadę w Chełmy, bo z racji rzadkich ostatnio jazd, nie mam mocy na długą jazdę po górkach. Rano zapaliła mi się czerwona lampka w głowie - że no przecież! Zamek Grodziec! Spojrzałam na prognozy siły oraz kierunku wiatru i mina trochę mi zrzedła. O ile do Grodźca czekała na mnie bajeczna jazda z halnym w plecy, o tyle na powrocie wiedziałam, że będzie mordęga. No ale nie może być idealnie. :)
Do Zagrodna dojechałam swoją standardową trasą. Zgodnie z przewidywaniami, rower sam jechał. :) Pozbierałam wszystkie możliwe Qomy na Stravie. W Zagrodnie zawsze odbijam na Uniejowice, ale dzisiaj postanowiłam dojechać na zamek inną drogą - przez Olszanicę. Jeszcze nigdy nie jechałam taką wersją trasy, ale okazało się, że jest o wiele lepsza i bardziej malownicza.
W końcu zza lasu wyłonił się cel mojej dzisiejszej wycieczki.
Do Zagrodna dojechałam swoją standardową trasą. Zgodnie z przewidywaniami, rower sam jechał. :) Pozbierałam wszystkie możliwe Qomy na Stravie. W Zagrodnie zawsze odbijam na Uniejowice, ale dzisiaj postanowiłam dojechać na zamek inną drogą - przez Olszanicę. Jeszcze nigdy nie jechałam taką wersją trasy, ale okazało się, że jest o wiele lepsza i bardziej malownicza.
W końcu zza lasu wyłonił się cel mojej dzisiejszej wycieczki.

Pyk jeszcze jedno pamiątkowe zdjęcie i pojechałam dalej.

Po raz kolejny wzgórze z zamkiem w roli głównej.

I zoom na zabudowania.

Dzisiejszy widok na Karkonosze urywał dupę i wszystkie kończyny. Zaczął się sezon bajecznych widoków na Śnieżkę, Śnieżne Kotły, Szrenicę i całą resztę. Dopóki nie stopnieje na nich śnieg. :)

Po wjechaniu pod zamek, jak zwykle była zadyszka, więc była też dłuższa przerwa na złapanie oddechu.


Na zamku odbywał się dzisiaj jakiś piknik dawnych wojsk.

Co jak co, ale zjazd z zamku nigdy nie zapewnia mi frajdy. Początek stromy, na zjeździe pełno piachu, a końcówka zjazdu taka, że wytrzepie człowieka za wszystkie czasy.
Selfie z dupy strony. :P

Po odbiciu na Nową Wieś Grodziską zaczęła się dzida pod wiatr. Chryste jak naparzało wiatrem w twarz!!! No ale wyruszając w drogę wiedziałam na co się piszę.
Na punkcie widokowym Nahtaha, po raz kolejny na trasie, urwało mi tyłek. :) Tak samo jak rzepakami, tak samo i tym widokiem nigdy nie przestanę się jarać!
Na punkcie widokowym Nahtaha, po raz kolejny na trasie, urwało mi tyłek. :) Tak samo jak rzepakami, tak samo i tym widokiem nigdy nie przestanę się jarać!

Na odcinku z Pielgrzymki do Jerzmanic-Zdrój paszczowiatr tak mnie sponiewierał, że na bardzo stromym zjeździe normalnie mnie zatrzymywało. :O
A za Sępowem króluje Wilcza Góra.
A za Sępowem króluje Wilcza Góra.

Przez chwilę miałam głupi pomysł odbicia z Wilkowa na Kondratów. Głupi, bo do Kondratowa prowadzi jeden z mocniejszych podjazdów w okolicy, więc dobiłabym się nim niemiłosiernie. Na szczęście tym razem rozsądek wziął górę i zjechałam do Leszczyny.

Skansen górniczo-hutniczy w Leszczynie.

Po wyjeździe z Leszczyny było dalsze masakrowanie mnie wmordęwindem. Ten trochę odpuścił dopiero w Słupie. Do domu dojechałam na resztkach sił. 35 km centralnie pod bardzo mocny wiatr zrobiło swoje. Ale całościowo i tak jestem mega zadowolona z wycieczki. :)
Legnica - Wilczyce - Ernestynów - Brennik - Łukaszów - Zagrodno - Olszanica - Grodziec - Nowa Wieś Grodziska - Pielgrzymka - Jerzmanice-Zdrój - Sępów - Wilków - Leszczyna - Prusice - Sichów - Sichówek - Winnica - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria 75-100 km
- DST 97.80km
- Czas 05:15
- VAVG 18.63km/h
- VMAX 47.30km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 996m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
pomału trzeba żegnać się z sezonem (Zamek Grodziec)
Niedziela, 27 września 2015 • dodano: 28.09.2015 | Komentarze 6
Co się odwlecze, to nie uciecze. To po pierwsze. A po drugie - jak się na coś uprę, to nie ma bata i będę dążyć do zrealizowania tego. :P Postanowiłam więc dokończyć wycieczkę sprzed tygodnia. Na wypad ponownie udało mi się zwerbować Monikę. Obecny wpis zacznę od miejsca, w którym zakończyłam poprzedni.

Także przez ten tydzień nieźle ochłodziło się. Tydzień temu śmigałyśmy na letniaka, a dzisiaj, kiedy od samego rana na niebie zalegały ciężkie chmury, trzeba było już przyodziać bluzę, długie spodnie, a na zjazdach pełne rękawiczki. Do tego wiał mocny, nieprzyjemny wiatr i było naprawdę chłodno. Nie było mi jednak zimno, bo nowa bluza spisała się na 5-. Minus za to, że na podjazdach było mi trochę za ciepło, ale za to na płaskim i na zjazdach było bardzo komfortowo. A choćby na kilometrowym zjeździe do Wilkowa z 8% nachyleniem można było zmarznąć.
Pomimo optymistycznych prognoz pogody, od zachodniej strony było dzisiaj tak.

A na wschodzie takie rzeczy działy się. :)

Zdjęcia zostały zrobione z tego samego miejsca. Co oczywiste, jechałyśmy z Moniką w tej zachmurzonej części, a na wielki błękit patrzyłyśmy z utęsknieniem. Najważniejsze jednak, że nie padało. :)
Ze Złotoryi do Grodźca nie działo się nic ciekawego. Ot asfaltowa tułaczka z towarzyszącym nam wiatropaszczem. W Grodźcu zatrzymałyśmy się na chwilę pod miejscowym sklepem. Stało też tam kilku lokalnych "przystojniaków". Oczywiście już zaprawieni. :) Tylko czekałam na moment, kiedy zagadają. I w końcu: "A panienki na tych rowerkach to z daleka?". :D :D :D Monika grzecznie odpowiedziała, że z Legnicy. I zapadła cisza. :))) Po odzyskaniu mowy "chłopcy" pogadali jeszcze chwilę i rozstaliśmy się, nie wymieniając się numerami telefonów. :P
Grodziec przywitał nas błękitem. :)

Chwila zwiększonego tętna na podjeździe i mogłyśmy po raz kolejny zrelaksować się na dziedzińcu Zamku.

Ze względu na duże zachmurzenie, widoczki były dzisiaj średnie, więc nie było sensu wchodzić na wieżę widokową.

Wypiłam jedną z najdroższych herbat w życiu (w stosunku do jej ilości), Monia średnio-dobrą kawę, posłuchałyśmy opowieści starszej Pani z Chocianowa, która uprawia turystykę pieszą (i zeszła już kawałek gór w Polsce) i po odpoczynku czas było zacząć wracać, bo nad Zamek nadciągnęły takie chmury, że dostałyśmy z Moniką pietra, że oberwie nam się deszczem.

Przy wyjeździe z Zamku zaczepił nas jeszcze jeden Pan, standardowo pytając: "A Panie to z daleka?". Krótka wymiana zdań i pozostawiłyśmy Pana i jego współtowarzyszy z lekkimi karpami, że my z Legnicy. Tak jakby ta Legnica była na drugim końcu świata. :)
Do Legnicy zaczęłyśmy pruć ile sił w nogach, co by nie pożarł nas ten brzydki front.

Front gonił nas przez większość trasy, ale na szczęście tylko straszył swoim wyglądem, bo chyba nie przyniósł ze sobą deszczu.

Jeszcze fotki z farmy wiatrowej w Łukaszowie, gdzie spostrzegawcze oko dostrzeże Ostrzycę Proboszczowicką,

Wilczą Górę albo Rosochę. :)

Pewne rzeczy na wypadach rowerowych są tak oczywiste, jak to, że białe jest białe, czarne jest czarne, a d jest blade. :) Więc w końcu wypogodziło się... Tuż przed wjazdem do Legnicy. :))))) No zrobiła się taka lampa, że pozostał lekki żal, że nie miałyśmy takiej pogody od samego początku. W każdym razie S3 buduje się w najlepsze i kroczy ku Chełmom. :/

Po raz kolejny nie zawiodłam się na Grodźcu. To miejsce jest jakieś magiczne, bo wypady tam są zawsze fajne. Powroty do Legnicy są jeszcze lepsze, bo ciągle z górki, więc zawsze wraca się z uśmiechem na gębie. :)
Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Kondratów - Wilków - Złotoryja - Uniejowice - Grodziec - Uniejowice - Zagrodno - Łukaszów - Brennik - Ernestynów - Krotoszyce - Wilczyce - Szymanowice - Legnica
p.s. Darku i Beatko - nie dałam znać, że wpadamy na Grodziec, bo zwyczajnie zawiodła mnie technika w telefonie. Będzie jeszcze okazja do spotkania. :)
p.s. Darku i Beatko - nie dałam znać, że wpadamy na Grodziec, bo zwyczajnie zawiodła mnie technika w telefonie. Będzie jeszcze okazja do spotkania. :)
Kategoria 75-100 km
- DST 99.69km
- Czas 06:03
- VAVG 16.48km/h
- VMAX 44.69km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 1356m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
terenowe Chełmy w duecie
Sobota, 15 sierpnia 2015 • dodano: 16.08.2015 | Komentarze 5
Plan na dzisiaj był prosty i przejrzysty - przejechać prawie wszystkie najlepsze terenowe odcinki w Chełmach i zdążyć z powrotem do domu przed prognozowaną burzą. Po ostatnich wypadach pod radiostację, musiałam przypomnieć sobie, że istnieją inne, równie fajne trasy na Pogórzu Kaczawskim. :)
Na dzisiaj znowu zapowiadali upał, więc rano stoczyłam ciężką walkę z przyciąganiem łóżkowym. Rekordu wczesnego wyjścia na rower nie udało mi się pobić (przypom. red.), bo na rower wyszłam pół godziny później. "Bóg mnie opuścił", jak to później stwierdził Max, bo kto normalny zrywa się na urlopie z łóżka o 5" rano? :) Niemniej jednak znowu powtórzę, że nie ma lepszej godziny do jazdy w upały, niż między 5", a 7" rano. Temperatura jest wtedy idealna! :)
Na dzisiejszy wypad zwerbowałam właśnie Maxa i tuż po 6" ruszyliśmy na podbój Chełmów. Trasę w całości zaplanowałam ja, Maxowi pozostało delektować się nowo odkrywanymi przez niego ścieżkami. :) Najpierw uderzyliśmy na Górzec, skąd jeszcze szybciej szutrami zjechaliśmy do Męcinki. Potem pitu pitu do Myśliborza, podjazdem do Myślinowa i już pruliśmy leśnymi szutrami w stronę Siedmicy (chyba najpiękniejszymi w całych Chełmach).
Kto pruł, ten pruł. Inni podprowadzali... :))))
Na dzisiaj znowu zapowiadali upał, więc rano stoczyłam ciężką walkę z przyciąganiem łóżkowym. Rekordu wczesnego wyjścia na rower nie udało mi się pobić (przypom. red.), bo na rower wyszłam pół godziny później. "Bóg mnie opuścił", jak to później stwierdził Max, bo kto normalny zrywa się na urlopie z łóżka o 5" rano? :) Niemniej jednak znowu powtórzę, że nie ma lepszej godziny do jazdy w upały, niż między 5", a 7" rano. Temperatura jest wtedy idealna! :)
Na dzisiejszy wypad zwerbowałam właśnie Maxa i tuż po 6" ruszyliśmy na podbój Chełmów. Trasę w całości zaplanowałam ja, Maxowi pozostało delektować się nowo odkrywanymi przez niego ścieżkami. :) Najpierw uderzyliśmy na Górzec, skąd jeszcze szybciej szutrami zjechaliśmy do Męcinki. Potem pitu pitu do Myśliborza, podjazdem do Myślinowa i już pruliśmy leśnymi szutrami w stronę Siedmicy (chyba najpiękniejszymi w całych Chełmach).
Kto pruł, ten pruł. Inni podprowadzali... :))))

W lasach jesień na całego. :/


Generalnie cała dzisiejsza trasa miała jeden motyw przewodni: podjazd, zjazd, podjazd, zjazd. I tak praktycznie przez całe 100 km. Także wypad interwałowy. :D Pomiędzy odcinkami terenowymi, śmigaliśmy mniej lub bardziej gładkimi asfaltami.

Po przebiciu się przez Muchów i dojechaniu do Kondratowa, Max na podjeździe pobawił się w operatora. :) Na początku filmiku słychać kto gorzej radził sobie na podjazdach... :P
A potem wbiliśmy się na kolejne szutry, tym razem prowadzące do Leszczyny. Ostatni raz jechałam tamtędy w październiku zeszłego roku i dzisiaj miałam wrażenie, że zjazd pogorszył się. Jest strasznie dużo luźnych kamieni, a ja nie mam odwagi pruć w dół bez opamiętania po takim podłożu. Jak dla mnie zjazd był średniokomfortowy.

Pojawiały się też odcinki bardziej terenowe.

Tuż przed Leszczyną jechaliśmy szlakiem przepięknie pachnącym jabłkami!!!

Z Leszczyny pojechaliśmy w stronę Stanisławowa. Tam po raz pierwszy poczułam zmęczenie materiału. Na podjeździe temperatura dała mi się już we znaki. Spacery też są fajne. :) Na szczęście był to ostatni podjazd na trasie, więc zaraz po wjechaniu na terenowy zjazd do Sichowa, zrobiło mi się lepiej na sercu. :P A zjazd z początku był nawet bardzo terenowy. Chaszcze, osty, pokrzywy i wszelkie inne polne dziadostwo kłujące i drapiące nogi oraz wkręcające się w napęd. No ale zjazd asfaltem byłby z kolei nudny. :P

Tutaj Max znów poudawał reżysera filmowego. :)
Na początku kwietnia terenowy zjazd do Sichowa
był o wiele lepszy. Teraz, owszem nadal jest przejezdny, ale zalega na
nim sporo liści, kamulców i resztek gałęzi. Jak ktoś ma odwagę, niech
jedzie. Ja miejscami pouskuteczniałam sobie spacerek.

Pytanie za 100 punktów - któż był taki inteligentny?

Odpowiedź brzmi...

Bo to nie jest takie oczywiste, że idzie się skrajem szlaku, gdzie jest najtwardszy. No ale potem z wypadów to właśnie takie atrakcje najbardziej zapadają w pamięci. :)
No i w końcu udało mi się wywieść Maxa w pole... :D
No i w końcu udało mi się wywieść Maxa w pole... :D

W Sichowie skończył się teren i pozostał nam już tylko asfaltowy powrót do Legnicy, z małymi terenowymi wyjątkami w Duninie i lasku złotoryjskim. Niemniej jednak do Dunina przyjechałam już lekko podgotowana, więc...

Potrenowałam zmarszczki i po klimatyzacji rzecznej w Nysie Szalonej wróciłam już bez problemów do domu. :)

Plan na dzisiaj udało się wykonać w 99% - nie przejechaliśmy jednego z terenowych szlaków ze Stanisławowa do Bogaczowa, bo nie chciałam gotować się w upale. Udało się jednak wrócić do domu przed burzą, bo po 16" na dworze nie było już tak słonecznie i cieplutko.
Fajnie było. :)
Fajnie było. :)
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Chroślice - Bogaczów - Górzec - Chełmiec - Myślibórz - Myślinów - Siedmica - Nowa Wieś Wielka - Muchów - Kondratów - Leszczyna - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Dunino - Legnica
p.s. Pierwsze zdjęcie to zmyłka. Tak się właśnie przeinacza fakty. :)
Kategoria 75-100 km
- DST 94.91km
- Czas 05:04
- VAVG 18.73km/h
- VMAX 50.90km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 913m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
kto rano wstaje, temu noga podaje :)
Sobota, 18 lipca 2015 • dodano: 18.07.2015 | Komentarze 4
Także ten. Znalazłam idealny sposób na upały. Wyjście na rower skoro świt. :)))

Rano stoczyłam ciężką walkę ze swoją mentalnością śpiocha, ale zwyciężyło uzależnienie od roweru i myśl, że jeśli nie wyjadę na wycieczkę wcześnie rano, to potem nie będzie po co ruszać się z domu, bo prognozy pogody przewidywały na dzisiaj piekarnik. A nie miałam najmniejszej ochoty na "powtórkę z rozrywki". Przy wstawaniu z łóżka moje ciało ważyło chyba 200 kg, a siła przyciągania przez łóżko była nieziemska. Dałam jednak radę i już o 3:30 byłam na nogach. :O Zjadłam porządne śniadanko i jak tylko słońce obudziło się, to ja wyruszyłam w drogę.
Temperatura do jazdy po 5" była idealna!!! Już ciepło, ale jeszcze nie gorąco. Naprawdę - jechało się świetnie. Zaplanowałam na dzisiaj asfaltówę po Chełmach, bo chciałam przejechać konkretny dystans, a pakowanie się w teren zabrałoby mi zbyt dużo czasu i nie zdążyłabym z powrotem do domu przed największym upałem.
Przed Stanisławowem nawcinałam się malin. Miejscówki nie zdradzę. :P PYSZNE BYŁY!!!

O 8" była już lampa, ale nadal nie było jeszcze zbyt gorąco i jechało się bardzo przyjemnie.

Za Kondratowem odbiłam na drogę prowadzącą przez Rzeszówek do Świerzawy, którą jeszcze nigdy nie jechałam.

Rzeszówek okazał się bardzo malowniczą miejscowością - położony między lasami, duuużo zieleni, spodobała mi się ta wiocha. :)
Po 3 godzinach jazdy byłam już w Świerzawie. Tam na ławeczce urządziłam sobie piknik. A na ławce złota myśl. :)

Po najedzeniu się kusiło mnie niesamowicie, żeby odbić na Lubiechową i Kapellę. Na szczęście wygrał zdrowy rozsądek, bo Lubiechowa i Kapella to najtrudniejsze podjazdy w regionie, więc dołożyłabym sobie z godzinę jazdy, a to wiązałoby się z powrotem do domu w piekarniku. Poczekam na bardziej odpowiednią temperaturę do połykania takich górek. :)
Ze Świerzawy udałam się w kierunku Dobkowa - wsi, która jest znana w Chełmach ze swojej malowniczości. Znajduje się w niej sporo gospodarstw agroturystycznych, jest dużo pasiek, no i są mega kolorowe przystanki autobusowe. :)

Nie no. Faktycznie te dobkowskie przystanki są przeurocze. :)))



Krecik (moja ulubiona bajka z dzieciństwa) i naczelni geje RP. :)



Nawet kosze na śmieci są pomalowane. Ktoś miał świetny pomysł na promocję wsi. :) Gdzieś w połowie Dobkowa wyskoczył z gospodarstwa kundelek. I od razu ruszył w pogoń za mną. Obejrzałam się, ale nie przyśpieszyłam, bo miał do mnie dobrych kilkadziesiąt metrów i myślałam, że nie da rady mnie dogonić. Ani się obejrzałam, a już czułam jego oddech na swojej łydce. No słodziak. :) Pomogło podkręcenie tempa i piesio wymiękł.
Za Dobkowem udałam się w kierunku Lipy, gdzie na asfalcie wystawionym na słońce trochę mnie przysmażyło. Na szczęście odcinek do Lipy nie był zbyt długi, a z kolei za Lipą zamoczyłam koszulkę w strumyku. Kolejne orzeźwienie przyszło w Paszowicach, gdzie wspomogłam się kupną wodą, bo jakoś nie mam zaufania do wioskowych strumyko-ścieków. A potem słońce zostało zasłonięte przez skupisko niewielkich obłoków i aż do Legnicy jechałam w "cieniu". :)
Najbardziej wysmażyło mnie już w Legnicy, kiedy chmurki poszły w jedną stronę, a słońce w drugą. Termometr pokazał wówczas 42,2 °C. Ale 5 km jazdy w upale jestem w stanie zaakceptować. :) Do domu wróciłam tuż po 12" i naprawdę nie było źle pod względem ciepłoty.
Wycieczka była super! Jeszcze wczoraj nie spodziewałam się, że uda mi się strzelić dzisiaj taką ładną pętelkę. Opłacało się zwlec z łóżka o nieludzkiej porze. :) Jeśli kiedyś wyleją nowy asfalt od Kondratowa za Rzeszówek oraz z Dobkowa do Lipy, to taka rundka stanie się perełką na asfaltowej mapie Chełmów.
Upał kontra Monia w dniu dzisiejszym - bezapelacyjnie 0:1! :D
Legnica - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Kondratów - Rzeszówek - Świerzawa - Dobków - Lipa - Nowa Wieś Mała - Siedmica - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria 75-100 km