Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2016

Dystans całkowity:301.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:17:00
Średnia prędkość:15.36 km/h
Suma podjazdów:4446 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:43.07 km i 3h 24m
Więcej statystyk

rozprostować nogi po singlach :)

Sobota, 23 lipca 2016 • dodano: 23.07.2016 | Komentarze 6

Takie tam pitu pitu nad jezioro z koleżanką, w celach rekreacyjnych. :)



Dystans obejmuje też poranny dojazd na myjkę, bo po wczorajszych szaleństwach na singlach nie mogłam rozpoznać koloru ramy. :P



Legnica - Ziemnice - Grzybiany - Rosochata - Jaśkowice - Kunice - Legnica

Kategoria 25-50 km


singleeeeeee <3

Piątek, 22 lipca 2016 • dodano: 23.07.2016 | Komentarze 10

W końcu udało mi się zrealizować najważniejszy zaplanowany na ten rok wypad. :D A plan był taki, żeby za jednym zamachem przejechać wszystkie świeradowsko-czeskie single. Nawinęła się piękna pogoda, więc hejaaa!



Ależ mi się micha cieszyła na widok tych ścieżek. :D To mój trzeci wypad na single i mam już kilka ulubionych odcinków, TAK ŻE endorfiny wychodziły mi uszami. :)



W lasach pełno naparstnic. Pięknie wyglądają.



Gdzieś po drodze przerwa na kit kata. :)



Bo wypad bez widoczków, to nie wypad. :P









W dole Nowe Miasto pod Smrekiem.



Dzisiaj pierwszy raz jechałam po singlach niebieskim i czerwonym, znajdujących się po północnej stronie Nowego Miasta. Właściwie to nie była jazda po singlach, a po strumykach. :O O ile południowe czarne i czerwone single były w 80% suche, to te północne były w 90% zalane leśnymi strumykami. Ale i tak było fajnie. Pierwszy raz objechałam też "Zajęcznik", znajdujący się po polskiej stronie. Po powrocie do auta zastanawiałam się czy na niego pojechać, bo w nogach miałam już 66 km i ładną ilość przewyższeń. Wiedziałam jedno - że jak nie pojadę, to potem będę tego żałować; jeśli pojadę - też będę żałować, bo pewnie dobiję się. Nie myliłam się. Ostatnia asfaltowa sztajfa, na 8 km przed metą, psychicznie i fizycznie mnie zabiła. Ostatni kilometr to już tylko dzięki sile woli przejechałam. Oczywiście wtedy żałowałam, że skusiłam się na ten "Zajęcznik", ale dzisiaj już mi minęło. :) Uwielbiam te single!



Kategoria 75-100 km


No w końcu...

Środa, 20 lipca 2016 • dodano: 20.07.2016 | Komentarze 17

... ruszyłam się z domu! Ale cóż poradzić skoro uskuteczniam ostatnio pracoholizm, pogoda przeważnie beznadziejna, a w weekendy zaliczam imprezy. Jak żyć? :P

Mój lipcowy łączny dystans powala na kolana. :D



Legnica - Pątnów - Dobrzejów - Pątnów - Kunice - Ziemnice - Legnica

Kategoria 25-50 km


Uczestnicy

Góry Sowie w doborowym towarzystwie!

Niedziela, 10 lipca 2016 • dodano: 13.07.2016 | Komentarze 9

W końcu! Po kilkunastu latach świetlnych umawiania się na wspólne eksplorowanie Gór Sowich, udało się dograć termin, zamówić pogodę na wypad i tuż po 9" razem z Emilką, Radziorem i Profesorem wyruszyliśmy w nieznane. :) To znaczy dla nich bardzo znane, ale dla mnie Góry Sowie to totalna nowość. Nigdy tam nie byłam, nawet na pieszej wycieczce, więc jarałam się strasznie wypadem. :)



Wycieczka od samego początku była sponsorowana przez podjazdy. Po 10-kilometrowym asfaltowym odcinku wbiliśmy się w teren, gdzie podjazdowa zabawa rozpoczęła się na dobre. :)



Trochę po dzikich szlakach, trochę po kamolach i korzonkach, trochę po szutrach, w końcu dojechaliśmy do pierwszego miejsca wytchnienia. :P Złocisty Prażubr smakował wybornie!



Nie wiem czy to zasługa izotonika, czy rozgrzania się, ale dalsza część trasy zaczęła mi iść zdecydowanie lepiej. Już nie traciłam oddechu na podjazdach i zaczęłam czerpać pełną radość z jazdy. A jak po drodze pojawiły się pierwsze widoczki, to do szczęścia nic już więcej nie było mi potrzebne. :)



Autografy potem. :P



W końcu na horyzoncie pojawił się też główny punkt programu dzisiejszego dnia - Wielka Sowa (to to wzgórze po lewej na najdalszym planie).



A po lewej towarzyszyła nam Ślęża i Radunia. Przejrzystość powietrza była dzisiaj rewelacyjna, więc co chwilę można było jarać się jakimiś panoramami. :)



W dole Glinno, a Wielka Sowa coraz bliżej.



Do Glinna zjechaliśmy pięknym asfaltowym stołem, by po chwili umierać już na kolejnym podjeździe. :P



Krótka sztajfa w Glinnie tak mnie rozgrzała, że dalej pociskałam już na totalnego letniaka. :) W każdym razie z Glinna odbiliśmy w stronę Przełęczy Walimskiej, do której doprowadził nas piękny teren.



Po drodze TAKIE widoki...



... i sesje. :)



Tak właśnie wyglądała letnia wersja mnie. :P



Na tym podjeździe zostałam obfotografowana z każdej możliwej strony. Fotoreporterzy byli wszędzie. :D









Bezpośrednio na Wielką Sowę dojechaliśmy pięknymi szutrami, na których miejscami trochę nas wysmażyło.



Taaaa daaammmm!!! Wielka Sowa na rowerze zdobyta! :) Drugi tysięcznik w mojej karierze zaliczony.





Pod wieżą był odpoczynek, było wcinanie kanapek i gaszenie pragnienia kolejnymi izotonikami, a na koniec obowiązkowa tematyczna fota.



Następnie Profesor zaproponował, żebyśmy pojechali na tzw. Lisie Skały. Nikt nie wiedział o co chodzi, bo tylko Profesor wcześniej już tam był i decyzja o pojechaniu w to miejsce zapadła ze średnim entuzjazmem. Jak się potem okazało, odcinek do tych skał był najfajniejszym z całego wypadu. Przynajmniej mnie on najbardziej się podobał.



Po drodze zdobyliśmy kolejny szczyt Gór Sowich.



I w końcu dojechaliśmy na skraj lasu, gdzie buzie trochę nam się otworzyły z zachwytu.





Pozachwycali się widokami i pojechali dalej.





Stamtąd zjechaliśmy.



Lisie Skały to tak naprawdę jedna duża skała z kilkoma mniejszymi, ale co oczywiste - od razu się na nią z Emilką wdrapałyśmy.





Warto było, bo widoki znowu zapierały dech w piersiach.





Czas niestety nie cofał się, więc trzeba było w końcu zakończyć to błogie lenistwo na skale. Jagódki też się trafiły. :)



Taka sztajfa! :O



Podprowadzanie też było. A jakże! :P



W pewnym momencie wbiliśmy się na jakiś dziki szlak, który po kilkuset metrach po prostu skończył się.



Musieliśmy zawrócić i przez kolejne kilkaset metrów trzeba było prowadzić rowery ostro pod górę, bo luźne kamienie i korzenie skutecznie blokowały jakąkolwiek próbę podjechania tego szlaku. Pitu pitu i dotarliśmy w końcu do Schroniska "Zygmuntówka".



Było szamanie bigosów, pajd ze smalcem i kiszonymi ogórkami oraz...



Po odpoczynku nastąpiła totalna demotywacja do dalszej jazdy. Nikt nie miał ochoty ruszać się ze schroniska, bo miejscówka jest taka, że można tam siedzieć, siedzieć i siedzieć. Wrócić jednak jakoś trzeba było, więc w końcu zebraliśmy się do kupy i ruszyliśmy z powrotem w stronę Wielkiej Sowy. Gdzieś po drodze trafiła się platforma widokowa.



To zdjęcie nie wymaga komentarza...



I heja banana w dół.



Po wyjeździe z terenu, zjechaliśmy już na asfalty prowadzące prosto do Świdnicy. Powrót to już cud, miód, orzeszki - 30 km zjazdu. :) A asfaltowy zjazdowy stół z Sokolca, przez Rzeczkę do Walimia to po prostu urwał mi dupę. Zjazd ze Stanisławowa niech się schowa i długo nie wyłazi teraz z nory. :P

Na koniec wycieczki nie mogliśmy też nie zajechać nad Jezioro Bystrzyckie, gdzie choć pięknie, to dzisiaj było wyjątkowo tłocznie i nie szło tam się zrelaksować.



Radzior podjął próby kontemplacji, ale nie wiem czy skuteczne. :P



Więc ten. Podsumowując. Fajnie było no! :))))) Dziękuję jeszcze raz Emilce, Radkowi i Profesorowi za przemiłe towarzystwo, pokazanie nowych terenów i oby do jak najszybszego następnego. :)

Przewyższenia tym razem zaciągnięte ze Stravy, bo ona więcej ich nastukała. :P Tak czy siak górek było sporo. :)



Świdnica - Bystrzyca Dolna - Burkatów - Bystrzyca Górna - Lubachów - Glinno - Wielka Sowa - Schr. "Sowa" - Schr. "Zygmuntówka" - Schr. "Sowa" - Sokolec - Rzeczka - Walim - Jugowiec - Zagórze Śląskie - Lubachów - Bystrzyca Górna - Burkatów - Bystrzyca Dolna -  Świdnica

p.s. Dotrwał ktoś do końca wpisu? :P

Kategoria 75-100 km


pitu pitu

Sobota, 9 lipca 2016 • dodano: 09.07.2016 | Komentarze 11

Na stację benzynową. Dostosować ciśnienie w oponach do jutrzejszych wojaży. :)

Kategoria 1-25 km


No! Dzisiaj to sobie pojeździłam :)

Czwartek, 7 lipca 2016 • dodano: 08.07.2016 | Komentarze 5

Piękna, letnia pogoda, IDEALNA do jazdy, cudne, zbożowe klimaty, tak to można jeździć. :)



A na koniec czarnuch w gratisie. ;)





Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Bogaczów - Chroślice - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km


no to sobie pojeździłam

Wtorek, 5 lipca 2016 • dodano: 05.07.2016 | Komentarze 8

Jakoś mi się ostatnio nie składało do jazdy. Jak w końcu się złożyło, to postanowiłam pojechać gdzieś w Chełmy. Po wyjściu z domu - lampa na całego. Myślę sobie - będzie super wypad po pracy. Po wyjechaniu za miasto - patrzę, a nad Chełmami czarno. Zaczęłam kombinować jak ominąć to dziadostwo.



I tak wykombinowałam, że jak w środku miasta jeb*o deszczem, to myślałam, że utopię się na tym rowerze. :D Oczywiście po powrocie do domu, wysuszeniu siebie i roweru, znowu słońce świeciło na całego. :D

Trochę prywaty na koniec. :P Jak ktoś lubi adrenalinę i pełne gacie ze strachu, to polecam serdecznie pojechanie do Energylandii. Rollercoastery miażdżą - jak na polskie realia. Niżej filmik z przejazdu najlepszym - tzw. Mayanem. Urywa dupę! :) Za wulgaryzmy nie biorę odpowiedzialności. :P


Filmiki z pozostałych rollercoasterów też są, ale ze względu na ochronę wizerunku i zwiększoną ilość !@#$%&%#, nie nadają się do publikacji. :P



Kategoria 1-25 km