Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2015

Dystans całkowity:698.99 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:38:38
Średnia prędkość:18.09 km/h
Maksymalna prędkość:59.01 km/h
Suma podjazdów:7303 m
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:63.54 km i 3h 30m
Więcej statystyk

terenowe Chełmy w pigułce

Niedziela, 31 maja 2015 • dodano: 01.06.2015 | Komentarze 5

Motywami przewodnimi dzisiejszej wycieczki były: teren, awaria roweru (nie mojego! :D) i lot przez kierę (mój...). Ale po kolei... Zaplanowałam na dzisiaj trasę po najlepszych terenowych i szutrowych szlakach w PK Chełmy, bo jest sucho w lasach i można po nich śmigać bez obaw o błoto, do którego czuję nienawiść w najczystszej jej postaci. :P Punktualnie o 11" ruszyłam z Moniką w stronę Stanisławowa. Przez lasek złotoryjski dojechałyśmy do Dunina, skąd dalej do Krajowa udałyśmy się szutrami przez Janowice Duże. Pogoda dopisywała, szutry były suchutkie, nic tylko jeździć i jeździć. :) Tuż przed Krajowem jest terenowy zjazd przez las. Ja jak zwykle poprułam przodem i Monika tyle mnie widziała. W Krajowie zaczęłam na nią czekać. Czekam, czekam, czekam i zaczęło coś mi nie grać, bo to czekanie za długo trwało. Już miałam zawrócić po Monikę i sprawdzić czy wszystko w porządku, ale ona w końcu przyjechała. I oznajmiła mi, że na tym kończy dzisiejszą wycieczkę... Na zjeździe urwał jej się jakiś gwint w mechanizmie tylnego hamulca. Klamka ciągnęła linkę, ale hamulec nie działał. No niech to szlag! Byłam zła, bo nie lubię takich sytuacji, że nagle trzeba zmieniać plany, bo coś nie gra w rowerze. Dobrze jednak, że ta awaria nie przytrafiła się Monice w piątek przy zjeździe z radiostacji... Tu wrócę do naszych rozkmin po zjeździe do Podgórek. Samospełniająca się przepowiednia? :O Cóż poradzić. Monika musiała zawrócić do Legnicy, a ja pojechałam dalej już sama. Od razu skróciłam w myślach zaplanowaną trasę, bo odzwyczaiłam się od samotnych jazd i nie miałam najmniejszej ochoty na trzaskanie setki w samotności.

Zaraz po wjeździe do Stanisławowa odbiłam na rewelacyjny czerwony szlak prowadzący do Bogaczowa. Terenowo-szutrowy, kręty, głównie z górki. Miodzio. Obecnie, kiedy zieleń jest jeszcze taka soczysta, szlak jest po prostu piękny. Uroku dodają mu licznie rosnące paprocie.



A jeszcze dwa miesiące temu ten odcinek wyglądał tak...



Teraźniejszość...



I marcowa przeszłość...



Świetne są takie fotograficzne porównania tych samych miejsc z różnych pór roku. Dopiero na fotkach widać jak potrafi zmienić się przyroda w przeciągu tak krótkiego czasu.

W pewnym momencie zjechałam z czerwonego szlaku (gdyż obecnie jest bardzo zarośnięty, a nie chciało mi się samej przedzierać przez chaszcze) i do Bogaczowa pomknęłam jakąś inną ścieżką. Na żadnym drzewie nie zauważyłam kolorystycznego oznaczenia szlaku, więc przyjmijmy, że jest to jakiś dziki szlak, chociaż jest on bardzo ucywilizowany.



Po wyjechaniu w Bogaczowie od razu wpakowałam się na asfaltowy podjazd prowadzący na Górzec. Na górze była chwila na odpoczynek i pamiątkową fotkę mej skromnej osoby. :P



Dalej pojechałam zielonym (?) szlakiem prowadzącym do Jerzykowa, który odkryłam dwa tygodnie temu.



Szutrowy zjazd do Jerzykowa znowu zapewnił mi dużo frajdy. A w Jerzykowie jak zwykle dobre widoki na okolice.



Rozpoczął się sezon na polne kwiaty maści wszelakiej - chabry, maki, storczyki plamiste i wiele, wiele innych zdobią teraz pola.



Po przerwie obiadowej ruszyłam w kierunku Myśliborza. Po drodze spotkałam Łukasza, który wracał już do Legnicy po wycieczce z kuzynem. Zamieniliśmy kilka zdań, Łukasz pożyczył mi "szerokości" na czarnym szlaku do Wąwozu Myśliborskiego i rozstaliśmy się. Czarny szlak, który również odkryłam stosunkowo niedawno, jest najbardziej terenowym szlakiem w Chełmach. Wąski, leśny singielek z kamieniami, korzonkami, kilka razy przecinany przez strumyk, zapewnia dużo frajdy z jazdy na MTB.

Jeszcze fotka przed wjazdem na szlak i chwilę potem pomknęłam w terenową odchłań. :)



No i nadszedł czas na wyjaśnienie trzeciego motywu przewodniego dzisiejszej wycieczki - lotu przez kierę... Generalnie przez większość szlaku widać ścieżkę, bo nie jest zarośnięta. Niemniej jednak i tak ciągle trzeba mieć się na baczności, bo na nieuważnego rowerzystę czyhają korzonki albo połamane gałęzie, które lubią wyginać haki od przerzutek. :) Końcówka szlaku jest obecnie zachaszczona i zarośnięta trawą. Wystarczyła chwila nieuwagi i klasycznie przeleciałam przez kierę. Wszystko przez rów, który bezczelnie schował się przede mną w trawie. :) Tyle mojego szczęścia, że wylądowałam na miękkim podłożu, a że nie jechałam zbyt szybko, to upadek nie był jakoś bardzo bolesny. Podsumowując dzwona: straty w sprzęcie - brak; straty w ludziach - krwiak na lewym udzie. :P Upadając wyrżnęłam jakoś udem w kierownicę i całe mam zadrapane i posiniaczone. To i tak pikuś w porównaniu do moich poprzednich kontuzji (złamanie obojczyka; złamanie nosa i skręcenie kręgosłupa szyjnego - przyp. red.).

Jak już zgramoliłam się z powrotem na nogi, to odpoczęłam chwilę nad strumykiem. Musiałam ochłonąć. Po uspokojeniu się ruszyłam dalej żółtym szlakiem (już bardzo lajtowym, bo szutrowym) w stronę Myśliborza. Przed zjazdem do Myśliborza jeszcze fotka i za chwilę darłam się do turystów: "Z DROOOOOGIII ŚLEDZIEEEEE, BO POKRAKAAA JEDZIEEEEE!!!!!" :)))))



A dla Radzia kotek. :)



Na koniec jeszcze maczki.



Pomimo zawinięcia się z trasy Moniki oraz lotu przez kierę i tak było fajnie. :)



Legnica - Dunino - Janowice Duże - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - czerwonym szlakiem do Bogaczowa - Górzec - Jerzyków - Chełmiec - Myślibórz - Myślinów - czarnym szlakiem do Wąwozu Myśliborskiego - Myślibórz - Chełmiec - szutrami do Męcinki - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 75-100 km


Uczestnicy

spontan po pracy

Piątek, 29 maja 2015 • dodano: 29.05.2015 | Komentarze 2

Od poniedziałku mam remontową demolkę w mieszkaniu, ale dzisiaj udało mi się wyrwać z domu w celu dotlenienia się. Po powrocie z pracy ogarnęłam się, wykonałam telefon do Moniki i podjęłyśmy szybką decyzję o wypadzie na radiostację, bo żal było marnować piękną, słoneczną pogodę na siedzenie w domu. Oczywiście po kilkunastu minutach jazdy na niebie zaległy ciężkie, burzowo-deszczowe chmury. Jakbym siedziała w domu, to na pewno nadał byłaby lampa. Standard. :D

W Stanisławowie zdążyłam pstryknąć tylko jedną fotkę i musiałyśmy czym prędzej spierdzielać w drogę powrotną, bo znad Pomocnego nadciągał deszcz.



Udało się oszukać deszczowe przeznaczenie. :) Na zjeździe do ze Stanisławowa do Sichowa przycisnęłam "trochę" i cały odcinek (5,2 km) pokonałam w czasie 7:59 (Vavg 39,5 km/h), co jak na moje możliwości wydolnościowo-oddechowe jest sporym osiągnięciem. Co prawda po zjeździe nie miałam czym oddychać, ale to już inna bajka. :P Powrót do Legnicy przez Dunino i lasek złotoryjski. I tyle ode mnie na dzisiaj.



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Bielowice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Dunino - Legnica

Kategoria 50-75 km


Uczestnicy

30 km piania z zachwytu!!!

Sobota, 23 maja 2015 • dodano: 27.05.2015 | Komentarze 12

O tej wycieczce marzyłam już od dłuższego czasu, jak tylko dowiedziałam się, że tuż za Świeradowem-Zdrój, po czeskiej stronie, znajduje się rowerowa kraina szczęścia. Na YT jest mnóstwo filmików ze zjazdów magicznymi singlami, w internecie w komentarzach same ochy i achy na ich temat. Nie było innego wyjścia - trzeba było w końcu odwiedzić to miejsce i sprawdzić czym tak ci rowerzyści jarają się. Miałam zrobić to już w zeszłym roku, ale lipcowy dzwon skutecznie pokrzyżował mi plany wyjazdowe.

O towarzystwo na dzisiejszą wycieczkę zadbała Monika i spisała się pod tym względem rewelacyjnie! :) Uzbierała się dosyć spora ekipa i normalnie byłam w szoku, że znalazło się aż 9 osób chętnych na wypad. Tuż po 9" zapakowaliśmy rowery w auta i wyruszyliśmy do Nowego Miasta pod Smrekiem. Nasze całotygodniowe modlitwy o dobrą pogodę zostały wysłuchane, bo od samego rana było ciepło (ale nie gorąco) i słonecznie. Przed 11" byliśmy już na miejscu.



Wypakowaliśmy rowery (nie wszystkie były kompletne... ;) )...



porozkminialiśmy trasę...



i wyruszyliśmy całą bandą w nieznane. :) 3 osoby spośród nas musiały wypożyczyć rowery na miejscu. Dziewczyny otrzymały fulle. Karnęłam się jednym z nich. Kto jeździł albo jeździ na fullu, ten wie, że to wyższy level rowerowania. Połyka kamienie i korzonki aż miło. Zupełnie inne doznania. :P Z żalem wróciłam na swojego Specka... :(

Zaraz po wjechaniu na zielony singiel, zaczęłam zachwycać się tym leśnym szutrem i dziwić trochę, że taki lajtowy. Głupia byłam, bo nie wiedziałam, że to przedsmak tego co nas czeka. :)



Po zjechaniu z zielonego, wbiliśmy się na szlak czerwony i zrobiło się o wiele ciekawiej.



Po chwili jazdy czerwonym, w grupie wytworzyły się dwa obozy: jeden optujący za kontynuacją jazdy czerwonym szlakiem, drugi za wbiciem się na czarny... Na szczęście (przynajmniej moje :) ) została przegłosowana opcja wjechania na czarny szlak. No i się zaczęło! Z początku było dosyć lajtowo - zielono, szutrowo, niezbyt stromo.



Nawet i ja załapałam się na fotkę. :)



Jednakże z każdym metrem, szlak zaczął ujawniać swoje bardziej terenowe oblicze. Singiel zrobił się wąski, kręty, chwilami prowadził nad ostrą przepaścią. REWELACJA DO KWADRATU!!!







Po niespełna godzince zrobiliśmy sobie pierwszy przystanek na jednym z wielu mostków na trasie.



Mieliśmy wrażenie, że przejechaliśmy już nie wiadomo ile, a okazało się, że pykło dopiero 7 km! :O Normalnie ten dystans pokonałabym w kilkanaście minut, a nie w kilkadziesiąt. No ale teren rządzi się swoimi prawami - tam nie pruje się 30 km/h.

Przyłapana na dokumentowaniu wycieczki. :)



Niech tylko ktoś mi powie, że te single nie są cudowne...



Naczelny fotograf wycieczki schował aparat do kieszeni, można jechać dalej. :)



Wszystkie szlaki składają się z odcinków, więc po przejechaniu kolejnego, była kolejna przerwa na rozkminę co do dalszej trasy. Kto rozkminiał, ten rozkminiał, ja w tym czasie poprosiłam Monikę o pamiątkową fotkę. :D



Chwilę potem wjechaliśmy na kolejny odcinek czarnego szlaku. I dopiero wtedy rozpoczęła się zabawa na całego. Zaczęły się dosyć strome zjazdy, hopki na których można było wyskoczyć w powietrze (i zaliczyć dzwona, bo tak rzucało do przodu :P), ciasne zakręty, w które chwilami ciężko było się zmieścić między drzewami. Cud, miód i orzeszki!!! Prułam w dół i piałam z zachwytu. Ilość wytworzonych endorfin po zjeździe spod radiostacji w Stanisławowie, to nic w porównaniu z tym co czułam po przejechaniu tego odcinka. :))))

I następna dedukcja gdzie się pakujemy. :)



Zapadła decyzja, że będziemy kontynuować jazdę czarnym szlakiem. Jednak żeby dostać się do jego dalszej części, trzeba było pokonać nieco ponad kilometr sztywnego asfaltowego podjazdu. Słońce wysmażyło nas okrutnie na tym odcinku. Do tego doszło już lekkie zmęczenie jazdą, więc trzeba było wrzucić coś na ruszt. :)



No i w końcu udało się złapać całą ekipę w kadr. :)



Dalsza jazda znowu odbywała się mniej lub bardziej wymagającymi odcinkami. Teraz jest tam tak pięknie, że najchętniej nie wyjeżdżałabym z tych lasów. :) Na tym zdjęciu poprzestałam fotografowanie singli, bo w sumie to mogłabym zatrzymywać się co chwilę i robić jakąś fotkę.



Niżej filmik zapożyczony z YT z przejazdu jednym z najlepszych odcinków czarnego szlaku. Rowerowy orgazm! :P


Niestety po przejechaniu powyższej części czarnego szlaku, musieliśmy podjąć decyzję o skróceniu zaplanowanej trasy i jak najszybszym powrocie do aut. Wyjazdy w grupie rządzą się swoimi prawami i trzeba dostosowywać się do osoby najsłabszej kondycyjnie. Jednak humory dalej nam dopisywały i znalazła się nawet chwila na siłkę. :)



Żeby nie było za nudno, to trafiła się też atrakcja w postaci kapcia. :P



Po wymianie dętki, najpierw czerwonym, a następnie znowu zielonym szlakiem wróciliśmy na parking. Tam była chwila na wszamanie karkówek / kiełbasek / tudzież innych mięsnych potraw. Pogadaliśmy o wrażeniach z jazdy, padły propozycje na kolejne wspólne wypady, a potem trzeba było zabrać się za drogę powrotną do Legnicy.

Podsumowując. Wypad był rewelacyjny! Nic dodać, nic ująć. I chyba tyle wystarczy na opisanie moich wrażeń z wycieczki. Zakochałam się w tych singlach i już zaczynam planować kolejny wypad w to miejsce. Co zaskakujące - na trasie nie było jakoś dużo ciężkich podjazdów, a na tak krótkim dystansie metry wysokości wskoczyły nie wiadomo kiedy.

Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za tak fantastyczne towarzystwo! Mam nadzieję, że w miarę szybko uda się zorganizować kolejny grupowy wypad. :)

Dystans obejmuje też jazdę na miejsce zbiórki w Legnicy i powrót do domu z tego miejsca.



p.s. Zasponsoruje mi ktoś fulla? :D

Kategoria 25-50 km


rozgrzewka przed jutrem :)

Piątek, 22 maja 2015 • dodano: 22.05.2015 | Komentarze 4

Lajcik z Izą po okolicznych wioskach. Rzepaki już niestety przekwitły, ale zaczął się sezon na polne kwiaty - maki, chabry i wszelkie inne niedookreślone. :)





Legnica - Ziemnice - Grzybiany - Rosochata - Jaśkowice - Spalona - Bieniowice - Pątnów - Legnica

Kategoria 25-50 km


  • DST 100.05km
  • Czas 05:02
  • VAVG 19.88km/h
  • VMAX 51.63km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 1018m
  • Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Śląska Fudżijama

Niedziela, 17 maja 2015 • dodano: 18.05.2015 | Komentarze 5

Do trzech razy sztuka. Udało się za drugim. :) Mowa o wypadzie na Ostrzycę Proboszczowicką (zwaną też Śląską Fudżijamą), czyli jeden z wygasłych wulkanów znajdujących na terenie Pogórza Kaczawskiego. Pierwsze podejście miałyśmy z Moniką tydzień temu. Właściwie to nawet nie wyruszyłyśmy w stronę Ostrzycy, bo pogoda skutecznie pokrzyżowała nam plany. Teraz musiało się udać, bo rzepaki zaczynają już przekwitać, a koniecznie chciałam tam pojechać jeszcze za kadencji żółtych dywanów.

Tak w ogóle, to pierwszy raz w swoim rowerowym życiu, próbowałam wdrapać się na Ostrzycę niespełna dwa lata temu. Próba zakończyła się totalną klęską i prawie udarem. Na samo przypomnienie o ówczesnym upale, robi mi się słabo. :/ Od tamtej pory nie wychodzę już na rower w tak masakryczne temperatury. W każdym razie nie odpuściłam Ostrzycy i postanowiłam, że jeszcze do niej wrócę. :)

Pogoda od samego rana była dosyć dobra - było ciepło, chwilami nawet bardzo, nie prognozowali opadów, więc w samo południe wyruszyłam z Moniką w wiadomym kierunku. Asfaltami dosyć szybko dotarłyśmy do Świerzawy, skąd dalej odbiłyśmy na Sokołowiec i Proboszczów. Ten odcinek (ze Świerzawy do Proboszczowa) był najgorszym podczas całej wycieczki - zostałyśmy zmasakrowane przez paszczowiatr. Nie pamiętam kiedy z dosyć sporej górki jechałam 17 km/h... :/ Jednak zbliżający się cel skutecznie motywował nas do walki z wymagającym przeciwnikiem.



Ostrzyca była coraz bliżej i bliżej i z każdą chwilą Monikę ogarniało lekkie przerażenie, że będzie musiała wdrapać się na sam szczyt góry. Zapewniałam ją, że warto, bo widoki ze szczytu zrekompensują nam wszelkie niedogodności. :)



W Proboszczowie (tak poza tematem - bardzo ładna i zadbana miejscowość) odbiłyśmy na żółty szlak prowadzący na szczyt Ostrzycy. Żeby nie było za łatwo, to w pewnym momencie trochę z niego zboczyłyśmy i skończyło się na tym, że w celu powrotu na żółty musiałyśmy czarnym szlakiem wdrapać się pod dosyć sporą górkę. Wjazd nie wchodził w rachubę, bo szlak był zasypany połamanymi gałęziami.



Czarny szlak był jednak tylko przedsmakiem tego co nas czekało później...



Po kilku minutach spacerku pod ostrą górkę doszłyśmy do miejsca z którego odbija się już na szczytową część Ostrzycy. Jeszcze pamiątkowa fotka przy tablicy i za chwilę uśmieszek bardzo szybko zszedł mi z twarzy. :)



Żeby dostać się na szczyt Ostrzycy, trzeba pokonać ponad 400 bazaltowych schodków. Spacerkiem to nic wielkiego, ale z dodatkowymi 14 kg to już nie jest takie proste. Z początku nie było aż tak trudno - Monice nawet udawało się prowadzić rower.



Ja jednak już na samym początku zaczęłam ćwiczyć bicepsy, tricepsy i wszelkie inne mięśnie rąk, o których do tej pory nie miałam pojęcia, że takowe istnieją. :)



Niestety z każdym schodkiem rower robił się coraz cięższy, a z moich ust zaczęły padać niecenzuralne słowa, że też na myśl mi przyszło wdrapywanie się na szczyt z rowerem. :P



Jakieś 100 m przed szczytem nastąpiło skopanie leżącego. Zrobiło się tak stromo, że nie miałyśmy już nawet sił wnosić rowerów, nie mówiąc o tym, że ciężko było je wprowadzić. Jednak cały czas miałam w głowie jedną myśl: "Monia! Opłaca się pomęczyć dla finalnych widoków".



Gdzieś 50 m przed szczytem stwierdziłam, że z tej wysokości raczej nikt nie buchnie nam naszych maszyn. "Zaparkowałyśmy" je z boku szlaku i dalej poszłyśmy już z buta.



Po chwili udało się w końcu dotrzeć na sam szczyt Fudżijamy. Momentalnie minęło nam zmęczenie, bo widoki zapierały dech w piersiach. WARTO BYŁO SIĘ POMĘCZYĆ! :)










Po chwilowym odpoczynku i zrobieniu serii pamiątkowych zdjęć, czas było zabrać się w drogę powrotną. Nikt nie mówił, że schodzenie z rowerami będzie łatwiejsze, więc zaczęło się kombinowanie - sprowadzać czy znosić? :P



Udało nam się zejść ze szczytu w jednym kawałku, więc czym prędzej popędziłyśmy żółtym szlakiem ostro w dół.



Banany po zjeździe były wielkie! ;)



Na koniec nie mogło zabraknąć pamiątkowej fotki pod Ostrzycą.

Przygotowanie do rwania...



Rwanie...



I utrzymanie pozycji. :D



I skończyło się wszystko co dobre podczas dzisiejszej wycieczki, bo powrót zaplanowałam przez rejony, w których nie ma już nic ciekawego do zobaczenia. Ułożyłam tak trasę, żeby wyszła nam jakaś fajna pętelka, więc coś za coś. Niestety tuż przed Pielgrzymką dostałam telefon i okazało się, że muszę jak najszybciej wrócić do domu. Skończyło się na tym, że prułyśmy z Monią główną drogą ze Złotoryi do Legnicy. Dojechałyśmy całe i zdrowe, aczkolwiek jazda w towarzystwie mnóstwa aut nie jest niczym fajnym.

Całość wycieczki oceniam 9/10. Punkcik odjęłam za... pojawiający się dosyć często na trasie smród gnojowicy, która jest teraz powylewana na polach. Nie szło tego znieść, więc co rusz jechałam na deficycie tlenowym. :P Ogromny plus należy się powiatowi złotoryjskiemu za doskonały stan dróg! Od Świerzawy, aż kawałek za Złotoryję - wszędzie stół. Wjechałyśmy do Legnicy, to bardzo przypomniałyśmy sobie o tym do czego służą amortyzatory.

Na koniec jeszcze filmik promujący Ostrzycę. Miłego oglądania. :P




Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Męcinka - Bogaczów - Pomocne - Muchów - Stara Kraśnica - Świerzawa - Sędziszowa - Sokołowiec - Proboszczów - Ostrzyca Proboszczowicka - Proboszczów - Pielgrzymka - Jerzmanice-Zdrój - Złotoryja - Legnica

Kategoria pow. 100 km


szutrowo po pracy

Piątek, 15 maja 2015 • dodano: 15.05.2015 | Komentarze 3

W telegraficznym skrócie. Na niebie lampa od samego rana. W końcu znalazłam czas, żeby po pracy wyskoczyć gdzieś dalej. Kierunek mógł być jeden - Chełmy. Pod Słup dojechałam standardowymi wiochami. W Bielowicach odbiłam na polno-szutrowo-trawiasto-leśny skrót do Winnicy. Dawno nim nie jechałam i zapomniałam jaki jest fajowy.



Za Winnicą nasztachałam się rzepakami i ruszyłam prosto do Stanisławowa.



Dzisiaj odpuściłam podjazd pod radiostację, bo czas na zaplanowany kilometraż miałam wyliczony co do minuty. :) Za Stanisławowem odbiłam na Kondratów, do którego prowadzi fantastyczny zjazd. Chwilami ścianka, która nawet mnie lekko przeraża. Widoki ze zjazdu były dzisiaj RE-WE-LA-CYJ-NE!!!



Dalej pognałam do Pomocnego, skąd ostatni raz rzuciłam okiem na Karkonosze, które były dzisiaj bardzo dobrze widoczne.



Po wjechaniu na Górzec, postanowiłam obczaić leśny szuter, którym jeszcze nigdy nie zjeżdżałam. Okazało się, że szlak jest zajebisty - to dobrze ubity szuter, no i przede wszystkim - cały czas ostro w dół. Chwilami nawet za ostro i można nie wyrobić na jednym z zakrętów. :) Mały minus należy się tylko rynnie tuż przed końcem najostrzejszego odcinka - dziadostwo składa się z 3 drewnianych belek, łatwo o dzwona.

Na zdjęciu już końcówka zjazdu, po wyjeździe z lasu, bo byłam tak podniecona przez cały zjazd, że nie miałam głowy do zatrzymywania się i robienia zdjęć. :)



Do domu wróciłam naładowana porządną dawką energii, która przyda się jutro. :)



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Bielowice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Kondratów - Pomocne - Górzec - Raczyce - Chełmiec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km


lajcik po pracy

Czwartek, 14 maja 2015 • dodano: 14.05.2015 | Komentarze 3

Wiało. :/ Ale i tak fajnie, że w końcu znalazłam czas, żeby ruszyć się z domu. :) Co by wpis nie był zupełnie bezwartościowy, to będą fotki. Aż dwie. :P

Panorama płaskich (czyt. nudnych) okolic.



No i niech mi ktoś powie, że maj to nie najpiękniejszy miesiąc w roku? :)





Legnica - Ziemnice - Grzybiany - Rosochata - Jaśkowice - Kunice - Ziemnice - Legnica

Kategoria 1-25 km


Uczestnicy

50. CCC Tour + rundka między burzami

Sobota, 9 maja 2015 • dodano: 10.05.2015 | Komentarze 6

Ależ ja nie cierpię takiej pogody, jaka była dziś, znaczy się zmiennej. Od tygodnia ustalałyśmy z Moniką plany wycieczkowe na dzisiejszy dzień. Zostało już ostatecznie ustalone co i jak, ale kropkę nad "i" miałyśmy postawić rano, po zobaczeniu jaka faktycznie będzie pogoda. Wstałam rano i co? I chuj. :D Idąc za tokiem rozumowania legnickiej gazety "Konkrety". :P Niebo było całe zachmurzone, z zachodu nadciągały kolejne warstwy brzydkiego granatowego dziadostwa. Kolejne konsultacje z Moniką i zapadła decyzja o odwołaniu kolejnej setki w sezonie. :( Ba. Uznałyśmy, że w ogóle nie ma po co dzisiaj ruszać się z domu, bo zimno i deszczowo. Fajnie, zwłaszcza, że od poniedziałku ma być lampa. Standard - dni robocze pełne słońce, weekend bez komentarza.

Gdzieś około 13" zrobiło się okienko pogodowe. Takie, że wiatr rozpędził chmury i moim oczom ukazał się lazur i temperatura sięgająca 30°C. :O Niech to szlag! Telefon do Moniki. Niech się dzieje co chce - jedziemy chociaż na rundkę po Chełmach. :))

Tak się ładnie złożyło, że dzisiaj było zakończenie kolarskiego wyścigu 50. CCC Tour - Grody Piastowskie. Kolarze mieli do przejechania 90 km po mieście, a nawrót na kolejnych pętlach odbywał się rzut kamieniem od mojego bloku. Trzeba było pokibicować chłopakom. :)






Rowery wypucowane na błysk, niejeden pewnie warty tyle co dobre auto, łydy wytopione, piękne stroje - było na co popatrzeć. :) Po krótkim pokibicowaniu, pojechałam na umówione miejsce spotkania z Moniką. Uzgodniłyśmy, że przejedziemy rundkę od Górzca do Stanisławowa, pod ruiny radiostacji. Uśmiechy miałyśmy od ucha do ucha, że tak się wypogodziło i mogłyśmy wyjść na rowery. Zaraz po wjechaniu na szuter prowadzący do Słupa, banany zeszły nam z twarzy. Po lewej, po prawej, za nami pogoda była taka...



A przed nami, w rejonach, w które jechałyśmy taka...



Oczywiście nie było sensu już zawracać i uznałyśmy, że postaramy się jakoś ominąć tę burzę. Po zjechaniu z szutrów odbiłyśmy na Winnicę i udało się oszukać przeznaczenie, bo burza poszła w stronę Jawora. Na dojeździe pod Górzec potowarzyszyło nam dwóch przemiłych chłopaków na MTB. Pobajerowaliśmy się nawzajem, ale przed podjazdem rozdzieliliśmy się. Podjazd pod Górzec, z każdym razem idzie mi coraz lepiej i już nie uważam go za jakoś specjalnie trudnego, jak to jest na początku każdego sezonu.

Tu fotka już po wdrapaniu się na szczyt podjazdu.



Niestety przed zjazdem do Pomocnego naszym oczom ukazały się śliczne deszczowe chmury i było już wiadomo, że oberwiemy i nie uda nam się dojechać o suchych oponach do Stanisławowa. Na szczęście zaraz po zjeździe był przystanek, więc przeczekałyśmy "kapuśniaczek". :) Deszcz nie padał długo, więc po chwili przymusowej przerwy ruszyłyśmy w stronę Stanisławowa. Kilkanaście minut podjazdów, zjazdów i znowu podjazdów i byłyśmy już na wzgórzu Rosocha. O dziwo, jak na dzisiejsze warunki pogodowe, widoczność była dosyć dobra.

Grodziec z dedykacją dla tych, którzy mają go na wyciągnięcie ręki. :)



A co! Jak szaleć i cieszyć się z wycieczki, to na grubo i podnosić rower po złamaniu kiedyś obojczyka. :P



Zjazd do Sichowa, to znowu nieskończona ilość endorfin. :)))) Tuż przed Sichowem złapała nas kolejna chmurka, ale ponownie nawinął się przystanek. Dalej pojechałyśmy do Dunina, gdzie już nie było tak fajnie, bo zaczęłyśmy obrywać wodą z kałuży, ale przestało robić to na nas wrażenie, bo i tak miałyśmy dzisiaj kupę szczęścia, że nie złapała nas jakaś ulewa, a ciągle gdzieś w oddali było widać jak leje. I tak lawirując między kolejnymi rzutami deszczu, udało nam się dojechać o prawie suchych oponach aż do Legnicy.

Jak to stwierdziła Monika - podjęte dzisiaj decyzje były bardzo dobre. Decyzja o przełożeniu pierwotnych planów wycieczkowych, była bardzo dobra. Decyzja o przejechaniu się po Chełmach była jeszcze lepsza! Jakbyśmy pojechały w daleką trasę, to nie ma bata - gdzieś po drodze zlałaby nas ulewa i nie miałabym już takiego banana na twarzy jak na powyższym zdjęciu. :P



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Bielowice - Winnica - Chroślice - Bogaczów - Pomocne - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Dunino - Legnica

Kategoria 50-75 km


szutrowa rundka

Wtorek, 5 maja 2015 • dodano: 05.05.2015 | Komentarze 0

Telewizja kłamie! Od samego rana gadali, że po 17" będą burze. Ba! Dla rejonów Legnicy wydano nawet ostrzeżenie meteorologiczne przed gwałtownymi nawałnicami. I co? I pstro. Śmiech na sali. Przez całą wycieczkę nie spadła na mnie ani jedna kropla deszczu. Nie to, żebym narzekała, ale ci meteorolodzy mogliby bardziej przykładać się do swojej pracy...

W każdym razie tuż po 17", z duszą na ramieniu, wyruszyłam w stronę Chełmów. Trochę bałam się czy po drodze nie stłucze mnie grad albo nie walnie piorun, ale było tak ciepło, że nie mogłam odmówić sobie chociaż krótkiej rundki. Pojechałam szutrami w stronę Słupa, a tuż przed nim przynajmniej popatrzyłam sobie na Rosochę i znowu nacieszyłam wzrok i węch rzepakami. :)



W Bielowicach obiłam na urokliwy polno-leśny skrót prowadzący do Winnicy.



Po wyjechaniu w Winnicy zaliczyłam lekkie zdziwko, bo wyskoczyłam w innym miejscu, niż powinnam była. Po zerknięciu na mapę okazało się, że w lesie przegapiłam jeden ze skrętów. Jednak dzięki mojemu gapiostwu odkryłam kolejną fajową ścieżkę. :) Dalej, już dobrze znanymi mi szutrami, dojechałam przez Janowice Duże do Dunina, a następnie już asfaltami wróciłam do Legnicy.

I na koniec jeszcze raz rzepakowa kraina. :)





Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Bielowice - Winnica - Krajów - Janowice Duże - Dunino - Prostynia - Legnica

Kategoria 25-50 km


rzepakowy lajcik

Niedziela, 3 maja 2015 • dodano: 04.05.2015 | Komentarze 5

Po wczorajszym wypadzie, dziś rano czułam się jak paralityk - czułam każdy mięsień w udach. :( No ale bez sensu byłoby zmarnować dzisiejszą lampę na siedzenie w domu. Jakoś pozbierałam się do kupy i w samo południe wyruszyłam z Izą na lajtową rundkę w stronę Chełmów. Cel wypadu był jeden - nacieszyć zmysł wzroku i węchu rzepakami, które mają teraz apogeum swojego kwitnienia.



Dlaczego jeszcze nikt nie wynalazł odmiany całorocznej? :) W Duninie odwiedziłyśmy zwierzątka, dla których jak zwykle zapomniałam zabrać coś do jedzenia. Osioł musiał zadowolić się listkami leszczyny, owce miały nas gdzieś.



Przed Krajowem zrobiłyśmy sobie krótką sesję z rzepaczkami.





Dalej przez Winnicę dojechałyśmy do Słupa, gdzie była chwila na odpoczynek i wyobrażenie sobie, że jesteśmy nad morzem. :)



Do Legnicy wróciłyśmy przez Przybyłowice i Kościelec, jadąc przez kilka kilometrów w towarzystwie żółtych dywanów.





Nie ma lepszej aktywności fizycznej od jazdy na rowerze! :)



Legnica - Prostynia - Dunino - Krajów - Winnica - Słup - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 25-50 km