Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

  • DST 100.05km
  • Czas 05:02
  • VAVG 19.88km/h
  • VMAX 51.63km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 1018m
  • Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Śląska Fudżijama

Niedziela, 17 maja 2015 • dodano: 18.05.2015 | Komentarze 5

Do trzech razy sztuka. Udało się za drugim. :) Mowa o wypadzie na Ostrzycę Proboszczowicką (zwaną też Śląską Fudżijamą), czyli jeden z wygasłych wulkanów znajdujących na terenie Pogórza Kaczawskiego. Pierwsze podejście miałyśmy z Moniką tydzień temu. Właściwie to nawet nie wyruszyłyśmy w stronę Ostrzycy, bo pogoda skutecznie pokrzyżowała nam plany. Teraz musiało się udać, bo rzepaki zaczynają już przekwitać, a koniecznie chciałam tam pojechać jeszcze za kadencji żółtych dywanów.

Tak w ogóle, to pierwszy raz w swoim rowerowym życiu, próbowałam wdrapać się na Ostrzycę niespełna dwa lata temu. Próba zakończyła się totalną klęską i prawie udarem. Na samo przypomnienie o ówczesnym upale, robi mi się słabo. :/ Od tamtej pory nie wychodzę już na rower w tak masakryczne temperatury. W każdym razie nie odpuściłam Ostrzycy i postanowiłam, że jeszcze do niej wrócę. :)

Pogoda od samego rana była dosyć dobra - było ciepło, chwilami nawet bardzo, nie prognozowali opadów, więc w samo południe wyruszyłam z Moniką w wiadomym kierunku. Asfaltami dosyć szybko dotarłyśmy do Świerzawy, skąd dalej odbiłyśmy na Sokołowiec i Proboszczów. Ten odcinek (ze Świerzawy do Proboszczowa) był najgorszym podczas całej wycieczki - zostałyśmy zmasakrowane przez paszczowiatr. Nie pamiętam kiedy z dosyć sporej górki jechałam 17 km/h... :/ Jednak zbliżający się cel skutecznie motywował nas do walki z wymagającym przeciwnikiem.



Ostrzyca była coraz bliżej i bliżej i z każdą chwilą Monikę ogarniało lekkie przerażenie, że będzie musiała wdrapać się na sam szczyt góry. Zapewniałam ją, że warto, bo widoki ze szczytu zrekompensują nam wszelkie niedogodności. :)



W Proboszczowie (tak poza tematem - bardzo ładna i zadbana miejscowość) odbiłyśmy na żółty szlak prowadzący na szczyt Ostrzycy. Żeby nie było za łatwo, to w pewnym momencie trochę z niego zboczyłyśmy i skończyło się na tym, że w celu powrotu na żółty musiałyśmy czarnym szlakiem wdrapać się pod dosyć sporą górkę. Wjazd nie wchodził w rachubę, bo szlak był zasypany połamanymi gałęziami.



Czarny szlak był jednak tylko przedsmakiem tego co nas czekało później...



Po kilku minutach spacerku pod ostrą górkę doszłyśmy do miejsca z którego odbija się już na szczytową część Ostrzycy. Jeszcze pamiątkowa fotka przy tablicy i za chwilę uśmieszek bardzo szybko zszedł mi z twarzy. :)



Żeby dostać się na szczyt Ostrzycy, trzeba pokonać ponad 400 bazaltowych schodków. Spacerkiem to nic wielkiego, ale z dodatkowymi 14 kg to już nie jest takie proste. Z początku nie było aż tak trudno - Monice nawet udawało się prowadzić rower.



Ja jednak już na samym początku zaczęłam ćwiczyć bicepsy, tricepsy i wszelkie inne mięśnie rąk, o których do tej pory nie miałam pojęcia, że takowe istnieją. :)



Niestety z każdym schodkiem rower robił się coraz cięższy, a z moich ust zaczęły padać niecenzuralne słowa, że też na myśl mi przyszło wdrapywanie się na szczyt z rowerem. :P



Jakieś 100 m przed szczytem nastąpiło skopanie leżącego. Zrobiło się tak stromo, że nie miałyśmy już nawet sił wnosić rowerów, nie mówiąc o tym, że ciężko było je wprowadzić. Jednak cały czas miałam w głowie jedną myśl: "Monia! Opłaca się pomęczyć dla finalnych widoków".



Gdzieś 50 m przed szczytem stwierdziłam, że z tej wysokości raczej nikt nie buchnie nam naszych maszyn. "Zaparkowałyśmy" je z boku szlaku i dalej poszłyśmy już z buta.



Po chwili udało się w końcu dotrzeć na sam szczyt Fudżijamy. Momentalnie minęło nam zmęczenie, bo widoki zapierały dech w piersiach. WARTO BYŁO SIĘ POMĘCZYĆ! :)










Po chwilowym odpoczynku i zrobieniu serii pamiątkowych zdjęć, czas było zabrać się w drogę powrotną. Nikt nie mówił, że schodzenie z rowerami będzie łatwiejsze, więc zaczęło się kombinowanie - sprowadzać czy znosić? :P



Udało nam się zejść ze szczytu w jednym kawałku, więc czym prędzej popędziłyśmy żółtym szlakiem ostro w dół.



Banany po zjeździe były wielkie! ;)



Na koniec nie mogło zabraknąć pamiątkowej fotki pod Ostrzycą.

Przygotowanie do rwania...



Rwanie...



I utrzymanie pozycji. :D



I skończyło się wszystko co dobre podczas dzisiejszej wycieczki, bo powrót zaplanowałam przez rejony, w których nie ma już nic ciekawego do zobaczenia. Ułożyłam tak trasę, żeby wyszła nam jakaś fajna pętelka, więc coś za coś. Niestety tuż przed Pielgrzymką dostałam telefon i okazało się, że muszę jak najszybciej wrócić do domu. Skończyło się na tym, że prułyśmy z Monią główną drogą ze Złotoryi do Legnicy. Dojechałyśmy całe i zdrowe, aczkolwiek jazda w towarzystwie mnóstwa aut nie jest niczym fajnym.

Całość wycieczki oceniam 9/10. Punkcik odjęłam za... pojawiający się dosyć często na trasie smród gnojowicy, która jest teraz powylewana na polach. Nie szło tego znieść, więc co rusz jechałam na deficycie tlenowym. :P Ogromny plus należy się powiatowi złotoryjskiemu za doskonały stan dróg! Od Świerzawy, aż kawałek za Złotoryję - wszędzie stół. Wjechałyśmy do Legnicy, to bardzo przypomniałyśmy sobie o tym do czego służą amortyzatory.

Na koniec jeszcze filmik promujący Ostrzycę. Miłego oglądania. :P




Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Męcinka - Bogaczów - Pomocne - Muchów - Stara Kraśnica - Świerzawa - Sędziszowa - Sokołowiec - Proboszczów - Ostrzyca Proboszczowicka - Proboszczów - Pielgrzymka - Jerzmanice-Zdrój - Złotoryja - Legnica

Kategoria pow. 100 km



Komentarze
monikaaa
| 18:12 środa, 20 maja 2015 | linkuj nahtah - jest dokładnie tak jak piszesz. Szkoda, że nie są już czynne, bo wtedy to by dopiero fascynowały :)))) Dzięki - ale jak napisałam w relacji, do wspinaczki skutecznie zmotywowały nas widoki czekające na górze. Kumpela Monia na pewno przeczyta ten komentarz albo już przeczytała, więc pozdrowienia do niej dotrą. :)

Tom - dzięki, staram się robić wpisy tak, aby właśnie kogoś zachęcić do odwiedzenia danego miejsca. Jeśli będziesz jechać tam na rowerze, to albo bierz zmiennika do pilnowania roweru, żeby nie taskać roweru po schodkach, albo bierz ze sobą U-locka :) Technikę cały czas szkolę. Trening czyni mistrza :D

pozdrower
nahtah
| 15:50 środa, 20 maja 2015 | linkuj Wulkany które nas otaczają fascynują i mamią swym pięknem a widzimy je prawie z każdego punktu widokowego naszego regionu.:)

Szacun za wspinaczkę i za tak intensywną kulturystykę.;)

Pozdrower dla kumpeli Moni, nie ma u Niej wpisów i nawet jej słówka wpisać nie można.;)
monikaaa
| 18:52 wtorek, 19 maja 2015 | linkuj Na prawie sam szczyt. :) Na samiuśkim szczycie brakłoby zresztą miejsca dla 2 rowerów i turystów, a oprócz nas było jeszcze kilka osób. Mnie ona też w jakiś sposób fascynuje i podejrzewam, że jak zapomnę o tej mordędze ze schodami, to znów tam się pojawię. :)
Dudysia
| 18:47 wtorek, 19 maja 2015 | linkuj WOW ... pełny szacun za wdrapanie się z rowerem na sam szczyt !!! Ostrzyca to druga zaraz po Grodźcu góra ,która nas tak fascynuje :) Też jest w planach ,ale na szczyt to już chyba nie z rowerem :-D
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!