Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2015

Dystans całkowity:526.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:27:26
Średnia prędkość:18.79 km/h
Maksymalna prędkość:48.31 km/h
Suma podjazdów:4284 m
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:43.84 km i 2h 29m
Więcej statystyk

na myjkę

Niedziela, 26 kwietnia 2015 • dodano: 26.04.2015 | Komentarze 0

Wczoraj wieczorem wyskoczyłam jeszcze do centrum, bo musiałam umyć rower. Data wycieczki dzisiejsza, bo blog wariuje jak doda się 2 wycieczki z tego samego dnia.

Kategoria 1-25 km


terenowo po PK Chełmy

Sobota, 25 kwietnia 2015 • dodano: 26.04.2015 | Komentarze 9

Ostrzegam - będzie duuuużo zdjęć. :P

No! Pykła pierwsza 30-stka w tym roku. :))))



Taką pogodę jaka była dzisiaj, to ja rozumiem. Aczkolwiek wiatr znów był trochę upierdliwy, ale nie będę narzekać, bo wolę po stokroć lampę, temperaturę oscylującą wokół 30°C i wiatr, niż deszcz i zimnicę. Niestety na dzisiejszą wycieczkę musiałam udać się sama, bo Monika postanowiła odchamić się z koleżanką w teatrze. Dała jednak radę wyskoczyć na małą rundkę po okolicy i tak samo jak przed tygodniem - zupełnie przypadkowo spotkałyśmy się tuż za Legnicą. Ona wracała już do domu, a ja dopiero zaczynałam podbój Chełmów. Zaplanowałam na dzisiaj poodkrywanie nowych ścieżek, bo nadal jest sucho w lasach i na szutrach, więc trzeba korzystać z tych dobrodziejstw.

Wszelkie dzikie czereśnie, wiśnie i mirabelki mają teraz swoje apogeum kwitnienia. Wygląda to pięknie! KOCHAM WIOSNĘ! :)



W Słupie trzasnęłam pierwszą fotę mojej skromnej osoby. Przez brak towarzystwa nie miałam kogo molestować o robienie mi zdjęć, więc musiałam szukać dobrych podpórek pod aparat, a o to w terenie niestety ciężko.



Zieleń przeplata się teraz z białością i szkoda, że ta mieszkanka szybko zniknie.



Żółć też już zaczyna się panoszyć. :)



Ze Słupa udałam się w stronę Męcinki, a następnie szutrami dojechałam do Chełmca i dalej do Myśliborza. I główny motyw dzisiejszego wypadu.



Z Myśliborza odbiłam na szutrowo-polno-trawiasty szlak do Paszowic, który jest rewelacyjną alternatywą dla nudnego asfaltu łączącego obie miejscowości.



Po kilkunastu minutach wylądowałam najpierw w Paszowicach, a potem w Kłonicach, gdzie rozpoczęłam swoją wspinaczkę na wzgórze Radogost, na którym znajduje się wieża widokowa, skąd roztaczają się rewelacyjne widoki na okolice bliższe i dalsze. Zdjęcie tego nie oddaje, ale tam naprawdę jest ostro pod górę, więc uskuteczniłam sobie spacerek, bo prędzej spaliłabym sobie mięśnie w łydkach, niż podjechała ten szlak.



I bang. Jest wieża widokowa.



Na schodach prowadzących na górę wieży nie mogło zabraknąć miłosnych wyznań. :)



Na górze wieży pizgało niemiłosiernie, więc pstryknęłam szybko kilka fotek i wróciłam na dół.

Od lewej: wzgórze Rataj, Bazaltowa Góra, Męcinka oraz Paszowice.



Na zdjęcie załapały się też Karkonosze, które były dzisiaj dosyć dobrze widoczne.



Fotograf też miał swoje 5 minut. :)



Pierwszy ze szlaków, który postanowiłam dzisiaj odkryć, to czerwony prowadzący do Grobli. Jeszcze nigdy nie zjeżdżałam z Radogost w stronę Grobli, a zjazd jest dosyć ostry, więc wolałam nie ryzykować gleby i znowu pospacerowałam sobie.



Na szczęście tylko przez kilkadziesiąt metrów szlak jest stromy. Potem zamienia się w polny szuter, a następnie prowadzi przez las i jest naprawdę fajowy. Lekki teren, ciągle w dół. Mniam. :)



Po kilku minutach leśnej frajdy wylądowałam w Grobli. Wieś urokliwa, mogłabym mieć tam domek do relaksowania się w weekendy.



Jak zobaczyłam, że z lasu wybiegły dwa dosyć duże psy, to momentalnie zrobiło mi się słabo. Po ostatniej przygodzie z psami bardzo boję się tych wiejskich dużych kundli. :( Na szczęście dosyć szybko okazało się, że tym razem pieski były bardzo pokojowo nastawione i zaczęły zabiegać o moje względy.



Mieszaniec wilczura i huskiego szybko odpuścił, ale labrador skrzętnie liczył mi każdy kęs bułki. :)



No i skończyło się na tym, że głodna ruszyłam dalej. :) Zielonym szlakiem udałam się w stronę Siedmicy.



Szlak jest lajtowy, bo biegnie brzegiem lasu albo przez pola.



W Siedmicy odbiłam w stronę Myślinowa, do którego dojeżdża się cudownymi leśnymi szutrami, jednymi z lepszych w Chełmach.



Swą wycieczkę zielonym i niebieskim szlakiem zakończyłam w miejscu, w którym pojawił się drogowskaz wskazujący czarny szlak prowadzący do Wąwozu Myśliborskiego. To był drugi szlak, który postanowiłam dzisiaj odkryć. Jest słynny w naszym regionie, ze względu na to, że jest chyba najbardziej terenowym w Chełmach.



Trochę wahałam się czy pakować się w nieznaną mi dzicz, ale do odważnych świat należy i po chwili mknęłam już leśnym duktem.



Zaraz na początku szlaku pojawiła się pierwsza przeszkoda.



Tylko przez pierwszych kilkadziesiąt metrów szlak składa się z dwóch ścieżek, potem zamienia się w bardzo przyjemny leśno-wąwozowy singielek.





Szlak kilka razy przecina się ze strumykiem i w dniu dzisiejszym osiągnęłam nowy level w przenoszeniu roweru przez strumyk. :)













W środku wąwozu czarny szlak w swojej terenowej odsłonie kończy się i zamienia się w typowo leśny, lajtowy dukt.



Podsumowując wrażenia z pierwszego przejazdu czarnym - szlak jest naprawdę rewelacyjny! Są korzonki, kamienie, przejazdy przez strumyk, można podszkolić technikę jazdy w terenie. Nastawiłam się jednak na większy hardcor, a tu się okazało, że przejechałam go zupełnie bezproblemowo, a wiadomo, że moje umiejętności techniczne nie są na jakimś wysokim poziomie. Po deszczach na pewno jest tam mega hardcorowo, ale obecnie, kiedy jest sucho w lasach ten szlak to cud, miód i orzeszki. :) Po wyjechaniu z lasu, trawiastym zjazdem pomknęłam w stronę Myśliborza.



I skończyły się fajne, terenowe odcinki. Za Myśliborzem to już płaskie, asfaltowe nudy. :P Żeby urozmaicić sobie jeszcze wycieczkę, do Legnicy postanowiłam wrócić przez Legnickie Pole. Nadrobiłam trochę kilometrów, ale dla takich szutrów warto było. :)



Do domu wróciłam dosyć mocno zmęczona, bo jednak terenowe odcinki dają dwa razy bardziej w dupę, niż bujanina po asfaltach. Wycieczkę oceniam 10/10. Było super i jak dotąd - najlepiej samotnie w tym roku. :)



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Męcinka - szutrami do Chełmca - Myślibórz - Paszowice - Kłonice - Radogost - Grobla - Siedmica - Wąwóz Myśliborski - Myślibórz - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Małuszów - Czarnków - Lubień - Legnickie Pole - Bartoszów - Legnica

p.s. Także ten. Szykuj się Monia, bo przy nadarzającej się okazji zamierzam powtórzyć tę traskę. :) Albo proś o deszcz. :))

Kategoria 75-100 km


nic wielkiego

Piątek, 24 kwietnia 2015 • dodano: 24.04.2015 | Komentarze 0

Takie tam kolebanie się po mieście wczoraj i dzisiaj w celach różnych.

Kategoria 1-25 km


Uczestnicy

lajcik po lasach + kapeć w gratisie

Wtorek, 21 kwietnia 2015 • dodano: 22.04.2015 | Komentarze 3

Dzisiejsza pogoda to znowu zmyłka.



Chyba jeszcze nigdy nie wyszłam na rower przy takim wietrze i nie załadowałam się na trasę pod wiatr. Kilka razy jakieś boczne podmuchy prawie zdmuchnęły nas do rowu. Tylko skąd ta bryza na nizinach? :) Na szczęście zaraz po wjechaniu do lasów skończyły się nasze wiatrowe męki.

Dzisiaj postawiłyśmy z Moniką na totalny relaks. Jedyna rzecz dla której warto jeździć na północ, to leśne szutry, których jest tam naprawdę sporo.



I mimo że to niziny, to nawet gdzieś po drodze trafił się widoczek z Karkonoszami w roli głównej. Telefon nie ogarnął jednak tematu.



W każdym razie było dzisiaj mega lajtowo, aczkolwiek od samego początku zaczęłyśmy wywoływać z Moniką wilka z lasu. Najpierw ja, kiedy stwierdziłam, że w tych lasach bardzo łatwo się zgubić i zaraz potem zaczęłam błądzić na szlaku, którym kiedyś już jechałam. Następnie Monika, kiedy palnęła, że nie chciałaby złapać w tych lasach kapcia i że ma jakiegoś sąsiada, który też jeździ na rowerze, ale tylko do momentu, kiedy złapie flaka, bo ostatnio zdarzyło mu się to dwa razy. Tylko nie rozumiem dlaczego to mnie w pewnym momencie zrobiło się mięciutko na przodzie? To nie ja gadałam o tych kapciach! :(

W każdym razie trzeba było zakasać rękawy, bo powietrze zeszło w przeciągu kilku sekund, a do domu było jeszcze kilka kilometrów. Po raz pierwszy przyszło mi zmieniać dętkę samodzielnie, bo przy poprzednich dwóch kapciach (które złapałam w poprzednich sezonach) zawsze miałam jakiegoś faceta do pomocy. Na szczęście wiem jak to się robi, sprzęt miałam, więc do dzieła. :)



Było ciepło, wiosna pełną gębą, więc mimo wszystko humor mnie nie opuścił. :)





Poszło mi dosyć sprawnie, Monia stwierdziła, że jestem jej mistrzynią, bo ona już dawno uskuteczniałaby spacerek. :) Po przymusowej przerwie dotarłyśmy do Legnicy z mega bananami na gębach, bo tak było fajowo na wycieczce. :))



Legnica - Pątnów - Bieniowice - Miłogostowice - Raszowa Mała - Dobrzejów - Legnica

Kategoria 25-50 km


poweselny lajcik

Niedziela, 19 kwietnia 2015 • dodano: 19.04.2015 | Komentarze 2

Dobrze, że wczoraj była beznadziejna wietrzno-deszczowa pogoda, to przynajmniej nie było mi żal, że nie wyskoczę na rower. :) Czas spędziłam również aktywnie, bo na weselnym szaleństwie. Do domu zwlekłam się tuż po 5", spać poszłam o 6", a o 11" trzeba było już wstać, bo błękit nieba wdzierał się do mieszkania. Ogarnęłam się i tuż po 13" wyruszyłam w stronę Chełmów. Na podjazdy w stylu Stanisławów nie miałam dzisiaj najmniejszej ochoty, więc postanowiłam zrobić kółeczko po ulubionych szutrach. Tuż za Legnicą minęłam się z Moniką, która akurat wracała z objazdówki po Chełmach. Zamieniłyśmy kilka zdań i Monika wróciła do domu, a ja powlekłam się pokacowym tempem w stronę Dunina.

Sezon na magnolie w pełni!



Za Duninem wbiłam się na jeden z moich ulubionych szutrów, prowadzący do Janowic Wielkich, a następnie do Krajowa. Parafrazując Cremastera - dzisiejsza lampa to zmyłka. Nadal pizga. :/ Na szczęście przez większość trasy jechałam z bocznym halnym albo w plecy.



Końcówka tego szutru z Dunina do Krajowa to zjazd w a'la wąwozie. Tylko dlaczego ten zjazd jest taki krótki? :(



Dalej standardowo przez Sichówek dojechałam do Sichowa, gdzie zaraz na początku podjazdu do Stanisławowa odbiłam w las i wjechałam na szuter prowadzący do Bogaczowa (odkryty w środę).



Miejscami przez drzewa przebijają się widoki na Legnicę. Niestety zdjęcie tego nie oddaje.



Po wyjechaniu z lasu w Bogaczowie skierowałam się w stronę Chroślic, gdzie na zjeździe wiatr dzielnie stawiał mi opór. Dalej do Legnicy wróciłam standardowo przez Słup. A na koniec wycieczki dziabnęła mnie osa w palec. :( Coś zaczęło mi brzęczeć przy kasku, no to machnęłam ręką. I po chwili miałam już żądło w palcu. Bez komentarza.

Aha. I najważniejsze! Gdzieniegdzie na polach pojawiają się już żółte punkciki. Jeszcze trochę i będzie rzepakowy odlot. :)



Legnica - Prostynia - Dunino - Janowice Wielkie - Krajów - Sichówek - Sichów - szutrami do Bogaczowa - Chroślice - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 25-50 km


Uczestnicy

wietrzna masakra

Środa, 15 kwietnia 2015 • dodano: 15.04.2015 | Komentarze 4

Po weekendowych szaleństwach trochę odpoczęły już nam nogi, znaczy się mnie i Monice, więc postanowiłyśmy wykorzystać dzisiejszą piękną pogodę i wyskoczyć na krótką rundkę po pracy. Zwłaszcza, że od jutra ma być tendencja zniżkowa w temperaturze. Zaproponowałam, żebyśmy obczaiły nową szutrową ścieżkę, która pojawiła się w Chełmach. Do Sichowa dojechałyśmy przez Winnicę i Krajów, zmasakrowane przez zachodnio-północny wiatr. Wiało prawie 70 km/h. Z racji mojej wagi, chwilami miałam wrażenie, że zdmuchnie mnie z drogi. :) Dobrze chociaż, że ten halny był ciepły. Taka tam wiosenna bryza od Nysy Szalonej. :) Niemniej jednak, kiedy wjechałyśmy na podjazd prowadzący do Stanisławowa, odetchnęłyśmy z ulgą, że skończyły się nasze wiatrowe męki. Zaraz po wjechaniu do lasu odbiłyśmy z asfaltu na wspomnianą szutrówkę. Słyszałam, że jest elegancka. To mało powiedziane - okazało się, że to dosłownie leśna autostrada. Jechało się szybko i gładko. Leśne miodzio. :)



Niestety nie mogło być zbyt pięknie. Szutrówka ma tylko 2,5 km. :( Ani się obejrzałyśmy, a wyjechałyśmy w Bogaczowie, z deczka zaskoczone, że ta piękna ścieżka tak szybko skończyła się. Na liczniku nabite miałyśmy raptem 25 km, godzina była 18:40. No i co tu robić? Wracać już do Legnicy? Bez sensu. :) Zaproponowałam wjazd na Górzec i zjazd szutrami do Męcinki. Monika po raz kolejny okazała się bardzo konkretną osobą, bo nie musiałam namawiać jej do przedłużenia trasy o dosyć spory podjazd. Błyskawicznie podjęłyśmy decyzję, że pakujemy się asfaltem na Górzec. Na podjeździe mało co nie wyzionęłam ducha, bo przycisnęłam trochę i pokonałam go najszybciej w życiu. Po odzyskaniu oddechów wbiłyśmy się na leśne szutry prowadzące do Męcinki. Już wiele razy wspominałam tutaj, że uwielbiam ten zjazd. I powtórzę to jeszcze wiele razy. UWIELBIAM SZUTROWY ZJAZD Z GÓRZCA DO MĘCINKI. :) Po zaliczeniu zjazdu, ze spokojnymi sumieniami stwierdziłyśmy, że możemy wracać już do Legnicy. :)

Na koniec jeszcze materiał poglądowy na Legnicę, Męcinkę oraz farmę wiatrową w Koskowicach z końcówki zjazdu z Górzca.





Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - szutrami do Bogaczowa - Górzec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km


Uczestnicy

Stanisławów + zjazd terenem

Niedziela, 12 kwietnia 2015 • dodano: 12.04.2015 | Komentarze 3

Jakby mało było nam górek po wczorajszych wojażach, dzisiaj postanowiłyśmy z Moniką dołożyć sobie kolejnych. No ale grzechem byłoby zmarnowanie dzisiejszej iście wiosennej pogody na siedzenie w domu. Rano wstałam jak paralityk, ale dosyć szybko się rozchodziłam i po 12:30 jechałyśmy już z Moniką w wiadomym kierunku. Jak się nie ma pomysłu na wycieczkę, to jedzie się pod ruiny radiostacji. Tam zawsze jest fajnie. :) Najkrótszą z możliwych dróg dojechaliśmy do Sichówka, gdzie tuż przed podjazdem zupełnie przypadkowo spotkałyśmy Justynę i Krzyśka. Padło retoryczne pytanie: "Gdzie jedziecie?" :) Dalej do Stanisławowa postanowiliśmy jechać już razem. Oczywiście już na początku podjazdu Monika odcięła nas i tyle ją widzieliśmy. :) Nie wiem skąd ona czerpie te siły na podjazdy...



Wystarczyło, że wczoraj zostawiłam płuca na podjeździe pod Grodziec. Dzisiaj postawiłam na wiosenny relaks, więc prawie cały podjazd pokonałam w towarzystwie Justyny i Krzyśka.



A po wjechaniu na Rosochę okazało się, że widoczność jest dzisiaj 100/100!!! Rzadko zdarza się tak wyśmienita! Szkoda, że wczoraj nie było takiej przejrzystości na Grodźcu. :(

Po prawej Legnica:



Po lewej Grodziec i farma wiatrowa w Łukaszowie:





Nawet fotograf załapał się na fotę. :)



Ale te widoki za moimi plecami, to jeszcze nic. Po przejściu na drugą stronę wzgórza, naszym oczom ukazało się całe pasmo zaśnieżonych (jeszcze) Karkonoszy!!!





Daaaawno nie było tak dobrych widoków z Rosochy!!! Warto było wygramolić się dzisiaj z domu. :)

Pod radiostacją ja i Monika rozstałyśmy się z Justyną i Krzyśkiem, bo oni postanowili zjechać do Sichowa asfaltem, a ja na dzisiaj zaplanowałam zjazd terenowym niebieskim szlakiem, którym jeszcze nigdy nie zjeżdżałam, a słyszałam, że jest fajowy.

Najpierw chwilę jechałyśmy polną drogą, ale zaraz po wbiciu się do lasu, szlak zamienił się w fajową liściasto-kamienistą ścieżkę.



Pomimo kamoli, zjeżdżało się dosyć płynnie i szybko.







A po przeprawie przez rzeczkę i wyjeździe z lasu, wylądowałyśmy w szczerym polu. :D Jak jednak widać, rowerzyści ostro sobie używają ten szlak, bo były wyraźnie wyjeżdżone dwie nitki. Nie wyobrażam sobie jednak przejazdu przez to pole po deszczu. :/





Następnie szlak stał się trawiasty...



A jego koncówka to już polny, szybki zjazd do Sichowa.





Niebieski szlak oceniam 10/10. Zaczynam coraz bardziej lubić teren... :) Co prawda do błota nigdy się nie przekonam, ale takie leśno-polne szlaki są rewelacyjne.

Do Legnicy wróciłyśmy przez Dunino. Dzisiaj na szczęście obyło się bez "przygód" z psami. Wycieczka była bardzo udana. :) No i najważniejsze. Niniejszym wypadem wskoczył mi pierwszy tysiączek w tym roku. :)



Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Dunino - Legnica

Kategoria 50-75 km


Uczestnicy

lato w kwietniu i pierwsza stówka w tym roku

Sobota, 11 kwietnia 2015 • dodano: 12.04.2015 | Komentarze 3

W końcu udało mi się strzelić pierwszą setkę w tym sezonie. :) Zamek w Grodźcu musowo trzeba odwiedzić chociaż raz w roku, więc jak od tygodnia zapowiadali na dzisiaj lato, to z góry wiedziałam, gdzie pojadę. Punktualnie o 11" ruszyłyśmy z Moniką w drogę. Od samego rana było bardzo ciepło, więc ubrałam się dzisiaj jak na środek lata. Mega ciepełko potwierdzał zresztą termometr w liczniku, bo w południe dobiło do 30°C. :O

Droga do farmy wiatrowej w Łukaszowie minęła nam bardzo szybko, gdzie na horyzoncie w końcu pojawił się cel naszej wycieczki. :)



Tak, tak. Kupiłam garnek. Wystarczająco długo wystawiałam mózgownicę na potencjalny uraz. Powinnam była już dawno go kupić, ale ciągle miałam opory, bo wydawało mi się, że np. uduszę się od paska. :) Nic takiego się nie wydarzyło, a i Uvex wygodny, więc nie przeszkadzał mi podczas jazdy.

Na odcinku z Łukaszowa do Zagrodna zostałyśmy zmasakrowane przez paszczowiatr! Kolejna halna masakra nastąpiła za Zagrodnem. Jakby tego było mało, to zaczął się kilkukilometrowy podjazd do Grodźca. Uwielbiam takie akcje - pod górkę i pod wiatr. :/ Niemniej jednak z każdym podmuchem zbliżałyśmy się do celu.



Coraz bliżej...



I po lekkim przyciśnięciu na podjeździe pod zamek, wjechałyśmy na dziedziniec bez płuc. Tzn. przynajmniej ja. :) Jak już je odzyskałam, to wszamałam obiadek i punktualnie o umówionej godzinie zjawili się Beata i Darek - do dzisiaj znani mi tylko z BeeSa. Nie trudno było ich rozpoznać, znaczy się Darka, z racji jego nietypowego roweru. Szybkie zapoznanie się, dłuższa pogadanka okołorowerowa i nadszedł czas wiadomo na co.

Oczywiście musiałam się wpakować na rower Darka i zobaczyć świat z poziomej perspektywy. :)



Wrażenia z kilkumetrowej jazdy (z asekuracją) - bezcenne. Musiałoby upłynąć dużo wody w Nysie Szalonej, zanim załapałabym jak się na tej maszynie jeździ. :)



Potem swoich sił spróbowała Monika i odniosła taki sam skutek - tzn. kilka machnięć pedałami w asekuracji. :) Darek mówił, że jak już człek rozkmini co i jak z tym rowerem, to jeździ się na nim tak wygodnie, że brakuje w nim tylko telewizorka na kierownicy. :D

Po quasi jeździe na Nimancie postanowiłyśmy z Moniką obczaić jeszcze widoczki z zamkowej wieży widokowej. Nasze maszyny zostawiłyśmy pod dobrą opieką, a same udałyśmy się na górę zamku.



Ale zanim widoczki... Główna część zamku:



I rzeczone widoczki. Niestety dzisiaj przejrzystość była kiepska i najdalej można było dojrzeć tylko Góry Kaczawskie. Karkonosze było widać tyle o ile.



Farma wiatrowa w Modlikowicach:



Po 1,5 godziny odpoczynku nadszedł czas pożegnania się, bo było coraz później, a musiałyśmy jeszcze z Moniką dobić do setki. Oczywiście nie mogło zabraknąć grupowej fotki z cyklu: "W ramkę". :)



Na koniec jeszcze obczajka na mapie pobliskich okolic...



I z górki na pazurki. Został po mnie kurz na zjeździe i Monika, Beata oraz Darek tyle mnie widzieli. :) Się na nich naczekałam... :)))))



Zjazd wszystkim smakował, bo każdy miał uśmiech dookoła głowy. :)



I chwilę potem trzeba było się rozstać, bo Beata i Darek mieszkają rzut kamieniem do zamku. Dzięki za przemiłe spotkanie i do następnego! :)

Z Nowej Wsi Grodziskiej mega szybko zjechałyśmy do Pielgrzymki, a tam w rzeczce bociek urządził sobie polowanie.



I towarzyszka prawie całej dzisiejszej wycieczki - Ostrzyca Proboszczowicka, na którą to dajemy z Monią strzałę, jak tylko zrobi się żółciutko na polach.



Dalej droga przebiegała bezproblemowo i mega przyjemnie, aż do Biegoszowa. Tam z jednego z gospodarstw nagle wyskoczyły do nas 2 wielkie psy - jeden mieszaniec huskiego, drugi wilczur. Na samo przypomnienie o tej sytuacji robi mi się słabo. Nie było gdzie uciekać, bo byłyśmy akurat na podjeździe, a z kolei nawrócenie też by nam nic nie dało, bo psy i tak by nas dogoniły. Husky był dosyć pokojowo nastawiony, bo tylko z daleka obwąchał nas i dał sobie z nami spokój. Ale wilczur dał nam popalić. Stałyśmy z Moniką jak sparaliżowane na środku jezdni, a ten chodził wokoło nas, obwąchiwał i szczekał na nas na całego. Jeszcze nigdy w życiu tak się nie bałam, że ugryzie mnie pies! Kilka razy podchodził do każdej z nas i wąchał od góry do dołu. Nogi tak mi się trzęsły, że strachu, że szok, a w głowie żadnego pomysłu na wyjście cało z opresji, bo przy jakimkolwiek naszym ruchu, wilczur coraz głośniej szczekał i nerwowo chodził wokół nas. Oczywiście pan właściciel nie raczył się zainteresować dlaczego pies szczeka przed domem. Jakieś babki z daleka zaczęły do nas krzyczeć, żebyśmy zawróciły, bo wilczur może ugryźć. Tylko jak się ruszyć, skoro wilczur nie spuszczał nas z oczu. Z opresji uratował nas jakiś kierowca. Widząc, że stoimy znieruchomiałe na środku jezdni musiał się zatrzymać, bo nie mógł przejechać. Wówczas wilczur przerzucił swoje zainteresowanie na auto i jak kierowca zaczął cofać, to wilczur zaczął za nim biec. Widząc, że pies chwilowo przestał się nami interesować, zaczęłyśmy z Moniką bardzo powoli iść przed siebie. Wówczas auto przejechało między nami, a wilczur w te pędy za nim. Dalej jednak szłyśmy, bo bałyśmy się, że jak wsiądziemy na rowery, to pies zawróci do nas. Na szczęście po kilkuset metrach biegu za autem pies zmęczył się i zszedł na pole obok jezdni. Wówczas bacznie go obserwując, udało nam się w końcu minąć go i zostawić za nami. UFFF!!! Widząc, że pies był już kawałek za nami, czym prędzej wsiadłyśmy na rowery i przed siebie ile sił w nogach. Przez jakieś następne pół godziny miałyśmy tak zrąbane humory, że szkoda gadać, bo którejś z nas mogła stać się poważna krzywda...

Rozpoczął się okres lęgowy żab, toteż minęłyśmy ich dzisiaj po drodze mnóstwo. Żywych i tych mniej ruchawych. :)



Z Pomocnego odbiłyśmy na Górzec, skąd zjechałyśmy szutrami do Chełmca.



Przypomniałam sobie dlaczego nie lubię tej wersji zjazdu z Górzca - na całym kilkukilometrowym odcinku leżą luźne kamienie oraz resztki asfaltu. Do tego dziury, więc bardzo łatwo można zaliczyć dzwona. Z Chełmca szutrami dojechałyśmy do Męcinki, a dalej to już standardowo.

Wycieczka byłaby absolutnie idealna, gdyby nie ta historia z psami. :/



Legnica - Szymanowice - Wilczyce - Krotoszyce - Ernestynów - Gierałtowiec - Łukaszów - Zagrodno - Uniejowice - Grodziec - Nowa Wieś Grodziska - Pielgrzymka - Jastrzębnik - Nowy Kościół - Biegoszów - Kondratów - Pomocne - Górzec - Chełmiec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria pow. 100 km


lajcik po lasach

Piątek, 10 kwietnia 2015 • dodano: 10.04.2015 | Komentarze 0

Uwielbiam jeździć w taką pogodę jaka była dzisiaj! Full lampa na niebie, lekki wiaterek, temperatura taka, że człowiek nie poci się jak świnia, pić się chce tyle o ile. Miodzio. :) Wybrałam się z Justyną w egzotyczne, jak dla mnie, rejony. Jeśli jadę już na północ, to tylko w te okolice co dzisiaj, gdzie można pojeździć po rewelacyjnych leśnych szutrach.

Oooo takich jak te:





Lajtowa, mega relaksacyjna jazda - na poprawę humoru i wyluzowanie się po ciężkim tygodniu. :)



Legnica - Pątnów - Bieniowice - Miłogostowice - Raszówka - Dobrzejów - Legnica

Kategoria 25-50 km


popracowy lajcik

Czwartek, 9 kwietnia 2015 • dodano: 09.04.2015 | Komentarze 0

Taka tam rundka po pracy. Najpierw w celach serwisowych roweru, a potem dla zrelaksowania się i wykorzystania ładnej, wiosennej pogody. :)



Legnica - Gniewomierz - Legnickie Pole - Koskowice - Legnica

Kategoria 25-50 km