Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2014

Dystans całkowity:554.22 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:29:55
Średnia prędkość:18.53 km/h
Maksymalna prędkość:53.26 km/h
Suma podjazdów:5504 m
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:69.28 km i 3h 44m
Więcej statystyk

Okole - Kapella

Niedziela, 28 września 2014 • dodano: 03.10.2014 | Komentarze 6

Na początek ostrzeżenie. Wpis będzie z cyklu: "Widoczki", także jeśli kogoś interesują zdjęcia mojej osoby, to nie ma tu czego szukać. Będzie tylko jedna fota ze mną w roli głównej. :P

Sezon na długie wycieczki nieuchronnie zbliża się do końca, więc trzeba w miarę możliwości odhaczać z listy kolejne cele do zdobycia. Na dzisiaj zapowiadali przepiękną, słoneczną, bezwietrzną pogodę, więc tuż po 8" ruszyłam w stronę Okola, skąd podobno rozpościerają się mega widoki na Karkonosze. Trzeba było to w końcu obadać. :) Poranna temperaturka (całe 7,6°C) średnio mi odpowiadała, ale szybko się rozgrzałam i już przed Górzcem wyskakiwałam z części ubrań.

Gdzieś przed Bogaczowem trafiły się krówki. One to są jednak brzydkie. :P



Jak na zjeździe do Pomocnego pojawiły się TAAAAKIE widoki, to wiedziałam, że wycieczka pod względem widokowym będzie idealna! :)



Kolejne cuda natury pojawiły się na horyzoncie przed Świerzawą - Skopiec, Kapella, bystre oczy dojrzą też na zdjęciu Śnieżkę. :P



A po prawej w oddali góruje Ostrzyca Proboszczowicka (tam też kiedyś śmignę, bo zeszłoroczna próba jej zdobycia w ponad 40°C nie była dobrym pomysłem):



Im bliżej było do Świerzawy, tym coraz bardziej było widoczne Okole - to ta najwyższa górka. :P



W Świerzawie zrobiłam sobie przerwę na porządne doładowanie się kaloriami, bo przecież czekał na mnie najkonkretniejszy podjazd na dzisiejszej trasie. Tuż przed Lubiechową zdeczka ogarnęła mnie panika pt.: "Ale, że co? Ja mam tam wjechać? No way!". Zdjęcie tego nie oddaje, ale było robione z pozycji niemalże płaskiej w stosunku do Okola, a dodatku owo Okole było już bardzo blisko.



Zaraz po wjechaniu do Lubiechowej rozpoczęło się mozolne wspinanie na Okole.



"Tylko" 3 km, ale podjazd ten jest rozstawiony na genetyku i zajmuje 31. miejsce w rankingu "najbardziej stromy kilometr". Tak wygląda profil podjazdu.

Mnie się nigdzie nie śpieszyło, spiny na szybkie zdobywanie podjazdów nie mam, więc jechałam sobie relaksacyjnym tempem, co by za bardzo się nie zmachać. :D A im wyżej wjeżdżałam, tym widoki były coraz lepsze. W dole Świerzawa, a dalej Pogórze Kaczawskie i Wilcza Góra k/Złotoryi:



Na całym podjeździe ani razu nie prowadziłam roweru, z czego jestem dumna, bo do podjazdowych wymiataczy nie należę. :) Wjechałam nie zmachawszy się za bardzo, więc zupełnie nie rozumiem dlaczego wszyscy mówią, że ten podjazd daje w kość. :PPP

Zaraz na szczycie podjazdu odbiłam w prawo i żółto-niebieski szlak zaczął prowadzić przed las na owo Okole. Już na jego początku  zaczęłam wahać się czy pchać się w teren, bo po ostatnich deszczach szlak nie wyglądał zachęcająco - mega błoto. Ale oczywiście Monisia uniosła się ambicją i stwierdziła, że nie po to pruła 50 km, z czego 3 km z kilkunastoprocentowym nachyleniem, żeby odpuścić zdobycie Okola przez jakieś błotko. :)

Po pierwszych kilkudziesięciu metrach błotnego gówna pojawiła się w miarę normalna ścieżka, wyłożona igliwiem. Pojawiła się też nadzieja, że nie będzie tak źle z dojściem na Okole:



Niestety im dalej w las, tym było coraz gorzej. Błoto, błoto i jeszcze raz błoto!!! Takie, że nogi zapadały mi się po kostki. :( Co najgorsze - nie dało się go w żaden sposób ominąć, bo po bokach szlaku były albo chaszcze nie do przejścia, albo połamane drzewa i gałęzie. No ale powtarzam - nie po to Monisia "pruła 50 km, z czego 3 km z kilkunastoprocentowym nachyleniem, żeby odpuścić zdobycie Okola przez jakieś błotko". :)))))



W pewnym momencie szlak złagodził swoje oblicze i zamienił się w dosyć przyjemną kamienistą ścieżkę:



Ale tylko na chwilę, bo zaraz potem pojawił się zarośnięty singielek, ale żeby nie było za łatwo - to podmokły. Więc zaczęłam brodzić po kostki w wodzie. Przynajmniej wymyły mi się buty i oponki od Speca. :D

W końcu po półgodzinnej błotno-wodnistej przeprawie przez las, pojawił się szczyt Okola. Jupiii jaaaa jeeeejjj!!! :)



No i doczekaliście się mojego oblicza. :)



Zaraz, zaraz. No a gdzie te słynne mega widoki na Karkonosze? Hę??? Podchodzę do przepaści, która czai się tuż za skałkami...



I taaa daaammmm! :) Na pierwszym planie Łysa Góra, a za nią całe pasmo Karkonoszy:





Zdjęcia nie wyszły zbyt dobrze, bo były robione pod słońce, a telefon średnio ogarnął takie oświetlenie. W każdym razie widoki, owszem - są rewelacyjne, ale... takie same są z ogólnodostępnej Kapelli, prowadzącej elegancko po asfalcie do Jeleniej Góry. Także ok - Okole zdobyte, ale po deszczowej pogodzie nie opłaca się przebijać przez las, żeby podziwiać widoki, które są dostępne również z innego miejsca.

Po nacieszeniu oczu piękną panoramą Karkonoszy, rozpoczęłam drogę powrotną. :((((



Po wydostaniu się z lasu moje buty i Spec ważyły 50 kg więcej. :( Zaczęłam jechać w kierunku Jeleniej Góry. Na zjeździe błoto zaczęło odrywać się z kół i latać na wszystkie strony, zatrzymując się po drodze np. na mojej twarzy. Sytuację uratowała znajdująca się niedaleko wielka kałuża. Woda nie była pierwszej świeżości, ale przynajmniej z grubsza pozbyłam się błota z butów i roweru.

Postanowiłam zajechać jeszcze na szczyt Kapelli. I znak przy którym rowerzyści dostają skrzydeł. :)



No i wspomniane takie same widoki jak z Okola, z tą różnicą, że z tego miejsca widać również Jelenią Górę, a z Okola nie, bo zasłania ją Łysa Góra:



Po chwili zadumy nad Karkonoszami, zawróciłam i zabrałam się za powrót do Legnicy. Zaczęły się zjazdy. Nooo. To to ja rozumiem. :D



Błyskawicznie dojechałam do Wojcieszowa, który jako miejscowość zupełnie mi się nie spodobał. Jedyne co ładne w tej okolicy, to wzgórze Miłek, górujące nad Wojcieszowem:



A za Wojcieszowem jakieś urokliwe jeziorko:



W Kaczorowie odbiłam na Lipę, do której migiem zjechałam długaśnym, miejscami dosyć stromym, gładkim asfaltem. A potem to już standardowo na Siedmicę. I tu wspomnę jeszcze o pewnych znakach, o których ostatnio opowiadałam Ci Morsie. :P



7 km później... :D



Za Siedmicą pojechałam dalej na Paszowice, Piotrowice i do Legnicy wróciłam przez doskonale znane mi już wiochy.

I na koniec. Atención, atención!!! Dedicación :P



Więcej proszę mi nie zarzucać, że nie zrobiłam dedykacji. :P

Pomimo tych przepraw przez błotne szamba (jak to je ostatnio Lea nazwała :) ), wycieczka była bardzo udana! :) 



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Chroślice - Bogaczów - Górzec - Pomocne - Muchów - Stara Kraśnica - Świerzawa - Lubiechowa - Okole - Kapela - Podgórki - Wojcieszów - Kaczorów - Mysłów - Lipa - Nowa Wieś Mała - Siedmica - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria pow. 100 km


Stanisławów - Leszczyna

Sobota, 27 września 2014 • dodano: 01.10.2014 | Komentarze 5

Przez cały tydzień pogoda była beznadziejna (wiało albo lało), toteż od zeszłej soboty ani razu nie wyściubiłam nosa z domu w celu pójścia na rower. W końcu dzisiaj pojawiła się iskierka nadziei co do polepszenia pogody. Rano znów było pochmurno, ale jak po południu przejaśniło się, to momentalnie ogarnęłam się i już pędziłam do Stanisławowa. No bo gdzieżby indziej. :)

Na podjeździe pod radiostację znowu pełzało pełno tych obleśnych ślimaków. Ślimak ślimak pokaż rogi...



a chwilę potem był już dead, bo jakieś auto rozmazało go na asfalcie. :P

Tak się dzisiaj kapnęłam, że zdjęcia radiostacji z tej perspektywy u siebie na blogu jeszcze nie wrzucałam. No to macie:



Przejrzystość była dzisiaj 10/10! Rzut okiem na lewo:



Na prawo:



I panoramka:



Po chwili odpoczynku przy radiostacji zjechałam do Leszczyny. Na zjeździe zdeczka wypizgało mnie. W Leszczynie nie było nic ciekawego do fotografowania, więc z braku laku trzasnęłam fotkę skansenowi górniczo-hutniczemu i heja z powrotem do domu. :P



Dobra rozgrzewka przed jutrem. :)



Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Leszczyna - Prusice - Łaźniki - Krajów - Winnica - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km


Uczestnicy

Zamek Książ - atak właściwy :)

Sobota, 20 września 2014 • dodano: 24.09.2014 | Komentarze 14

Po nieudanej próbie nocnej wycieczki do Książa, o 7:30 ponownie wyruszyliśmy z Morsem w drogę, z mocnym postanowieniem dotarcia do celu. Żeby nie było za nudno, tak samo jak w nocy, tuż przy wyjeździe z Legnicy zaczęło padać. Wkurzyłam się nieziemsko, ale stwierdziłam, że choćby miało nas zalać, to tym razem nie odpuszczę. Ktoś tam na górze chyba widział, że nie dam za wygraną i po kilku minutach deszcz przestał padać. Uff!!! Co prawda niebo było zachmurzone, ale było ciepło, więc można było kontynuować wycieczkę. 

Do Jawora dosyć szybko dostaliśmy się przez Kościelec i Przybyłowice. Za Jaworem wbiliśmy się w najnudniejszą część dzisiejszej trasy (odcinek z Zębowic do Dobromierza). Jeździłam już kiedyś w tych okolicach, więc wiedziałam co mnie czeka, ale i tak znów wynudziłam się nieziemsko. Nie cierpię jeździć po płaskich, prostych wioskach!!!

Gdzieś za Jugową, na około kilometr przed Dobromierzem stwierdziłam, że przejaśnia się i chyba już nie będzie padać. :D Czasami powinnam mieć zabronione wypowiadanie się, bo jak rzekłam, tak za chwilę zaczęło padać. Coraz mocniej i w końcu zaczęło lać. :P Na szczęście niedaleko była stacja benzynowa, więc zrobiliśmy sobie przerwę na jedzonko. W międzyczasie deszcz poszedł w pizdu i pokazało się nawet słoneczko. :)

Tuż po 10" dotarliśmy nad pierwszy cel naszej dzisiejszej wycieczki - zalew w Dobromierzu. Po odpowiednim nawodnieniu się, pstryknęliśmy pierwszą dzisiaj pamiątkową fotkę. :P



Mors tak się rozsmakował w Perełkach, że ani się obejrzałam, a ten wyżłopał całe nasze zapasy na wycieczkę, a następnie postanowił ochłodzić się w jeziorze. :PPP



Woda była dla niego za ciepła, więc nie ociągając się ruszyliśmy w dalszą drogę. Tuż po wyjechaniu z Dobromierza, zaczęły się normalne traski - przepięknie leśne odcinki, a co najważniejsze z podjazdami i zjazdami, więc w końcu zaczęło się coś dziać.

Gdzieś po drodze był przystanek z dosyć osobliwymi wpisami. Co ma wspólnego jedno z drugim, to żeśmy z Morsem nie rozkminili.



Po kilkudziesięciu minutach jazdy, naszym oczom w końcu ukazał się cel naszej wyprawy:



Po skręceniu w lewo na Świebodzice, doświadczyliśmy naprawdę fajnego zjazdu do Świebodzic. Był długaśny i dosyć szybki. :) Przez Świebodzice przebiliśmy się równie szybko, bo było ciągle w dół. Zaraz za nimi wbiliśmy się na Trakt Książański (zdjęcie zapożyczone z tej stronki), który przepięknie poprowadził nas przez las, wijącym się asfaltem, prawie pod sam Zamek:



A gdzieś na Trakcie kózki:



No i w końcu spełniłam swoje kolejne rowerowe marzenie. :)





Pod zamkiem zrobiliśmy sobie kolejną przerwę na jedzonko i obczajanie obleśnych knurów. :D :D :D Niestety nie mogliśmy posiedzieć zbyt długo, bo Mors musiał zdążyć na pociąg powrotny do domu, a ponadto nad zamkiem zaczęły gromadzić się brzydkie, deszczowe chmury.

Podjechaliśmy jeszcze na pobliski punkt widokowy, skąd rozciąga się przepiękny widok na cały kompleks zamkowy:







Ostatni rzut okiem na zamek i "cza" było spadać z powrotem do Legnicy. :(



Mors uparł się, aby w drodze powrotnej odwiedzić Szczawno-Zdrój i napić się wody uzdrowiskowej. No ok. Żeby nie było, że marudzę, to zjechaliśmy do Szczawna... tylko po to, żeby stwierdzić, że nie mamy czasu na wodopój i musimy czym prędzej wracać do Legnicy. :) Tuż za Szczawnem zmasakrował mnie podjazd, najdłuższy na dzisiejszej trasie. Tyloma ujami to ja się dawno nie narzucałam. Mors przerażony słuchał mojej łaciny i nie wiedział czy oberwie mu się za to, że zupełnie niepotrzebnie wpletliśmy sobie ten podjazd w trasę. :P

Jego szczęście, że zaraz po podjeździe czekał na nas kilkukilometrowy odcinek z samymi zjazdami, więc wkurwienie szybko mi przeszło. :)

Generalnie droga powrotna składała się z samych zjazdów, więc mijała nam szybko i ani się obejrzeliśmy, a wkroczyliśmy na moje rejony i skończyło się zerkanie co chwilę na mapę/telefon. Połączenia między wioskami są fatalnie oznaczone!!!

W każdym razie w drodze powrotnej farciło nam się z omijaniem deszczu. Dopiero w Wiadrowie, tuż przed Paszowicami, leciutko nas skropiło. :) Ale, ale - co się odwlecze, to nie uciecze. :) Jadąc z Paszowic do Myśliborza, mieliśmy podgląd na to co się działo nad Chełmami. A uwierzcie mi, że DZIAŁO SIĘ!!! Na zdjęciu aż tak dobrze nie widać, ale pomiędzy strzałkami znajduje się... TRĄBA POWIETRZNA! :O No jak żyję, to pierwszy raz w życiu widziałam takie rzeczy. I po co to jechać do Stanów, skoro w Chełmach można spotkać Twistera. :)



Im bliżej było do Myśliborza i Piotrowic, tym bardziej zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że tym razem nam się nie upiecze. Do Legnicy było już bliżej, jak dalej, więc wizja nadciągającej prosto na nas ulewy jakoś nie przerażała mnie. No i w końcu na rozdrożu na Myślibórz/Paszowice/Jawor zaczęło się. :) Przeciwdeszczowa kurtka już po kilku minutach przestała spełniać swoją rolę. Tak naparzało deszczem! :) Morsowi nie było do śmiechu, a mnie znów z bezradności włączyła się głupawka, więc jechałam i śmiałam się do siebie na cały głos. :))) Pominę fakt, że jadąc nie widziałam prawie nic, bo zalewało mi oczy z każdej strony. :) Podsumowując - na dwukilometrowym asfaltowym łączniku z Myśliborza do Piotrowic tak nas stłukło deszczem, że po dotarciu do najbliższego przystanku autobusowego, wylewaliśmy wodę z butów. :D W tym roku jeszcze tak mocno mnie nie zlało. :P

Na szczęście w Piotrowicach przestało padać, a po dojechaniu do Starego Jawora okazało się, że tam nie spadła ani kropla deszczu. Niemniej jednak przyśpieszyliśmy tempo, bo nad Chełmami rozpętała się burza, która zaczęła iść w naszą stronę. Jednak tym razem nie udało jej się nas dogonić i do Legnicy przyjechaliśmy o suchych butach. :)

I to by było na tyle. Wycieczka absolutnie udana. :)



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Przybyłowice - Stary Jawor - Jawor - Zębowice - Czernica - Gniewków - Dzierżków - Roztoka - Jugowa - Dobromierz - Cieszów - Świebodzice - Zamek Książ - Wałbrzych - Szczawno-Zdrój - Struga - Stare Bogaczowice - Sady Górne - Sady Dolne - Wolbromek - Kłaczyna - Celów - Wiadrów - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria pow. 100 km


Uczestnicy

Zamek Książ - podejście nr 1...

Piątek, 19 września 2014 • dodano: 20.09.2014 | Komentarze 3

Hmm. Nie wiem od czego by tu zacząć. Jak dla mnie, sezon rowerowy nieuchronnie zbliża się do końca. Dni są coraz krótsze, z pogodą różnie ostatnio bywa, jazda podczas jesiennej pluchy czy też zimą mnie nie jara. W tym roku chciałam pojechać jeszcze do Zamku Książ, więc od około tygodnia zaczęłam przymierzać się do realizacji tego planu. W międzyczasie jako towarzysz do ewentualnej jazdy nawinął się Mors. Planów odnośnie tego kiedy tam pojedziemy było chyba z tysiąc, ale ciągle coś stało nam na przeszkodzie. W końcu, dzisiaj w ostatniej chwili, zrodził się pomysł, aby połączyć odwiedzenie Książa z jazdą w nocy. Nigdy nie jechałam gdzieś daleko po ciemku, więc zaczęłam ekscytować się podwójnie. :) Prognozy pogody na noc były dosyć optymistyczne, noce są jeszcze ciepłe, więc po 22" Mors zjawił się na mojej ziemi i tuż przed 1" wyruszyliśmy w drogę.

Przez miasto jechało się super. Na ulicach totalne pustki, ciepło, prawie bezwietrznie. Nie mogło być jednak za dobrze, więc najpierw centralnie przez drogę przebiegł nam czarny kot, a zaraz potem zaczęło padać. W przesądy nie wierzę, ale mógł sobie darować to hasanie przez jezdnię. Deszcz zaczął rozkręcać się coraz bardziej, więc zaraz po wyjeździe z Legnicy zatrzymaliśmy się na przystanku i postanowiliśmy przeczekać "kapuśniaczek".

Niestety - padało raz mocniej, raz słabiej, ale bez przerwy. Pomimo tego banan nie schodził mi z buzi...



...z Morsem było ciut gorzej. :P



Tak sobie czekaliśmy nie wiadomo na co przez prawie godzinę. W końcu podjęłam decyzję, że nie ma co po jechać dalej, bo jazda po przemoknięciu nie będzie niczym fajnym, a noc spotęguje uczucie chłodu. Postanowiliśmy zawinąć się z powrotem do mnie, a nad ranem, w razie poprawy pogody, podjąć drugą próbę wycieczki do Książa.

cdn...



Kategoria 1-25 km


pożegnanie Morsjanina*

Środa, 17 września 2014 • dodano: 17.09.2014 | Komentarze 7

Przybysz z obcej planety znowu postanowił narobić mi siary pod pracą. O ile poprzednim razem w miarę się zachowywał, o tyle dzisiaj...



Jabłka, maska mordercy - istna profanacja pomnika przyjaźni polsko-radzieckiej. I to w dniu rocznicy napaści na nas przez ruskich. Nie znam tego Pana!!! :P

I tyle rano go widziałam. Potem śmiał krążyć po MOICH okolicach i bezczelnie bezcześcić MOJE lokalne dziurawe asfalty. Chamstwo ludzkie nie ma granic!!! :P Jakby tego było mało, czaił się na mnie pod moim blokiem, co by dorwać mnie przy powrocie z pracy. Nie udało mu się. :PPPP

Dobra. Trzeba było się jakoś przybyszowi zrewanżować za odwiedziny (w ramach ostatecznego pojednania ;) ), więc postanowiłam, że zrobię mu surprise'a. To się zdziwił jak mnie zobaczył na dworcu. :D Nie mogło zabraknąć selfie z mojej długiej rąsi. :) A, że spotkały się dwa co najmniej dziwne osobniki, to i zdjęcie musiało być zryte. :))



Niestety nie mieliśmy dużo czasu na pogaduchy, więc była zamiana dosłownie kilku zdań i przybysz został porwany przez panią konduktorkę.



A w pociągu...



Podobno nikt żywy z tego pociągu nie wyszedł. Leciało na pasku w TVN24...

* Morsjanina, bo nikt normalny nie buja się po centrum miasta z maską mordercy z "Krzyku"... :P



Kategoria 1-25 km


Stanisławów

Poniedziałek, 15 września 2014 • dodano: 15.09.2014 | Komentarze 6

Szybciutko po pracy. Przy radiostacji pstryknęłam obowiązkową fotkę i czym prędzej zaczęłam powrót do Legnicy.



Do Legnicy wróciłam w towarzystwie przepięknie zachodzącego słońca:



To był w tym roku mój ostatni wypad do Stanisławowa po pracy, bo niestety dni nie są coraz dłuższe. :(



Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Sichów - Chroślice - Słup - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km


asfaltowo po Chełmach

Niedziela, 7 września 2014 • dodano: 11.09.2014 | Komentarze 6

Plany na dzisiaj były zupełnie inne. Miało być spełnienie kolejnego marzenia rowerowego, a skończyło się "tylko" na jeździe po okolicy. Wygrał leń. Nie dałam rady zwlec się z łóżka wcześnie rano. Wystarczy, że w tygodniu wstaję o nieludzkiej porze. Potem oczywiście żałowałam, że nie zebrałam się do dalszego wypadu, bo pogoda była wymarzona na dłuższą jazdę - ciepło (chyba nawet za bardzo) i bez upierdliwego wiatru. No cóż. Innym razem śmignę tam gdzie planowałam śmignąć. :P

W każdym razie jak już zwlekłam się z łóżka, to czym prędzej pozbierałam się i wyszłam z domu. Nie było jeszcze południa, a temperaturka była idealna do jazdy. :D Chwilami były nawet 34°C!



We wrześniu takie rzeczy? o_O Do tego nie wiał zbyt mocny wiatr, co spotęgowało odczuwanie gorąca.

Z racji tego, że w piątek wypucowałam Specusia po środowej błotnej masakrze, żal mi było znów go brudzić. Postanowiłam więc unikać dzisiaj szutrów czy polnych skrótów. Najpierw standardowo pojechałam na Słup, a potem prosto asfaltami na Górzec. Na podjeździe "lekko" się podgotowałam, bo nawet las nie chronił przed gorącem. Następnie odbiłam na Pomocne i Muchów. W drodze na Nową Wieś Wielką zrobiłam sobie przerwę na żelki. :) Następnym razem kupuję 3 paczki, bo te nadziane są przepyszne!!! Tak sobie siedziałam w lasku, wcinałam te żelki i nagle jeb! Zaczęło grzmieć gdzieś nad Pomocnem. Zaliczyłam niezłego zonka, bo wcześniej nie zauważyłam jakichś burzowych chmur. Żelkowa przerwa została czym prędzej zakończona, bo nie miałam najmniejszej ochoty być stłuczoną przez deszcz, już nie wspomnę o moim lśniącym Specu. :) Nie było się też gdzie schować, bo wokół był tylko i wyłącznie las. Więc zaczęłam pruć ile sił w nogach w stronę Siedmicy, w stronę zabudowań. Na szczęście front okazał się łaskawy i szedł równolegle z kierunkiem mojej jazdy. Przez cały odcinek z Lipy do Paszowic miałam dysonans - po lewej ostro grzmiało, a po prawej naparzało słońce. Dziwne uczucie. W Paszowicach ujrzałam w końcu winowajcę grzmotów:



Chmury były jednak dosyć daleko, więc słońce nadal prażyło. W pewnym momencie z tego gorąca zaczęło mi się troić w oczach. :D



Od Piotrowic burzowe chmury zaczęły coraz bardziej mnie osaczać i im bliżej było do Legnicy, tym one bardziej się napiętrzały nade mną. Od Starego Jawora znów prułam ile sił, żeby zdążyć do domu przed burzą.





Udało się i do domu wróciłam sucha i z nadal czyściutkim Speckiem. A przy okazji wyszedł dosyć ładny dystans.



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Przybyłowice - Słup - Chroślice - Męcinka - Bogaczów - Górzec - Pomocne - Muchów - Nowa Wieś Wielka - Siedmica - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 75-100 km


3 w 1

Czwartek, 4 września 2014 • dodano: 08.09.2014 | Komentarze 11

Czyli wszystkie 3 najlepsiejsze miejsca w regionie zaliczone za jednym zamachem (znaczy się Górzec, Myślibórz i Stanisławów). Opinia oczywiście subiektywna. Dodałabym jeszcze do tej listy Leszczynę, ale brakło mi już na nią czasu.

Rano załatwiłam to co miałam załatwić i jak tylko po 12" wypogodziło się, to szybko ogarnęłam się, bo trzeba było wykorzystać resztę dnia wiadomo na co. Postanowiłam zrealizować do końca trasę, którą w sobotę brutalnie przerwał mi deszcz. Standardowo uderzyłam asfaltem na Górzec.

Tuż po wjechaniu na niego dostałam głupawki. Dobrze, że wokół były tylko drzewa, ptaki oraz inne niezidentyfikowane zwierzątka, bo moje wygibasy na pewno nie wyglądały normalnie. :D Tylko jedna fotka nadaje się do publikacji:



Po gimnastyce wbiłam się w las. Tym razem nie pojechałam na szutry prowadzące do Męcinki, tylko zaraz za szlabanem odbiłam w prawo, żeby obczaić zjazd do Jerzykowa, który na mapce wydawał się dosyć fajny. I takim się okazał - odkryłam kolejne przyjemne szutry, którymi tak lubię jeździć. :)



Zjazd do Jerzykowa w większości prowadzi przez wyżej widoczne lajtowe leśne szuterki, aczkolwiek miejscami trzeba bardzo uważać, bo progi są źle wyprofilowane i można wyskoczyć sobie w powietrze. W jednym miejscu jest też zbyt stromo, żeby zjechać, bo na odcinku leżą luźne kamienie i do tego kończy się on jeszcze ostrym zakrętem. Więc miałam też spacerek. :P

Tuż przed Chatą pod Lipą szlak wygląda tak, jakby kto pytał:



Po ostatnich deszczowych dniach cały zjazd był podmokły, ale ten odcinek widoczny wyżej - aż za bardzo. Już po ostatniej jeździe Specuś nadawał się do mycia, ale dzisiaj dopełniłam dzieła i sponiewierałam go okropnie na tym odcinku. :) Nie było nawet widać nazwy ramy. :O

A po wjechaniu do Jerzykowa, moim oczom ukazały się takie oto widoczki:







Ludzie to mają dobrze. Zdjęcia zostały zrobione z pozycji widokowej jednego z domostw. A ja co? Wyglądam przez jedno okno - śmietnik. Wyglądam przez drugie - Biedra i kościół. Ale u mnie przynajmniej odśnieżają drogi, a na tym zadupiu na pewno jest z tym kiepsko. :PPPPP

Z Jerzykowa asfaltem dojechałam do Chełmca. A tam, znajomy motyw. :P



A potem polnym skrótem dotarłam do Myśliborza, wsunęłam fryty wiadomo gdzie, podjechałam do Myślinowa, Pomocnego i ani się obejrzałam, a już zjeżdżałam do Stefanowa. :)



Dzisiaj było bez wjazdu pod radiostację. Zjazd do Sichowa, jak za każdym razem, był szybki, więc po "chwili" cisnęłam już pod górę "ukochaną" przez wszystkich rowerzystów z regionu kostką w Winnicy. :P



A potem to już długa prosta do domu.

I jeszcze na koniec Legnicówek:



Oraz matka huta :D



No i ja się pytam kto ukatrupił tygryska??!!!????? :(((



Bardzo udana wycieczka!

Aaaaa prawie bym zapomniała. Na szutrze do Słupa przez drogę przebiegł mi dzik. o_O Moje zdziwienie nie miało końca. Bez kitu. Nie wiem skąd on się tam wziął, bo wokół same pola. Jakby mało było mi wrażeń, to z kolei na drodze z Pomocnego do Stanisławowa, jakieś 5 metrów!!! przede mną z krzaków nagle wyskoczyły 3 jelenie. Sarny już nie raz przebiegały mi drogę, ale jelenie pierwszy raz. Potężne cielska z jeszcze większymi rogami. Jeden ze strachu przede mną, to mało co nie powiesił się na płocie, próbując przez niego przeskoczyć. Idiota. To ja się jego bałam jak nie wiem czego. :)



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Chroślice - Bogaczów - Górzec - Jerzyków - Chełmiec - Myślibórz - Myślinów - Pomocne - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Winnica - Kozice - Babin - Legnica

Kategoria 50-75 km