Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2017

Dystans całkowity:71.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:02:38
Średnia prędkość:17.43 km/h
Suma podjazdów:495 m
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:23.97 km i 1h 19m
Więcej statystyk

Śnieeeeeg!!! :) A po powrocie do domu katastrofa :/

Niedziela, 8 stycznia 2017 • dodano: 09.01.2017 | Komentarze 15

Od zeszłego roku czekałam na zimową powtórkę z rozrywki. No i w końcu doczekałam się. :) Przez całą noc dosyć ładnie sypało, więc rano uzbierała się ładna warstwa śniegu. Do tego od rana lampa i tylko kilka stopni mrozu - lepszych warunków do rowerowej zabawy w śniegu nie mogłam sobie wymarzyć. :) Chwyciłam górala i w drogę.



Warunki w lesie były wręcz bajkowe.



Dosyć szybko okazało się, że nie byłam pierwszą chętną do poszusowania po śniegu. :)



Zimowe cuda, miody i orzeszki. :))



Wszystko było idealne do ok. 20 km. W pewnym momencie spadł mi łańcuch i tak zaklinował się między ramą, a korbą, że po kilkunastu minutach prób wyciągnięcia go odpuściłam i postanowiłam wrócić do domu z buta. Spacer nie był taki zły. Przynajmniej rozgrzały mi się stopy. :)

A teraz najlepsze. Po powrocie do domu chwyciłam śmieci i poszłam je wyrzucić. Na chodniku tak niefortunnie wyrżnęłam, że po godzinie nie mogłam już ruszać ręką. Efekt upadku widoczny niżej.



Złamanie głowy kości promiennej. Ręka prawa. Czuję się beznadziejnie. Kurtyna.



Kategoria 25-50 km


minusowa powtórka z rozrywki

Sobota, 7 stycznia 2017 • dodano: 07.01.2017 | Komentarze 4

Dzisiaj z motywacją było trochę gorzej niż wczoraj. Na myśl o ponownym bólu palców u nóg robiło mi się słabo. Ostatecznie uznałam, że przeżyłam raz, to przeżyję kolejny. Mróz był ten sam, wiatr trochę słabszy, więc chwyciłam górala i śmignęłam w północne lasy na szutry. Przez 2 miesiące nie siedziałam na góralu, a że już trochę przyzwyczaiłam się do nowego roweru, to przez pierwszych kilka minut dziwnie jechało mi się na MTB - wydawał się jakiś taki mały, pedały jakby były krzywo wkręcone, ta kiera też dziwna. :) Na szczęście po chwili przypomniałam sobie jak się na nim jeździ i ostatecznie wybór górala na dzisiejszy wypad był strzałem w 10! Na szutrach sucho, a ciszę w lesie przeszywał tylko trzask pękających kałuż. :)

Na próżno szukałam w lesie śniegu. Miejscami tylko jakby ktoś cukrem pudrem sypnął.



Mogłoby spaść trochę tego głupiego śniegu, o wiele przyjemniej by się jeździło. W kwestii odmrożonych palców u nóg szybko uczę się na własnych błędach i dzisiaj po powrocie do domu nie zdjęłam od razu neoprenów, butów i ubrań, więc nie doznały szoku termicznego. Tylko zanim się rozebrałam, to posiedziałam w pełnym rynsztunku z pół godziny. No i była to decyzja miesiąca! Palce stopniowo odzyskiwały prawidłową temperaturę i przez to nawet przez chwilę mnie nie bolały. Brawo ja! :)



Kategoria 1-25 km


zamarzło mi picie w bidonie :D

Piątek, 6 stycznia 2017 • dodano: 06.01.2017 | Komentarze 6

Nie mogłam się powstrzymać. Chęć przejechania się była silniejsza od rozumu. Stabilne -5°C, w porywach -6°C, do tego rześki wiaterek, a w połowie trasy śnieżyca. :D To takie oczywiste. Jak wychodziłam z domu, to była lampa na całego. W lecie w takim wypadku zawsze nawinie się jakaś ulewa, w zimie też nie może być za łatwo. Do tego nie wzięłam okularów i na odcinku z Rosochatej do Jaśkowic, jak jechałam w tej śnieżycy i pod wiatr, to myślałam, że wypadną mi oczy z zimna. Ale jak to mawiał Kiler - twardym trzeba być, a nie miętkim. :P



W Kunicach postanowiłam napić się. I tu kolejny zonk, bo w bidonie zamiast picia, bryła lodu. :D Nie no. Wesoło dziś było. Mimo wszystko. A najweselej to po powrocie do domu, kiedy ściągnęłam neopreny, buty, skarpety i rajty. Przez kilka minut miałam takie wrażenie jakby ktoś przywalił mi młotkiem w palce od stóp. Płakać z tego powodu przecież nie będę, więc dostałam ataku śmiechu. Patrzyłam na te moje nabierające kolorków palce i śmiałam się jak głupia. :)))))

Do życia przywrócił mnie maminy kapuśniaczek. Niebo w gębie!!!



Aby do wiosny... ;)



Legnica - Ziemnice- Grzybiany - Rosochata - Jaśkowice - Kunice - Ziemnice - Legnica

Kategoria 1-25 km


I to by było na tyle :)

Niedziela, 1 stycznia 2017 • dodano: 01.01.2017 | Komentarze 11

No i znowu się "widzimy" we wpisie podsumowującym kolejny mój rowerowy rok. Zleciało, co? :P Co na temat 2016? Ano to, że jeździłam w nim zdecydowanie dużo mniej, niż w 2015 r. Wpływ na to miała m.in. dodatkowa praca (która zżera mi sporo wolnego czasu w tygodniu roboczym) i pogoda (a ta w tym roku generalnie była beznadziejna - lato to kpina, że o braku pięknej, złotej jesieni już nie wspomnę). Poza tym rok miałam trochę imprezowy i przez to sporo weekendów miałam zmarnowanych. Pod względem rowerowym oczywiście, bo bynajmniej nie pod względem towarzyskim. :P Czasami miałam też totalnego rowerowego lenia i najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się wychodzić na dwa kółka. A, że jestem daleka od posiadania parcia na jakiś konkretny roczny dystans, to ucieszył mnie każdy tegoroczny przejechany kilometr, bez względu na to ile ich było. :)

Kilka ważniejszych liczb z tego roku:
- dystans całkowity: 3651,40 km
- ilość wycieczek: 83 wg BS-a (faktycznie było ich więcej, ale kilka śmieciowych wypadów "po bułki" połączyłam)
- średnia ilość km na wycieczkę: 43,99 km
- łącznie w pionie wdrapałam się na wysokość 32082 metrów
- średnia prędkość na rowerze: 18,20 km/h
- ilość gleb: 0!!! :D

Tak samo, jak w tamtym roku, nie potrafię się zdecydować, która wycieczka była najfajniejsza, więc ponownie przypomnę kilka tych najlepszych:

1. mroźne pitu pitu po lasach - zaskoczeni? Tak. To był jeden z lepszych wypadów w tym roku. Po raz pierwszy w życiu jeździłam po śniegu i z niecierpliwością czekam na powtórkę z rozrywki. :)

2. oczywista oczywistość - rajdy na Zamek Grodziec co roku lądują w wyróżnieniach, więc i tym razem nie może być inaczej. Tym razem brawo dla mnie za odkrycie nowego, lepszego wariantu trasy do zamku.

3. pierwsze, tegoroczne jaranie się rzepakami - ♥ i tyle w tym temacie :P

4. jeden z kilku wypadów na północne, leśne szutry - uwielbiam jazdę po tych lasach!

5. majowa lampa w Chełmach - bo to pierwsza poważna wycieczka po operacji nogi, bo była mega pogoda, bo były rzepaki :)

6. rowerowo po okolicach Bolesławca - rewelacyjna lokalna inicjatywa. Mam nadzieję, że w przyszłym roku również uda mi się wziąć udział w kolejnej edycji tego rajdu.

7. WŚR - mam mieszane uczucia co do tego wypadu. Z jednej strony było bardzo fajnie, bo poznałam kilku pozytywnie zakręconych rowerzystów, ale z drugiej - jak sobie przypomnę o tym kacu, którego przeżywałam podczas parady, to w głowę zachodzę co mnie podkusiło, żeby wtedy pojechać do tego Wrocławia?

8. terenowo po Chełmach - ten wypad był tym najlepszym pod względem terenowym

9. zwierzyniec Grapa - szeroki uśmiech pojawił się na mej twarzy na wspomnienie tego nieudanego zwiewania przed burzą :D

10. nocna radiostacja - to był jedyny nocny wypad w tym roku. :( Będę musiała poprawić się pod tym względem w przyszłym sezonie.

11. Sowie w kwartecie - było zajebiście. Po prostu. Po ochy i achy odsyłam do wpisu.

12. singleeeee - jestem zakochana po uszy w tych ścieżkach, więc byłam z siebie bardzo dumna, że udało mi się za jednym zamachem przelecieć wszystkie single ;)

13. Rudawy Janowickie - generalnie było fajnie. W Rudawy jeszcze wrócę, ale już na pewno nie w teren. :)

Od tego roku postanowiłam też przyznawać nagrodę w kategorii: "Najgorsza wycieczka roku". A takie też się trafiają - bo pojadę np. w nieznane mi rejony i okaże się, że nie są takie fajnie, jakby mogło się wydawać, a bo nie dopisze pogoda, a bo coś tam. Więc w tym roku ten jakże zaszczytny tytuł wędruje do wschodniej tułaczki po dziurach i brukach. O Chryste. Na samo wspomnienie tej wycieczki przechodzą mnie ciarki. :/

Jak zwykle, przy okazji podsumowania, zdjęcia premierowe. Z racji tego, że we wpisie podsumowującym tamten rok zarzucono mi, że dałam dużo swoich zdjęć, to w tym roku wrzucam zdjęcia związane tylko i wyłącznie ze swoją osobą. :P

No i kto ma najwięcej siły? :P



Takie tam na skałce z Leą.



Góral i poziomka w akcji. :)



Z kotkiem najpierw trzeba się przywitać...



A potem go pomiziać tu i tam. :P



Jak się nie ma nic mądrego do pokazania, to się pokazuje właśnie najsłynniejszy gest pokoju. :D



Lecę, pędzę, zapierd**am. :D



O tak. Jedzonko pierwsza klasa!



Gdzieś tam w terenie.



Plany na nadchodzący rok? Generalnie żadnych. Nauczyłam się, że lepiej nie planować zbyt wiele, żeby potem nie mieć ścisku pośladków, że coś tam nie wypaliło. :P Do zo na trasach w 2017. :)