Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

Uczestnicy

Góry Sowie w doborowym towarzystwie!

Niedziela, 10 lipca 2016 • dodano: 13.07.2016 | Komentarze 9

W końcu! Po kilkunastu latach świetlnych umawiania się na wspólne eksplorowanie Gór Sowich, udało się dograć termin, zamówić pogodę na wypad i tuż po 9" razem z Emilką, Radziorem i Profesorem wyruszyliśmy w nieznane. :) To znaczy dla nich bardzo znane, ale dla mnie Góry Sowie to totalna nowość. Nigdy tam nie byłam, nawet na pieszej wycieczce, więc jarałam się strasznie wypadem. :)



Wycieczka od samego początku była sponsorowana przez podjazdy. Po 10-kilometrowym asfaltowym odcinku wbiliśmy się w teren, gdzie podjazdowa zabawa rozpoczęła się na dobre. :)



Trochę po dzikich szlakach, trochę po kamolach i korzonkach, trochę po szutrach, w końcu dojechaliśmy do pierwszego miejsca wytchnienia. :P Złocisty Prażubr smakował wybornie!



Nie wiem czy to zasługa izotonika, czy rozgrzania się, ale dalsza część trasy zaczęła mi iść zdecydowanie lepiej. Już nie traciłam oddechu na podjazdach i zaczęłam czerpać pełną radość z jazdy. A jak po drodze pojawiły się pierwsze widoczki, to do szczęścia nic już więcej nie było mi potrzebne. :)



Autografy potem. :P



W końcu na horyzoncie pojawił się też główny punkt programu dzisiejszego dnia - Wielka Sowa (to to wzgórze po lewej na najdalszym planie).



A po lewej towarzyszyła nam Ślęża i Radunia. Przejrzystość powietrza była dzisiaj rewelacyjna, więc co chwilę można było jarać się jakimiś panoramami. :)



W dole Glinno, a Wielka Sowa coraz bliżej.



Do Glinna zjechaliśmy pięknym asfaltowym stołem, by po chwili umierać już na kolejnym podjeździe. :P



Krótka sztajfa w Glinnie tak mnie rozgrzała, że dalej pociskałam już na totalnego letniaka. :) W każdym razie z Glinna odbiliśmy w stronę Przełęczy Walimskiej, do której doprowadził nas piękny teren.



Po drodze TAKIE widoki...



... i sesje. :)



Tak właśnie wyglądała letnia wersja mnie. :P



Na tym podjeździe zostałam obfotografowana z każdej możliwej strony. Fotoreporterzy byli wszędzie. :D









Bezpośrednio na Wielką Sowę dojechaliśmy pięknymi szutrami, na których miejscami trochę nas wysmażyło.



Taaaa daaammmm!!! Wielka Sowa na rowerze zdobyta! :) Drugi tysięcznik w mojej karierze zaliczony.





Pod wieżą był odpoczynek, było wcinanie kanapek i gaszenie pragnienia kolejnymi izotonikami, a na koniec obowiązkowa tematyczna fota.



Następnie Profesor zaproponował, żebyśmy pojechali na tzw. Lisie Skały. Nikt nie wiedział o co chodzi, bo tylko Profesor wcześniej już tam był i decyzja o pojechaniu w to miejsce zapadła ze średnim entuzjazmem. Jak się potem okazało, odcinek do tych skał był najfajniejszym z całego wypadu. Przynajmniej mnie on najbardziej się podobał.



Po drodze zdobyliśmy kolejny szczyt Gór Sowich.



I w końcu dojechaliśmy na skraj lasu, gdzie buzie trochę nam się otworzyły z zachwytu.





Pozachwycali się widokami i pojechali dalej.





Stamtąd zjechaliśmy.



Lisie Skały to tak naprawdę jedna duża skała z kilkoma mniejszymi, ale co oczywiste - od razu się na nią z Emilką wdrapałyśmy.





Warto było, bo widoki znowu zapierały dech w piersiach.





Czas niestety nie cofał się, więc trzeba było w końcu zakończyć to błogie lenistwo na skale. Jagódki też się trafiły. :)



Taka sztajfa! :O



Podprowadzanie też było. A jakże! :P



W pewnym momencie wbiliśmy się na jakiś dziki szlak, który po kilkuset metrach po prostu skończył się.



Musieliśmy zawrócić i przez kolejne kilkaset metrów trzeba było prowadzić rowery ostro pod górę, bo luźne kamienie i korzenie skutecznie blokowały jakąkolwiek próbę podjechania tego szlaku. Pitu pitu i dotarliśmy w końcu do Schroniska "Zygmuntówka".



Było szamanie bigosów, pajd ze smalcem i kiszonymi ogórkami oraz...



Po odpoczynku nastąpiła totalna demotywacja do dalszej jazdy. Nikt nie miał ochoty ruszać się ze schroniska, bo miejscówka jest taka, że można tam siedzieć, siedzieć i siedzieć. Wrócić jednak jakoś trzeba było, więc w końcu zebraliśmy się do kupy i ruszyliśmy z powrotem w stronę Wielkiej Sowy. Gdzieś po drodze trafiła się platforma widokowa.



To zdjęcie nie wymaga komentarza...



I heja banana w dół.



Po wyjeździe z terenu, zjechaliśmy już na asfalty prowadzące prosto do Świdnicy. Powrót to już cud, miód, orzeszki - 30 km zjazdu. :) A asfaltowy zjazdowy stół z Sokolca, przez Rzeczkę do Walimia to po prostu urwał mi dupę. Zjazd ze Stanisławowa niech się schowa i długo nie wyłazi teraz z nory. :P

Na koniec wycieczki nie mogliśmy też nie zajechać nad Jezioro Bystrzyckie, gdzie choć pięknie, to dzisiaj było wyjątkowo tłocznie i nie szło tam się zrelaksować.



Radzior podjął próby kontemplacji, ale nie wiem czy skuteczne. :P



Więc ten. Podsumowując. Fajnie było no! :))))) Dziękuję jeszcze raz Emilce, Radkowi i Profesorowi za przemiłe towarzystwo, pokazanie nowych terenów i oby do jak najszybszego następnego. :)

Przewyższenia tym razem zaciągnięte ze Stravy, bo ona więcej ich nastukała. :P Tak czy siak górek było sporo. :)



Świdnica - Bystrzyca Dolna - Burkatów - Bystrzyca Górna - Lubachów - Glinno - Wielka Sowa - Schr. "Sowa" - Schr. "Zygmuntówka" - Schr. "Sowa" - Sokolec - Rzeczka - Walim - Jugowiec - Zagórze Śląskie - Lubachów - Bystrzyca Górna - Burkatów - Bystrzyca Dolna -  Świdnica

p.s. Dotrwał ktoś do końca wpisu? :P

Kategoria 75-100 km



Komentarze
monikaaa
| 21:16 piątek, 22 lipca 2016 | linkuj Cre - "temat dwójki" może uda się zrealizować w Suchych. Aczkolwiek napinki na to nie mam. :P
cremaster
| 07:34 piątek, 15 lipca 2016 | linkuj Świetnie się to czyta i ogląda gdy za oknem jest to co jest, miłe wspomnienia wracają. A temat dwójki z przodu uważam za otwarty :)
nahtah
| 14:51 czwartek, 14 lipca 2016 | linkuj Achy i ochy na widoczki a fota bez komentarza - poezja!:)
monikaaa
| 12:56 czwartek, 14 lipca 2016 | linkuj Tom - co nie? W końcu jakiś konkret. Albo grubo, albo wcale ;) Co do asfaltów - te niestety w Sowich są średniej jakości. Znajomy ostatnio kręcił się po tych okolicach i różowo nie było. Stołowe odcinki można policzyć na palcach jednej ręki. Reszta to polski standard - bruki, rozpadający się asfalt, albo w najlepszym razie marnie połatany. :/ Za pochwałę odnośnie przewyższeń dziękuję. Plan był, aby z przodu pojawiło się "2", ale plany szybko zostały weryfikowane przez życie. :)

Mors - nie jaraj się ;p
mors
| 12:01 czwartek, 14 lipca 2016 | linkuj O przepraszam bardzo - skomentowałem! Moja pierwsza reakcja "Widoczki!!!" oczywiście, że nie odnosiła się do gór. ;ppp
mors
| 05:56 czwartek, 14 lipca 2016 | linkuj Możesz sobie dystanse wycieczek wpisywać w jednostkach świetlnych, odkąd jesteś już taka trochę mądrzejsza. ;) Np. ta wycieczka to 0,0002646 sekundy świetlnej, a Twój całkowity dystans na BSach to 0,055876 s.ś. ;ppp
monikaaa
| 05:37 czwartek, 14 lipca 2016 | linkuj Tak. No popacz. Codziennie człowiek dowiaduje się czegoś nowego... Nie pasowało mi żadne inne określenie, więc dałam taki skrót myślowy.
mors
| 22:41 środa, 13 lipca 2016 | linkuj Widoczki!!! <3 ;p Fotografowałbym! ;p ;)

PS. lata świetlne to dystans a nie okres czasu. ;p
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!