Krótko o mnie:
Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.Więcej o mnie.
Moje maszyny:
Dawno, dawno temu:
- 2024, Październik3 - 0
- 2024, Wrzesień6 - 0
- 2024, Sierpień4 - 2
- 2024, Lipiec8 - 0
- 2024, Czerwiec4 - 2
- 2024, Maj3 - 0
- 2024, Kwiecień8 - 0
- 2024, Marzec3 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2023, Listopad3 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 2
- 2023, Sierpień8 - 6
- 2023, Lipiec9 - 0
- 2023, Czerwiec6 - 4
- 2023, Maj4 - 4
- 2023, Kwiecień1 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Październik3 - 1
- 2022, Wrzesień2 - 0
- 2022, Sierpień8 - 2
- 2022, Lipiec5 - 6
- 2022, Czerwiec9 - 2
- 2022, Maj3 - 0
- 2022, Kwiecień1 - 0
- 2022, Marzec2 - 0
- 2022, Luty1 - 0
- 2022, Styczeń1 - 3
- 2021, Listopad1 - 0
- 2021, Październik3 - 0
- 2021, Wrzesień3 - 2
- 2021, Sierpień2 - 0
- 2021, Lipiec6 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 2
- 2021, Maj7 - 7
- 2021, Kwiecień1 - 0
- 2021, Luty2 - 4
- 2020, Wrzesień2 - 0
- 2020, Sierpień3 - 2
- 2020, Lipiec8 - 5
- 2020, Czerwiec5 - 4
- 2020, Maj1 - 0
- 2020, Marzec2 - 0
- 2019, Wrzesień1 - 2
- 2019, Sierpień5 - 4
- 2019, Lipiec3 - 2
- 2019, Czerwiec3 - 4
- 2019, Maj2 - 8
- 2019, Kwiecień4 - 8
- 2019, Marzec1 - 7
- 2018, Październik2 - 19
- 2018, Wrzesień3 - 6
- 2018, Sierpień3 - 7
- 2018, Lipiec3 - 13
- 2018, Maj2 - 2
- 2018, Kwiecień4 - 11
- 2017, Grudzień1 - 10
- 2017, Październik2 - 7
- 2017, Sierpień3 - 13
- 2017, Lipiec2 - 5
- 2017, Czerwiec3 - 5
- 2017, Maj3 - 10
- 2017, Kwiecień1 - 3
- 2017, Marzec2 - 12
- 2017, Luty1 - 0
- 2017, Styczeń4 - 36
- 2016, Grudzień4 - 47
- 2016, Październik3 - 47
- 2016, Wrzesień11 - 100
- 2016, Sierpień12 - 64
- 2016, Lipiec7 - 66
- 2016, Czerwiec11 - 73
- 2016, Maj16 - 99
- 2016, Kwiecień6 - 54
- 2016, Marzec4 - 19
- 2016, Luty6 - 19
- 2016, Styczeń4 - 50
- 2015, Grudzień6 - 55
- 2015, Listopad4 - 28
- 2015, Październik8 - 27
- 2015, Wrzesień11 - 47
- 2015, Sierpień18 - 58
- 2015, Lipiec16 - 70
- 2015, Czerwiec8 - 24
- 2015, Maj11 - 57
- 2015, Kwiecień12 - 30
- 2015, Marzec9 - 38
- 2015, Luty7 - 58
- 2015, Styczeń2 - 10
- 2014, Grudzień2 - 8
- 2014, Listopad2 - 19
- 2014, Październik7 - 71
- 2014, Wrzesień8 - 58
- 2014, Sierpień8 - 36
- 2014, Lipiec4 - 26
- 2014, Czerwiec9 - 18
- 2014, Maj8 - 18
- 2014, Kwiecień5 - 18
- 2014, Marzec12 - 52
- 2014, Luty4 - 28
- 2014, Styczeń1 - 10
- 2013, Grudzień3 - 16
- 2013, Listopad3 - 80
- 2013, Październik8 - 59
- 2013, Wrzesień7 - 43
- 2013, Sierpień10 - 35
- 2013, Lipiec10 - 39
- 2013, Czerwiec13 - 23
- 2013, Maj8 - 25
- 2013, Kwiecień15 - 10
- 2013, Marzec7 - 2
- 2013, Luty6 - 5
- 2013, Styczeń3 - 0
- 2012, Grudzień3 - 14
- 2012, Listopad1 - 2
- 2012, Sierpień3 - 8
- 2012, Lipiec11 - 0
- 2012, Czerwiec8 - 0
- 2012, Maj5 - 0
- 2012, Kwiecień4 - 0
- 2012, Marzec1 - 0
- 2011, Sierpień2 - 0
- 2011, Czerwiec1 - 0
- 2011, Maj5 - 0
- 2011, Kwiecień2 - 0
- 2010, Czerwiec4 - 0
- 2010, Kwiecień1 - 0
- 2009, Wrzesień3 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2015
Dystans całkowity: | 611.84 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 33:39 |
Średnia prędkość: | 18.18 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.74 km/h |
Suma podjazdów: | 5878 m |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 76.48 km i 4h 12m |
Więcej statystyk |
- DST 55.50km
- Czas 02:56
- VAVG 18.92km/h
- VMAX 47.88km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 544m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
no w końcu mamy lato :)
Wtorek, 30 czerwca 2015 • dodano: 30.06.2015 | Komentarze 0
I tak ma być przez kilkanaście najbliższych dni, a nawet cieplej. :) Dzisiaj temperatura była idealna - nie za gorąco, a na powrocie do Legnicy, to już w ogóle było miodzio. W końcu nadeszły czasy, że do plecaka pakuję tylko bukłak z piciem - bez bluzy, opaski i innych dodatkowych warstw ubrań.
Na dzisiaj nie znalazłam towarzystwa do jazdy, więc towarzyszyli mi Piękni i Młodzi, Weekend i inne odmóżdżające zacne hity rodzimej muzyki. :) Z braku pomysłu na trasę pojechałam do Stanisławowa. Pod radiostacją pstryknęłam fotkę, żeby nie było tak pusto przy wpisie.
Na dzisiaj nie znalazłam towarzystwa do jazdy, więc towarzyszyli mi Piękni i Młodzi, Weekend i inne odmóżdżające zacne hity rodzimej muzyki. :) Z braku pomysłu na trasę pojechałam do Stanisławowa. Pod radiostacją pstryknęłam fotkę, żeby nie było tak pusto przy wpisie.
Zupełnie przypadkowo spotkałam się też z Moniką (moją rowerową, że się tak wyrażę :) ), która przyjechała tam z rodziną autem. Zamieniłyśmy parę zdań i musiałam zabrać się w drogę powrotną, bo bliżej, jak dalej było już do zmroku. Powrót do Legnicy, jak powrót - nie działo się nic wartego uwagi, oprócz tego, że nawcinałam się robactwa wszelakiego, latającego w powietrzu. :/
Legnica - Prostynia - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Bogaczów - Chroślice - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 64.70km
- Czas 03:30
- VAVG 18.49km/h
- VMAX 46.29km/h
- Temperatura 18.5°C
- Podjazdy 731m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Stanisławów - Górzec
Czwartek, 25 czerwca 2015 • dodano: 25.06.2015 | Komentarze 4
Taki tam lajcik po pracy. :)
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Chroślice - Sichów - Stanisławów - Kondratów - Pomocne - Górzec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 68.33km
- Czas 03:38
- VAVG 18.81km/h
- VMAX 51.63km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 592m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
I że niby od dzisiaj mamy lato?
Niedziela, 21 czerwca 2015 • dodano: 21.06.2015 | Komentarze 5
No nie wiem. Temperatura była dzisiaj zdecydowanie nie letnia. Do tego wiał mocny wiatr. Jakby tego było mało, to tuż przed moim wyjściem z domu lunęło. Byłam jednak już tak napalona na to, żeby gdzieś pojechać, że przeczekałam opad konwekcyjny, a po deszczu od razu wyszłam z domu. Kałuże dosyć szybko powysychały, więc nie było źle.
Wycieczka jak wycieczka. Asfaltowa tułaczka po Chełmach. Nie działo się nic specjalnego, poza dwoma incydentami. Jeden tuż za Pomocnem - na moich oczach jakiś baran potrącił autem niewielkiego ptaka. Pomogłam mu tylko tyle, że zdjęłam biedaka ze środka jezdni i odłożyłam na pobocze. Na szczęście nie cierpiał długo. Drugi incydent - w połowie drogi z Myśliborza do Jawora o mały włos nie zderzyłam się z rowerzystką 60+. Przy prędkości 40 km/h... Postanowiłam zrobić sobie na tym odcinku tempówkę i prułam ile sił w nogach. Po drodze jest podporządkowana droga z Paszowic. Z daleka widziałam jak 60+ wychodzi z tej drogi. Zerknęła w moją stronę i zwolniła. Więc prułam dalej, a ta nagle zerwała się i zaczęła dalej maszerować, wymuszając na mnie pierwszeństwo. Zdążyłam krzyknąć "Kobieto co Ty robisz??!!!??" i stanęłam przed nią dęba. Cud, że udało mi się wyhamować.
Zdjęcie dzisiaj tylko jedno, w sumie zrobione na siłę, żeby jakieś było. :P Panorama Jawora:
Wycieczka jak wycieczka. Asfaltowa tułaczka po Chełmach. Nie działo się nic specjalnego, poza dwoma incydentami. Jeden tuż za Pomocnem - na moich oczach jakiś baran potrącił autem niewielkiego ptaka. Pomogłam mu tylko tyle, że zdjęłam biedaka ze środka jezdni i odłożyłam na pobocze. Na szczęście nie cierpiał długo. Drugi incydent - w połowie drogi z Myśliborza do Jawora o mały włos nie zderzyłam się z rowerzystką 60+. Przy prędkości 40 km/h... Postanowiłam zrobić sobie na tym odcinku tempówkę i prułam ile sił w nogach. Po drodze jest podporządkowana droga z Paszowic. Z daleka widziałam jak 60+ wychodzi z tej drogi. Zerknęła w moją stronę i zwolniła. Więc prułam dalej, a ta nagle zerwała się i zaczęła dalej maszerować, wymuszając na mnie pierwszeństwo. Zdążyłam krzyknąć "Kobieto co Ty robisz??!!!??" i stanęłam przed nią dęba. Cud, że udało mi się wyhamować.
Zdjęcie dzisiaj tylko jedno, w sumie zrobione na siłę, żeby jakieś było. :P Panorama Jawora:
Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Pomocne - Myślinów - Myślibórz - Jawor - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 51.95km
- Czas 02:38
- VAVG 19.73km/h
- VMAX 44.25km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 434m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
lajcik w okienku pogodowym
Piątek, 19 czerwca 2015 • dodano: 19.06.2015 | Komentarze 0
Pogoda od samego rana "wspaniała" - słońce, deszcz, słońce, ulewa... Po powrocie z pracy smsowa rozmkina z Moniką - iść czy nie iść na rower. Zapadła decyzja, że nie idziemy. No ale jak po wspomnianej ulewie wypogodziło się na maksa, to stwierdziłyśmy, że jednak pojedziemy na krótką rundkę na południe. Z cukru przecież nie jesteśmy. :)
No i zrobiła się taka lampa, że gdyby nie wiatr, to byłoby idealnie. Więc prawie idealnie było do Słupa. Potem z zachodu zaczęły nadciągać niezbyt ciekawe chmury.
No i zrobiła się taka lampa, że gdyby nie wiatr, to byłoby idealnie. Więc prawie idealnie było do Słupa. Potem z zachodu zaczęły nadciągać niezbyt ciekawe chmury.
Uznałyśmy, że i tak pewnie oberwie nam się w drodze powrotnej, więc kontynuowałyśmy jazdę zaplanowaną trasą. Z Sichowa pięknym leśnym szutrem dojechałyśmy do Bogaczowa, gdzie nawróciłyśmy i zaczęłyśmy wracać do Legnicy. Chmurki robiły się coraz "ładniejsze", aż w Legnicy doszło do takiej sytuacji.
Przy rozstawaniu się, odbębniłyśmy z Moniką sukces, że udało nam się nie zmoknąć. Rozpromienione rozjechałyśmy się w kierunku swoich domów. No i co? I obie porządnie oberwałyśmy od tych chmur z powyższego zdjęcia na jakieś 2 km przed swoimi domami. :D Jednak taki "kapuśniaczek" na koniec jazdy może być nawet przyjemny. :)
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Chroślice - Sichów - Bogaczów - Chroślice - Słup - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 162.90km
- Czas 08:49
- VAVG 18.48km/h
- VMAX 40.67km/h
- Temperatura 34.0°C
- Podjazdy 788m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Wrocławskie Święto Rowerzysty 2015
Niedziela, 14 czerwca 2015 • dodano: 16.06.2015 | Komentarze 7
Jakiś czas temu dowiedziałam się z facebooka o tym, że 14 czerwca 2015 r. odbędzie się we Wrocławiu kolejna parada rowerzystów pn. "Wrocławskie Święto Rowerzysty". Pierwszy raz usłyszałam o tej imprezie, a tu się okazało, że będzie to już 7. edycja tego święta! Zaczęło się planowanie pojechania w obie strony rowerem i modły o dobrą pogodę. Monika po ostatniej naszej wspólnej wycieczce w Rudawy Janowickie stwierdziła, że na razie nie będzie jeździć dystansów powyżej 100 km :), ja z kolei chciałam przejechać konkretną rundkę przy okazji pojechania na paradę. Nie udało nam się osiągnąć kompromisu, więc ja o 7" wyruszyłam w samotną podróż do Wrocławia, a Monika wyspawszy się, wsiadła o 9:30 w szynobusa.
Już przed podróżą liczyłam się z tym, że droga do Wrocławia to będą asfaltowe płaskie nudy od wiochy do wiochy. Nie przeliczyłam się. Jedyną "atrakcją" po drodze były poniemieckie bruki w wioskach. Makabra. Dopiero gdzieś w połowie drogi zaczęły się cywilizowane wsie i jazda stała się znośniejsza.
Drogę miałam skrzętnie zaplanowaną, tak aby ominąć krajową "94" prowadzącą do Wrocławia. Po piątkowych i sobotnich burzach nad regionem cieszyłam się, że nie będę jechać szutrami, bo jak tu tak wparować na paradę z uwalonym błotem rowerem. No i oczywiście co innego internetowe mapy, a co innego rzeczywistość. Pierwszy szuter trafił się za Chwalimierzem. Jakoś przebrnęłam przez niego, bo szlak szeroki, wystawiony na słońce, to zdążył trochę wyschnąć. Niestety przez wolniejszą jazdę straciłam trochę czasu i zaczęło się nerwowe spoglądanie na zegarek. Planowałam dojechać do Wrocławia przed 10", bo tuż po 10" miała być Monika. Niestety przed Radakowicami czekał na mnie kolejny zonk - już nawet nie szuter, ale zarośnięta chaszczami polna droga. :( Ojjj poleciały bluzgi... Do Wrocławia zostało mi jeszcze ponad 10 km, a 10" zbliżała się nieubłaganie.
Nie dałam rady przywitać Moniki na dworcu w Leśnicy. Z jęzorem na wierzchu dotarłam z Moniką o 10:20 na jedno z miejsc zbiórkowych parady. Ważne, że udało nam się zdążyć na odjazd organizatorów.
Już przed podróżą liczyłam się z tym, że droga do Wrocławia to będą asfaltowe płaskie nudy od wiochy do wiochy. Nie przeliczyłam się. Jedyną "atrakcją" po drodze były poniemieckie bruki w wioskach. Makabra. Dopiero gdzieś w połowie drogi zaczęły się cywilizowane wsie i jazda stała się znośniejsza.
Drogę miałam skrzętnie zaplanowaną, tak aby ominąć krajową "94" prowadzącą do Wrocławia. Po piątkowych i sobotnich burzach nad regionem cieszyłam się, że nie będę jechać szutrami, bo jak tu tak wparować na paradę z uwalonym błotem rowerem. No i oczywiście co innego internetowe mapy, a co innego rzeczywistość. Pierwszy szuter trafił się za Chwalimierzem. Jakoś przebrnęłam przez niego, bo szlak szeroki, wystawiony na słońce, to zdążył trochę wyschnąć. Niestety przez wolniejszą jazdę straciłam trochę czasu i zaczęło się nerwowe spoglądanie na zegarek. Planowałam dojechać do Wrocławia przed 10", bo tuż po 10" miała być Monika. Niestety przed Radakowicami czekał na mnie kolejny zonk - już nawet nie szuter, ale zarośnięta chaszczami polna droga. :( Ojjj poleciały bluzgi... Do Wrocławia zostało mi jeszcze ponad 10 km, a 10" zbliżała się nieubłaganie.
Nie dałam rady przywitać Moniki na dworcu w Leśnicy. Z jęzorem na wierzchu dotarłam z Moniką o 10:20 na jedno z miejsc zbiórkowych parady. Ważne, że udało nam się zdążyć na odjazd organizatorów.
Organizatorzy zorganizowali w kilku miejscach Wrocławia punkty zbiórkowe, z których zabierali rowerzystów chętnych do udziału w paradzie i razem wszyscy dojeżdżali na główne miejsce zbiórkowe parady, na Plac Nowy Targ w centrum miasta.
Zaczęła się jazda piknikowym tempem, ale i o to chodziło - rowerowy relaks na maksa. :)
Po drodze do centrum był następny punkt zbiórkowy, gdzie dołączyło do nas kilkudziesięciu kolejnych rowerzystów.
Zaczęłyśmy z Moniką odczuwać atmosferę parady, bo zazwyczaj jeździmy we dwie, a nie w kilkadziesiąt osób. :) FAJOWAAAA SPRAWA!!! :)
Kilka minut po 12" dotarliśmy na Plac Nowy Targ, gdzie czekało już kilka tysięcy!!! rowerzystów chętnych do udziału w paradzie.
Z każdą minutą tłum gęstniał i ostatecznie liczba rowerzystów dobiła do około 4000! :O
Oprócz standardowych rowerzystów na paradę przyjechali też jednokołowcy.
Po spotkaniu się Moniką na dworcu, Monika opowiedziała mi, że jechała z Robertem, który zaczepił ją na stacji w Legnicy, poznawszy ją po rowerze ze zdjęć z moich wpisów. Czad! :) Wsiadasz sobie do pociągu i okazuje się, że kompletnie obca Ci osoba wie mniej więcej kim jesteś. :) Robert powiedział Monice, że również jedzie na paradę i we Wrocławiu znajdzie nas. Trochę w to nie wierzyłam, bo jak znaleźć kogoś w takim tłumie... No i skubany dał radę. :) Góra z górą... :)
Pewnie gdybyśmy przed wyjazdem umawiali się na wspólne paradowanie, to nic by z tego nie wyszło. Około 12:30 zaczęło się zbieranie do wyjazdu na ulice Wrocławia.
O oprawę muzyczną imprezy zadbały orkiestry dęte. :)) Co ważne - grały światowe klasyki muzyki rozrywkowej, więc naprawdę miło się ich słuchało.
No i poszły konie po betonie! :) Na czas przejazdu parady, główne ulice Wrocławia zostały zamknięte dla ruchu samochodowego i tramwajowego, więc wszystkie pasy dla danego kierunku ruchu były tylko dla nas. :)
Nigdy nie uczestniczyłam w takiej rowerowej paradzie, więc bardzo mi się ona podobała. Co prawda, chyba przedobrzyłam z tymi modlitwami o dobrą pogodę, bo do 40°C brakowało jednego stopnia, ale i tak było super!
A podobno jeżdżąc na rowerze unika się korków... :P
Śmiałam się ze zmotoryzowanych niesamowicie, bo trzeba było mieć naprawdę wielkiego pecha, żeby trafić na przejazd parady. Kilkanaście minut czekania na przejazd przez skrzyżowanie gotowe. :D W upale... :P
Cmokałam, gwizdałam, wołałam i skubany nie odwrócił głowy do aparatu. :P
Tu początek parady z dwoma platformami z orkiestrami dętymi.
Kolejni jednokołowcy.
Zdjęcia tego nie oddają, ale tych rowerzystów naprawdę było w chusteczkę. :)
I znowu korek.
W końcu i fotoreporter załapał się na zdjęcie. :)
Za Mostem Grunwaldzkim był nawrót i zjechanie na piknik rowerowy do Parku S. Tołpy.
I filmik z parady. No to gdzie jest Wally? :D
Po około 10 km paradowania, większość cyklistów zjechała na piknik do parku, gdzie można było dobrze zjeść, napić się, wziąć udział w różnego rodzaju konkursach (m.in. najszybsza wymiana dętki, wjazd fatbikiem pod górkę) i generalnie odpocząć sobie na trawce.
Toteż odpoczęliśmy sobie z Moniką i Robertem. Niestety nie zbyt długo, bo Robert postanowił wrócić do Bolesławca pociągiem, a mnie i Monikę czekał powrót do Legnicy na rowerach. Podczas wyjazdu za miasto przejeżdżałyśmy m.in. obok Sky Towera. Znajdzie się jakiś sponsor, żeby kupić mi mieszkanko na ostatnim piętrze? Wystarczy mi kawalerka. :P
Po wszamaniu 10000000000 kalorii w McDonalds'ie ruszyłyśmy z Moniką w drogę powrotną do Legnicy. Zaczęło się smażenie na asfaltach. Droga powrotna znowu składała się z tułaczki od wiochy do wiochy. Krajobrazowych atrakcji po drodze brak. No chyba że można zaliczyć do tego potężne połacie facelii błękitnych.
Z każdym kilometrem coraz bardziej gotowałam się, więc jak tylko trafił nam się na trasie cmentarz, to od razu rzuciłam się do kranu z wodą jak szczerbaty na suchary. :P
To zdjęcie nie wymaga komentarza...
No to kto dobrze obstawiał czego tam szukałam? :)
I za chwilę zrobiłam z siebie miss mokrego podkoszulka. Chociaż to złe określenie, bo koszulka wylądowała w plecaku, a ja wyletniłam się na tyle, ile mogłam. :P Fotorelacja z tego wydarzenia trafiła do prywatnego archiwum. :) Po zmoczeniu się od góry do dołu zimną wodą poczułam się jak nowo narodzona! Można było jechać dalej. A dalej towarzyszyła nam Ślęża. :)
Tuż po 20" dojechałyśmy z Moniką do Legnicy całe i zdrowe, aczkolwiek ostro przysmażone przez słońce. Ja niniejszą wycieczką poprawiłam swoją rowerową życiówkę o całe 2,75 km. :) Monika przejechała dzisiaj "tylko" około 110 km i nie dotrzymała swojego porudawskiego postanowienia. :D
Podsumowując wrażenia z wycieczki. Było fantastycznie!!! Świetna inicjatywa z tą paradą, mega pozytywna atmosfera i ciągle uśmiechnięci ludzie. Dla samej parady warto było potłuc się 150 km po płaskich asfaltach, aczkolwiek utwierdziłam się w przekonaniu, że kręcenie po prostych, płaskich drogach to nie moja bajka. Po stokroć wolę wrócić do domu wypruta po 100 km i 2 km przewyższeń, niż średniozmęczona po 150 km jazdy po płaskim.
Aha. A tak mniej więcej wyglądał mapowy "asfalt" do Radakowic...
Podsumowując wrażenia z wycieczki. Było fantastycznie!!! Świetna inicjatywa z tą paradą, mega pozytywna atmosfera i ciągle uśmiechnięci ludzie. Dla samej parady warto było potłuc się 150 km po płaskich asfaltach, aczkolwiek utwierdziłam się w przekonaniu, że kręcenie po prostych, płaskich drogach to nie moja bajka. Po stokroć wolę wrócić do domu wypruta po 100 km i 2 km przewyższeń, niż średniozmęczona po 150 km jazdy po płaskim.
Aha. A tak mniej więcej wyglądał mapowy "asfalt" do Radakowic...
Legnica - Koskowice - Kłębanowice - Rogoźnik - Tyniec Legnicki - Dzierżkowice - Strzałkowice - Dębice - Chełm - Wrocisławice - Bukówek - Ciechów - Chwalimierz - Jugowiec - Kryniczno - Radakowice - Lutynia - Wrocław - Zabrodzie - Cesarzowice - Jaszkotle - Pietrzykowice - Sadków - Sadkówek - Sośnica - Kąty Wrocławskie - Nowa Wieś Kącka - Sokolniki - Piotrowice - Kostomłoty - Samborz - Jarosław - Ujazd Górny - Karnice - Budziszów Mały - Postolice - Kępy - Biernatki - Taczalin - Koskowice - Legnica
p.s. Wally'ego należy wypatrywać od 10:41. :P
Kategoria życiówka :), pow. 150 km, imprezy / rajdy rowerowe
- DST 59.53km
- Czas 03:04
- VAVG 19.41km/h
- VMAX 52.14km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 612m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
upalna rundka po Chełmach
Piątek, 12 czerwca 2015 • dodano: 12.06.2015 | Komentarze 2
Nie mam weny do robienia wpisu. Popracowa asfaltówa po Chełmach i tyle. Pełno robactwa w powietrzu. :/ Do 19" gotowałam się w upale, potem zrobiło się przyjemnie.
I jedna z uroczych chmurek, które krążyły wokoło. Na szczęście nic się z nich nie urodziło. :)
I jedna z uroczych chmurek, które krążyły wokoło. Na szczęście nic się z nich nie urodziło. :)
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Przybyłowice - Słup - Chroślice - Bogaczów - Górzec - Pomocne - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Winnica - Kozice - Babin - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 137.70km
- Czas 08:24
- VAVG 16.39km/h
- VMAX 53.74km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 2177m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Rudawy Janowickie
Czwartek, 4 czerwca 2015 • dodano: 10.06.2015 | Komentarze 6
Na początek ostrzeżenie - będzie DUŻOOO ZDJĘĆ! Jednak już teraz mogę zdradzić, że była to najpiękniejsza pod względem widokowym wycieczka w tym roku, dlatego też nie miałam serca do brutalnego segregowania fotek.
Od jakichś dwóch lat w mojej głowie kiełkował pomysł na to, żeby pojechać na rowerze w Rudawy Janowickie. To przepiękne pasmo górskie, leżące w trójkącie pomiędzy Bolkowem, Kamienną Górą, a Jelenią Górą, jest wręcz stworzone do jazdy na MTB. Znajduje się tam mnóstwo leśnych ścieżek o różnym stopniu trudności - od lajtowych szutrów po trudne, kamieniste odcinki techniczne. Jednakże najważniejszym miejscem, dla którego warto odwiedzić Rudawy są dwa szczyty - Krzyżna Góra i Sokolik, znajdujące się tuż obok maleńkiej, uroczej miejscowości Trzcińsko. Z obu wzgórz roztaczają się przepiękne panoramy na okolice, więc na zasadzie chybił-trafił padło, że wdrapiemy się z Moniką na Sokolik. Już na wstępie uprzedziłam Monikę, że dzisiejsza wycieczka będzie ciężka, bo Rudawy to górki, góreczki, więc wskoczy nam "trochę" przewyższeń. No i było ciężko, ale o tym za chwilę. :)
Czy takie pola makowe podlegają pod jakiś paragraf? :) Bo o ile nie dziwi dzikie pole usłane tymi pięknymi kwiatami, o tyle takie makowe pole w mieście wywołuje mieszane uczucia. :P
Od jakichś dwóch lat w mojej głowie kiełkował pomysł na to, żeby pojechać na rowerze w Rudawy Janowickie. To przepiękne pasmo górskie, leżące w trójkącie pomiędzy Bolkowem, Kamienną Górą, a Jelenią Górą, jest wręcz stworzone do jazdy na MTB. Znajduje się tam mnóstwo leśnych ścieżek o różnym stopniu trudności - od lajtowych szutrów po trudne, kamieniste odcinki techniczne. Jednakże najważniejszym miejscem, dla którego warto odwiedzić Rudawy są dwa szczyty - Krzyżna Góra i Sokolik, znajdujące się tuż obok maleńkiej, uroczej miejscowości Trzcińsko. Z obu wzgórz roztaczają się przepiękne panoramy na okolice, więc na zasadzie chybił-trafił padło, że wdrapiemy się z Moniką na Sokolik. Już na wstępie uprzedziłam Monikę, że dzisiejsza wycieczka będzie ciężka, bo Rudawy to górki, góreczki, więc wskoczy nam "trochę" przewyższeń. No i było ciężko, ale o tym za chwilę. :)
Czy takie pola makowe podlegają pod jakiś paragraf? :) Bo o ile nie dziwi dzikie pole usłane tymi pięknymi kwiatami, o tyle takie makowe pole w mieście wywołuje mieszane uczucia. :P
W każdym razie maki były motywem przewodnim dzisiejszego wypadu. Pola aż kipiały od ich czerwieni. :) Do Słupa dojechałyśmy standardowymi wiochami, potem strzała na Górzec (przedsmaczek dzisiejszych górek), Pomocne i ani się obejrzałyśmy, a zmierzałyśmy już przepięknym leśnym odcinkiem w kierunku Lipy.
Tuż przed zjazdem do Lipy pojawiły się pierwsze na trasie widoczki.
A za Lipą czekał na nas kolejny dosyć mocny podjazd (rozwleczony). Na szczęście asfalt pachnie tam jeszcze świeżością, więc nawet "miło" ciśnie się pod górę.
Drzewa są w tym roku obłędnie zielone! Albo może jakoś wyjątkowo w tym roku zwracam na to uwagę? Zielenino trwaj! :)
Generalnie do Rudaw droga biegnie w stałym rytmie - podjazd, zjazd, podjazd, zjazd. Więc zaraz po podjeździe pędziłyśmy już w dół przez Mysłów. Tam trafił się pierwszy sklepik czynny na trasie. Była chwila przerwy na małe co nieco, bo wybierając się w podróż w Boże Ciało, trzeba liczyć się z tym, że otwarte sklepy będą co kilkadziesiąt kilometrów.
Po krótkim odpoczynku ruszyłyśmy w stronę Kaczorowa. A tam wiadomo co - podjazd. Niby gówno nie zbyt strome, ale mocno rozwleczone, więc dostałyśmy lekkiej zadyszki.
Do Janowic Wielkich poprowadził nas długi zjazd i po raz pierwszy naszym oczom ukazały się Rudawy Janowickie - na pierwszym planie Krzyżna Góra (po lewej) i Sokolik (po prawej), a w tle ledwo co widoczna Śnieżka.
Generalnie do Rudaw droga biegnie w stałym rytmie - podjazd, zjazd, podjazd, zjazd. Więc zaraz po podjeździe pędziłyśmy już w dół przez Mysłów. Tam trafił się pierwszy sklepik czynny na trasie. Była chwila przerwy na małe co nieco, bo wybierając się w podróż w Boże Ciało, trzeba liczyć się z tym, że otwarte sklepy będą co kilkadziesiąt kilometrów.
Po krótkim odpoczynku ruszyłyśmy w stronę Kaczorowa. A tam wiadomo co - podjazd. Niby gówno nie zbyt strome, ale mocno rozwleczone, więc dostałyśmy lekkiej zadyszki.
Do Janowic Wielkich poprowadził nas długi zjazd i po raz pierwszy naszym oczom ukazały się Rudawy Janowickie - na pierwszym planie Krzyżna Góra (po lewej) i Sokolik (po prawej), a w tle ledwo co widoczna Śnieżka.
Zaraz za Janowicami zjechałyśmy z asfaltów i wbiłyśmy się na polne drogi, prowadzące pod Sokolik.
Jeszcze przed wycieczką miałam w planie wbić się na oba szczyty Rudaw, ale im bliżej było nam do celu, tym coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że wystarczy nam wdrapanie się na jedno ze wzgórz. :)
Gdzieś nad Bobrem pasła się łaciata kózka. :)
Chwilę po wjechaniu do Trzcińska odbiłyśmy na żółty szlak prowadzący już na sam szczyt Sokolika. W Rudawach byłam tylko raz (na pieszej wycieczce), dlatego zupełnie nie orientuję się w tamtejszych szlakach. Naszym jedynym przewodnikiem była mapka w telefonie, ale niestety mapka nie pokazuje czy będzie ostro w dół czy wprost przeciwnie... Początkowo udawało nam się jechać. Co prawda powoli, ale zawsze to do przodu. :)
Po wjeździe do lasu zakończyłyśmy jazdę. Ścianka i korzonki to idealne połączenie dla rowerowych harpaganów. :D
Niemniej jednak spacer po lesie też jest przyjemny. :) Na szczęście po wspięciu się na szczyt ścianki można było wsiąść z powrotem na rower.
Dalej pojawił się lajtowy szuter - co prawda nadal pod górę, ale ważne, że dało radę jechać. Szczyt Sokolika też był coraz bliżej...
I nadal jadę. :)
Chwilę potem pojawiło się rozdroże - turyści poszli prosto, ale my z Moniką wpadłyśmy na "genialny" pomysł wjechania na najkrótszy szlak prowadzący na szczyt. Skoro szlak jest krótszy, to i na górze będziemy szybciej...
No proszę jaka urocza leśna dróżka - dlaczego turyści tędy nie poszli? :)))
No proszę jaka urocza leśna dróżka - dlaczego turyści tędy nie poszli? :)))
No ok - zrobiło się pod górę, ale było wiadomo, że tak będzie. :)
Podprowadzanie rowerów też można było przewidzieć. :)
Po jakimś czasie znalazłyśmy się przy jednej ze ścianek wspinaczkowych, gdzie jedni dzielnie walczyli z grawitacją,
a drudzy ich asekurowali albo leniwie odpoczywali na łonie natury. :)
Ładne okoliczności przyrody, prawda? :) Piękne, ale jeszcze piękniejsze było to, że w tym miejscu rozpoczęła nasza rudawska masakra pieszo-rowerowa. Do pokonania zostało nam jakieś 100 metrów pod górę, ale było to chyba najcięższe 100 metrów w moim dotychczasowym życiu rowerowym - leśna ściana bez wydeptanej ścieżki, zasypana liśćmi i luźnymi, co rusz osuwającymi się kamieniami. Kto jako pierwszy wpadł na pomysł, żeby pójść na szczyt najkrótszą trasą? :P Nie było już sensu zawracać, bo przecież to "tylko" 100 metrów. Damy radę! :) Więc szłyśmy od drzewa, do drzewa, bo tak nas grawitacja ciągnęła w dół. Wnoszenie rowerów po schodach przy okazji wycieczki na Ostrzycę okazało się mega przyjemnym spacerkiem w porównaniu z tym pchaniem rowerów pod górę po liściach i kamieniach, gdzie co chwilę ślizgały nam się nogi. A jeszcze przed wycieczką Monika była "zawiedziona", że nie będziemy wnosić rowerów po schodach... :) Nie zrobiłam zdjęcia tego odcinka, bo bardziej byłam skupiona na tym, żeby nie zwalić się z rowerem gdzieś w leśną przepaść. :P
Po kilkunastu minutach męczarni w końcu wdrapałyśmy się pod szczyt Sokolika. Byłam tak wypruta, że ostatkami sił walnęłam banana do zdjęcia. No ale pamiątkowa fotka musi być porządna. :)
Po kilkunastu minutach męczarni w końcu wdrapałyśmy się pod szczyt Sokolika. Byłam tak wypruta, że ostatkami sił walnęłam banana do zdjęcia. No ale pamiątkowa fotka musi być porządna. :)
Po złapaniu oddechu jako pierwsza udałam się na platformę widokową znajdującą się na skałkach. Monika została na dole w celu przypilnowania rowerów.
Spodziewałam się mega widoków, ale co innego widzieć je na zdjęciach w internecie, a co innego na żywo. O żesz w mordę jeża!!! Warto było "trochę" się pomęczyć, żeby wejść na górę.
Powyżej panorama Gór Kaczawskich, poniżej Janowice Wielkie i pasmo Rudaw Janowickich.
A teraz wirtualnie obrócimy się w prawo wokół własnej osi. :) Na wprost Krzyżna Góra (drugi rewelacyjny punkt widokowy Rudaw), w tle Karkonosze.
Po lewej widoczna Jelenia Góra i część Gór Kaczawskich.
Góry Kaczawskie. Wieś widoczna w dole to Trzcińsko.
Dalej Góry Kaczawskie.
Janowice Wielkie w dole i tereny Rudaw.
Dalsza część Rudaw.
Mogłabym zamieszkać na tej platformie widokowej. :) Widokowa rewelacja do kwadratu! :)
Czas nas gonił, do domu daleko, więc po moim zejściu na dół, oczy widokami poszła cieszyć Monika, a po jej powrocie wyruszyłyśmy w drogę powrotną. Tym razem już bez "genialnych" pomysłów skrócenia sobie trasy poszłyśmy za turystami czerwonym szlakiem. Parsknęłyśmy śmiechem po wejściu na niego, bo okazało się, że to przejezdna, bardzo dobrze ubita leśna ścieżka, a nie jakaś hardcorowa ściana zasypana liśćmi i kamieniami.
Czas nas gonił, do domu daleko, więc po moim zejściu na dół, oczy widokami poszła cieszyć Monika, a po jej powrocie wyruszyłyśmy w drogę powrotną. Tym razem już bez "genialnych" pomysłów skrócenia sobie trasy poszłyśmy za turystami czerwonym szlakiem. Parsknęłyśmy śmiechem po wejściu na niego, bo okazało się, że to przejezdna, bardzo dobrze ubita leśna ścieżka, a nie jakaś hardcorowa ściana zasypana liśćmi i kamieniami.
W cywilizowany sposób elegancko zjechałyśmy sobie na Przełęcz Karpnicką, gdzie byłyśmy świadkami lądowania helikoptera LPR. Chwilę przed naszym wejściem na szczyt Sokolika ze skałek spadła jakaś dziewczyna... Przeżyła, ale nie wiemy czy odniosła jakieś bardzo poważne obrażenia. Smutne to, że ktoś idzie gdzieś realizować swoją pasję, a potem wystarczy chwila nieuwagi i klops gotowy.
A tam byłyśmy jeszcze kilkanaście minut temu. :)
Z Przełęczy Karpnickiej odbiłyśmy na niebieski szlak, biegnący przez całe Rudawski Park Krajobrazowy. Szutrowe miodzio!
Po jakimś czasie znowu zaczęły się podjazdy. :(
Na szczęście nasze podjazdowe męki w jakimś stopniu rekompensowały nam przebijające się przez drzewa widoki.
Żeby nie było za łatwo, to lajtowy szuter, po jakimś czasie zamienił się w kamienisty szlak. Oczywiście biegnący ostro pod górę. :)
A dalej ciągle pod górę - raz znowu szutrami, raz terenowymi ścieżkami, ale nieustannie było POD górę.
Przez większość trasy dawałyśmy z Moniką radę jechać, ale z płynności jazdy wtrącały nas betonowe, głębokie rynny. :/ Z każdym metrem narastała w nas wściekłość na te niekończące się podjazdy. Do tego nie orientowałyśmy się jak daleko jeszcze do cywilizacji, tzn. jakiejś asfaltowej drogi, najlepiej ze zjazdem. Leśne okoliczności były jednak przecudowne, więc starałam się jakoś odpędzać przytłaczające myśli o podjazdowej never ending story.
W KOŃCU! Po 7 km nastąpiła upragniona i od dawna wyczekiwana chwila - ZJAZD!!! :)
A jak po wyjeździe z lasu pojawiły się widoki, to humor momentalnie nam powrócił. :) Okazało się, że wdrapałyśmy się na Przełęcz Rędzińską. Wg Genetyka to jeden z najtrudniejszych podjazdów w Polsce. Mowa oczywiście o podjeździe asfaltowym. My na szczyt przełęczy dotarłyśmy terenem, więc było dwa razy trudniej.
Mnie panorama okolic całkowicie zrekompensowała trudy przejazdu przez las. :)
Mnie panorama okolic całkowicie zrekompensowała trudy przejazdu przez las. :)
Po wyjechaniu z Rudawskiego Parku Krajobrazowego na asfalt (gładki jak pupa niemowlęcia) zaczęłyśmy pruć w dół, w stronę Wieściszowic.
Jeszcze ostatni rzut okiem na widoczki i heja z górki na pazurki!!!
Najostrzejszy odcinek zjazdu spod radiostacji w Stanisławowie niech się schowa ze swoją "rzekomą" stromością. Nie odważyłam się rozpędzić na maksa, bo bałam się, że moje hamulce nie ogarną tego zjazdu. Do tego nie znam tej drogi, więc nie było sensu ryzykować. Niemniej jednak zjazd z Przełęczy Rędzińskiej do Wieściszowic, to jak dotąd najbardziej stromy zjazd jakim miałam okazję pruć. :))) Kilka kilometrów bez ani jednego machnięcia pedałami. To był balsam na nasze mocno już zmęczone nogi. :)
Gdybyśmy miały trochę więcej zapasu czasu, to w Wieściszowicach odbiłybyśmy na Kolorowe jeziorka. Miałyśmy do nich dosłownie rzut kamieniem, ale wizja zaliczenia dodatkowego podjazdu skutecznie zniechęciła nas do odwiedzenia tego przepięknego rezerwatu. Zrobiłyśmy sobie tylko przerwę pod miejscowym sklepikiem (dopiero drugim czynnym na trasie), a potem ruszyłyśmy asfaltami w stronę Bolkowa.
A pomiędzy Marciszowem, a Kaczorowem jakaś pani miała bliskie spotkanie trzeciego stopnia z drzewem. Z informacji z internetu dowiedziałam się, że na szczęście nie odniosła jakichś poważniejszych obrażeń zagrażających życiu - ma połamane nogi i ogólne obrażenia.
Przed Bolkowem czaił się na nas jeszcze jeden tyci podjazd. Taki gwóźdź do naszej rowerowej trumny. No jak już Monika (nie ja - moja współtowarzyszka jazdy) podprowadza rower, to wiedz, że coś się dzieje. :)
Na szczycie podjazdu oczywiście nie mogło zabraknąć widoków - po prawej stronie głęboko w tle widoczna Ślęża i Radunia (z pozdrowieniami dla nocnego Radka i Kuternogi ;) ).
Na szczycie podjazdu oczywiście nie mogło zabraknąć widoków - po prawej stronie głęboko w tle widoczna Ślęża i Radunia (z pozdrowieniami dla nocnego Radka i Kuternogi ;) ).
Przez Bolków przejechałyśmy w oka mgnieniu, bo to nie metropolia. Nie miałyśmy nawet czasu wpaść na Zamek. Innym razem. :) Za Bolkowem zaczęłyśmy podążać w stronę dobrze nam znajomych Chełmów.
Ostatni rzut okiem na Zamek Świny (wyłaniający się po lewej z lasu), Ślężę i Radunię oraz wałbrzyski Chełmiec (przedostatnie wzgórze po prawej) i prułyśmy już w dół w stronę Grobli.
Po wjechaniu do Grobli byłyśmy już na swoich śmieciach. Terenowymi ścieżkami dotarłyśmy do Siedmicy, a dalej pojechałyśmy w kierunku Myśliborza. Zamiast śmignąć przez Paszowice asfaltem do Myśliborza, znowu postanowiłam skrócić nam drogę. Ogromny minus (jak stąd na Księżyc albo i dalej) należy mi się za wyprowadzenie nas na żółty szlak z Siedmicy, przez Jakuszową, do Myśliborza. Jeszcze dwa lata temu był to dosyć fajny polny szuter. Teraz absolutnie nie polecam tego szlaku! O ile odcinek do Jakuszowej jest znośny, o tyle droga z Jakuszowej do Myśliborza to w 90% zjazd po dużych luźnych kamieniach. Rzeźnia. :/ Wytelepotało nas okrutnie na tych kamolach. Ja wkurzona, Monika to samo, zmęczenie już ogromne. "Tryskałyśmy" humorami pod koniec wycieczki... W Starym Jaworze miałam już ochotę zejść z roweru, rzucić go w krzaki i krzyknąć na cały głos: "Pierdolę, nie jadę!!!'. Od jazdy bolał mnie już kark, głowa, krzyż, ręce, nogi, plecy, dupa. Chyba tylko uszy mnie nie bolały. :)
Na unijnym asfalcie do Przybyłowic urządziłam sobie wyścig z małolatem. No bez przesady, żeby po 150 km i 2 km górek wyprzedzał mnie jakiś chłystek. :P Zupełnie nie rozumiem dlaczego został daleko w tyle, jak przez kilkaset metrów prułam prawie 40 km/h??? :D
Do Legnicy wróciłyśmy tuż po 21". Masakrycznie zmęczone, ale jakby nie patrzeć zadowolone. Abstrahując od podjazdowych trudów trasy, trzeba szczerze przyznać, że była to najfantastyczniejsza pod względem widokowym wycieczka w tym roku! :) Pod ogólnym względem rowerowym, póki co palmę pierwszeństwa nadal dzierży wyprawa nad Zaporę Pilchowicką.
Jeszcze raz wielkie dzięki Monia za towarzystwo i nie strzelenie mi w pysk za ten kamienisty odcinek do Myśliborza. :)
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Chroślice - Bogaczów - Górzec - Pomocne - Muchów - Lipa - Mysłów - Kaczorów - Radomierz - Trzcińsko - Skalnik - Przełęcz Rędzińska - Wieściszowice - Marciszów - Świdnik - Płonina - Bolków - Gorzanowice - Pogwizdów - Bobolin - Grobla - Siedmica - Jakuszowa - Myślibórz - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria pow. 100 km
- DST 11.23km
- Czas 00:40
- VAVG 16.85km/h
- Temperatura 28.0°C
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
pitu pitu
Środa, 3 czerwca 2015 • dodano: 03.06.2015 | Komentarze 0
Kategoria 1-25 km