Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

Uczestnicy

Wrocławskie Święto Rowerzysty 2015

Niedziela, 14 czerwca 2015 • dodano: 16.06.2015 | Komentarze 7

Jakiś czas temu dowiedziałam się z facebooka o tym, że 14 czerwca 2015 r. odbędzie się we Wrocławiu kolejna parada rowerzystów pn. "Wrocławskie Święto Rowerzysty". Pierwszy raz usłyszałam o tej imprezie, a tu się okazało, że będzie to już 7. edycja tego święta! Zaczęło się planowanie pojechania w obie strony rowerem i modły o dobrą pogodę. Monika po ostatniej naszej wspólnej wycieczce w Rudawy Janowickie stwierdziła, że na razie nie będzie jeździć dystansów powyżej 100 km :), ja z kolei chciałam przejechać konkretną rundkę przy okazji pojechania na paradę. Nie udało nam się osiągnąć kompromisu, więc ja o 7" wyruszyłam w samotną podróż do Wrocławia, a Monika wyspawszy się, wsiadła o 9:30 w szynobusa.

Już przed podróżą liczyłam się z tym, że droga do Wrocławia to będą asfaltowe płaskie nudy od wiochy do wiochy. Nie przeliczyłam się. Jedyną "atrakcją" po drodze były poniemieckie bruki w wioskach. Makabra. Dopiero gdzieś w połowie drogi zaczęły się cywilizowane wsie i jazda stała się znośniejsza.

Drogę miałam skrzętnie zaplanowaną, tak aby ominąć krajową "94" prowadzącą do Wrocławia. Po piątkowych i sobotnich burzach nad regionem cieszyłam się, że nie będę jechać szutrami, bo jak tu tak wparować na paradę z uwalonym błotem rowerem. No i oczywiście co innego internetowe mapy, a co innego rzeczywistość. Pierwszy szuter trafił się za Chwalimierzem. Jakoś przebrnęłam przez niego, bo szlak szeroki, wystawiony na słońce, to zdążył trochę wyschnąć. Niestety przez wolniejszą jazdę straciłam trochę czasu i zaczęło się nerwowe spoglądanie na zegarek. Planowałam dojechać do Wrocławia przed 10", bo tuż po 10" miała być Monika. Niestety przed Radakowicami czekał na mnie kolejny zonk - już nawet nie szuter, ale zarośnięta chaszczami polna droga. :( Ojjj poleciały bluzgi... Do Wrocławia zostało mi jeszcze ponad 10 km, a 10" zbliżała się nieubłaganie.

Nie dałam rady przywitać Moniki na dworcu w Leśnicy. Z jęzorem na wierzchu dotarłam z Moniką o 10:20 na jedno z miejsc zbiórkowych parady. Ważne, że udało nam się zdążyć na odjazd organizatorów.



Organizatorzy zorganizowali w kilku miejscach Wrocławia punkty zbiórkowe, z których zabierali rowerzystów chętnych do udziału w paradzie i razem wszyscy dojeżdżali na główne miejsce zbiórkowe parady, na Plac Nowy Targ w centrum miasta.



Zaczęła się jazda piknikowym tempem, ale i o to chodziło - rowerowy relaks na maksa. :)



Po drodze do centrum był następny punkt zbiórkowy, gdzie dołączyło do nas kilkudziesięciu kolejnych rowerzystów.



Zaczęłyśmy z Moniką odczuwać atmosferę parady, bo zazwyczaj jeździmy we dwie, a nie w kilkadziesiąt osób. :) FAJOWAAAA SPRAWA!!! :)



Kilka minut po 12" dotarliśmy na Plac Nowy Targ, gdzie czekało już kilka tysięcy!!! rowerzystów chętnych do udziału w paradzie.



Z każdą minutą tłum gęstniał i ostatecznie liczba rowerzystów dobiła do około 4000! :O



Oprócz standardowych rowerzystów na paradę przyjechali też jednokołowcy.



Po spotkaniu się Moniką na dworcu, Monika opowiedziała mi, że jechała z Robertem, który zaczepił ją na stacji w Legnicy, poznawszy ją po rowerze ze zdjęć z moich wpisów. Czad! :) Wsiadasz sobie do pociągu i okazuje się, że kompletnie obca Ci osoba wie mniej więcej kim jesteś. :) Robert powiedział Monice, że również jedzie na paradę i we Wrocławiu znajdzie nas. Trochę w to nie wierzyłam, bo jak znaleźć kogoś w takim tłumie... No i skubany dał radę. :) Góra z górą... :)



Pewnie gdybyśmy przed wyjazdem umawiali się na wspólne paradowanie, to nic by z tego nie wyszło. Około 12:30 zaczęło się zbieranie do wyjazdu na ulice Wrocławia.



O oprawę muzyczną imprezy zadbały orkiestry dęte. :)) Co ważne - grały światowe klasyki muzyki rozrywkowej, więc naprawdę miło się ich słuchało.



No i poszły konie po betonie! :) Na czas przejazdu parady, główne ulice Wrocławia zostały zamknięte dla ruchu samochodowego i tramwajowego, więc wszystkie pasy dla danego kierunku ruchu były tylko dla nas. :)



Nigdy nie uczestniczyłam w takiej rowerowej paradzie, więc bardzo mi się ona podobała. Co prawda, chyba przedobrzyłam z tymi modlitwami o dobrą pogodę, bo do 40°C brakowało jednego stopnia, ale i tak było super!



A podobno jeżdżąc na rowerze unika się korków... :P





Śmiałam się ze zmotoryzowanych niesamowicie, bo trzeba było mieć naprawdę wielkiego pecha, żeby trafić na przejazd parady. Kilkanaście minut czekania na przejazd przez skrzyżowanie gotowe. :D W upale... :P



Cmokałam, gwizdałam, wołałam i skubany nie odwrócił głowy do aparatu. :P



Tu początek parady z dwoma platformami z orkiestrami dętymi.





Kolejni jednokołowcy.



Zdjęcia tego nie oddają, ale tych rowerzystów naprawdę było w chusteczkę. :)



I znowu korek.



W końcu i fotoreporter załapał się na zdjęcie. :)



Za Mostem Grunwaldzkim był nawrót i zjechanie na piknik rowerowy do Parku S. Tołpy.





I filmik z parady. No to gdzie jest Wally? :D


Po około 10 km paradowania, większość cyklistów zjechała na piknik do parku, gdzie można było dobrze zjeść, napić się, wziąć udział w różnego rodzaju konkursach (m.in. najszybsza wymiana dętki, wjazd fatbikiem pod górkę) i generalnie odpocząć sobie na trawce.



Toteż odpoczęliśmy sobie z Moniką i Robertem. Niestety nie zbyt długo, bo Robert postanowił wrócić do Bolesławca pociągiem, a mnie i Monikę czekał powrót do Legnicy na rowerach. Podczas wyjazdu za miasto przejeżdżałyśmy m.in. obok Sky Towera. Znajdzie się jakiś sponsor, żeby kupić mi mieszkanko na ostatnim piętrze? Wystarczy mi kawalerka. :P



Po wszamaniu 10000000000 kalorii w McDonalds'ie ruszyłyśmy z Moniką w drogę powrotną do Legnicy. Zaczęło się smażenie na asfaltach. Droga powrotna znowu składała się z tułaczki od wiochy do wiochy. Krajobrazowych atrakcji po drodze brak. No chyba że można zaliczyć do tego potężne połacie facelii błękitnych.



Z każdym kilometrem coraz bardziej gotowałam się, więc jak tylko trafił nam się na trasie cmentarz, to od razu rzuciłam się do kranu z wodą jak szczerbaty na suchary. :P

To zdjęcie nie wymaga komentarza...



No to kto dobrze obstawiał czego tam szukałam? :)



I za chwilę zrobiłam z siebie miss mokrego podkoszulka. Chociaż to złe określenie, bo koszulka wylądowała w plecaku, a ja wyletniłam się na tyle, ile mogłam. :P Fotorelacja z tego wydarzenia trafiła do prywatnego archiwum. :) Po zmoczeniu się od góry do dołu zimną wodą poczułam się jak nowo narodzona! Można było jechać dalej. A dalej towarzyszyła nam Ślęża. :)



Tuż po 20" dojechałyśmy z Moniką do Legnicy całe i zdrowe, aczkolwiek ostro przysmażone przez słońce. Ja niniejszą wycieczką poprawiłam swoją rowerową życiówkę o całe 2,75 km. :) Monika przejechała dzisiaj "tylko" około 110 km i nie dotrzymała swojego porudawskiego postanowienia. :D

Podsumowując wrażenia z wycieczki. Było fantastycznie!!! Świetna inicjatywa z tą paradą, mega pozytywna atmosfera i ciągle uśmiechnięci ludzie. Dla samej parady warto było potłuc się 150 km po płaskich asfaltach, aczkolwiek utwierdziłam się w przekonaniu, że kręcenie po prostych, płaskich drogach to nie moja bajka. Po stokroć wolę wrócić do domu wypruta po 100 km i 2 km przewyższeń, niż średniozmęczona po 150 km jazdy po płaskim.

Aha. A tak mniej więcej wyglądał mapowy "asfalt" do Radakowic...





Legnica - Koskowice - Kłębanowice - Rogoźnik - Tyniec Legnicki - Dzierżkowice - Strzałkowice - Dębice - Chełm - Wrocisławice - Bukówek - Ciechów - Chwalimierz - Jugowiec - Kryniczno - Radakowice - Lutynia - Wrocław - Zabrodzie - Cesarzowice - Jaszkotle - Pietrzykowice - Sadków - Sadkówek - Sośnica - Kąty Wrocławskie - Nowa Wieś Kącka - Sokolniki - Piotrowice - Kostomłoty - Samborz - Jarosław - Ujazd Górny - Karnice - Budziszów Mały - Postolice - Kępy - Biernatki - Taczalin - Koskowice - Legnica

p.s. Wally'ego należy wypatrywać od 10:41. :P




Komentarze
monikaaa
| 07:41 czwartek, 18 czerwca 2015 | linkuj Również byłam zdziwiona, jak zaraz po wjechaniu na plac podbiegł do nas Robert. Bardzo dobrze zorganizował sobie akcję "znajdź Moniki w tłumie". :)
Dudysia
| 07:38 czwartek, 18 czerwca 2015 | linkuj Potężna impreza :) Aż dziwne ,ze wam się udało znaleźć w tym tłumie :-)
monikaaa
| 19:43 wtorek, 16 czerwca 2015 | linkuj Nie. Chociaż jak przystawałam do fotek, to potem chwilę zajęło mi lokalizowanie niebieskiej koszulki Roberta. :) Poziomek było kilka, ale gdzieś przede mną albo za mną w tłumie i nie miałam jak zrobić zdjęcia.
nahtah
| 19:24 wtorek, 16 czerwca 2015 | linkuj Jechać w tłumie raz na rok fajnie jest, nie pogubiliście się?;)
I nie widzę poziomek nie było czy się w oczy nie rzucały.;)
monikaaa
| 10:43 wtorek, 16 czerwca 2015 | linkuj hahhahahaahahah zapomniałeś dodać jeszcze, że to brudasy, bo zmywają błoto z rowerów w kałużach :D (co też uczyniłam po przebiciu się przez te polne chaszcze :P)

Co do blokowania, to święta racja - nawet jakiemuś tramwajarzowi puściły nerwy i darł się gdzieś po drodze, że to skandal tak blokować miasto. :D

W sumie ten striptiz można podciągnąć pod profanację nagrobków... Dobrze, że naocznych świadków brak. :P

Koty były, nawet kilka. Ale zamiast ładnie pozować do zdjęć, to spieprzały w krzaki zaraz po moim zatrzymaniu się i wyciągnięciu aparatu. :(
cremaster
| 10:24 wtorek, 16 czerwca 2015 | linkuj Ale patologia z tych rowerzystów. Blokują Wrocławskie ulice, grzebią w śmietnikach i w dodatku robią striptiz na cmentarzu! :D 163km i żadnego kota na trasie?
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!