Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 27206.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.28 km/h i nic Wam do tego. :P
Więcej o Monisiii z Legnicy.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

Uczestnicy

Zamek Książ - atak właściwy :)

Sobota, 20 września 2014 • dodano: 24.09.2014 | Komentarze 14

Po nieudanej próbie nocnej wycieczki do Książa, o 7:30 ponownie wyruszyliśmy z Morsem w drogę, z mocnym postanowieniem dotarcia do celu. Żeby nie było za nudno, tak samo jak w nocy, tuż przy wyjeździe z Legnicy zaczęło padać. Wkurzyłam się nieziemsko, ale stwierdziłam, że choćby miało nas zalać, to tym razem nie odpuszczę. Ktoś tam na górze chyba widział, że nie dam za wygraną i po kilku minutach deszcz przestał padać. Uff!!! Co prawda niebo było zachmurzone, ale było ciepło, więc można było kontynuować wycieczkę. 

Do Jawora dosyć szybko dostaliśmy się przez Kościelec i Przybyłowice. Za Jaworem wbiliśmy się w najnudniejszą część dzisiejszej trasy (odcinek z Zębowic do Dobromierza). Jeździłam już kiedyś w tych okolicach, więc wiedziałam co mnie czeka, ale i tak znów wynudziłam się nieziemsko. Nie cierpię jeździć po płaskich, prostych wioskach!!!

Gdzieś za Jugową, na około kilometr przed Dobromierzem stwierdziłam, że przejaśnia się i chyba już nie będzie padać. :D Czasami powinnam mieć zabronione wypowiadanie się, bo jak rzekłam, tak za chwilę zaczęło padać. Coraz mocniej i w końcu zaczęło lać. :P Na szczęście niedaleko była stacja benzynowa, więc zrobiliśmy sobie przerwę na jedzonko. W międzyczasie deszcz poszedł w pizdu i pokazało się nawet słoneczko. :)

Tuż po 10" dotarliśmy nad pierwszy cel naszej dzisiejszej wycieczki - zalew w Dobromierzu. Po odpowiednim nawodnieniu się, pstryknęliśmy pierwszą dzisiaj pamiątkową fotkę. :P



Mors tak się rozsmakował w Perełkach, że ani się obejrzałam, a ten wyżłopał całe nasze zapasy na wycieczkę, a następnie postanowił ochłodzić się w jeziorze. :PPP



Woda była dla niego za ciepła, więc nie ociągając się ruszyliśmy w dalszą drogę. Tuż po wyjechaniu z Dobromierza, zaczęły się normalne traski - przepięknie leśne odcinki, a co najważniejsze z podjazdami i zjazdami, więc w końcu zaczęło się coś dziać.

Gdzieś po drodze był przystanek z dosyć osobliwymi wpisami. Co ma wspólnego jedno z drugim, to żeśmy z Morsem nie rozkminili.



Po kilkudziesięciu minutach jazdy, naszym oczom w końcu ukazał się cel naszej wyprawy:



Po skręceniu w lewo na Świebodzice, doświadczyliśmy naprawdę fajnego zjazdu do Świebodzic. Był długaśny i dosyć szybki. :) Przez Świebodzice przebiliśmy się równie szybko, bo było ciągle w dół. Zaraz za nimi wbiliśmy się na Trakt Książański (zdjęcie zapożyczone z tej stronki), który przepięknie poprowadził nas przez las, wijącym się asfaltem, prawie pod sam Zamek:



A gdzieś na Trakcie kózki:



No i w końcu spełniłam swoje kolejne rowerowe marzenie. :)





Pod zamkiem zrobiliśmy sobie kolejną przerwę na jedzonko i obczajanie obleśnych knurów. :D :D :D Niestety nie mogliśmy posiedzieć zbyt długo, bo Mors musiał zdążyć na pociąg powrotny do domu, a ponadto nad zamkiem zaczęły gromadzić się brzydkie, deszczowe chmury.

Podjechaliśmy jeszcze na pobliski punkt widokowy, skąd rozciąga się przepiękny widok na cały kompleks zamkowy:







Ostatni rzut okiem na zamek i "cza" było spadać z powrotem do Legnicy. :(



Mors uparł się, aby w drodze powrotnej odwiedzić Szczawno-Zdrój i napić się wody uzdrowiskowej. No ok. Żeby nie było, że marudzę, to zjechaliśmy do Szczawna... tylko po to, żeby stwierdzić, że nie mamy czasu na wodopój i musimy czym prędzej wracać do Legnicy. :) Tuż za Szczawnem zmasakrował mnie podjazd, najdłuższy na dzisiejszej trasie. Tyloma ujami to ja się dawno nie narzucałam. Mors przerażony słuchał mojej łaciny i nie wiedział czy oberwie mu się za to, że zupełnie niepotrzebnie wpletliśmy sobie ten podjazd w trasę. :P

Jego szczęście, że zaraz po podjeździe czekał na nas kilkukilometrowy odcinek z samymi zjazdami, więc wkurwienie szybko mi przeszło. :)

Generalnie droga powrotna składała się z samych zjazdów, więc mijała nam szybko i ani się obejrzeliśmy, a wkroczyliśmy na moje rejony i skończyło się zerkanie co chwilę na mapę/telefon. Połączenia między wioskami są fatalnie oznaczone!!!

W każdym razie w drodze powrotnej farciło nam się z omijaniem deszczu. Dopiero w Wiadrowie, tuż przed Paszowicami, leciutko nas skropiło. :) Ale, ale - co się odwlecze, to nie uciecze. :) Jadąc z Paszowic do Myśliborza, mieliśmy podgląd na to co się działo nad Chełmami. A uwierzcie mi, że DZIAŁO SIĘ!!! Na zdjęciu aż tak dobrze nie widać, ale pomiędzy strzałkami znajduje się... TRĄBA POWIETRZNA! :O No jak żyję, to pierwszy raz w życiu widziałam takie rzeczy. I po co to jechać do Stanów, skoro w Chełmach można spotkać Twistera. :)



Im bliżej było do Myśliborza i Piotrowic, tym bardziej zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że tym razem nam się nie upiecze. Do Legnicy było już bliżej, jak dalej, więc wizja nadciągającej prosto na nas ulewy jakoś nie przerażała mnie. No i w końcu na rozdrożu na Myślibórz/Paszowice/Jawor zaczęło się. :) Przeciwdeszczowa kurtka już po kilku minutach przestała spełniać swoją rolę. Tak naparzało deszczem! :) Morsowi nie było do śmiechu, a mnie znów z bezradności włączyła się głupawka, więc jechałam i śmiałam się do siebie na cały głos. :))) Pominę fakt, że jadąc nie widziałam prawie nic, bo zalewało mi oczy z każdej strony. :) Podsumowując - na dwukilometrowym asfaltowym łączniku z Myśliborza do Piotrowic tak nas stłukło deszczem, że po dotarciu do najbliższego przystanku autobusowego, wylewaliśmy wodę z butów. :D W tym roku jeszcze tak mocno mnie nie zlało. :P

Na szczęście w Piotrowicach przestało padać, a po dojechaniu do Starego Jawora okazało się, że tam nie spadła ani kropla deszczu. Niemniej jednak przyśpieszyliśmy tempo, bo nad Chełmami rozpętała się burza, która zaczęła iść w naszą stronę. Jednak tym razem nie udało jej się nas dogonić i do Legnicy przyjechaliśmy o suchych butach. :)

I to by było na tyle. Wycieczka absolutnie udana. :)



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Przybyłowice - Stary Jawor - Jawor - Zębowice - Czernica - Gniewków - Dzierżków - Roztoka - Jugowa - Dobromierz - Cieszów - Świebodzice - Zamek Książ - Wałbrzych - Szczawno-Zdrój - Struga - Stare Bogaczowice - Sady Górne - Sady Dolne - Wolbromek - Kłaczyna - Celów - Wiadrów - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria pow. 100 km



Komentarze
mors
| 18:57 środa, 1 października 2014 | linkuj @xtnt: podaj uzasadnienie bo inaczej posądzę Cię o podlizywanie się. ;p
monikaaa
| 07:19 środa, 1 października 2014 | linkuj xtnt - nie ma za co przepraszać. Komentować może każdy zalogowany :) Dzięki. Wycieczka była naprawdę fajna, co widać po zdjęciach. Jakby wszyscy mieli takie samo podejście, to byłoby nudno. :)
cremaster
| 08:29 poniedziałek, 29 września 2014 | linkuj Całe stadko tam żyje, mają miski z żywopłotem na lewo od wejścia do zamku :)
monikaaa
| 18:38 sobota, 27 września 2014 | linkuj Nie było czasu na % :P Nie ja musiałam gnać na pociąg :PP

Koty? To są tam jakieś? :) Nie widzieliśmy ani jednego. :(
mors
| 17:02 sobota, 27 września 2014 | linkuj No i Książ-ańskie piwo... nie chciałem "wieźć drewna do lasu" a na miejscu się zapomniało...
cremaster
| 14:01 sobota, 27 września 2014 | linkuj A gdzie Książańskie koty??
lea
| 04:32 sobota, 27 września 2014 | linkuj Świetny wpis z fajowej wycieczki.
Ale braku zdjęcia obleśnych knurów zrozumieć nie mogę!
Też raz w życiu widziałam trąbę powietrzną - nad Broumovskiem. Niezły czad!
monikaaa
| 19:07 piątek, 26 września 2014 | linkuj A ja nie o zacietrzewieniu tutaj klikam :P Bawi mnie po prostu upór ludzi wokoło, że ciśnij - będziesz w lepszej formie, zdejmij błotniki, jazda w błocie jest super itd.Ja chyba najlepiej wiem co dla mnie dobre :P Pominę aspekt chorobowy, który nie pozwoli mi nigdy na mega formę, a o którym nie każdy wie, ale mądrzy się w najlepsze :p
mors
| 18:50 piątek, 26 września 2014 | linkuj Sama jezdeś dzika ;p Twój Zdraduś też, a jednak... ;p;p

Ja też nie jezde sportowcem i nie aspiruję nawet. I nie o sporcie tutaj klikam - po prostu mały rozwój jeszcze nikomu nie zaszkodził (dłuższe wycieczki osiągalne mniejszym wysiłkiem, większy komfort psychiczny, lepsze dotlenienie itd.). Przemyśl se to na spokojnie i nie zacietrzewiaj się pochopnie. ;)
monikaaa
| 18:43 piątek, 26 września 2014 | linkuj Ale ja sportowcem nie jestem :p Mam już 30 wiosen, więc dobrze znam swój musk i wiem co mu sprawia przyjemność. Podjazdy i ciśnięcie do tych rzeczy nie należą. :P Zdania nie zmienię, więc Twe próby przekabacenia mnie z góry są skazane na porażkę :p

Nie mogą wina, że Twoja ruda jest dzika :p
mors
| 18:29 piątek, 26 września 2014 | linkuj Też się swego czasu sposobiłaś do mojego kota ;p a że poszło jak Ci poszło... sorry Winetou ;D

Psychika i "fizyka" oddziałują na siebie nawzajem. Kiedyś, gdy byłem słabszy, to też mnie podjazdy pod wiatr frustrowały. Od "ciśnięcia" wchodzą coraz lżej i z czasem musk przekracza granicę upierdliwości a nawet odczuwa się wtedy pewną przyjemność. Ciśnięcie to inwestycja w siebie, także w swój komfort psychiczny.

To niezupełnie tak, że po Zimie kondycja i tak Ci zaniknie - jeśli teraz trochę pociśniesz, to spadnie z wyższego poziomu (i zatrzyma się na wyższym). Przecież sportowcy nie zaczynają każdej wiosny od nowa. ;)
monikaaa
| 18:15 piątek, 26 września 2014 | linkuj Mnie takie treningi nie są do niczego potrzebne. Zupełnie. Sezon dla mnie powoli się już kończy, więc po co mam się spinać? Żeby za miesiąc i tak wlec się na podjazdach? ;pp Trening psychiczny to również nie był, bo niby czego miał mnie nauczyć? Utwierdził mnie tylko w przekonaniu, że NIE ZNOSZĘ rozlweczonych podjazdów.

Jak na kobietę? W ogóle nie śmieszne :P Płeć nie ma tu żadnego znaczenia. :P Albo ktoś ma zdolności nawigacyjne albo nie :D

Kota nie wybaczę. Never!
mors
| 21:13 środa, 24 września 2014 | linkuj :D:D:D
Epicko naklikane! Nic dodać, nic ująć! ;) No prawie. ;)
Objazdu przez Szczawno ani trochę nie żałuję :p:p długi, żmudny podjazd pod wiatr to świetny trening, zarówno nóg jak i psychiki. ;] Chociaż ujów - i owszem - bałem się. ;p
PS. na zamku to raczej powinniśmy się skupić nie na knurach, a lochach. ;)))

I szacun za kumate nawigowanie także na "obczyźnie", dajesz radę, zwłaszcza jak na kobietę. ;p

Dzięki za wycieczkę, przechowanie mnie przed deszczem no i sorry za zbałamucenie Twojego kota. ;))
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!