Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

Wpisy archiwalne w kategorii

75-100 km

Dystans całkowity:3781.22 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:203:25
Średnia prędkość:18.19 km/h
Maksymalna prędkość:57.87 km/h
Suma podjazdów:30552 m
Liczba aktywności:44
Średnio na aktywność:85.94 km i 4h 43m
Więcej statystyk

Wołów - Ścinawa

Sobota, 25 lipca 2020 • dodano: 07.08.2020 | Komentarze 2

W nadchodzącym tygodniu ma być piękna pogoda, więc wyszarpałam w pracy tydzień urlopu, żeby nadrobić rowerowe zaległości. Postanowiłam zacząć na grubo, od prawie setki. Ostatni raz tak długą trasę jechałam prawie dwa lata temu, więc obrałam płaski kierunek, żeby po drodze nie odpadły mi 4 litery. :)

Niedawno wybudowano ścieżkę rowerową z Lubiąża do Wołowa, która jest bardzo zachwalana, więc postanowiłam osobiście ją przetestować.

Niestety, co w sumie w naszych polskich realiach nie jest zaskakujące, wjazd na ścieżkę nie jest w ogóle oznaczony i dobre 10 minut podpytywałam wujka Google gdzie, co i jak. W każdym razie, gdyby ktoś potrzebował, to zaraz po wjeździe do Lubiąża od strony Kawic, trzeba odbić na drogę kostkową, a potem przejechać około 100 m dzikim singlem między krzakami. I wyskakujemy w tym miejscu. Nie zrobiłam zdjęcia z drugiej perspektywy, ale ścieżka dosłownie kończy się w krzakach. Kpina.



Kiedy w końcu już znajdziemy się na ścieżce, wszelki wkurw związany z trudnościami z jej odnalezieniem, od ręki mija, bo stan ścieżki i jej urokliwa lokalizacja rekompensują początkowe niedogodności. Jest gładko i co jakiś czas są miejsca postojowe, gdzie można chwilę odpocząć.



Jeśli ścieżka ze Ścinawy w kierunku Prochowic urywa dupę, to ta w kierunku Wołowa urywa podwójnie. Głównie z tego względu, że ścieżka jest szersza, a ponadto od któregoś momentu prawie w całości biegnie przez zacienione miejsca. Jest naprawdę super. :) Jedynym minusem są dziwnie zlokalizowane szlabany na łącznikach z drogami dla aut i trzeba ostro zwalniać i nagimnastykować się, żeby między nimi przejechać.



Ścieżka kończy się po kilkunastu kilometrach, na jednym z osiedli w Wołowie. Oczywiście jej drugi koniec również nie jest w żaden sposób oznaczony i chociaż nie zaczyna się z krzaków, to obcy może mieć trudności z wjechaniem na nią.

Odcinek z Wołowa do Ścinawy najchętniej wymazałabym z pamięci. Kilkanaście kilometrów prostego, nudnego asfaltu, w towarzystwie aut. Bez szału. Nawet cienia nie za dużo.

W Ścinawie zrobiłam sobie dłuższy odpoczynek i do Legnicy wróciłam znanymi mi już wiochami - najpierw ścieżką rowerową prawie pod Prochowice, a potem około legnickimi wiochami z dziurami.

Fajnie było. :) Z moją kondycją nie jest tak źle, jak myślałam, bo stówka weszła bez większego problemu, a i 4 litery za bardzo nie protestowały.



Kategoria 75-100 km


babie lato na całego :)

Sobota, 6 października 2018 • dodano: 08.10.2018 | Komentarze 2

Piękna, jesienna pogoda od samego rana, więc korzystając z wolnej chwili postanowiłam wyrwać się w Chełmy, w moje ulubione pagórki. :)

Jedź autostradą - mówili. Będzie szybciej - mówili. :P Na legnickim odcinku autostradzie A4 dzień jak co dzień.



Pomału, co by się nie zmęczyć za bardzo, dojechałam w końcu na lokalny punkt widokowy w okolicach Pomocnego. Karkonosze, jak zwykle, pięknie się prezentowały, choć dzisiaj były trochę zamglone.



A na drzewach zaczyna się już coś dziać w kierunku "polskiej złotej". :)



A gdzieś po drodze do Muchowa wyczaiłam fajną gruntówkę wzdłuż lasu. Kiedyś trzeba będzie ją obczaić.



Za Muchowem pitu pitu do Lipy, potem nawróciłam na Muchów i dalej dzida w dół do Myśliborza. Tam lokalny pałacyk wyjątkowo ładnie się dzisiaj prezentował.



Dawno mnie nie było w tych okolicach, bo "nagle" wyrosła mi droga pieszo-rowerowa z Myśliborza do Jawora. Pełna profeska.



A potem to już jechałam coraz wolniej i wolniej, bo sił ubywało z każdą minutą. Tak czy siak, do domu wróciłam bardzo zadowolona. :)



Legnica - Prostynia - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Pomocne - Muchów - Lipa - Nowa Wieś Mała - Nowa Wieś Wielka - Muchów - Myślinów - Myślibórz - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 75-100 km


Miała być setka...

Czwartek, 17 sierpnia 2017 • dodano: 17.08.2017 | Komentarze 7

A wyszło jak wyszło. To była wycieczka o której muszę jak najszybciej zapomnieć. Miałam zapuścić się za Dobromierz, ale zostałam pokonana przez upał, wiatr (obojętnie w którą stronę jechałam, to zawsze nawalał w twarz) i towarzyszące mi przez większość trasy - ciężarówki, kręcące się przy budowie S3. Dawno nie jechało mi się tak beznadziejnie...



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Przybyłowice - Stary Jawor - Jawor - Zębowice - Czernica - Gniewków - Dzierżków - Roztoka - Kłaczyna - Celów - Wiadrów - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 75-100 km


Albo grubo, albo wcale :D

Poniedziałek, 14 sierpnia 2017 • dodano: 14.08.2017 | Komentarze 6

Od rana piękna pogoda, pierwszy dzień urlopu, więc rano obmyśliłam szaloną trasę. Szaloną, bo przy mojej prawie zerowej ostatnio aktywności rowerowej, pchanie się na tak daleki dystans w górki, to średni pomysł. Stwierdziłam jednak, że dam radę.

Gdzieś po drodze coś ładnie rosło. Nie znam się na grządkach, więc nie wiem co to, ale wyglądało fajnie. :P



Pomału, bez szaleństw i chełmowskimi górkami dotarłam w końcu aż pod Świerzawę.



Jezusie. Ależ mi brakowało tych widoków, tego pozytywnego zmęczenia, wiatru we włosach. Uśmiech z gęby nie schodził mi ani na chwilę. :)))) Nawet narastające z minuty na minutę zmęczenie nie było w stanie zepsuć mi frajdy z dzisiejszej jazdy! Naładowałam się milionem endorfin, jak za dawnych czasów. :)



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Przybyłowice - Słup - Chroślice - Bogaczów - Górzec - Pomocne - Muchów - Jurczyce - Dobków - Lipa - Nowa Wieś Mała - Siedmica - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 75-100 km


"ciepła" pętelka (Wilków - Myślibórz)

Czwartek, 4 sierpnia 2016 • dodano: 04.08.2016 | Komentarze 8

No "ciepło" dzisiaj było. To fakt. :P Nie ma jednak co narzekać, bo lato tego roku nie dopisuje. Ponadto upał nie był jakiś mega upierdliwy, bo raz było 30°C, raz 39°C, więc jakoś szło to wytrzymać. :)

A ci dalej kurzą.



Górka na dalszym planie po lewej to Grodziec, na bliższym po prawej to Wilcza Góra.



Drugi raz w życiu podjeżdżałam Trupień od strony Wilkowa. Kiedy pierwszy raz tamtędy jechałam, to myślałam, że umrę na tym podjeździe. Wtedy również był upał. Dzisiaj już wiedziałam co i jak i okazało się, że ten podjazd nie jest taki zły. :) Po zjeździe do Kondratowa szybko zweryfikowałam dalsze plany i skróciłam zaplanowaną trasę, bo zaczęło mi być już ciut za gorąco. Szybkie pitu pitu asfaltami do Myśliborza i odbiłam na szutry prowadzące z Chełmca do Męcinki, gdzie prawie zagotowałam się. To właśnie w tym miejscu licznik pokazał mi nieco ponad 39°C. A podobno to na asfaltach jest najgoręcej. :P

Dzisiaj znowu był popas, tym razem śliwkami. :)



W Słupie jeszcze przerwa na schłodzenie się w wodzie i do domu wróciłam w dosyć dobrym stanie, jak na dzisiejszą temperaturę. :)



Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Łaźniki - Rokitnica - Wilków - Kondratów - Pomocne - Myślinów - Myślibórz - Chełmiec - Męcinka - Słup - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

p.s. Świat się kończy. Dalej rządzę w sierpniu w damskich statystykach! :P

Kategoria 75-100 km


singleeeeeee <3

Piątek, 22 lipca 2016 • dodano: 23.07.2016 | Komentarze 10

W końcu udało mi się zrealizować najważniejszy zaplanowany na ten rok wypad. :D A plan był taki, żeby za jednym zamachem przejechać wszystkie świeradowsko-czeskie single. Nawinęła się piękna pogoda, więc hejaaa!



Ależ mi się micha cieszyła na widok tych ścieżek. :D To mój trzeci wypad na single i mam już kilka ulubionych odcinków, TAK ŻE endorfiny wychodziły mi uszami. :)



W lasach pełno naparstnic. Pięknie wyglądają.



Gdzieś po drodze przerwa na kit kata. :)



Bo wypad bez widoczków, to nie wypad. :P









W dole Nowe Miasto pod Smrekiem.



Dzisiaj pierwszy raz jechałam po singlach niebieskim i czerwonym, znajdujących się po północnej stronie Nowego Miasta. Właściwie to nie była jazda po singlach, a po strumykach. :O O ile południowe czarne i czerwone single były w 80% suche, to te północne były w 90% zalane leśnymi strumykami. Ale i tak było fajnie. Pierwszy raz objechałam też "Zajęcznik", znajdujący się po polskiej stronie. Po powrocie do auta zastanawiałam się czy na niego pojechać, bo w nogach miałam już 66 km i ładną ilość przewyższeń. Wiedziałam jedno - że jak nie pojadę, to potem będę tego żałować; jeśli pojadę - też będę żałować, bo pewnie dobiję się. Nie myliłam się. Ostatnia asfaltowa sztajfa, na 8 km przed metą, psychicznie i fizycznie mnie zabiła. Ostatni kilometr to już tylko dzięki sile woli przejechałam. Oczywiście wtedy żałowałam, że skusiłam się na ten "Zajęcznik", ale dzisiaj już mi minęło. :) Uwielbiam te single!



Kategoria 75-100 km


Uczestnicy

Góry Sowie w doborowym towarzystwie!

Niedziela, 10 lipca 2016 • dodano: 13.07.2016 | Komentarze 9

W końcu! Po kilkunastu latach świetlnych umawiania się na wspólne eksplorowanie Gór Sowich, udało się dograć termin, zamówić pogodę na wypad i tuż po 9" razem z Emilką, Radziorem i Profesorem wyruszyliśmy w nieznane. :) To znaczy dla nich bardzo znane, ale dla mnie Góry Sowie to totalna nowość. Nigdy tam nie byłam, nawet na pieszej wycieczce, więc jarałam się strasznie wypadem. :)



Wycieczka od samego początku była sponsorowana przez podjazdy. Po 10-kilometrowym asfaltowym odcinku wbiliśmy się w teren, gdzie podjazdowa zabawa rozpoczęła się na dobre. :)



Trochę po dzikich szlakach, trochę po kamolach i korzonkach, trochę po szutrach, w końcu dojechaliśmy do pierwszego miejsca wytchnienia. :P Złocisty Prażubr smakował wybornie!



Nie wiem czy to zasługa izotonika, czy rozgrzania się, ale dalsza część trasy zaczęła mi iść zdecydowanie lepiej. Już nie traciłam oddechu na podjazdach i zaczęłam czerpać pełną radość z jazdy. A jak po drodze pojawiły się pierwsze widoczki, to do szczęścia nic już więcej nie było mi potrzebne. :)



Autografy potem. :P



W końcu na horyzoncie pojawił się też główny punkt programu dzisiejszego dnia - Wielka Sowa (to to wzgórze po lewej na najdalszym planie).



A po lewej towarzyszyła nam Ślęża i Radunia. Przejrzystość powietrza była dzisiaj rewelacyjna, więc co chwilę można było jarać się jakimiś panoramami. :)



W dole Glinno, a Wielka Sowa coraz bliżej.



Do Glinna zjechaliśmy pięknym asfaltowym stołem, by po chwili umierać już na kolejnym podjeździe. :P



Krótka sztajfa w Glinnie tak mnie rozgrzała, że dalej pociskałam już na totalnego letniaka. :) W każdym razie z Glinna odbiliśmy w stronę Przełęczy Walimskiej, do której doprowadził nas piękny teren.



Po drodze TAKIE widoki...



... i sesje. :)



Tak właśnie wyglądała letnia wersja mnie. :P



Na tym podjeździe zostałam obfotografowana z każdej możliwej strony. Fotoreporterzy byli wszędzie. :D









Bezpośrednio na Wielką Sowę dojechaliśmy pięknymi szutrami, na których miejscami trochę nas wysmażyło.



Taaaa daaammmm!!! Wielka Sowa na rowerze zdobyta! :) Drugi tysięcznik w mojej karierze zaliczony.





Pod wieżą był odpoczynek, było wcinanie kanapek i gaszenie pragnienia kolejnymi izotonikami, a na koniec obowiązkowa tematyczna fota.



Następnie Profesor zaproponował, żebyśmy pojechali na tzw. Lisie Skały. Nikt nie wiedział o co chodzi, bo tylko Profesor wcześniej już tam był i decyzja o pojechaniu w to miejsce zapadła ze średnim entuzjazmem. Jak się potem okazało, odcinek do tych skał był najfajniejszym z całego wypadu. Przynajmniej mnie on najbardziej się podobał.



Po drodze zdobyliśmy kolejny szczyt Gór Sowich.



I w końcu dojechaliśmy na skraj lasu, gdzie buzie trochę nam się otworzyły z zachwytu.





Pozachwycali się widokami i pojechali dalej.





Stamtąd zjechaliśmy.



Lisie Skały to tak naprawdę jedna duża skała z kilkoma mniejszymi, ale co oczywiste - od razu się na nią z Emilką wdrapałyśmy.





Warto było, bo widoki znowu zapierały dech w piersiach.





Czas niestety nie cofał się, więc trzeba było w końcu zakończyć to błogie lenistwo na skale. Jagódki też się trafiły. :)



Taka sztajfa! :O



Podprowadzanie też było. A jakże! :P



W pewnym momencie wbiliśmy się na jakiś dziki szlak, który po kilkuset metrach po prostu skończył się.



Musieliśmy zawrócić i przez kolejne kilkaset metrów trzeba było prowadzić rowery ostro pod górę, bo luźne kamienie i korzenie skutecznie blokowały jakąkolwiek próbę podjechania tego szlaku. Pitu pitu i dotarliśmy w końcu do Schroniska "Zygmuntówka".



Było szamanie bigosów, pajd ze smalcem i kiszonymi ogórkami oraz...



Po odpoczynku nastąpiła totalna demotywacja do dalszej jazdy. Nikt nie miał ochoty ruszać się ze schroniska, bo miejscówka jest taka, że można tam siedzieć, siedzieć i siedzieć. Wrócić jednak jakoś trzeba było, więc w końcu zebraliśmy się do kupy i ruszyliśmy z powrotem w stronę Wielkiej Sowy. Gdzieś po drodze trafiła się platforma widokowa.



To zdjęcie nie wymaga komentarza...



I heja banana w dół.



Po wyjeździe z terenu, zjechaliśmy już na asfalty prowadzące prosto do Świdnicy. Powrót to już cud, miód, orzeszki - 30 km zjazdu. :) A asfaltowy zjazdowy stół z Sokolca, przez Rzeczkę do Walimia to po prostu urwał mi dupę. Zjazd ze Stanisławowa niech się schowa i długo nie wyłazi teraz z nory. :P

Na koniec wycieczki nie mogliśmy też nie zajechać nad Jezioro Bystrzyckie, gdzie choć pięknie, to dzisiaj było wyjątkowo tłocznie i nie szło tam się zrelaksować.



Radzior podjął próby kontemplacji, ale nie wiem czy skuteczne. :P



Więc ten. Podsumowując. Fajnie było no! :))))) Dziękuję jeszcze raz Emilce, Radkowi i Profesorowi za przemiłe towarzystwo, pokazanie nowych terenów i oby do jak najszybszego następnego. :)

Przewyższenia tym razem zaciągnięte ze Stravy, bo ona więcej ich nastukała. :P Tak czy siak górek było sporo. :)



Świdnica - Bystrzyca Dolna - Burkatów - Bystrzyca Górna - Lubachów - Glinno - Wielka Sowa - Schr. "Sowa" - Schr. "Zygmuntówka" - Schr. "Sowa" - Sokolec - Rzeczka - Walim - Jugowiec - Zagórze Śląskie - Lubachów - Bystrzyca Górna - Burkatów - Bystrzyca Dolna -  Świdnica

p.s. Dotrwał ktoś do końca wpisu? :P

Kategoria 75-100 km


Ranczo Grapa

Sobota, 18 czerwca 2016 • dodano: 18.06.2016 | Komentarze 6

Miałam pojechać dzisiaj na Kapellę i nacieszyć duszę widokami na Karkonosze. W Pielgrzymce zweryfikowałam swoje plany, bo miałam już serdecznie dosyć dzidy pod wiatr. Zaczęłam zastanawiać się nad dalszą częścią trasy. I wtedy przyszło olśnienie - Ranczo Grapa. To położony tuż za Pielgrzymką, w małej wsi Nowe Łąki, ośrodek parafialny stworzony przez lokalnego księdza. Miejsce, gdzie można totalnie się zrelaksować w towarzystwie braci mniejszych. Ale o tym za chwilę.

Droga do Nowych Łąk (czyli ze Złotoryi, przez Pielgrzymkę) nie jest jakoś specjalnie atrakcyjna - pod względem widokowym wręcz beznadziejna, a do tego panuje na niej dosyć spory ruch, bo dużo ludzi jeździ tamtędy choćby do Świeradowa-Zdroju. Więc kiedy w końcu zjechałam z asfaltu w las i odbiłam w kierunku Rancza, a w pewnym momencie moim oczom ukazał się taki oto widok...



... to wykrztusiłam z siebie tylko dosadne: "O kur*a!". :) Ostrzyca Proboszczowicka wyglądała dzisiaj przepięknie.



Po nacieszeniu oczu chociaż jednym widokiem, pojechałam już na Ranczo. A tam od progu przywitały mnie uchate słodkości. :)









Na terenie ośrodka znajduje się mini zoo - można pomiziać kozy, króliki, kucyki, lamy, daniele, owce, osła i pewnie jeszcze jakieś zwierzęta, których nie dostrzegłam. Sporo zwierząt biega wolno, więc można bez problemu je nakarmić czy też pogłaskać. Coś fantastycznego dla kogoś kto kocha zwierzęta. Czyli dla mnie. :) Z Rancza roztacza się też dosyć ładny widok na farmę wiatrową w Łukaszowie.



Wróćmy jednak do królików. :D





Jest też park linowy, więc to kolejna atrakcja, dla której warto odwiedzić to miejsce.





Między drzewami mieni się też Ostrzyca.



Wspomniane wcześniej daniele.



I ich urocze dupki. :)



Nawinął się też czarny uchaty. ;)



I pozostałe zwierząta znajdujące się na terenie Rancza.













Gdzieś był też paw, ale niestety nie widziałam go. Nie miałam też czasu na szukanie jegomościa, bo po zobaczeniu, że nad terenem Rancza robi się coraz ciemniej, stwierdziłam, że czas najwyższy wracać do domu. Po wyjechaniu na szuter prowadzący do Nowych Łąk, Ostrzyca nie wyglądała już tak fajnie. :/



Za mną też nie było zbyt różowo.



Wiedziałam już, że pytanie dzisiejszego dnia nie brzmi: "Czy mnie zleje?", tylko "Kiedy mnie zleje?". :D Postanowiłam jednak walczyć. Zapakowałam wartościowe rzeczy w nieprzemakalny futerał, ubrałam przeciwdeszczową kurtkę i zaczęłam pruć drogą powrotną ile sił w nogach. Na odcinku z Nowych Łąk do Pielgrzymki wyszła mi średnia 40 km/h. :D Dalej był lekki, ale rozwleczony podjazd, więc było już "tylko" 30 km/h. :))) Dawno tak nie darłam na rowerze. :P Na odcinku z Pielgrzymki do Jerzmanic-Zdrój burza jednak wygrała - na zjeździe w Jerzmanicach zalewało mi już oczy, więc z prędkością światła wpadłam na przystanek. Uff!



Na szczęście było ciepło, więc zrobiłam sobie przymusową przerwę - zjadłam snickersa, pograłam w Farm Heroes Saga, zrobiłam sobie zdjęcie, patrzyłam na ścianę wody lejącą się z nieba, raczej nie nudziło mi się. :P



Po pół godziny przestało padać. Ruszyłam dalej w drogę. Pomimo, że już nie padało, to dalej zalewało mi oczy - tym razem wodą z kałuż. :))) Masakra. Po kilku minutach jazdy byłam już upaprana deszczówką po szyję. Na szczęście w Złotoryi już całkowicie się rozpogodziło, więc wyskoczyłam z kurtki i już na letniaka pocisnęłam do Legnicy.



Po przyjechaniu do Legnicy, burzowe brzydactwo było już za nią.



No proszę jaką piękną pogodę miałam na koniec wycieczki. :)



Wypad absolutnie udany i z atrakcjami. :) Koniecznie będę musiała wrócić na Ranczo - w dzień z pewniejszą pogodą i z 10 kg marchwi w plecaku. :))



Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Łaźniki - Rokitnica - Kozów - Złotoryja - Jerzmanice-Zdrój - Pielgrzymka - Nowe Łąki - Ranczo Grapa - Nowe Łąki - Pielgrzymka - Jerzmanice-Zdrój - Złotoryja - Legnica

Kategoria 75-100 km


terenowe Chełmy

Sobota, 11 czerwca 2016 • dodano: 11.06.2016 | Komentarze 4

Na początek maczki i chabry. :)



Pomysł na dzisiejszą trasę wyklarował mi się z samego rana. Dawno nie walnęłam sobie porządnej terenowej trasy po Chełmach, a że pogoda była idealna na taki wypad, to po śniadaniu bez wahania ruszyłam w stronę Chełmów.

W Duninie jeszcze do niedawna ta hacjenda była najbardziej pożądaną w okolicy. Teraz chyba nikt nie chciałby się zamienić z właścicielami tego domu. Przed tym laskiem na górce będzie biegła S3...



W teren wpakowałam się zaraz za Sichowem. Postanowiłam pobawić się dzisiaj w eksploratorkę i odkryć jakieś nowe ścieżki. Już pierwsza okazała się rewelacyjną, trawiastą drogą. Co prawda było mocno pod górę, ale wiedziałam, że łatwo dzisiaj nie będzie.



Po wyjechaniu z trawy tej powyżej, wbiłam się na już dobrze mi znane szlaki prowadzące do Bogaczowa.



Raz na rok niech będzie i wrzucę to selfie. :P



Po wpakowaniu się na Górzec, tym razem nie zjechałam z niego ulubionymi szutrami, tylko zapuściłam się w jakiś dziki szlak. Okazał się bardzo fajny, bo nie jest ani kamienisty, ani jakiś hardcorowo terenowy.



Ulubione górzcowe szutry też były, ale tym razem pod górę.



Nawinęła się dobra miejscówka na aparat, to skorzystałam. :)



I znowu piękne, leśne szutry.



Z Jerzykowa, jak zawsze, dobre widoki na okolice.



Po pokatowaniu okolic Górzca miałam wracać już do domu, ale postanowiłam jeszcze pojechać do Wąwozu Myśliborskiego, bo w całej swojej rowerowej karierze przejechałam go całego tylko raz. :O



A Wąwóz również jest piękną miejscówką do jeżdżenia.





Wyjazd z Wąwozu.





W Myśliborzu skończyło się wszystko co dobre i pozostał mi już tylko powrót asfaltami do Legnicy. Po drodze trafił się miziak. :) Tzn. Ona. Mało co na głowę mi nie weszła, tak się łasiła. :)



Za jakiś czas zrobię zdjęcie porównawcze - z wybudowanym w tym miejscu wiaduktem S3.



A na koniec znowu maczki. Tym razem bez chabrów. :)))





Legnica - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Bogaczów - Górzec - Jerzyków - Chełmiec - Myślibórz - Piotrowice - Stary Jawor- Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 75-100 km


Uczestnicy

IV Rowerowa Rundka z Powiatem Bolesławieckim

Sobota, 21 maja 2016 • dodano: 22.05.2016 | Komentarze 15

Mało brakowało, a przeszłaby mi koło nosa świetna rowerowa impreza. Chociaż dowiedziałam się o niej w ostatniej chwili, to udało się wbić na listę uczestników i tuż po 9" na dworcu PKP w Bolesławcu przywitał mnie Darek. Ledwo co przyjechał na dworzec, a już jakaś dziewczyna krzyczała do drugiej "Patrz jaki śmieszny rower!". Tyle co przyjechaliśmy na miejsce startu rajdu, a już zaczęły się wywiady, telewizje, autografy itd. :))))



O co chodzi z tym rajdem? Starostwo Powiatowe w Bolesławcu, w ramach "Tygodnia z Powiatem Bolesławieckim", zorganizowało 2 rajdy rowerowe - na 20 km i 95 km. Razem z Darkiem zdecydowaliśmy się na większą pętlę. Oprócz nas zgłosiło się jeszcze 13 śmiałków, w tym jeszcze 2 przedstawicielki płci pięknej. Punktualnie o 10" byliśmy już gotowi do startu.



Poszły konie po betonie. :)



W sumie to od samego początku wiedziałam, że trasa będzie mi się bardzo podobać, bo została wytyczona po asfaltach i szutrach. Już pierwszy szuter był świetny, bo prowadził między tak lubianymi przeze mnie rzepakami. Jak widać dosyć szybko zgłodniałam. :P



Asfaltowe odcinki zostały tak dobrane, żeby był na nich jak najmniejszy ruch samochodowy, przez co bardzo często mogliśmy jechać całą szerokością jezdni.



Najlepszym asfaltowym odcinkiem był ten z Krzyżowej do Gromadki - samochodów praktycznie brak, dosyć fajne okoliczne widoki, no i ten stół! O takich drogach w okolicy Legnicy można sobie tylko pomarzyć.





Po 35 km jazdy, tuż za Gromadką, zrobiliśmy sobie pierwszy przystanek regeneracyjny.



Każdy szamał co miał, byle tylko uzupełnić braki w energii, bo Panowie prowadzący peleton wrzucili dosyć mocne tempo od początku trasy. :)



Po krótkim odpoczynku wbiliśmy się na przepiękne leśne szutry prowadzące do Trzebienia.





Dalej jechaliśmy albo asfaltami (nadal gładkim), albo znów rzepakowymi bezdrożami, albo polnymi szutrami. Trasa była dobrana naprawdę świetnie.



I znowu czas na przerwę, czas na Kita Kata. :D



Jedynym fatalnym odcinkiem według mnie, był kilkukilometrowy szuter biegnący wzdłuż autostrady A4. Hałas aut, do tego jazda po wiatr. Ten odcinek bardzo mi się nie podobał. :P

Gdzieś po drodze narada wojenna. :)



Jego Królewska Mość Sean. :D



I bardzo inteligentne rozmówki z miejscowymi, niczym w "Ranczo". :DDD



Pomimo wyluzowanego charakteru rajdu, parę razy nie odmówiliśmy sobie małych wyścigów między sobą czy też kilkukilometrowych jazd na najwyższych obrotach w tzw. pociągu. Atmosfera podczas całego rajdu była świetna. :)

Ani się obejrzeliśmy, a punktualnie o 16" wróciliśmy z powrotem do Bolesławca.



Zostaliśmy hucznie przywitani przez władze Starostwa i organizatorów rajdu, a także przez sporą grupkę mieszkańców Bolesławca. Nikt po drodze nie wymiękł, nikt nie padł ze zmęczenia, nikt nie złapał kapcia. Wszystko udało się na tip top. :)



Za udział w rajdzie każdy z jego uczestników dostał okolicznościowy medal.



Bardzo miła niespodzianka. :)





Oprócz medalu, dostaliśmy też pyszną sałatkę z kurczakiem i milionem witamin na zaspokojenie pierwszego głodu. Każdy wcinał, aż mu się uszy trzęsły. :) Na zaspokojenie drugiego głodu wybraliśmy się z Darkiem, Ulą i Kazikiem do jednej z bolesławieckich restauracji.



Po rozmowach o wrażeniach z rajdu i wymianie rowerowo-życiowych doświadczeń, ja i Darek pożegnaliśmy się z Ulą i Kazikiem i Darek postanowił zabrać mnie jeszcze nad bolesławiecki wiadukt kolejowy. Budowla zrobiła na mnie ogromne wrażenie i po renowacji wygląda naprawdę imponująco!



Tak mnie roznosiła energia po rajdzie, że musiałam jeszcze trochę popodnosić ciężarów. :P



Na koniec jeszcze jedna pamiątkowa fotka z Darkiem i zostałam odstawiona na dworzec PKP. :)



Medal prezentuje się tak. ;)



Tytułem podsumowania - było super. Nie wiem jak były zorganizowane poprzednie edycje rajdu, ale tegoroczna bardzo mi się podobała. Tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że takie lokalne inicjatywy są fantastyczne i mam nadzieję, że za rok wrócę do Bolesławca. :)



Bolesławiec - Łaziska - Stare Jaroszowice - Wartowice - Warta Bolesławiecka - Tomaszów Bolesławiecki - Krzyżowa - Różyniec - Gormadka - Borówki - Trzebień - Parkoszów - Golnice - Krępnica - Osieczów - Kierżno - Parzyce - Nowogrodziec - Ocice - Kraszowice - Otok - Bolesławiec