Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 30456.27 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.42 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

Uczestnicy

bombowa jesień vol. 2 - Jaroszówka

Niedziela, 19 października 2014 • dodano: 21.10.2014 | Komentarze 9

19 października AD 2014 r. Stan ubioru - krótki rękawek. Stan zachmurzenia - mniej niż zero. Mega lampa.

Ale o so chozi? o_O



Jednym słowem - trafił się kolejny dzień z zajebistą pogodą do jazdy. :D Jak dla mnie, to taka pogoda może być do końca grudnia. Potem 2 miesiące względnego zimna, co by każdy był zadowolony i od marca wiosna w pełni. :)))

Widoczność była dzisiaj 100/10. Doskonale było widać całe pasmo Karkonoszy. Mój sokoli wzrok wypatrzył nawet Śnieżne Kotły i Szrenicę.



Wycieczka ponownie w towarzystwie Moniki. Dzisiaj jednak bez górek i w egzotyczne rejony, bo po wczorajszych wojażach nie miałyśmy za dużo sił na kolejne podjazdy, poza tym byłyśmy ograniczone czasowo. Padło więc na leśne szuterki prowadzące do Jaroszówki.



Szutry gładsze niż legnickie drogi. I ta mega lampa. :D



Gdzieś po drodze zajechałyśmy nad urokliwe jeziorko położone w środku lasu. Zawsze ktoś tam jest - grillowicze / wędkarze / rowerzyści / piesi - do wyboru do koloru.





Zatrzymałyśmy się na chwilę na jedzonko. Kąpieli wodnych w tym czasie zażywał przeuroczy owczarek niemiecki. Sikał z radości jak chlapał się w tej wodzie. :)



Po odpoczynku dalszymi szutrami dojechałyśmy do Jaroszówki. Tam po chwili przyczepił się do nas sznaucer - brzydki jak noc! :P Najpierw ślinił się na moją czekoladę, robiąc przy tym oczy kota ze Shreka:



Ode mnie nic nie wskurał, więc poszedł w łaski do Moniki. Prosił, prosił...



i wyprosił kilka kęsów kanapki. :D



A potem rozliczał Monikę z każdego kolejnego kęsa. :))))



Pożegnałyśmy (czyt. pogoniłyśmy - bo za bardzo się przykleił i jak chciałam już odjeżdżać, to zaczął grać mi na uczuciach) sznaucera i polnymi drogami ruszyłyśmy w stronę Miłkowic. Na polnym łączniku z Niedźwiedzic do Miłkowic zmasakrował nas paszczowiatr i kopny piach, po którym trzeba było jechać.

A Miłkowicach fotka dedykacyjna (co i jak tylko dla wtajemniczonych :P):



Z mostu kolejowego rozciągały się dzisiaj bardzo dobre widoki na Karkonosze, Grodziec oraz farmę wiatrową w Łukaszowie:



Za Miłkowicami wbiłyśmy się na polne ścieżki prowadzące przez Ulesie już bezpośrednio do Legnicy. Do Legnicy wróciłyśmy oblepione babiolatowym gównem. :/ To jedyny minus czadowej złotej jesieni.



Legnica - Raszówka - Karczowiska - Lisiec - Jaroszówka - Goliszów - Niedźwiedzice - Miłkowice - Ulesie - Legnica

Kategoria 50-75 km


Uczestnicy

bombowa jesień: Górzec - Radogost

Sobota, 18 października 2014 • dodano: 21.10.2014 | Komentarze 4

Tydzień temu marzyłyśmy z Leą, żeby przepiękna pogoda była również i w ten weekend, co by nacieszyć się cudownymi, jesiennymi kolorami. No i stało się! :) Chociaż rano niebo było zachmurzone, to przed południem rozpogodziło się, a ponadto znów było ciepło, więc tuż przed 12" ruszyłam z Moniką (nową rowerową koleżanką :) ) w wiadomym kierunku. Prawdopodobnie nadarzyła się jedna z ostatnich okazji do pojeżdżenia po Chełmach, więc chciałam jak najbardziej ją wykorzystać i przejechać się po prawie wszystkich moich ulubionych szlakach.

Najpierw standardowo ruszyłyśmy na Słup, a potem przez Bogaczów na Górzec. Już podczas minionej wycieczki zauważyłam, że Monika jest dobra na podjazdach, więc poinstruowałam ją gdzie ma na górze na mnie poczekać i każda ruszyła swoim tempem. I tyle ją widziałam. :)



Podjazd był dzisiaj przepiękny pod względem kolorystycznym! Jechałam, jarałam się przyrodą i co chwila trzaskałam zdjęcia, co by przez BEZNADZIEJNĄ ZIMĘ mieć co wspominać. :P





A po bokach podjazdu królowały dywany z liści:



Oczywiście na górę wjechałam zagotowana, bo w październikową pogodę ciężko jest dobrać odpowiedni ubiór - na podjazdach człowiek przegrzewa się, a na zjazdach jest mu zimno. Chwila przerwy na złapanie oddechu i wbiłyśmy się na szutry prowadzące do Męcinki.

o_O miodzooooooooo



Na podjazdach Monika ciśnie aż miło, ale na zjazdach królowa jest tylko jedna. Więc tym razem to ona oglądała moje plecy. :))) Niżej końcówka zjazdu. Mógłby mieć tak z 10 km, wtedy byłoby idealnie, ale dobre i 4 kilosy. :)



Szelest liści uciekających spod kół jest niesamowity! W lesie cisza, gdzieniegdzie słychać było tylko ptaki. Relaks totalny.



No i żeby nie było, to jest i moja fotka. :D



Po zjechaniu z Górzca kolejnymi szutrami dotarłyśmy do Chełmca, a dalej do Myśliborza. Tam szybka przerwa na małe conieco i zaczął się podjazd do Myślinowa, gdzie znów pooglądałam sobie plecy Moniki. :)



Gdzieś po drodze żółto-zielone impresje. :)



Za Myślinowem wbiłyśmy się na kolejne piękne leśne szutry, prowadzące do Siedmicy. Bez kitu, ale wszystkie dzisiejsze szutry miały lepszą nawierzchnię niż niejeden asfalt.



W dole wspomniana Siedmica:



I to było tyle na dziś, jeśli chodzi o jazdę szutrami. Za Siedmicą niejako rozpoczęła się droga powrotna do Legnicy. Miałyśmy jeszcze trochę zapasu czasu, więc zaproponowałam Monice, żebyśmy zahaczyły na koniec wycieczki o wieżę widokową Radogost. Nie musiałam jej namawiać, więc po kilkunastu minutach podprowadzałyśmy już rowery na wzgórze. Nachylenie sięga tam miejscami 20%, więc przy dzisiejszych warunkach podjazd był nie do podjechania, gdyż cały był zasypany liśćmi i idąc ślizgałyśmy się, a co dopiero działoby się przy próbie podjechania. Po kilku minutach intensywnego spacerku znalazłyśmy się pod wieżą:



I ja - ku pamięci potomnych. :)



Zostawiłyśmy rowery na dole i heja na górę. A tam mega widoczki - na wprost Bazaltowa Góra, w głębi Jawor i Legnica, po prawej Paszowice:





A po lewej PK Chełmy:



Chełmów cd.



Niestety przejrzystość powietrza była dzisiaj kiepska, toteż dobrze widoczne były tylko najbliższe okolice. Tutaj gdzieś są Karkonosze. :D



A tutaj mamy Ślężę jak na dłoni:



I jeszcze ja:



Po "najedzeniu" się widokami, zabrałyśmy się za drogę powrotną do Legnicy. Ta nie obfitowała już w żadne atrakcje - nudne, płaskie wiochy. Do Legnicy wróciłyśmy punktualnie o zaplanowanej porze. To była jedna z lepszych wycieczek w tym roku! :)



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Chroślice - Bogaczów - Górzec - Chełmiec - Myślibórz - Myślinów - lasy siedmickie - Siedmica - Paszowice - Kłonice - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 75-100 km


jesienny lajcik nad stawy miłogostowickie

Niedziela, 12 października 2014 • dodano: 12.10.2014 | Komentarze 3

A dzisiaj był mega lajcik z Izą. Chwilami jechałyśmy tempem niedzielnych rowerzystek. :) Czasami i tak trzeba - dla towarzystwa, dla rekreacji, dla odchamienia się. :) W każdym razie pojechałyśmy na północ (sic!) nad stawy hodowlane, które są położone w środku lasu. Dojeżdża się do nich przepięknymi leśnymi szutrami. Miodzio :)



I jeden ze wspomnianych stawów. Wokół cisza i zero jakiejkolwiek formy życia, oprócz ryb i ptaków. Można maksymalnie zrelaksować się.





Powrót do Legnicy w 95% przez lasy. O wiele ładniejsze były w nich kolorki, niż wczoraj na południu:



Gdzieś po drodze trafiały się nawet takie cuda:



I zrelaksowane po niedzielnym obiadku wróciłyśmy do domów. :)



Legnica - Pątnów - Bieniowice - Miłogostowice - Raszowa Mała - i powrót lasami do Legnicy

Kategoria 25-50 km


Uczestnicy

jesiennie po Chełmach

Sobota, 11 października 2014 • dodano: 11.10.2014 | Komentarze 14

Na początek wniosek formalny.

Czy mogę prosić (nie wiem kogo) o to, żeby przynajmniej do końca listopada była taka pogoda jak dzisiaj??? :D PLISSS!!! :)

A teraz do rzeczy. Póki co nie mam ochoty (bo i tak po pracy nie pojechałabym daleko, a na Kunice przyjdzie jeszcze czas), ani czasu (coś kosztem czegoś) na jeżdżenie w ciągu tygodnia, więc zostają mi weekendy. Niestety dzisiejszy poranek miałam zajęty, więc dopiero po 12" ruszyłam dupsko z domu. Postanowiłam pojechać na południe i obczaić stan kolorów drzew w lasach. Zaczął się najpiękniejszy okres roku, pod względem kolorystycznym, więc trzeba korzystać z niego, póki trwa.

Co do dzisiejszej pogody, to stwierdzę krótko - stabilne 24°C, bezchmurne niebo, nie zbyt upierdliwy wiatr. Czego chcieć więcej? Pogoda była dzisiaj zajebista! A śmiganie w październiku w krótkim rękawku raczej nie jest normalne. :)

Już na początku wycieczki stwierdziłam, że nie ma co wbijać się dzisiaj pod radiostację w Stanisławowie, bo była kiepska przejrzystość powietrza. Zaplanowałam pojechanie przez Stanisławów do Leszczyny, a potem powrót na Górzec.

Gdzieś po drodze, z cyklu: złotoprzystankowe myśli. :D



Zaraz po wyjeździe z Legnicy wpadłam do Dunina w odwiedzinki u rodzinki. ;) Dzisiaj głównymi bohaterami sesji były osiołki:



I pierwszoplanowa gwiazda. Pchał się przed obiektyw jak nie wiem kto. A te jego radary i kępka włosów na głowie są rozbrajające. :)))





Dalej standardowo pojechałam przez Krajów i Sichówek. W Sichowie zatrzymałam się na przystanku na jedzonko. W międzyczasie ze Stanisławowa zjechał jakiś szosowiec i dziewczyna na MTB. Oczywiście oboje zostali obczajeni - co, kto i na jakim rowerze. :P Dziewczyna odbiła na Sichów. Nie minęło kilka minut, patrzę, a ona zaczęła wracać w moją stronę i ewidentnie było widać, że chce zagadać. Pierwsza myśl - zgubiła drogę. Podjechała, zagadała i okazało się, że drogi nie zgubiła. Dziwne to uczucie, kiedy ktoś obcy podjeżdża i na starcie wie jak masz na imię. :) ...bo czyta Twojego rowerowego bloga. :) Zaczęłyśmy rozmawiać. Monika (moja imienniczka :) ) wracała już do Legnicy, ale nie musiałam długo namawiać jej na wspólną jazdę do Leszczyny. Zwłaszcza, że nigdy nie była tam na rowerze. I po kilku minutach zapoznawczej rozmowy zaczęłyśmy jechać wspólnie do Stanisławowa. Początkowo Monika bała się, że nie da rady drugi raz podjechać do wioski, ale jak przyszło co do czego, to zostałam w tyle na najostrzejszym odcinku. :)))

Za Stanisławowem odbiłyśmy na Pomocne i po jakimś czasie prułyśmy już w dół leśnymi szutrami do Leszczyny. Jesienne kolorki obecnie wyglądają tak:



Trzeba jeszcze z tydzień poczekać i będą idealnie jesienne. :)

Niestety kolejny fajny szuter został zalany asfaltem. :( Zaraz po wyjeździe z lasu wjeżdża się na asfalt, a nie jak jeszcze w marcu - na komfortowy szuterek. W Leszczynie zweryfikowałam swoje plany wycieczkowe na dzisiejszy dzień i postanowiłam odpuścić sobie jazdę na Górzec. Z Leszczyny zjechałyśmy do Prusic, potem odbiłyśmy na Łaźniki i powrót do Legnicy ponownie przez Dunino.

To była mega fajna wycieczka z miłą niespodzianką. Towarzystwo bardzo sympatyczne, pogoda idealna. Ach. Zimo nie nadchodź!!!



Legnica - Prostynia - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Leszczyna - Prusice - Łaźniki - Krajów - Dunino - Legnica

Kategoria 50-75 km


jesienny leń

Niedziela, 5 października 2014 • dodano: 05.10.2014 | Komentarze 4

Ogarnęło mnie lenistwo. Totalne, zupełne, obezwładniające. :/ Wczoraj nie miałam czasu wyjść na rower, a dzisiaj z kolei nie chciało mi się. Jak już się w końcu zebrałam i wyszłam, to już po kilkunastu minutach żałowałam, że to zrobiłam, bo wiał dosyć mocny nieprzyjemny, zimny wiatr. :/ Błyskawicznie skróciłam zaplanowaną trasę i pojechałam tylko na krótką rundkę po okolicy.

W Kunicach trzasnęłam sobie zdjęcie, a co! :P



Pstryknęłam jeszcze fotkę kaczuniom:



I wróciłam do domu z przewianymi uszami. :/



Kategoria 1-25 km


Okole - Kapella

Niedziela, 28 września 2014 • dodano: 03.10.2014 | Komentarze 6

Na początek ostrzeżenie. Wpis będzie z cyklu: "Widoczki", także jeśli kogoś interesują zdjęcia mojej osoby, to nie ma tu czego szukać. Będzie tylko jedna fota ze mną w roli głównej. :P

Sezon na długie wycieczki nieuchronnie zbliża się do końca, więc trzeba w miarę możliwości odhaczać z listy kolejne cele do zdobycia. Na dzisiaj zapowiadali przepiękną, słoneczną, bezwietrzną pogodę, więc tuż po 8" ruszyłam w stronę Okola, skąd podobno rozpościerają się mega widoki na Karkonosze. Trzeba było to w końcu obadać. :) Poranna temperaturka (całe 7,6°C) średnio mi odpowiadała, ale szybko się rozgrzałam i już przed Górzcem wyskakiwałam z części ubrań.

Gdzieś przed Bogaczowem trafiły się krówki. One to są jednak brzydkie. :P



Jak na zjeździe do Pomocnego pojawiły się TAAAAKIE widoki, to wiedziałam, że wycieczka pod względem widokowym będzie idealna! :)



Kolejne cuda natury pojawiły się na horyzoncie przed Świerzawą - Skopiec, Kapella, bystre oczy dojrzą też na zdjęciu Śnieżkę. :P



A po prawej w oddali góruje Ostrzyca Proboszczowicka (tam też kiedyś śmignę, bo zeszłoroczna próba jej zdobycia w ponad 40°C nie była dobrym pomysłem):



Im bliżej było do Świerzawy, tym coraz bardziej było widoczne Okole - to ta najwyższa górka. :P



W Świerzawie zrobiłam sobie przerwę na porządne doładowanie się kaloriami, bo przecież czekał na mnie najkonkretniejszy podjazd na dzisiejszej trasie. Tuż przed Lubiechową zdeczka ogarnęła mnie panika pt.: "Ale, że co? Ja mam tam wjechać? No way!". Zdjęcie tego nie oddaje, ale było robione z pozycji niemalże płaskiej w stosunku do Okola, a dodatku owo Okole było już bardzo blisko.



Zaraz po wjechaniu do Lubiechowej rozpoczęło się mozolne wspinanie na Okole.



"Tylko" 3 km, ale podjazd ten jest rozstawiony na genetyku i zajmuje 31. miejsce w rankingu "najbardziej stromy kilometr". Tak wygląda profil podjazdu.

Mnie się nigdzie nie śpieszyło, spiny na szybkie zdobywanie podjazdów nie mam, więc jechałam sobie relaksacyjnym tempem, co by za bardzo się nie zmachać. :D A im wyżej wjeżdżałam, tym widoki były coraz lepsze. W dole Świerzawa, a dalej Pogórze Kaczawskie i Wilcza Góra k/Złotoryi:



Na całym podjeździe ani razu nie prowadziłam roweru, z czego jestem dumna, bo do podjazdowych wymiataczy nie należę. :) Wjechałam nie zmachawszy się za bardzo, więc zupełnie nie rozumiem dlaczego wszyscy mówią, że ten podjazd daje w kość. :PPP

Zaraz na szczycie podjazdu odbiłam w prawo i żółto-niebieski szlak zaczął prowadzić przed las na owo Okole. Już na jego początku  zaczęłam wahać się czy pchać się w teren, bo po ostatnich deszczach szlak nie wyglądał zachęcająco - mega błoto. Ale oczywiście Monisia uniosła się ambicją i stwierdziła, że nie po to pruła 50 km, z czego 3 km z kilkunastoprocentowym nachyleniem, żeby odpuścić zdobycie Okola przez jakieś błotko. :)

Po pierwszych kilkudziesięciu metrach błotnego gówna pojawiła się w miarę normalna ścieżka, wyłożona igliwiem. Pojawiła się też nadzieja, że nie będzie tak źle z dojściem na Okole:



Niestety im dalej w las, tym było coraz gorzej. Błoto, błoto i jeszcze raz błoto!!! Takie, że nogi zapadały mi się po kostki. :( Co najgorsze - nie dało się go w żaden sposób ominąć, bo po bokach szlaku były albo chaszcze nie do przejścia, albo połamane drzewa i gałęzie. No ale powtarzam - nie po to Monisia "pruła 50 km, z czego 3 km z kilkunastoprocentowym nachyleniem, żeby odpuścić zdobycie Okola przez jakieś błotko". :)))))



W pewnym momencie szlak złagodził swoje oblicze i zamienił się w dosyć przyjemną kamienistą ścieżkę:



Ale tylko na chwilę, bo zaraz potem pojawił się zarośnięty singielek, ale żeby nie było za łatwo - to podmokły. Więc zaczęłam brodzić po kostki w wodzie. Przynajmniej wymyły mi się buty i oponki od Speca. :D

W końcu po półgodzinnej błotno-wodnistej przeprawie przez las, pojawił się szczyt Okola. Jupiii jaaaa jeeeejjj!!! :)



No i doczekaliście się mojego oblicza. :)



Zaraz, zaraz. No a gdzie te słynne mega widoki na Karkonosze? Hę??? Podchodzę do przepaści, która czai się tuż za skałkami...



I taaa daaammmm! :) Na pierwszym planie Łysa Góra, a za nią całe pasmo Karkonoszy:





Zdjęcia nie wyszły zbyt dobrze, bo były robione pod słońce, a telefon średnio ogarnął takie oświetlenie. W każdym razie widoki, owszem - są rewelacyjne, ale... takie same są z ogólnodostępnej Kapelli, prowadzącej elegancko po asfalcie do Jeleniej Góry. Także ok - Okole zdobyte, ale po deszczowej pogodzie nie opłaca się przebijać przez las, żeby podziwiać widoki, które są dostępne również z innego miejsca.

Po nacieszeniu oczu piękną panoramą Karkonoszy, rozpoczęłam drogę powrotną. :((((



Po wydostaniu się z lasu moje buty i Spec ważyły 50 kg więcej. :( Zaczęłam jechać w kierunku Jeleniej Góry. Na zjeździe błoto zaczęło odrywać się z kół i latać na wszystkie strony, zatrzymując się po drodze np. na mojej twarzy. Sytuację uratowała znajdująca się niedaleko wielka kałuża. Woda nie była pierwszej świeżości, ale przynajmniej z grubsza pozbyłam się błota z butów i roweru.

Postanowiłam zajechać jeszcze na szczyt Kapelli. I znak przy którym rowerzyści dostają skrzydeł. :)



No i wspomniane takie same widoki jak z Okola, z tą różnicą, że z tego miejsca widać również Jelenią Górę, a z Okola nie, bo zasłania ją Łysa Góra:



Po chwili zadumy nad Karkonoszami, zawróciłam i zabrałam się za powrót do Legnicy. Zaczęły się zjazdy. Nooo. To to ja rozumiem. :D



Błyskawicznie dojechałam do Wojcieszowa, który jako miejscowość zupełnie mi się nie spodobał. Jedyne co ładne w tej okolicy, to wzgórze Miłek, górujące nad Wojcieszowem:



A za Wojcieszowem jakieś urokliwe jeziorko:



W Kaczorowie odbiłam na Lipę, do której migiem zjechałam długaśnym, miejscami dosyć stromym, gładkim asfaltem. A potem to już standardowo na Siedmicę. I tu wspomnę jeszcze o pewnych znakach, o których ostatnio opowiadałam Ci Morsie. :P



7 km później... :D



Za Siedmicą pojechałam dalej na Paszowice, Piotrowice i do Legnicy wróciłam przez doskonale znane mi już wiochy.

I na koniec. Atención, atención!!! Dedicación :P



Więcej proszę mi nie zarzucać, że nie zrobiłam dedykacji. :P

Pomimo tych przepraw przez błotne szamba (jak to je ostatnio Lea nazwała :) ), wycieczka była bardzo udana! :) 



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Chroślice - Bogaczów - Górzec - Pomocne - Muchów - Stara Kraśnica - Świerzawa - Lubiechowa - Okole - Kapela - Podgórki - Wojcieszów - Kaczorów - Mysłów - Lipa - Nowa Wieś Mała - Siedmica - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria pow. 100 km


Stanisławów - Leszczyna

Sobota, 27 września 2014 • dodano: 01.10.2014 | Komentarze 5

Przez cały tydzień pogoda była beznadziejna (wiało albo lało), toteż od zeszłej soboty ani razu nie wyściubiłam nosa z domu w celu pójścia na rower. W końcu dzisiaj pojawiła się iskierka nadziei co do polepszenia pogody. Rano znów było pochmurno, ale jak po południu przejaśniło się, to momentalnie ogarnęłam się i już pędziłam do Stanisławowa. No bo gdzieżby indziej. :)

Na podjeździe pod radiostację znowu pełzało pełno tych obleśnych ślimaków. Ślimak ślimak pokaż rogi...



a chwilę potem był już dead, bo jakieś auto rozmazało go na asfalcie. :P

Tak się dzisiaj kapnęłam, że zdjęcia radiostacji z tej perspektywy u siebie na blogu jeszcze nie wrzucałam. No to macie:



Przejrzystość była dzisiaj 10/10! Rzut okiem na lewo:



Na prawo:



I panoramka:



Po chwili odpoczynku przy radiostacji zjechałam do Leszczyny. Na zjeździe zdeczka wypizgało mnie. W Leszczynie nie było nic ciekawego do fotografowania, więc z braku laku trzasnęłam fotkę skansenowi górniczo-hutniczemu i heja z powrotem do domu. :P



Dobra rozgrzewka przed jutrem. :)



Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Leszczyna - Prusice - Łaźniki - Krajów - Winnica - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km


Uczestnicy

Zamek Książ - atak właściwy :)

Sobota, 20 września 2014 • dodano: 24.09.2014 | Komentarze 14

Po nieudanej próbie nocnej wycieczki do Książa, o 7:30 ponownie wyruszyliśmy z Morsem w drogę, z mocnym postanowieniem dotarcia do celu. Żeby nie było za nudno, tak samo jak w nocy, tuż przy wyjeździe z Legnicy zaczęło padać. Wkurzyłam się nieziemsko, ale stwierdziłam, że choćby miało nas zalać, to tym razem nie odpuszczę. Ktoś tam na górze chyba widział, że nie dam za wygraną i po kilku minutach deszcz przestał padać. Uff!!! Co prawda niebo było zachmurzone, ale było ciepło, więc można było kontynuować wycieczkę. 

Do Jawora dosyć szybko dostaliśmy się przez Kościelec i Przybyłowice. Za Jaworem wbiliśmy się w najnudniejszą część dzisiejszej trasy (odcinek z Zębowic do Dobromierza). Jeździłam już kiedyś w tych okolicach, więc wiedziałam co mnie czeka, ale i tak znów wynudziłam się nieziemsko. Nie cierpię jeździć po płaskich, prostych wioskach!!!

Gdzieś za Jugową, na około kilometr przed Dobromierzem stwierdziłam, że przejaśnia się i chyba już nie będzie padać. :D Czasami powinnam mieć zabronione wypowiadanie się, bo jak rzekłam, tak za chwilę zaczęło padać. Coraz mocniej i w końcu zaczęło lać. :P Na szczęście niedaleko była stacja benzynowa, więc zrobiliśmy sobie przerwę na jedzonko. W międzyczasie deszcz poszedł w pizdu i pokazało się nawet słoneczko. :)

Tuż po 10" dotarliśmy nad pierwszy cel naszej dzisiejszej wycieczki - zalew w Dobromierzu. Po odpowiednim nawodnieniu się, pstryknęliśmy pierwszą dzisiaj pamiątkową fotkę. :P



Mors tak się rozsmakował w Perełkach, że ani się obejrzałam, a ten wyżłopał całe nasze zapasy na wycieczkę, a następnie postanowił ochłodzić się w jeziorze. :PPP



Woda była dla niego za ciepła, więc nie ociągając się ruszyliśmy w dalszą drogę. Tuż po wyjechaniu z Dobromierza, zaczęły się normalne traski - przepięknie leśne odcinki, a co najważniejsze z podjazdami i zjazdami, więc w końcu zaczęło się coś dziać.

Gdzieś po drodze był przystanek z dosyć osobliwymi wpisami. Co ma wspólnego jedno z drugim, to żeśmy z Morsem nie rozkminili.



Po kilkudziesięciu minutach jazdy, naszym oczom w końcu ukazał się cel naszej wyprawy:



Po skręceniu w lewo na Świebodzice, doświadczyliśmy naprawdę fajnego zjazdu do Świebodzic. Był długaśny i dosyć szybki. :) Przez Świebodzice przebiliśmy się równie szybko, bo było ciągle w dół. Zaraz za nimi wbiliśmy się na Trakt Książański (zdjęcie zapożyczone z tej stronki), który przepięknie poprowadził nas przez las, wijącym się asfaltem, prawie pod sam Zamek:



A gdzieś na Trakcie kózki:



No i w końcu spełniłam swoje kolejne rowerowe marzenie. :)





Pod zamkiem zrobiliśmy sobie kolejną przerwę na jedzonko i obczajanie obleśnych knurów. :D :D :D Niestety nie mogliśmy posiedzieć zbyt długo, bo Mors musiał zdążyć na pociąg powrotny do domu, a ponadto nad zamkiem zaczęły gromadzić się brzydkie, deszczowe chmury.

Podjechaliśmy jeszcze na pobliski punkt widokowy, skąd rozciąga się przepiękny widok na cały kompleks zamkowy:







Ostatni rzut okiem na zamek i "cza" było spadać z powrotem do Legnicy. :(



Mors uparł się, aby w drodze powrotnej odwiedzić Szczawno-Zdrój i napić się wody uzdrowiskowej. No ok. Żeby nie było, że marudzę, to zjechaliśmy do Szczawna... tylko po to, żeby stwierdzić, że nie mamy czasu na wodopój i musimy czym prędzej wracać do Legnicy. :) Tuż za Szczawnem zmasakrował mnie podjazd, najdłuższy na dzisiejszej trasie. Tyloma ujami to ja się dawno nie narzucałam. Mors przerażony słuchał mojej łaciny i nie wiedział czy oberwie mu się za to, że zupełnie niepotrzebnie wpletliśmy sobie ten podjazd w trasę. :P

Jego szczęście, że zaraz po podjeździe czekał na nas kilkukilometrowy odcinek z samymi zjazdami, więc wkurwienie szybko mi przeszło. :)

Generalnie droga powrotna składała się z samych zjazdów, więc mijała nam szybko i ani się obejrzeliśmy, a wkroczyliśmy na moje rejony i skończyło się zerkanie co chwilę na mapę/telefon. Połączenia między wioskami są fatalnie oznaczone!!!

W każdym razie w drodze powrotnej farciło nam się z omijaniem deszczu. Dopiero w Wiadrowie, tuż przed Paszowicami, leciutko nas skropiło. :) Ale, ale - co się odwlecze, to nie uciecze. :) Jadąc z Paszowic do Myśliborza, mieliśmy podgląd na to co się działo nad Chełmami. A uwierzcie mi, że DZIAŁO SIĘ!!! Na zdjęciu aż tak dobrze nie widać, ale pomiędzy strzałkami znajduje się... TRĄBA POWIETRZNA! :O No jak żyję, to pierwszy raz w życiu widziałam takie rzeczy. I po co to jechać do Stanów, skoro w Chełmach można spotkać Twistera. :)



Im bliżej było do Myśliborza i Piotrowic, tym bardziej zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że tym razem nam się nie upiecze. Do Legnicy było już bliżej, jak dalej, więc wizja nadciągającej prosto na nas ulewy jakoś nie przerażała mnie. No i w końcu na rozdrożu na Myślibórz/Paszowice/Jawor zaczęło się. :) Przeciwdeszczowa kurtka już po kilku minutach przestała spełniać swoją rolę. Tak naparzało deszczem! :) Morsowi nie było do śmiechu, a mnie znów z bezradności włączyła się głupawka, więc jechałam i śmiałam się do siebie na cały głos. :))) Pominę fakt, że jadąc nie widziałam prawie nic, bo zalewało mi oczy z każdej strony. :) Podsumowując - na dwukilometrowym asfaltowym łączniku z Myśliborza do Piotrowic tak nas stłukło deszczem, że po dotarciu do najbliższego przystanku autobusowego, wylewaliśmy wodę z butów. :D W tym roku jeszcze tak mocno mnie nie zlało. :P

Na szczęście w Piotrowicach przestało padać, a po dojechaniu do Starego Jawora okazało się, że tam nie spadła ani kropla deszczu. Niemniej jednak przyśpieszyliśmy tempo, bo nad Chełmami rozpętała się burza, która zaczęła iść w naszą stronę. Jednak tym razem nie udało jej się nas dogonić i do Legnicy przyjechaliśmy o suchych butach. :)

I to by było na tyle. Wycieczka absolutnie udana. :)



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Przybyłowice - Stary Jawor - Jawor - Zębowice - Czernica - Gniewków - Dzierżków - Roztoka - Jugowa - Dobromierz - Cieszów - Świebodzice - Zamek Książ - Wałbrzych - Szczawno-Zdrój - Struga - Stare Bogaczowice - Sady Górne - Sady Dolne - Wolbromek - Kłaczyna - Celów - Wiadrów - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria pow. 100 km


Uczestnicy

Zamek Książ - podejście nr 1...

Piątek, 19 września 2014 • dodano: 20.09.2014 | Komentarze 3

Hmm. Nie wiem od czego by tu zacząć. Jak dla mnie, sezon rowerowy nieuchronnie zbliża się do końca. Dni są coraz krótsze, z pogodą różnie ostatnio bywa, jazda podczas jesiennej pluchy czy też zimą mnie nie jara. W tym roku chciałam pojechać jeszcze do Zamku Książ, więc od około tygodnia zaczęłam przymierzać się do realizacji tego planu. W międzyczasie jako towarzysz do ewentualnej jazdy nawinął się Mors. Planów odnośnie tego kiedy tam pojedziemy było chyba z tysiąc, ale ciągle coś stało nam na przeszkodzie. W końcu, dzisiaj w ostatniej chwili, zrodził się pomysł, aby połączyć odwiedzenie Książa z jazdą w nocy. Nigdy nie jechałam gdzieś daleko po ciemku, więc zaczęłam ekscytować się podwójnie. :) Prognozy pogody na noc były dosyć optymistyczne, noce są jeszcze ciepłe, więc po 22" Mors zjawił się na mojej ziemi i tuż przed 1" wyruszyliśmy w drogę.

Przez miasto jechało się super. Na ulicach totalne pustki, ciepło, prawie bezwietrznie. Nie mogło być jednak za dobrze, więc najpierw centralnie przez drogę przebiegł nam czarny kot, a zaraz potem zaczęło padać. W przesądy nie wierzę, ale mógł sobie darować to hasanie przez jezdnię. Deszcz zaczął rozkręcać się coraz bardziej, więc zaraz po wyjeździe z Legnicy zatrzymaliśmy się na przystanku i postanowiliśmy przeczekać "kapuśniaczek".

Niestety - padało raz mocniej, raz słabiej, ale bez przerwy. Pomimo tego banan nie schodził mi z buzi...



...z Morsem było ciut gorzej. :P



Tak sobie czekaliśmy nie wiadomo na co przez prawie godzinę. W końcu podjęłam decyzję, że nie ma co po jechać dalej, bo jazda po przemoknięciu nie będzie niczym fajnym, a noc spotęguje uczucie chłodu. Postanowiliśmy zawinąć się z powrotem do mnie, a nad ranem, w razie poprawy pogody, podjąć drugą próbę wycieczki do Książa.

cdn...



Kategoria 1-25 km


pożegnanie Morsjanina*

Środa, 17 września 2014 • dodano: 17.09.2014 | Komentarze 10

Przybysz z obcej planety znowu postanowił narobić mi siary pod pracą. O ile poprzednim razem w miarę się zachowywał, o tyle dzisiaj...



Jabłka, maska mordercy - istna profanacja pomnika przyjaźni polsko-radzieckiej. I to w dniu rocznicy napaści na nas przez ruskich. Nie znam tego Pana!!! :P

I tyle rano go widziałam. Potem śmiał krążyć po MOICH okolicach i bezczelnie bezcześcić MOJE lokalne dziurawe asfalty. Chamstwo ludzkie nie ma granic!!! :P Jakby tego było mało, czaił się na mnie pod moim blokiem, co by dorwać mnie przy powrocie z pracy. Nie udało mu się. :PPPP

Dobra. Trzeba było się jakoś przybyszowi zrewanżować za odwiedziny (w ramach ostatecznego pojednania ;) ), więc postanowiłam, że zrobię mu surprise'a. To się zdziwił jak mnie zobaczył na dworcu. :D Nie mogło zabraknąć selfie z mojej długiej rąsi. :) A, że spotkały się dwa co najmniej dziwne osobniki, to i zdjęcie musiało być zryte. :))



Niestety nie mieliśmy dużo czasu na pogaduchy, więc była zamiana dosłownie kilku zdań i przybysz został porwany przez panią konduktorkę.



A w pociągu...



Podobno nikt żywy z tego pociągu nie wyszedł. Leciało na pasku w TVN24...

* Morsjanina, bo nikt normalny nie buja się po centrum miasta z maską mordercy z "Krzyku"... :P



Kategoria 1-25 km