Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 29741.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.40 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

rozpoznawczo po dzwonie

Wtorek, 29 lipca 2014 • dodano: 29.07.2014 | Komentarze 9

Chyba już wyzdrowiałam. :) Więc postanowiłam spacerkowym tempem przejechać się do Kunic i obadać jak moja szyja. Generalnie jest dobrze, choć nie idealnie, ale pomału wszystko wróci do normy. A po dzwonie powtarzałam wszystkim wokoło, że w tym roku nie wsiądę już na rower. No cóż. Kobieta zmienną jest. :P





Kategoria 1-25 km


Kolorowe jeziorka

Niedziela, 13 lipca 2014 • dodano: 18.07.2014 | Komentarze 14

Po dwóch tygodniach wyjętych z rowerowego życia z powodu choroby, a potem złej pogody, postanowiłam wrócić do aktywności w wielkim stylu! :) O tej wycieczce marzyłam już od dawna i wiedziałam, że jak tylko nadarzy się okazja do dłuższego pokręcenia, to wybiorę się właśnie nad malowniczo położone w samym sercu Rudawskiego Parku Krajobrazowego - Kolorowe jeziorka.

Na dzisiaj nadarzyła się idealna okazja - udało się skombinować towarzystwo do wspólnej jazdy oraz zamówić słoneczną, z zachodnim wiatrem, pogodę. :) Tuż po 8" wyruszyliśmy w drogę - ja, Justyna i Krzysiek. Na południe udaliśmy się standardową trasą przez Słup. Po wbiciu się na szutrówkę prowadzącą do Bielowic, zastaliśmy taki oto widok.

WTF??!!??



Kolejna komfortowa szutrówka w regionie zostanie zalana asfaltem. :/ Jak tak dalej pójdzie, to jedyne fajne szutrówki zostaną w lasach. Jakby tego było mało, to chamy wycięli moje przepyszne czeresieńki. :( Póki nie zaleją tego żwiru asfaltem, to będę omijać ten skrót szerokim łukiem, bo jedzie się nim teraz fatalnie - wytelepotało nas na kamieniach na wszystkie strony.

Po zjechaniu z tego dziadostwa, zjechaliśmy do Słupa, a po pokonaniu podjazdu do Chroślic nastąpiła pierwsza euforia na trasie :) Justyna i Krzysiek nie są wymiataczami rowerowymi, więc dla nich każda pokonana górka jest poważną sprawą. :)



Pojazd do Chroślic był tylko małą rozgrzewką przed podjazdem na Górzec. Przed zjazdem do Pomocnego Krzysiek postanowił zrezygnować z dalszej jazdy i wrócić z powrotem do Legnicy. Pstrykęliśmy sobie więc wspólną fotkę i następnie z Justyną ruszyłyśmy w stronę Pomocnego, a Krzysiek szutrami zjechał do Męcinki.



W Pomocnem zrobiłyśmy sobie pierwszą przerwę na colę i coś słodkiego. Potem ruszyłyśmy na Muchów, a stamtąd fajową, leśną starą asfaltówko-szutrówką w stronę Lipy. Za Lipą, w towarzystwie Buków Sudeckich, trochę zmęczyłyśmy się na rozwleczonym podjeździe w stronę Mysłowa. Wiedziałyśmy, że cała trasa będzie obfitowała w podjazdy, więc nie pokonywałyśmy ich zbyt szybko, co by za bardzo się nie spocić. :)

Widok ze zjazdu do Mysłowa wynagrodził nam trudy podjazdu. :) Po raz kolejny pojawiły się Karkonosze:



Po Mysłowie był szybki zjazd do Kaczorowa i ani się obejrzałyśmy, a miałyśmy już więcej jak pół drogi w jedną stronę za sobą. Po zobaczeniu w Kaczorowie pewnego "fajnego" znaku, postanowiłyśmy zrobić sobie kolejną przerwę na słodkości.



Justyna zaopatrzyła się w sklepie w tonę sevendejsów i po krótkim odpoczynku ruszyłyśmy dalej.



Im bliżej było nam do jeziorek, tym podjazdy stawały się coraz dłuższe i bardziej męczące. Droga zaczęła mi się dłużyć, a dodatkowo włączył się tryb marzenia o obiedzie.

Taka tycia górka :)



Za Marciszowem, po jednym z podwórków, biegały takie oto słodziaki:



Mało się nie posrały i nie wyskoczyły z tej klatki, bo za ogrodzeniem biegał mały piesek. :)))

Jak na trasie pojawiły się takie oto tabliczki, to uznałam, że jestem w domu. :))



Nie, nie, nie!!! Nie może być zbyt łatwo, bo zaraz za tym znakiem pojawił się ostatni, ale ostry podjazd przed wejściem na teren Kolorowych jeziorek. To było już ponad moje siły. Dosłownie na 100 metrów przed wymarzonym obiadkiem pięknie odcięło mi prąd. Zeszłam z roweru i stwierdziłam: "Pierdolę, nie jadę!!!". :))) Na szybko wsunęłam batonika, co by doczłapać do ławek, gdzie można było usiąść i zjeść coś normalnego.

Yes, yes, yes!!!





Zaraz za bramą usiadłyśmy sobie przy ławeczkach i wsunęłyśmy porządne porcje obiadowe. Czułam się jak nowo narodzona. :)) Postanowiłyśmy zwiedzić rezerwat od najładniejszego jeziorka - błękitnego. Za nim jest jeszcze zielone jeziorko, ale odpuściłyśmy sobie jego zwiedzanie, gdyż jest wysychające, więc mogłybyśmy go nie zastać.

Taaa daaammm - błękitne jeziorko:











Dalej purpurowe jeziorko:











I na końcu jaskinia, znajdująca się przy żółtym jeziorku:



Żółte jeziorko wygląda jak wielki zbiornik moczu. Fuuujjjj :P



Po zwiedzeniu jeziorek i popstrykaniu sobie fotek, trzeba było wyruszyć w drogę powrotną. Niestety tuż po wyjechaniu z rezerwatu wydarzył się wypadek. :( Generalnie jestem cała, ale mogło być naprawę źle i świadomość tego jest dobijająca. :( Jakoś z powrotem wdrapałam się na rower i ruszyłyśmy dalej. Jazda całkowicie przestała mnie cieszyć, bo skupiałam się tylko na tym, aby nie pogłębić odniesionych kontuzji. Nie cieszyła mnie nawet perspektywa zbliżającego się zjazdu z Poręby do Bolkowa, który jako podjazd w odwrotnym kierunku jest wymieniany jako jeden z najtrudniejszych w Polsce.

Fotka tuż przed zjazdem do Bolkowa. Widoki stamtąd są bardzo ładne:





Z całym szacunkiem dla autora rowerowej bazy podjazdów, ale obecnie to nie jest najszybsza polska szosa. Nawierzchnia asfaltu jest fatalna, pełno dziur, wszędzie pełno luźnych kamieni. Jak ktoś chce się zabić, to polecam puścić hamulce. Nie wiem czy miałam tam na liczniku z 40 km/h, bo strach było jechać szybciej.

Po zjeździe przebiłyśmy się przez Bolków, a następnie, żeby ominąć krajówkę, pobocznymi asfaltówkami dojechałyśmy do Grobli. A stamtąd prosto na Siedmicę, Myślibórz i w sumie byłyśmy już prawie w domu. :) Reszta drogi do Legnicy poszła nam szybko i sprawnie. W domach byłyśmy o 20". A potem od razu udałam się na SOR, jedno rtg, drugie i na dłuższy czas mam rower z głowy. :(

Pomimo tego niefajnego akcentu, wycieczkę uważam za bardzo udaną. :)))



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Słup - Chroślice - Bogaczów - Górzec - Pomocne - Muchów - Lipa - Mysłów - Kaczorów - Świdnik - Ciechanowice - Marciszów - Wieściszowice - Kolorowe jeziorka - Wieściszowice - Marciszów - Świdnik - Płonina - Bolków - Gorzanowice - Pogwizdów - Bobolin - Grobla - Siedmica - Myślinów - Myślibórz - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Kościelec - Legnica

Kategoria pow. 100 km


bujanie się po leśnych szutrach

Niedziela, 29 czerwca 2014 • dodano: 29.06.2014 | Komentarze 2

Się chmurzyło od samego rana. Pomimo tego było bardzo ciepło, wręcz duszno, więc nawet nie zastanawiałam się nad przejażdżką. Dzisiaj krótko, bo czasu na jazdę nie było zbyt wiele. Pojechałam nad stawy miłogostowickie, żeby dotlenić się jazdą wśród tamtejszych lasów.

Fotka jednego ze stawów:



Dziś przez zdecydowaną większość trasy bujałam się takimi komfortowymi leśnymi szutrami. Uwielbiam takie ścieżki!!!





Legnica - Pątnów - Bieniowice - Miłogostowice - Raszowa Mała - i powrót lasami do Legnicy

Kategoria 25-50 km


pitu pitu do Kunic

Piątek, 27 czerwca 2014 • dodano: 27.06.2014 | Komentarze 0

Po pracy śmignęłam sobie do Kunic. Objechałam jezioro i wróciłam do domu. I tyle ode mnie na dziś. :)





Kategoria 1-25 km


Stanisławów - Górzec

Poniedziałek, 23 czerwca 2014 • dodano: 23.06.2014 | Komentarze 0

Na kolejne dni zapowiadają załamanie pogody, więc trzeba korzystać ze słonka. :) Dzisiaj znowu mocno wiało, ale chęć wyjścia na rower była silniejsza od wiatrzyska.

Po pracy sms do Łukasza i po 17" byliśmy już w drodze na Stanisławów. W Duninie były standardowo odwiedzinki zwierzątek. Kozy miały nas gdzieś i nie chciały pozować do zdjęć. Koniki były o wiele łaskawsze. :)



W Sichowie standardowo była przerwa na colę i coś słodkiego, a potem był ogień. :)



Pod radiostację dzisiaj nie wjeżdżaliśmy, bo trochę czas nas gonił, tylko od razu odbiliśmy na Pomocne. Tuż przed zjazdem do Pomocnego rozpościerał się dzisiaj piękny widok na Karkonosze:



A potem był szybki zjazd do Pomocnego, podjazd pod Górzec i jak zwykle cudowny szutrowy zjazd z Górzca do Męcinki. Uwielbiam ten leśny odcinek! :) Za Słupem najadłam się czereśni...



i tuż przed 21" wróciliśmy do Legnicy.



Legnica - Dunino - Krajów - Sichów - Sichówek - Stanisławów - Pomocne - Górzec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km


wietrzne uciekanie przed deszczem

Niedziela, 22 czerwca 2014 • dodano: 22.06.2014 | Komentarze 5

Wczoraj mocno wiało i było pochmurno. Dzisiaj pogoda była łaskawsza, bo "tylko" mocno wiało. Po 15" zrobiło się okno pogodowe, więc postanowiłam bujnąć się po okolicy. Chciałam pojechać nad stawy miłogostowickie, ale znad Lubina nadciągało coś brzydkiego. Zdecydowałam, że nie będę pchać się w stronę ciężkich chmur, bo nie miałam najmniejszej ochoty na zmoknięcie.

Po dojechaniu do Spalonej sytuacja wyglądała tak:
- z lewa:



- z prawa :)))



Durna ta pogoda. Śmignęłam jeszcze do Kunic, gdzie pstryknęłam Specowi fotkę w jego nowej odsłonie :)



A potem objechałam jezioro i wróciłam do domu.



Legnica - Pątnów - Bieniowice - Spalona - Kunice - Ziemnice - Legnica

Kategoria 25-50 km


grupowy wypad z erką i policją w tle

Czwartek, 19 czerwca 2014 • dodano: 21.06.2014 | Komentarze 1

Dzisiejszy wypad utwierdził mnie w przekonaniu, że im więcej osób na wycieczce, tym większe prawdopodobieństwo, że będą jakieś "atrakcje". :P

Znajomi koleżanki z Głogowa postanowili poznać trochę innych terenów, bo chyba już znudzili się Obiszowem i tamtejszą trasą MTB. :) Punktualnie o 11" ja i moja potrawka z kurczaka byłyśmy gotowe do wycieczki. :) Od dzisiaj tego typu jedzonko będzie moim podstawowym żarłem na dalsze wypady. Banany bananami, ale nic nie zastąpi namiastki obiadu.



Tuż po 11" na umówione miejsce spotkania przyjechała ekipa z Głogowa - Darek, Piotrek, Jacek i Maciek.



Nagromadzone chmury na niebie nie wyglądały zachęcająco, ale trzeba było ugościć chłopaków na naszych terenach. :) Po szybkim zapoznaniu się wyruszyliśmy w drogę 7-osobową ekipą. Już w parku słońce zaczęło wyglądać zza chmur, wiatr (chociaż bardzo mocny) na szczęście był boczny, więc z góry było wiadomo, że wycieczka będzie udana. :)



Dosyć szybkim tempem dojechaliśmy przez Lasek Złotoryjski do Dunina. Tam chwila przerwy dla fotoreporterów i ruszyliśmy dalej.



W Sichowie, tuż przed podjazdem do Stanisławowa, zrobiliśmy sobie pierwszy dłuższy odpoczynek na jedzonko i piwka. Bezalkoholowe oczywiście.



A potem wystartowaliśmy na pierwszy, poważniejszy podjazd dnia dzisiejszego. Z racji na różne moce przerobowe uczestników, peleton rozerwał się na dwie grupy, ale humory i tak wszystkim dopisywały. :)



Przy skrzyżowaniu dróg na radiostację/Pomocne radośnie oczekiwaliśmy na niedobitki. :)))



Co niektórzy w tym czasie trzaskali sobie selfie...



Po zebraniu się wszystkich do kupy, kazałam naszym gościom jechać prosto pod górę. A co - żeby sprawdzili sobie siłę w nogach. Zaś ja, Justyna i Krzysiek wjechaliśmy pod radiostację łagodniejszą drogą. :P

Oczywiście pod radiostacją musiały być pamiątkowe, grupowe fotki. Tuż przed zdjęciem Justyna krzyknęła do mnie, żebym trzymała ręce przy sobie, żeby nie było powtórki z poprzedniej sesji. Dla przypomnienia...



Niestety aparat był szybszy, niż ostrzeżenie Justyny i oto efekt :)))))))))



Za jednym zamachem pozbawiłam twarzy dwie osoby. Dobrze, że nie podniosłam drugiej ręki. Powtórka wyszła już idealnie, bo nie było mnie na zdjęciu. :)





Po krótkim podziwianiu widoczków ostrzegłam świeżaków, żeby uważali na zjeździe, bo jest szybki, a ponadto na drogę lubi wyskakiwać drób z gospodarstw znajdujących się przy zjeździe.

Piotrek nagrał swój zjazd. Kamera niestety nie oddaje osiągniętych przez Piotrka 72 km/h, który przy okazji pobił swój życiowy rekord. Ja również po raz kolejny pobiłam własny rekord prędkości zjazdu. :)



I końcówka zjazdu:



Potem odbiliśmy na Pomocne. Po zjechaniu do Pomocnego zaczęły się problemy techniczne z rowerem Jacka. Gdzieś po drodze rozkręcił mu się wolnobieg, a niestety nikt nie miał przy sobie klucza, który raz, a porządnie załatwiłby problem.



Prowizoryczne próby skręcenia wolnobiegu zakończyły się połowicznym sukcesem, bo co prawda Jacek mógł kontynuować jazdę, ale nadal istniało ryzyko ponownego rozkręcenia się wolnobiegu.



W każdym razie, ruszyliśmy dalej. Niestety musiałam okroić zaplanowaną trasę, bo podczas jazdy okazało się, że powstały pewne nieścisłości przy planowaniu czasu, który niektórzy z nas mogli przeznaczyć na wycieczkę. Wąwóz Lipa nie zając i poczeka na odwiedzenie do następnego wypadu. :) Muchowa oraz części lasów siedmickich jednak nie odpuściłam, co było bardzo dobrą decyzją, bo wszystkim te leśne szutry podobały się.

Gdzieś w lesie znów rozkręcił się wolnobieg Jacka.



Grupowa narada na temat tego jak skręcić wolnobieg mając do dyspozycji nieodpowiednie klucze.



Kto się męczył ze sprzętem, ten się męczył, reszta pozowała do zdjęć. :)





Po wyjechaniu z lasów siedmickich, dalsza część trasy była zaplanowana na zjechanie do Myśliborza. Jednak gościom tak spodobały się te leśne szutry, że jak powiedziałam im o szybkim szutrowym zjeździe z Górzca, to strasznie napalili się na niego. Ja również bardzo go lubię, więc decyzja mogła być tylko jedna - jedziemy na Górzec. Wróciliśmy z powrotem do Pomocnego i tuż przed zjazdem do Bogaczowa, wbiliśmy się w lasy. Tuż przed właściwym szutrowym zjazdem ostrzegłam wszystkich, żeby uważali i nie rozpędzali się za bardzo, bo zjazd jest szybki, a po drodze są zakręty. Każdy przyjął to do wiadomości i na szczęście część zjazdu odbyła się bezproblemowo. Wszyscy byli zachwyceni zjazdem.

O ile większa część zjazdu, to szeroka, komfortowa szutrówka, o tyle jego końcówka, to już węższa, kamienista ścieżka z dwoma ostrymi zakrętami. Oczywiście przed końcówką ponownie ostrzegłam wszystkich, żeby uważali, bo po drodze są luźne kamienie i OSTRE ZAKRĘTY! Gadka szmatka. Chłopacy chcieli poszaleć na całego i skończyło się na tym, że Piotrek widząc, że nie wyrobi na pierwszym z zakrętów pojechał na nim prosto (na szczęście jest taka możliwość, ale również trzeba uważać, bo jest uskok), co uratowało go przed upadkiem. Darek, ani jego full nie ogarnęli zakrętu, co zakończyło się glebą Darka. Ja tego nie widziałam, bo poprułam jako pierwsza, ale Justyna, która widziała upadek, mówiła, że upadek nie wyglądał mega groźnie. Jednak kask "mówił" zupełnie co innego - był pęknięty w 4 miejscach, co świadczyło o sile upadku Darka na głowę.



Na szczęście Darek nie odniósł żadnych widocznych urazów, oprócz lekkiego obtarcia nosa. Mówił też, że czuje się dobrze, ale nie pamięta momentu upadku. Ruszyliśmy więc dalej, bo Darek powtarzał, że nic mu nie jest.

Dojechaliśmy do Słupa... i kolega Darek zaczął gadać od rzeczy. :/ Dopytywał jak upadł, jak znaleźliśmy się w Słupie, jak w ogóle znalazł się w Legnicy, po co przyjechał do tej Legnicy. Mimo udzielania mu odpowiedzi, po chwili znów pytał o te same rzeczy i nie potrafił logicznie powiązać faktów. Do pokonania mieliśmy jeszcze ok. 20 km, więc zapadła decyzja, że wzywamy pogotowie, bo baliśmy się, że Darek odniósł jakieś poważne obrażenia wewnętrzne głowy i mógłby podczas jazdy np. stracić przytomność. Justyna, Krzysiek, Piotrek i Maciek ruszyli w drogę powrotną do Legnicy (bo było już wiadomo, że Darek nie wróci na rowerze do Legnicy i musieli sprowadzić auto do Słupa), a ja i Jacek zostaliśmy przy Darku, w oczekiwaniu na pogotowie. Tu plus dla nich, bo przyjechali na sygnale i nie musieliśmy zbyt długo czekać na pomoc.



Na szczęście nic złego nie działo się z Darkiem, ale nadal nie pamiętał co, gdzie, jak i kiedy. Zabrali go do karetki i tam udzielili mu pierwszej profilaktycznej pomocy.

Jakby mało było mieszkańcom Słupa atrakcji, że przyjechała karetka na sygnale, to po chwili zjawiła się również policja.



Policjanci chcieli dowiedzieć się jak doszło do upadku Darka i czy na pewno nie było zdarzenia z udziałem samochodu. Wyjaśniliśmy im co i jak i funkcjonariusze zawinęli się z powrotem. Dla nich również plus, bo dopytywali się czy nie trzeba nam w czymś pomóc i czy będziemy mieli czym zabrać trzeci rower do Legnicy.

Po kilkunastu minutach postoju, karetka zabrała Darka do Legnicy na badania, a ja i Jacek zostaliśmy w oczekiwaniu na transport.



W końcu zjawiła się pomoc techniczna i moja oraz Jacka wycieczka zakończyła się w ten sposób. :(



Oboje czuliśmy niedosyt rowerowy, bo przejechaliśmy tylko 60 km, a reszta, która wróciła do Legnicy na rowerach, przejechała łącznie 80 km. Cóż było poradzić. Innym razem nadrobimy kilometry. :)

Po załadowaniu rowerów na dach, czym prędzej udaliśmy się do szpitala. Po przyjechaniu okazało się, że zrobili już Darkowi TK głowy i profilaktycznie podali wzmacniającą kroplówkę. Po dosyć długim oczekiwaniu na wynik TK, okazało się, że Darkowi nic nie jest i nie odniósł żadnych wewnętrznych obrażeń głowy. Uf! Prawdopodobnie był w szoku po upadku i dlatego mówił od rzeczy. Niemniej jednak decyzja o wezwaniu pogotowia była słuszna, bo lepiej dmuchać na zimne.

Po wyjściu Darka ze szpitala nasi goście wrócili już bez żadnych przygód do Głogowa. Mam nadzieję, że jak znów nas odwiedzą, to zabiorą ze sobą klucze do wolnobiegów i będą uważać na zjazdach, a nie zwalać winy na to, że ktoś źle wyprofilował zakręty. :)



Legnica - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Pomocne - Muchów - lasy siedmickie - Pomocne - Górzec - Męcinka - Słup

Kategoria 50-75 km


na czereśnie

Środa, 18 czerwca 2014 • dodano: 18.06.2014 | Komentarze 4

Po pracy lajtowo śmignęłam sobie za Legnicę na czereśnie. A te były przepyszne! Do środka nie zaglądałam, żeby nie psuć sobie smaku, więc nie wiem czy były z wkładką. :P Te na zdjęciu - były niedojrzałe. Ale na górze czereśni działo się, więc wdrapałam się na drzewo, nażarłam jak dzika i wróciłam do domu. :)



Kategoria 25-50 km


wygłupy stanisławowsko-myśliborskie

Wtorek, 10 czerwca 2014 • dodano: 11.06.2014 | Komentarze 2

Kolejny dzień upałów, ale dzisiaj włączył się wiaterek, więc temperatura była o wiele znośniejsza, niż wczoraj. Postanowiłam więć wyskoczyć z Justyną do Stanisławowa, bo ona jeszcze nigdy nie była tam na rowerze. Lajtowo, nigdzie się nie śpiesząc dojechałyśmy do Sichowa, gdzie pod sklepem była obowiązkowa przerwa na colę. A potem, wiadomo - zaczął się podjazd. Justyna bardzo dobrze dawała sobie radę. :) Na najostrzejszym odcinku już nie było tak łatwo, ale w końcu Justynie udało się dojechać na górę i obie znalazłyśmy się pod ruinami radiostacji.

Od razu pstryknęłyśmy sobie pamiątkową fotkę:



A potem zaczęły się wygłupy :))))



Oczywiście musiało być też zdjęcie z pozami na słupkach:



Samowyzwalacz był szybszy, więc były poprawki - jedna, druga, trzecia i w końcu udało się:



Zupełnie nie wiem dlaczego, ale Justyna kazała poprawić zdjęcie. :P No i po kolejnej próbie, fotka wyszła idealnie :)



Potem postanowiłyśmy zrobić zdjęcie z podskokami. Nie wiem ile razy żeśmy skakały do góry. Niestety nie udało się podskoczyć w odpowiednim momencie - albo za wcześnie startowałyśmy do góry, albo spóźniałyśmy skoki. Zmęczyłyśmy się i tyle z tego wyszło. :P



Więc pozostało nam uruchomienie serii zdjęć i zrobienie skoków pojedynczo. Powtórki były zbędne, bo fotki od razu wyszły idealne :)



No i co jeszcze nam zostało? :P Skoki ze słupka :) Uwaga!!! Zaczynam...



I lecęęęęęęęę....... :)



Po pełnej ubawu po pachy sesji, postanowiłyśmy pojechać jeszcze do Myśliborza, bo Justyna miała jeszcze w zapasie siły na dodatkowe kilometry. Więc najpierw uderzyłyśmy na Pomocne, a potem na Myślinów. Na zjeździe do Myśliborza, była kolejna sesja. Tym razem chciałyśmy uchwycić nasze supermenowe zjazdy. :) I znów były poprawki, bo robienie zdjęć komuś kto jedzie 50 km/h kończy się tak:



Zredukowałam prędkość do 5 km/h i voilà:



I supermenka Justyna:



W Myśliborzu zatrzymałyśmy się w Kaskadzie na frytki. Po wsunięciu porządnej porcji kalorii, ruszyłyśmy standardową drogą do Legnicy - przez szutry obok Górzca, a potem przez Słup. Za Słupem najadłyśmy się jeszcze dzikich czereśni i wzmocnione pełnowartościowym białkiem, wróciłyśmy już do Legnicy.

P.S. W Myślinowie czarny kot przebiegł mi drogę. Ale to tak centralnie. Na szczęście oszukałam przeznaczenie i dojechałam do domu cała i zdrowa. :)



Legnica - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Pomocne - Myślinów - Myślibórz - Chełmiec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km


zachód słońca w Stefanowie :)

Poniedziałek, 9 czerwca 2014 • dodano: 10.06.2014 | Komentarze 1

Z racji obecnie panujących temperatur, wyjście na rower wchodzi w rachubę tylko pod wieczór. Chociaż na rower wyszłam dopiero przed 19", to i tak po przejechaniu miasta byłam już podgotowana. Postanowiliśmy z Łukaszem pojechać do Stanisławowa na zachód słońca.

Droga do Stefanowa minęła nam bardzo szybko, bo z racji zbliżającego się wieczoru, temperatura powietrza stawała się coraz bardziej przystępna. W końcu trafiłam też na przejrzystą panoramę Karkonoszy. :) Kiedy jeżdżę do Stanisławowa w ciągu dnia, to zawsze albo Karkonosze są zamglone, albo słońce uniemożliwia podziwianie widoków. Wystarczyło śmignąć tam pod wieczór i voilà:



A po drugiej stronie Rosochy trwał już spektakl:



Panoramka:



Widoki były przepiękne!!! Słońce chowało się za Grodziec, serwując nam fantastyczne kolory na niebie. :) Niestety czas nas naglił i nie mogliśmy zbyt długo podziwiać zachodu. Więc pstryknęłam na koniec pożegnalną fotkę i wio z powrotem.



Niechcący pobiłam dzisiaj swój dotychczasowy rekord prędkości zjazdu na rowerze. :))) Wiele razy próbowałam pobijać poprzedni (60,46 km/h), ale zawsze coś stało na przeszkodzie - albo wybiegający na jezdnię drób, albo wiatr, albo świadomość, że jak bym upadła, to nie byłoby co zbierać. A dzisiaj, jakoś bez napinki, zaczęłam sobie sunąć. I tak jakoś wyszło rekordowo. :))) Do Legnicy wróciliśmy dosyć szybkim tempem przez Winnicę. Dziękuję za uwagę. :)



Legnica - Wilczyce - Krotoszyce - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Winnica - Kozice - Babin - Legnica

Kategoria 50-75 km