Krótko o mnie:
Więcej o mnie.
Moje maszyny:
Dawno, dawno temu:
- 2025, Wrzesień3 - 0
- 2025, Sierpień9 - 2
- 2025, Lipiec2 - 2
- 2025, Czerwiec11 - 2
- 2025, Maj1 - 0
- 2025, Kwiecień6 - 2
- 2025, Marzec1 - 0
- 2024, Październik3 - 5
- 2024, Wrzesień6 - 0
- 2024, Sierpień4 - 2
- 2024, Lipiec8 - 0
- 2024, Czerwiec4 - 2
- 2024, Maj3 - 0
- 2024, Kwiecień8 - 0
- 2024, Marzec3 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2023, Listopad3 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 2
- 2023, Sierpień8 - 6
- 2023, Lipiec9 - 0
- 2023, Czerwiec6 - 4
- 2023, Maj4 - 4
- 2023, Kwiecień1 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Październik3 - 1
- 2022, Wrzesień2 - 0
- 2022, Sierpień8 - 2
- 2022, Lipiec5 - 6
- 2022, Czerwiec9 - 2
- 2022, Maj3 - 0
- 2022, Kwiecień1 - 0
- 2022, Marzec2 - 0
- 2022, Luty1 - 0
- 2022, Styczeń1 - 3
- 2021, Listopad1 - 0
- 2021, Październik3 - 0
- 2021, Wrzesień3 - 2
- 2021, Sierpień2 - 0
- 2021, Lipiec6 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 2
- 2021, Maj7 - 7
- 2021, Kwiecień1 - 0
- 2021, Luty2 - 4
- 2020, Wrzesień2 - 0
- 2020, Sierpień3 - 2
- 2020, Lipiec8 - 5
- 2020, Czerwiec5 - 4
- 2020, Maj1 - 0
- 2020, Marzec2 - 0
- 2019, Wrzesień1 - 2
- 2019, Sierpień5 - 4
- 2019, Lipiec3 - 2
- 2019, Czerwiec3 - 4
- 2019, Maj2 - 8
- 2019, Kwiecień4 - 8
- 2019, Marzec1 - 7
- 2018, Październik2 - 19
- 2018, Wrzesień3 - 6
- 2018, Sierpień3 - 7
- 2018, Lipiec3 - 13
- 2018, Maj2 - 2
- 2018, Kwiecień4 - 11
- 2017, Grudzień1 - 10
- 2017, Październik2 - 7
- 2017, Sierpień3 - 13
- 2017, Lipiec2 - 5
- 2017, Czerwiec3 - 5
- 2017, Maj3 - 10
- 2017, Kwiecień1 - 3
- 2017, Marzec2 - 12
- 2017, Luty1 - 0
- 2017, Styczeń4 - 36
- 2016, Grudzień4 - 47
- 2016, Październik3 - 47
- 2016, Wrzesień11 - 100
- 2016, Sierpień12 - 64
- 2016, Lipiec7 - 66
- 2016, Czerwiec11 - 73
- 2016, Maj16 - 99
- 2016, Kwiecień6 - 54
- 2016, Marzec4 - 19
- 2016, Luty6 - 19
- 2016, Styczeń4 - 50
- 2015, Grudzień6 - 55
- 2015, Listopad4 - 28
- 2015, Październik8 - 27
- 2015, Wrzesień11 - 47
- 2015, Sierpień18 - 58
- 2015, Lipiec16 - 70
- 2015, Czerwiec8 - 24
- 2015, Maj11 - 57
- 2015, Kwiecień12 - 30
- 2015, Marzec9 - 38
- 2015, Luty7 - 58
- 2015, Styczeń2 - 10
- 2014, Grudzień2 - 8
- 2014, Listopad2 - 19
- 2014, Październik7 - 71
- 2014, Wrzesień8 - 61
- 2014, Sierpień8 - 36
- 2014, Lipiec4 - 26
- 2014, Czerwiec9 - 18
- 2014, Maj8 - 18
- 2014, Kwiecień5 - 18
- 2014, Marzec12 - 52
- 2014, Luty4 - 28
- 2014, Styczeń1 - 10
- 2013, Grudzień3 - 16
- 2013, Listopad3 - 80
- 2013, Październik8 - 59
- 2013, Wrzesień7 - 43
- 2013, Sierpień10 - 35
- 2013, Lipiec10 - 39
- 2013, Czerwiec13 - 23
- 2013, Maj8 - 25
- 2013, Kwiecień15 - 10
- 2013, Marzec7 - 2
- 2013, Luty6 - 5
- 2013, Styczeń3 - 0
- 2012, Grudzień3 - 14
- 2012, Listopad1 - 2
- 2012, Sierpień3 - 8
- 2012, Lipiec11 - 0
- 2012, Czerwiec8 - 0
- 2012, Maj5 - 0
- 2012, Kwiecień4 - 0
- 2012, Marzec1 - 0
- 2011, Sierpień2 - 0
- 2011, Czerwiec1 - 0
- 2011, Maj5 - 0
- 2011, Kwiecień2 - 0
- 2010, Czerwiec4 - 0
- 2010, Kwiecień1 - 0
- 2009, Wrzesień3 - 0
- DST 61.23km
- Czas 03:15
- VAVG 18.84km/h
- VMAX 55.22km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 655m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
50. CCC Tour + rundka między burzami
Sobota, 9 maja 2015 • dodano: 10.05.2015 | Komentarze 6
Ależ ja nie cierpię takiej pogody, jaka była dziś, znaczy się zmiennej. Od tygodnia ustalałyśmy z Moniką plany wycieczkowe na dzisiejszy dzień. Zostało już ostatecznie ustalone co i jak, ale kropkę nad "i" miałyśmy postawić rano, po zobaczeniu jaka faktycznie będzie pogoda. Wstałam rano i co? I chuj. :D Idąc za tokiem rozumowania legnickiej gazety "Konkrety". :P Niebo było całe zachmurzone, z zachodu nadciągały kolejne warstwy brzydkiego granatowego dziadostwa. Kolejne konsultacje z Moniką i zapadła decyzja o odwołaniu kolejnej setki w sezonie. :( Ba. Uznałyśmy, że w ogóle nie ma po co dzisiaj ruszać się z domu, bo zimno i deszczowo. Fajnie, zwłaszcza, że od poniedziałku ma być lampa. Standard - dni robocze pełne słońce, weekend bez komentarza.
Gdzieś około 13" zrobiło się okienko pogodowe. Takie, że wiatr rozpędził chmury i moim oczom ukazał się lazur i temperatura sięgająca 30°C. :O Niech to szlag! Telefon do Moniki. Niech się dzieje co chce - jedziemy chociaż na rundkę po Chełmach. :))
Tak się ładnie złożyło, że dzisiaj było zakończenie kolarskiego wyścigu 50. CCC Tour - Grody Piastowskie. Kolarze mieli do przejechania 90 km po mieście, a nawrót na kolejnych pętlach odbywał się rzut kamieniem od mojego bloku. Trzeba było pokibicować chłopakom. :)
Gdzieś około 13" zrobiło się okienko pogodowe. Takie, że wiatr rozpędził chmury i moim oczom ukazał się lazur i temperatura sięgająca 30°C. :O Niech to szlag! Telefon do Moniki. Niech się dzieje co chce - jedziemy chociaż na rundkę po Chełmach. :))
Tak się ładnie złożyło, że dzisiaj było zakończenie kolarskiego wyścigu 50. CCC Tour - Grody Piastowskie. Kolarze mieli do przejechania 90 km po mieście, a nawrót na kolejnych pętlach odbywał się rzut kamieniem od mojego bloku. Trzeba było pokibicować chłopakom. :)


Rowery wypucowane na błysk, niejeden pewnie warty tyle co dobre auto, łydy wytopione, piękne stroje - było na co popatrzeć. :) Po krótkim pokibicowaniu, pojechałam na umówione miejsce spotkania z Moniką. Uzgodniłyśmy, że przejedziemy rundkę od Górzca do Stanisławowa, pod ruiny radiostacji. Uśmiechy miałyśmy od ucha do ucha, że tak się wypogodziło i mogłyśmy wyjść na rowery. Zaraz po wjechaniu na szuter prowadzący do Słupa, banany zeszły nam z twarzy. Po lewej, po prawej, za nami pogoda była taka...

A przed nami, w rejonach, w które jechałyśmy taka...

Oczywiście nie było sensu już zawracać i uznałyśmy, że postaramy się jakoś ominąć tę burzę. Po zjechaniu z szutrów odbiłyśmy na Winnicę i udało się oszukać przeznaczenie, bo burza poszła w stronę Jawora. Na dojeździe pod Górzec potowarzyszyło nam dwóch przemiłych chłopaków na MTB. Pobajerowaliśmy się nawzajem, ale przed podjazdem rozdzieliliśmy się. Podjazd pod Górzec, z każdym razem idzie mi coraz lepiej i już nie uważam go za jakoś specjalnie trudnego, jak to jest na początku każdego sezonu.
Tu fotka już po wdrapaniu się na szczyt podjazdu.

Niestety przed zjazdem do Pomocnego naszym oczom ukazały się śliczne deszczowe chmury i było już wiadomo, że oberwiemy i nie uda nam się dojechać o suchych oponach do Stanisławowa. Na szczęście zaraz po zjeździe był przystanek, więc przeczekałyśmy "kapuśniaczek". :) Deszcz nie padał długo, więc po chwili przymusowej przerwy ruszyłyśmy w stronę Stanisławowa. Kilkanaście minut podjazdów, zjazdów i znowu podjazdów i byłyśmy już na wzgórzu Rosocha. O dziwo, jak na dzisiejsze warunki pogodowe, widoczność była dosyć dobra.
Grodziec z dedykacją dla tych, którzy mają go na wyciągnięcie ręki. :)

A co! Jak szaleć i cieszyć się z wycieczki, to na grubo i podnosić rower po złamaniu kiedyś obojczyka. :P

Zjazd do Sichowa, to znowu nieskończona ilość endorfin. :)))) Tuż przed Sichowem złapała nas kolejna chmurka, ale ponownie nawinął się przystanek. Dalej pojechałyśmy do Dunina, gdzie już nie było tak fajnie, bo zaczęłyśmy obrywać wodą z kałuży, ale przestało robić to na nas wrażenie, bo i tak miałyśmy dzisiaj kupę szczęścia, że nie złapała nas jakaś ulewa, a ciągle gdzieś w oddali było widać jak leje. I tak lawirując między kolejnymi rzutami deszczu, udało nam się dojechać o prawie suchych oponach aż do Legnicy.
Jak to stwierdziła Monika - podjęte dzisiaj decyzje były bardzo dobre. Decyzja o przełożeniu pierwotnych planów wycieczkowych, była bardzo dobra. Decyzja o przejechaniu się po Chełmach była jeszcze lepsza! Jakbyśmy pojechały w daleką trasę, to nie ma bata - gdzieś po drodze zlałaby nas ulewa i nie miałabym już takiego banana na twarzy jak na powyższym zdjęciu. :P
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Bielowice - Winnica - Chroślice - Bogaczów - Pomocne - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Dunino - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 37.28km
- Czas 01:48
- VAVG 20.71km/h
- VMAX 42.99km/h
- Temperatura 24.5°C
- Podjazdy 240m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
szutrowa rundka
Wtorek, 5 maja 2015 • dodano: 05.05.2015 | Komentarze 0
Telewizja kłamie! Od samego rana gadali, że po 17" będą burze. Ba! Dla rejonów Legnicy wydano nawet ostrzeżenie meteorologiczne przed gwałtownymi nawałnicami. I co? I pstro. Śmiech na sali. Przez całą wycieczkę nie spadła na mnie ani jedna kropla deszczu. Nie to, żebym narzekała, ale ci meteorolodzy mogliby bardziej przykładać się do swojej pracy...
W każdym razie tuż po 17", z duszą na ramieniu, wyruszyłam w stronę Chełmów. Trochę bałam się czy po drodze nie stłucze mnie grad albo nie walnie piorun, ale było tak ciepło, że nie mogłam odmówić sobie chociaż krótkiej rundki. Pojechałam szutrami w stronę Słupa, a tuż przed nim przynajmniej popatrzyłam sobie na Rosochę i znowu nacieszyłam wzrok i węch rzepakami. :)
W każdym razie tuż po 17", z duszą na ramieniu, wyruszyłam w stronę Chełmów. Trochę bałam się czy po drodze nie stłucze mnie grad albo nie walnie piorun, ale było tak ciepło, że nie mogłam odmówić sobie chociaż krótkiej rundki. Pojechałam szutrami w stronę Słupa, a tuż przed nim przynajmniej popatrzyłam sobie na Rosochę i znowu nacieszyłam wzrok i węch rzepakami. :)

W Bielowicach obiłam na urokliwy polno-leśny skrót prowadzący do Winnicy.

Po wyjechaniu w Winnicy zaliczyłam lekkie zdziwko, bo wyskoczyłam w innym miejscu, niż powinnam była. Po zerknięciu na mapę okazało się, że w lesie przegapiłam jeden ze skrętów. Jednak dzięki mojemu gapiostwu odkryłam kolejną fajową ścieżkę. :) Dalej, już dobrze znanymi mi szutrami, dojechałam przez Janowice Duże do Dunina, a następnie już asfaltami wróciłam do Legnicy.
I na koniec jeszcze raz rzepakowa kraina. :)
I na koniec jeszcze raz rzepakowa kraina. :)

Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Bielowice - Winnica - Krajów - Janowice Duże - Dunino - Prostynia - Legnica
Kategoria 25-50 km
- DST 43.82km
- Czas 02:42
- VAVG 16.23km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 242m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
rzepakowy lajcik
Niedziela, 3 maja 2015 • dodano: 04.05.2015 | Komentarze 5
Po wczorajszym wypadzie, dziś rano czułam się jak paralityk - czułam każdy mięsień w udach. :( No ale bez sensu byłoby zmarnować dzisiejszą lampę na siedzenie w domu. Jakoś pozbierałam się do kupy i w samo południe wyruszyłam z Izą na lajtową rundkę w stronę Chełmów. Cel wypadu był jeden - nacieszyć zmysł wzroku i węchu rzepakami, które mają teraz apogeum swojego kwitnienia.

Dlaczego jeszcze nikt nie wynalazł odmiany całorocznej? :) W Duninie odwiedziłyśmy zwierzątka, dla których jak zwykle zapomniałam zabrać coś do jedzenia. Osioł musiał zadowolić się listkami leszczyny, owce miały nas gdzieś.

Przed Krajowem zrobiłyśmy sobie krótką sesję z rzepaczkami.


Dalej przez Winnicę dojechałyśmy do Słupa, gdzie była chwila na odpoczynek i wyobrażenie sobie, że jesteśmy nad morzem. :)

Do Legnicy wróciłyśmy przez Przybyłowice i Kościelec, jadąc przez kilka kilometrów w towarzystwie żółtych dywanów.


Nie ma lepszej aktywności fizycznej od jazdy na rowerze! :)
Legnica - Prostynia - Dunino - Krajów - Winnica - Słup - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria 25-50 km
- DST 155.55km
- Czas 08:07
- VAVG 19.16km/h
- VMAX 56.78km/h
- Temperatura 16.5°C
- Podjazdy 1924m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
drugi dystans życia (Zapora Pilchowicka - Kapella)
Sobota, 2 maja 2015 • dodano: 04.05.2015 | Komentarze 12
We wtorek rzuciłam Monice pomysł na trzaśnięcie kolejnej setki w tym sezonie. Monice nie trzeba dwa razy powtarzać i zgodziła się od razu. W czwartek, kiedy pojawiły się już pewniejsze prognozy pogody na majówkę, sprecyzowałam plany i padło hasło: "Zapora Pilchowicka". Ja już byłam tam w 2013 r., ale tak bardzo spodobało mi się to miejsce, że zapewne wrócę tam jeszcze parę razy w swoim rowerowym życiu. :)
Prognozy pogody sprawdziły się, bo od samego rana była przepiękna, słoneczna pogoda, aczkolwiek nie było jakoś specjalnie ciepło - było rześko. Tuż po 9" wyruszyłam z Monią na kolejną setkę. Jak się potem okazało, wyszło prawie rekordowo, ale o tym za chwilę...
Standardowo przez Słup, Pomocne i Muchów dosyć szybko dojechałyśmy do Starej Kraśnicy, gdzie tuż przed zjazdem do niej na horyzoncie pojawiły się pierwsze na trasie widoczki, na które liczyłyśmy, że będą pojawiać się dzisiaj w sporej ilości, bo przejrzystość powietrza była dosyć dobra.
W centrum kadru tzw. Śląska Fudżijama, czyli chyba następny cel naszej kolejnej setki w sezonie. :)
Prognozy pogody sprawdziły się, bo od samego rana była przepiękna, słoneczna pogoda, aczkolwiek nie było jakoś specjalnie ciepło - było rześko. Tuż po 9" wyruszyłam z Monią na kolejną setkę. Jak się potem okazało, wyszło prawie rekordowo, ale o tym za chwilę...
Standardowo przez Słup, Pomocne i Muchów dosyć szybko dojechałyśmy do Starej Kraśnicy, gdzie tuż przed zjazdem do niej na horyzoncie pojawiły się pierwsze na trasie widoczki, na które liczyłyśmy, że będą pojawiać się dzisiaj w sporej ilości, bo przejrzystość powietrza była dosyć dobra.
W centrum kadru tzw. Śląska Fudżijama, czyli chyba następny cel naszej kolejnej setki w sezonie. :)

Spoglądamy w lewo i widzimy pasmo Gór Kaczawskich oraz jeden z jego najwyższych szczytów - Okole (718 m.n.p.m.), gdzie też w tym sezonie chcę zabrać Monikę.

I najbardziej w lewo dalsza część Gór Kaczawskich, ze Skopcem (724 m.n.p.m.), czyli najwyższym szczytem tego pasma górskiego.

Koniec krótkiej lekcji geografii. :P Po zjechaniu do Starej Kraśnicy, dalej przez Świerzawę udałyśmy się w stronę Sokołowca, gdzie w towarzystwie obłędnie żółtych rzepaków zaczęłyśmy pokonywać coraz większe podjazdy na trasie.

Podczas wspinaczki na Przełęcz Rząśnicką znowu towarzyszyła nam Ostrzyca Proboszczowicka.

Po wymęczeniu podjazdu na przełęcz, w końcu pojawił się drugi konkretny zjazd na trasie - do Janówka. Dwa lata temu był tam rozpadający się asfalt. Teraz jest tam stół, można naprawdę zaszaleć. :))) I tak sobie pomykałyśmy z Monią ciągle do przodu, raz pod górę, raz ostro w dół i licznik przewyższeń ciągle nam rósł.
Za Czernicą pojawiła się kolejna sztajfa. Niby podjazd krótki, ale dziad taki ostry, że tak samo jak dwa lata temu, nie dałam mu rady. Nie ma się czego wstydzić - nie po to jeżdżę na rowerze, żeby coś komuś udowadniać. Sic! Monia też wymiękła. Kurtyna. To znaczy, że podjazd jest naprawdę sztywny. Niemniej jednak miło było sobie uskutecznić spacerek w towarzystwie pięknych okoliczności przyrody. A tuż za szczytem sztajfy pojawiło się takie oto widokowe cudo. Zapora była już na wyciągnięcie ręki - po mojej prawej stronie jest wzniesienie Czyżyk i to właśnie obok niego jest Jezioro Pilchowickie.
Za Czernicą pojawiła się kolejna sztajfa. Niby podjazd krótki, ale dziad taki ostry, że tak samo jak dwa lata temu, nie dałam mu rady. Nie ma się czego wstydzić - nie po to jeżdżę na rowerze, żeby coś komuś udowadniać. Sic! Monia też wymiękła. Kurtyna. To znaczy, że podjazd jest naprawdę sztywny. Niemniej jednak miło było sobie uskutecznić spacerek w towarzystwie pięknych okoliczności przyrody. A tuż za szczytem sztajfy pojawiło się takie oto widokowe cudo. Zapora była już na wyciągnięcie ręki - po mojej prawej stronie jest wzniesienie Czyżyk i to właśnie obok niego jest Jezioro Pilchowickie.

Czym prędzej popędziłyśmy w dół, potem znowu pod górę i w końcu wylądowałyśmy w magicznej krainie. :)

Do zapory zjeżdża się przepięknym wąwozem, który stanowi jeden z odcinków Rajdu Karkonoskiego. Po drodze mija się także bardzo urokliwy most kolejowy nad Bobrem.

Oczywiście na most musowo trzeba wejść, jak się tam jest. Poprawiono stan drewnianych kładek, więc wejście na wiadukt nie jest już tak ryzykowne jak jeszcze do niedawna było.

I rzut okiem na jezioro, które mieniło się dzisiaj przepięknym niebieskim kolorem. Pływałabym sobie taką żaglóweczką w taką pogodę. :)

Tuż przy stacyjce kolejowej naszym oczom ukazała się przepiękna panorama części Karkonoszy (po prawej widoczne Śnieżne Kotły). Rewelka!


Most widziany tuż spod tamy. No i niech mi ktoś powie, że nie jest tam pięknie?

Kto dotrwał do tego miejsca, w końcu doczekał się zapory. :)

I dzielne rowerzystki, które nieświadomie wybrały się na bicie swoich życiówek na rowerze, tzn. jedna na bicie, druga na powtórzenie własnego rekordu. :)

Jeszcze fotki samej zapory...


...i po odpoczynku czas było zabrać tyłki w drogę powrotną. Zaplanowałam zjazd do Jeleniej Góry, bo chciałam wrócić inną drogą, niż tą którą przyjechałyśmy nad zaporę. Na odcinku do Jeleniej, prawie przez cały czas, towarzyszyły nam Karkonosze. Nie wiedziałam czy mam skupiać się na widoczkach, czy na czerpaniu frajdy ze zjazdów. Mogłabym mieszkać w tych okolicach...

Tuż po 16" zjechałyśmy do Jeleniej Góry, gdzie zarządziłam postój w McDonalds'ie. Stałam w kolejce chyba z 20 minut, tak było dużo ludzi. Co najgorsze - pełno rodzin z małymi dziećmi i rodzice tacy zadowoleni, że nie musieli gotować obiadów. A grubaski rosną... W każdym razie po wciągnięciu miliona kalorii, poczułam się jak nowo narodzona. :)

Niestety nie mogłyśmy zbyt długo siedzieć w Jeleniej, bo czas nas gonił, a do domu zostało jeszcze kilkadziesiąt ładnych kilometrów. Ostatni rzut oka na Karkonosze z wiaduktu...

...i wbiłyśmy się na drogę prowadzącą na Kapellę - jeden ze słynniejszych podjazdów w regionie. Osobiście nie uważam go za jakiegoś mega trudnego i według mnie za bardzo obrósł legendą. Podjazd jest po prostu rozwleczony, a nie jakiś masakrycznie stromy. Początkowo Monika towarzyszyła mi we wspinaczce na szczyt podjazdu, potem jak zwykle zostałam sama na placu boju.
Tutaj zdjęcie robię przy dużym zoomie, będąc kilkadziesiąt metrów niżej. :)
Tutaj zdjęcie robię przy dużym zoomie, będąc kilkadziesiąt metrów niżej. :)

Kiedy Monia kończyła podjazd, ja dzielnie obfotografowałam widoczki.

Jeszcze jedno pamiątkowe zdjęcie na szczycie Kapelli i skończył się etap widoczkowy na dzisiejszej wycieczce. Warunki pogodowe do zdjęć były dzisiaj idealne!

Chwilę potem prułyśmy już z górki na pazurki, znaczy się z Kapelli do Wojcieszowa. Zjazd przez Podgórki z początku jest naprawdę ostry, więc nawet mi (miłośniczce zjazdów) śmierć zajrzała w oczy. :) Po zjeździe okazało się, że podczas niego miałyśmy z Moniką takie same myśli - co by było gdyby np. urwała nam się linka od hamulca? Pozostałoby wybierać na którym drzewie chcemy się zatrzymać. :)
Ani się obejrzałyśmy, a dojechałyśmy do Wojcieszowa, gdzie zaliczyłam lekkiego zonka zobaczywszy, że po przejechaniu zaplanowanej trasy wyjdzie nam kilkanaście kilometrów więcej niż zakładałam. Nie było jak skrócić trasy, więc jechałyśmy dalej. Przez Kaczorów, Mysłów (gdzie dobił nas przedostatni podjazd na trasie), a następnie mega szybkim, gładkim zjazdem do Lipy. Po nieco ponad 9 godzinach jazdy wjechałyśmy w końcu na swoje śmieci, czyli PK Chełmy. Stąd już "rzut beretem" do domu. :) Żeby nie było za łatwo na ostatnim podjeździe, za Siedmicą, wydarłam się, że nie mam już siły na dalszą jazdę. Monia dzielnie mnie dopingowała i tak to pomogło, że za Siedmicą poprułam jak szalona. Przy okazji dostałam napadu śmiechu ze zmęczenia i ze świadomości, że trzaśniemy "ciut" więcej kilometrów niż 100. Dalej powrót standardowo przez Paszowice, Piotrowice i Słup. Od Przybyłowic towarzyszył nam piękny zachód słońca, a rzepaki mieniły się śliczną żółcią. Do Legnicy wróciłyśmy tuż przed 21" - mocno zmęczone, ale mega zadowolone. Wycieczka była fantastyczna - pod względem widokowym i pogodowym. Ostatecznie Monia walnęła sobie życiówkę, a ja prawie ją wyrównałam, bo mój dotychczasowy rekord dnia wynosi 160 km.
Jeszcze raz wielkie dzięki Monia na towarzystwo i do następnej "setki". :)
I wracając jeszcze na koniec do mojej niedawnej przygody z osą...
Ani się obejrzałyśmy, a dojechałyśmy do Wojcieszowa, gdzie zaliczyłam lekkiego zonka zobaczywszy, że po przejechaniu zaplanowanej trasy wyjdzie nam kilkanaście kilometrów więcej niż zakładałam. Nie było jak skrócić trasy, więc jechałyśmy dalej. Przez Kaczorów, Mysłów (gdzie dobił nas przedostatni podjazd na trasie), a następnie mega szybkim, gładkim zjazdem do Lipy. Po nieco ponad 9 godzinach jazdy wjechałyśmy w końcu na swoje śmieci, czyli PK Chełmy. Stąd już "rzut beretem" do domu. :) Żeby nie było za łatwo na ostatnim podjeździe, za Siedmicą, wydarłam się, że nie mam już siły na dalszą jazdę. Monia dzielnie mnie dopingowała i tak to pomogło, że za Siedmicą poprułam jak szalona. Przy okazji dostałam napadu śmiechu ze zmęczenia i ze świadomości, że trzaśniemy "ciut" więcej kilometrów niż 100. Dalej powrót standardowo przez Paszowice, Piotrowice i Słup. Od Przybyłowic towarzyszył nam piękny zachód słońca, a rzepaki mieniły się śliczną żółcią. Do Legnicy wróciłyśmy tuż przed 21" - mocno zmęczone, ale mega zadowolone. Wycieczka była fantastyczna - pod względem widokowym i pogodowym. Ostatecznie Monia walnęła sobie życiówkę, a ja prawie ją wyrównałam, bo mój dotychczasowy rekord dnia wynosi 160 km.
Jeszcze raz wielkie dzięki Monia na towarzystwo i do następnej "setki". :)
I wracając jeszcze na koniec do mojej niedawnej przygody z osą...

Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Słup - Chroślice - Bogaczów - Pomocne - Muchów - Jurczyce - Stara Kraśnica - Świerzawa - Sędziszowa - Sokołowiec - Rząśnik - Czernica - Strzyżowiec - Zapora Pilchowicka - Siedlęcin - Jeżów Sudecki - Jelenia Góra - Dziwiszów - Podgórki - Wojcieszów - Kaczorów - Mysłów - Lipa - Nowa Wieś Mała - Siedmica - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria pow. 150 km
- DST 13.06km
- Czas 00:41
- VAVG 19.11km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
na myjkę
Niedziela, 26 kwietnia 2015 • dodano: 26.04.2015 | Komentarze 0
Wczoraj wieczorem wyskoczyłam jeszcze do centrum, bo musiałam umyć rower. Data wycieczki dzisiejsza, bo blog wariuje jak doda się 2 wycieczki z tego samego dnia.
Kategoria 1-25 km
- DST 78.35km
- Czas 04:11
- VAVG 18.73km/h
- VMAX 45.70km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 774m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
terenowo po PK Chełmy
Sobota, 25 kwietnia 2015 • dodano: 26.04.2015 | Komentarze 9
Ostrzegam - będzie duuuużo zdjęć. :P
No! Pykła pierwsza 30-stka w tym roku. :))))
No! Pykła pierwsza 30-stka w tym roku. :))))

Taką pogodę jaka była dzisiaj, to ja rozumiem. Aczkolwiek wiatr znów był trochę upierdliwy, ale nie będę narzekać, bo wolę po stokroć lampę, temperaturę oscylującą wokół 30°C i wiatr, niż deszcz i zimnicę. Niestety na dzisiejszą wycieczkę musiałam udać się sama, bo Monika postanowiła odchamić się z koleżanką w teatrze. Dała jednak radę wyskoczyć na małą rundkę po okolicy i tak samo jak przed tygodniem - zupełnie przypadkowo spotkałyśmy się tuż za Legnicą. Ona wracała już do domu, a ja dopiero zaczynałam podbój Chełmów. Zaplanowałam na dzisiaj poodkrywanie nowych ścieżek, bo nadal jest sucho w lasach i na szutrach, więc trzeba korzystać z tych dobrodziejstw.
Wszelkie dzikie czereśnie, wiśnie i mirabelki mają teraz swoje apogeum kwitnienia. Wygląda to pięknie! KOCHAM WIOSNĘ! :)

W Słupie trzasnęłam pierwszą fotę mojej skromnej osoby. Przez brak towarzystwa nie miałam kogo molestować o robienie mi zdjęć, więc musiałam szukać dobrych podpórek pod aparat, a o to w terenie niestety ciężko.

Zieleń przeplata się teraz z białością i szkoda, że ta mieszkanka szybko zniknie.

Żółć też już zaczyna się panoszyć. :)

Ze Słupa udałam się w stronę Męcinki, a następnie szutrami dojechałam do Chełmca i dalej do Myśliborza. I główny motyw dzisiejszego wypadu.

Z Myśliborza odbiłam na szutrowo-polno-trawiasty szlak do Paszowic, który jest rewelacyjną alternatywą dla nudnego asfaltu łączącego obie miejscowości.

Po kilkunastu minutach wylądowałam najpierw w Paszowicach, a potem w Kłonicach, gdzie rozpoczęłam swoją wspinaczkę na wzgórze Radogost, na którym znajduje się wieża widokowa, skąd roztaczają się rewelacyjne widoki na okolice bliższe i dalsze. Zdjęcie tego nie oddaje, ale tam naprawdę jest ostro pod górę, więc uskuteczniłam sobie spacerek, bo prędzej spaliłabym sobie mięśnie w łydkach, niż podjechała ten szlak.

I bang. Jest wieża widokowa.

Na schodach prowadzących na górę wieży nie mogło zabraknąć miłosnych wyznań. :)

Na górze wieży pizgało niemiłosiernie, więc pstryknęłam szybko kilka fotek i wróciłam na dół.
Od lewej: wzgórze Rataj, Bazaltowa Góra, Męcinka oraz Paszowice.

Na zdjęcie załapały się też Karkonosze, które były dzisiaj dosyć dobrze widoczne.

Fotograf też miał swoje 5 minut. :)

Pierwszy ze szlaków, który postanowiłam dzisiaj odkryć, to czerwony prowadzący do Grobli. Jeszcze nigdy nie zjeżdżałam z Radogost w stronę Grobli, a zjazd jest dosyć ostry, więc wolałam nie ryzykować gleby i znowu pospacerowałam sobie.

Na szczęście tylko przez kilkadziesiąt metrów szlak jest stromy. Potem zamienia się w polny szuter, a następnie prowadzi przez las i jest naprawdę fajowy. Lekki teren, ciągle w dół. Mniam. :)

Po kilku minutach leśnej frajdy wylądowałam w Grobli. Wieś urokliwa, mogłabym mieć tam domek do relaksowania się w weekendy.

Jak zobaczyłam, że z lasu wybiegły dwa dosyć duże psy, to momentalnie zrobiło mi się słabo. Po ostatniej przygodzie z psami bardzo boję się tych wiejskich dużych kundli. :( Na szczęście dosyć szybko okazało się, że tym razem pieski były bardzo pokojowo nastawione i zaczęły zabiegać o moje względy.

Mieszaniec wilczura i huskiego szybko odpuścił, ale labrador skrzętnie liczył mi każdy kęs bułki. :)

No i skończyło się na tym, że głodna ruszyłam dalej. :) Zielonym szlakiem udałam się w stronę Siedmicy.

Szlak jest lajtowy, bo biegnie brzegiem lasu albo przez pola.

W Siedmicy odbiłam w stronę Myślinowa, do którego dojeżdża się cudownymi leśnymi szutrami, jednymi z lepszych w Chełmach.

Swą wycieczkę zielonym i niebieskim szlakiem zakończyłam w miejscu, w którym pojawił się drogowskaz wskazujący czarny szlak prowadzący do Wąwozu Myśliborskiego. To był drugi szlak, który postanowiłam dzisiaj odkryć. Jest słynny w naszym regionie, ze względu na to, że jest chyba najbardziej terenowym w Chełmach.

Trochę wahałam się czy pakować się w nieznaną mi dzicz, ale do odważnych świat należy i po chwili mknęłam już leśnym duktem.

Zaraz na początku szlaku pojawiła się pierwsza przeszkoda.

Tylko przez pierwszych kilkadziesiąt metrów szlak składa się z dwóch ścieżek, potem zamienia się w bardzo przyjemny leśno-wąwozowy singielek.


Szlak kilka razy przecina się ze strumykiem i w dniu dzisiejszym osiągnęłam nowy level w przenoszeniu roweru przez strumyk. :)






W środku wąwozu czarny szlak w swojej terenowej odsłonie kończy się i zamienia się w typowo leśny, lajtowy dukt.

Podsumowując wrażenia z pierwszego przejazdu czarnym - szlak jest naprawdę rewelacyjny! Są korzonki, kamienie, przejazdy przez strumyk, można podszkolić technikę jazdy w terenie. Nastawiłam się jednak na większy hardcor, a tu się okazało, że przejechałam go zupełnie bezproblemowo, a wiadomo, że moje umiejętności techniczne nie są na jakimś wysokim poziomie. Po deszczach na pewno jest tam mega hardcorowo, ale obecnie, kiedy jest sucho w lasach ten szlak to cud, miód i orzeszki. :) Po wyjechaniu z lasu, trawiastym zjazdem pomknęłam w stronę Myśliborza.

I skończyły się fajne, terenowe odcinki. Za Myśliborzem to już płaskie, asfaltowe nudy. :P Żeby urozmaicić sobie jeszcze wycieczkę, do Legnicy postanowiłam wrócić przez Legnickie Pole. Nadrobiłam trochę kilometrów, ale dla takich szutrów warto było. :)

Do domu wróciłam dosyć mocno zmęczona, bo jednak terenowe odcinki dają dwa razy bardziej w dupę, niż bujanina po asfaltach. Wycieczkę oceniam 10/10. Było super i jak dotąd - najlepiej samotnie w tym roku. :)
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Męcinka - szutrami do Chełmca - Myślibórz - Paszowice - Kłonice - Radogost - Grobla - Siedmica - Wąwóz Myśliborski - Myślibórz - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Małuszów - Czarnków - Lubień - Legnickie Pole - Bartoszów - Legnica
p.s. Także ten. Szykuj się Monia, bo przy nadarzającej się okazji zamierzam powtórzyć tę traskę. :) Albo proś o deszcz. :))
p.s. Także ten. Szykuj się Monia, bo przy nadarzającej się okazji zamierzam powtórzyć tę traskę. :) Albo proś o deszcz. :))
Kategoria 75-100 km
- DST 10.69km
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
nic wielkiego
Piątek, 24 kwietnia 2015 • dodano: 24.04.2015 | Komentarze 0
Takie tam kolebanie się po mieście wczoraj i dzisiaj w celach różnych.
Kategoria 1-25 km
- DST 36.26km
- Czas 01:58
- VAVG 18.44km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 272m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
lajcik po lasach + kapeć w gratisie
Wtorek, 21 kwietnia 2015 • dodano: 22.04.2015 | Komentarze 3
Dzisiejsza pogoda to znowu zmyłka.

Chyba jeszcze nigdy nie wyszłam na rower przy takim wietrze i nie załadowałam się na trasę pod wiatr. Kilka razy jakieś boczne podmuchy prawie zdmuchnęły nas do rowu. Tylko skąd ta bryza na nizinach? :) Na szczęście zaraz po wjechaniu do lasów skończyły się nasze wiatrowe męki.
Dzisiaj postawiłyśmy z Moniką na totalny relaks. Jedyna rzecz dla której warto jeździć na północ, to leśne szutry, których jest tam naprawdę sporo.
Dzisiaj postawiłyśmy z Moniką na totalny relaks. Jedyna rzecz dla której warto jeździć na północ, to leśne szutry, których jest tam naprawdę sporo.

I mimo że to niziny, to nawet gdzieś po drodze trafił się widoczek z Karkonoszami w roli głównej. Telefon nie ogarnął jednak tematu.

W każdym razie było dzisiaj mega lajtowo, aczkolwiek od samego początku zaczęłyśmy wywoływać z Moniką wilka z lasu. Najpierw ja, kiedy stwierdziłam, że w tych lasach bardzo łatwo się zgubić i zaraz potem zaczęłam błądzić na szlaku, którym kiedyś już jechałam. Następnie Monika, kiedy palnęła, że nie chciałaby złapać w tych lasach kapcia i że ma jakiegoś sąsiada, który też jeździ na rowerze, ale tylko do momentu, kiedy złapie flaka, bo ostatnio zdarzyło mu się to dwa razy. Tylko nie rozumiem dlaczego to mnie w pewnym momencie zrobiło się mięciutko na przodzie? To nie ja gadałam o tych kapciach! :(
W każdym razie trzeba było zakasać rękawy, bo powietrze zeszło w przeciągu kilku sekund, a do domu było jeszcze kilka kilometrów. Po raz pierwszy przyszło mi zmieniać dętkę samodzielnie, bo przy poprzednich dwóch kapciach (które złapałam w poprzednich sezonach) zawsze miałam jakiegoś faceta do pomocy. Na szczęście wiem jak to się robi, sprzęt miałam, więc do dzieła. :)
W każdym razie trzeba było zakasać rękawy, bo powietrze zeszło w przeciągu kilku sekund, a do domu było jeszcze kilka kilometrów. Po raz pierwszy przyszło mi zmieniać dętkę samodzielnie, bo przy poprzednich dwóch kapciach (które złapałam w poprzednich sezonach) zawsze miałam jakiegoś faceta do pomocy. Na szczęście wiem jak to się robi, sprzęt miałam, więc do dzieła. :)

Było ciepło, wiosna pełną gębą, więc mimo wszystko humor mnie nie opuścił. :)


Poszło mi dosyć sprawnie, Monia stwierdziła, że jestem jej mistrzynią, bo ona już dawno uskuteczniałaby spacerek. :) Po przymusowej przerwie dotarłyśmy do Legnicy z mega bananami na gębach, bo tak było fajowo na wycieczce. :))
Legnica - Pątnów - Bieniowice - Miłogostowice - Raszowa Mała - Dobrzejów - Legnica
Kategoria 25-50 km
- DST 48.32km
- Czas 02:35
- VAVG 18.70km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 400m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
poweselny lajcik
Niedziela, 19 kwietnia 2015 • dodano: 19.04.2015 | Komentarze 2
Dobrze, że wczoraj była beznadziejna wietrzno-deszczowa pogoda, to przynajmniej nie było mi żal, że nie wyskoczę na rower. :) Czas spędziłam również aktywnie, bo na weselnym szaleństwie. Do domu zwlekłam się tuż po 5", spać poszłam o 6", a o 11" trzeba było już wstać, bo błękit nieba wdzierał się do mieszkania. Ogarnęłam się i tuż po 13" wyruszyłam w stronę Chełmów. Na podjazdy w stylu Stanisławów nie miałam dzisiaj najmniejszej ochoty, więc postanowiłam zrobić kółeczko po ulubionych szutrach. Tuż za Legnicą minęłam się z Moniką, która akurat wracała z objazdówki po Chełmach. Zamieniłyśmy kilka zdań i Monika wróciła do domu, a ja powlekłam się pokacowym tempem w stronę Dunina.
Sezon na magnolie w pełni!
Sezon na magnolie w pełni!

Za Duninem wbiłam się na jeden z moich ulubionych szutrów, prowadzący do Janowic Wielkich, a następnie do Krajowa. Parafrazując Cremastera - dzisiejsza lampa to zmyłka. Nadal pizga. :/ Na szczęście przez większość trasy jechałam z bocznym halnym albo w plecy.

Końcówka tego szutru z Dunina do Krajowa to zjazd w a'la wąwozie. Tylko dlaczego ten zjazd jest taki krótki? :(

Dalej standardowo przez Sichówek dojechałam do Sichowa, gdzie zaraz na początku podjazdu do Stanisławowa odbiłam w las i wjechałam na szuter prowadzący do Bogaczowa (odkryty w środę).

Miejscami przez drzewa przebijają się widoki na Legnicę. Niestety zdjęcie tego nie oddaje.

Po wyjechaniu z lasu w Bogaczowie skierowałam się w stronę Chroślic, gdzie na zjeździe wiatr dzielnie stawiał mi opór. Dalej do Legnicy wróciłam standardowo przez Słup. A na koniec wycieczki dziabnęła mnie osa w palec. :( Coś zaczęło mi brzęczeć przy kasku, no to machnęłam ręką. I po chwili miałam już żądło w palcu. Bez komentarza.
Aha. I najważniejsze! Gdzieniegdzie na polach pojawiają się już żółte punkciki. Jeszcze trochę i będzie rzepakowy odlot. :)
Legnica - Prostynia - Dunino - Janowice Wielkie - Krajów - Sichówek - Sichów - szutrami do Bogaczowa - Chroślice - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria 25-50 km
- DST 55.92km
- Czas 03:01
- VAVG 18.54km/h
- VMAX 47.02km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 606m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
wietrzna masakra
Środa, 15 kwietnia 2015 • dodano: 15.04.2015 | Komentarze 4
Po weekendowych szaleństwach trochę odpoczęły już nam nogi, znaczy się mnie i Monice, więc postanowiłyśmy wykorzystać dzisiejszą piękną pogodę i wyskoczyć na krótką rundkę po pracy. Zwłaszcza, że od jutra ma być tendencja zniżkowa w temperaturze. Zaproponowałam, żebyśmy obczaiły nową szutrową ścieżkę, która pojawiła się w Chełmach. Do Sichowa dojechałyśmy przez Winnicę i Krajów, zmasakrowane przez zachodnio-północny wiatr. Wiało prawie 70 km/h. Z racji mojej wagi, chwilami miałam wrażenie, że zdmuchnie mnie z drogi. :) Dobrze chociaż, że ten halny był ciepły. Taka tam wiosenna bryza od Nysy Szalonej. :) Niemniej jednak, kiedy wjechałyśmy na podjazd prowadzący do Stanisławowa, odetchnęłyśmy z ulgą, że skończyły się nasze wiatrowe męki. Zaraz po wjechaniu do lasu odbiłyśmy z asfaltu na wspomnianą szutrówkę. Słyszałam, że jest elegancka. To mało powiedziane - okazało się, że to dosłownie leśna autostrada. Jechało się szybko i gładko. Leśne miodzio. :)

Niestety nie mogło być zbyt pięknie. Szutrówka ma tylko 2,5 km. :( Ani się obejrzałyśmy, a wyjechałyśmy w Bogaczowie, z deczka zaskoczone, że ta piękna ścieżka tak szybko skończyła się. Na liczniku nabite miałyśmy raptem 25 km, godzina była 18:40. No i co tu robić? Wracać już do Legnicy? Bez sensu. :) Zaproponowałam wjazd na Górzec i zjazd szutrami do Męcinki. Monika po raz kolejny okazała się bardzo konkretną osobą, bo nie musiałam namawiać jej do przedłużenia trasy o dosyć spory podjazd. Błyskawicznie podjęłyśmy decyzję, że pakujemy się asfaltem na Górzec. Na podjeździe mało co nie wyzionęłam ducha, bo przycisnęłam trochę i pokonałam go najszybciej w życiu. Po odzyskaniu oddechów wbiłyśmy się na leśne szutry prowadzące do Męcinki. Już wiele razy wspominałam tutaj, że uwielbiam ten zjazd. I powtórzę to jeszcze wiele razy. UWIELBIAM SZUTROWY ZJAZD Z GÓRZCA DO MĘCINKI. :) Po zaliczeniu zjazdu, ze spokojnymi sumieniami stwierdziłyśmy, że możemy wracać już do Legnicy. :)
Na koniec jeszcze materiał poglądowy na Legnicę, Męcinkę oraz farmę wiatrową w Koskowicach z końcówki zjazdu z Górzca.
Na koniec jeszcze materiał poglądowy na Legnicę, Męcinkę oraz farmę wiatrową w Koskowicach z końcówki zjazdu z Górzca.

Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - szutrami do Bogaczowa - Górzec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria 50-75 km


