Krótko o mnie:

Więcej o mnie.
Moje maszyny:
Dawno, dawno temu:
- 2025, Lipiec1 - 2
- 2025, Czerwiec11 - 2
- 2025, Maj1 - 0
- 2025, Kwiecień6 - 2
- 2025, Marzec1 - 0
- 2024, Październik3 - 5
- 2024, Wrzesień6 - 0
- 2024, Sierpień4 - 2
- 2024, Lipiec8 - 0
- 2024, Czerwiec4 - 2
- 2024, Maj3 - 0
- 2024, Kwiecień8 - 0
- 2024, Marzec3 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2023, Listopad3 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 2
- 2023, Sierpień8 - 6
- 2023, Lipiec9 - 0
- 2023, Czerwiec6 - 4
- 2023, Maj4 - 4
- 2023, Kwiecień1 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Październik3 - 1
- 2022, Wrzesień2 - 0
- 2022, Sierpień8 - 2
- 2022, Lipiec5 - 6
- 2022, Czerwiec9 - 2
- 2022, Maj3 - 0
- 2022, Kwiecień1 - 0
- 2022, Marzec2 - 0
- 2022, Luty1 - 0
- 2022, Styczeń1 - 3
- 2021, Listopad1 - 0
- 2021, Październik3 - 0
- 2021, Wrzesień3 - 2
- 2021, Sierpień2 - 0
- 2021, Lipiec6 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 2
- 2021, Maj7 - 7
- 2021, Kwiecień1 - 0
- 2021, Luty2 - 4
- 2020, Wrzesień2 - 0
- 2020, Sierpień3 - 2
- 2020, Lipiec8 - 5
- 2020, Czerwiec5 - 4
- 2020, Maj1 - 0
- 2020, Marzec2 - 0
- 2019, Wrzesień1 - 2
- 2019, Sierpień5 - 4
- 2019, Lipiec3 - 2
- 2019, Czerwiec3 - 4
- 2019, Maj2 - 8
- 2019, Kwiecień4 - 8
- 2019, Marzec1 - 7
- 2018, Październik2 - 19
- 2018, Wrzesień3 - 6
- 2018, Sierpień3 - 7
- 2018, Lipiec3 - 13
- 2018, Maj2 - 2
- 2018, Kwiecień4 - 11
- 2017, Grudzień1 - 10
- 2017, Październik2 - 7
- 2017, Sierpień3 - 13
- 2017, Lipiec2 - 5
- 2017, Czerwiec3 - 5
- 2017, Maj3 - 10
- 2017, Kwiecień1 - 3
- 2017, Marzec2 - 12
- 2017, Luty1 - 0
- 2017, Styczeń4 - 36
- 2016, Grudzień4 - 47
- 2016, Październik3 - 47
- 2016, Wrzesień11 - 100
- 2016, Sierpień12 - 64
- 2016, Lipiec7 - 66
- 2016, Czerwiec11 - 73
- 2016, Maj16 - 99
- 2016, Kwiecień6 - 54
- 2016, Marzec4 - 19
- 2016, Luty6 - 19
- 2016, Styczeń4 - 50
- 2015, Grudzień6 - 55
- 2015, Listopad4 - 28
- 2015, Październik8 - 27
- 2015, Wrzesień11 - 47
- 2015, Sierpień18 - 58
- 2015, Lipiec16 - 70
- 2015, Czerwiec8 - 24
- 2015, Maj11 - 57
- 2015, Kwiecień12 - 30
- 2015, Marzec9 - 38
- 2015, Luty7 - 58
- 2015, Styczeń2 - 10
- 2014, Grudzień2 - 8
- 2014, Listopad2 - 19
- 2014, Październik7 - 71
- 2014, Wrzesień8 - 61
- 2014, Sierpień8 - 36
- 2014, Lipiec4 - 26
- 2014, Czerwiec9 - 18
- 2014, Maj8 - 18
- 2014, Kwiecień5 - 18
- 2014, Marzec12 - 52
- 2014, Luty4 - 28
- 2014, Styczeń1 - 10
- 2013, Grudzień3 - 16
- 2013, Listopad3 - 80
- 2013, Październik8 - 59
- 2013, Wrzesień7 - 43
- 2013, Sierpień10 - 35
- 2013, Lipiec10 - 39
- 2013, Czerwiec13 - 23
- 2013, Maj8 - 25
- 2013, Kwiecień15 - 10
- 2013, Marzec7 - 2
- 2013, Luty6 - 5
- 2013, Styczeń3 - 0
- 2012, Grudzień3 - 14
- 2012, Listopad1 - 2
- 2012, Sierpień3 - 8
- 2012, Lipiec11 - 0
- 2012, Czerwiec8 - 0
- 2012, Maj5 - 0
- 2012, Kwiecień4 - 0
- 2012, Marzec1 - 0
- 2011, Sierpień2 - 0
- 2011, Czerwiec1 - 0
- 2011, Maj5 - 0
- 2011, Kwiecień2 - 0
- 2010, Czerwiec4 - 0
- 2010, Kwiecień1 - 0
- 2009, Wrzesień3 - 0
- DST 155.55km
- Czas 08:07
- VAVG 19.16km/h
- VMAX 56.78km/h
- Temperatura 16.5°C
- Podjazdy 1924m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
drugi dystans życia (Zapora Pilchowicka - Kapella)
Sobota, 2 maja 2015 • dodano: 04.05.2015 | Komentarze 12
We wtorek rzuciłam Monice pomysł na trzaśnięcie kolejnej setki w tym sezonie. Monice nie trzeba dwa razy powtarzać i zgodziła się od razu. W czwartek, kiedy pojawiły się już pewniejsze prognozy pogody na majówkę, sprecyzowałam plany i padło hasło: "Zapora Pilchowicka". Ja już byłam tam w 2013 r., ale tak bardzo spodobało mi się to miejsce, że zapewne wrócę tam jeszcze parę razy w swoim rowerowym życiu. :)
Prognozy pogody sprawdziły się, bo od samego rana była przepiękna, słoneczna pogoda, aczkolwiek nie było jakoś specjalnie ciepło - było rześko. Tuż po 9" wyruszyłam z Monią na kolejną setkę. Jak się potem okazało, wyszło prawie rekordowo, ale o tym za chwilę...
Standardowo przez Słup, Pomocne i Muchów dosyć szybko dojechałyśmy do Starej Kraśnicy, gdzie tuż przed zjazdem do niej na horyzoncie pojawiły się pierwsze na trasie widoczki, na które liczyłyśmy, że będą pojawiać się dzisiaj w sporej ilości, bo przejrzystość powietrza była dosyć dobra.
W centrum kadru tzw. Śląska Fudżijama, czyli chyba następny cel naszej kolejnej setki w sezonie. :)
Prognozy pogody sprawdziły się, bo od samego rana była przepiękna, słoneczna pogoda, aczkolwiek nie było jakoś specjalnie ciepło - było rześko. Tuż po 9" wyruszyłam z Monią na kolejną setkę. Jak się potem okazało, wyszło prawie rekordowo, ale o tym za chwilę...
Standardowo przez Słup, Pomocne i Muchów dosyć szybko dojechałyśmy do Starej Kraśnicy, gdzie tuż przed zjazdem do niej na horyzoncie pojawiły się pierwsze na trasie widoczki, na które liczyłyśmy, że będą pojawiać się dzisiaj w sporej ilości, bo przejrzystość powietrza była dosyć dobra.
W centrum kadru tzw. Śląska Fudżijama, czyli chyba następny cel naszej kolejnej setki w sezonie. :)

Spoglądamy w lewo i widzimy pasmo Gór Kaczawskich oraz jeden z jego najwyższych szczytów - Okole (718 m.n.p.m.), gdzie też w tym sezonie chcę zabrać Monikę.

I najbardziej w lewo dalsza część Gór Kaczawskich, ze Skopcem (724 m.n.p.m.), czyli najwyższym szczytem tego pasma górskiego.

Koniec krótkiej lekcji geografii. :P Po zjechaniu do Starej Kraśnicy, dalej przez Świerzawę udałyśmy się w stronę Sokołowca, gdzie w towarzystwie obłędnie żółtych rzepaków zaczęłyśmy pokonywać coraz większe podjazdy na trasie.

Podczas wspinaczki na Przełęcz Rząśnicką znowu towarzyszyła nam Ostrzyca Proboszczowicka.

Po wymęczeniu podjazdu na przełęcz, w końcu pojawił się drugi konkretny zjazd na trasie - do Janówka. Dwa lata temu był tam rozpadający się asfalt. Teraz jest tam stół, można naprawdę zaszaleć. :))) I tak sobie pomykałyśmy z Monią ciągle do przodu, raz pod górę, raz ostro w dół i licznik przewyższeń ciągle nam rósł.
Za Czernicą pojawiła się kolejna sztajfa. Niby podjazd krótki, ale dziad taki ostry, że tak samo jak dwa lata temu, nie dałam mu rady. Nie ma się czego wstydzić - nie po to jeżdżę na rowerze, żeby coś komuś udowadniać. Sic! Monia też wymiękła. Kurtyna. To znaczy, że podjazd jest naprawdę sztywny. Niemniej jednak miło było sobie uskutecznić spacerek w towarzystwie pięknych okoliczności przyrody. A tuż za szczytem sztajfy pojawiło się takie oto widokowe cudo. Zapora była już na wyciągnięcie ręki - po mojej prawej stronie jest wzniesienie Czyżyk i to właśnie obok niego jest Jezioro Pilchowickie.
Za Czernicą pojawiła się kolejna sztajfa. Niby podjazd krótki, ale dziad taki ostry, że tak samo jak dwa lata temu, nie dałam mu rady. Nie ma się czego wstydzić - nie po to jeżdżę na rowerze, żeby coś komuś udowadniać. Sic! Monia też wymiękła. Kurtyna. To znaczy, że podjazd jest naprawdę sztywny. Niemniej jednak miło było sobie uskutecznić spacerek w towarzystwie pięknych okoliczności przyrody. A tuż za szczytem sztajfy pojawiło się takie oto widokowe cudo. Zapora była już na wyciągnięcie ręki - po mojej prawej stronie jest wzniesienie Czyżyk i to właśnie obok niego jest Jezioro Pilchowickie.

Czym prędzej popędziłyśmy w dół, potem znowu pod górę i w końcu wylądowałyśmy w magicznej krainie. :)

Do zapory zjeżdża się przepięknym wąwozem, który stanowi jeden z odcinków Rajdu Karkonoskiego. Po drodze mija się także bardzo urokliwy most kolejowy nad Bobrem.

Oczywiście na most musowo trzeba wejść, jak się tam jest. Poprawiono stan drewnianych kładek, więc wejście na wiadukt nie jest już tak ryzykowne jak jeszcze do niedawna było.

I rzut okiem na jezioro, które mieniło się dzisiaj przepięknym niebieskim kolorem. Pływałabym sobie taką żaglóweczką w taką pogodę. :)

Tuż przy stacyjce kolejowej naszym oczom ukazała się przepiękna panorama części Karkonoszy (po prawej widoczne Śnieżne Kotły). Rewelka!


Most widziany tuż spod tamy. No i niech mi ktoś powie, że nie jest tam pięknie?

Kto dotrwał do tego miejsca, w końcu doczekał się zapory. :)

I dzielne rowerzystki, które nieświadomie wybrały się na bicie swoich życiówek na rowerze, tzn. jedna na bicie, druga na powtórzenie własnego rekordu. :)

Jeszcze fotki samej zapory...


...i po odpoczynku czas było zabrać tyłki w drogę powrotną. Zaplanowałam zjazd do Jeleniej Góry, bo chciałam wrócić inną drogą, niż tą którą przyjechałyśmy nad zaporę. Na odcinku do Jeleniej, prawie przez cały czas, towarzyszyły nam Karkonosze. Nie wiedziałam czy mam skupiać się na widoczkach, czy na czerpaniu frajdy ze zjazdów. Mogłabym mieszkać w tych okolicach...

Tuż po 16" zjechałyśmy do Jeleniej Góry, gdzie zarządziłam postój w McDonalds'ie. Stałam w kolejce chyba z 20 minut, tak było dużo ludzi. Co najgorsze - pełno rodzin z małymi dziećmi i rodzice tacy zadowoleni, że nie musieli gotować obiadów. A grubaski rosną... W każdym razie po wciągnięciu miliona kalorii, poczułam się jak nowo narodzona. :)

Niestety nie mogłyśmy zbyt długo siedzieć w Jeleniej, bo czas nas gonił, a do domu zostało jeszcze kilkadziesiąt ładnych kilometrów. Ostatni rzut oka na Karkonosze z wiaduktu...

...i wbiłyśmy się na drogę prowadzącą na Kapellę - jeden ze słynniejszych podjazdów w regionie. Osobiście nie uważam go za jakiegoś mega trudnego i według mnie za bardzo obrósł legendą. Podjazd jest po prostu rozwleczony, a nie jakiś masakrycznie stromy. Początkowo Monika towarzyszyła mi we wspinaczce na szczyt podjazdu, potem jak zwykle zostałam sama na placu boju.
Tutaj zdjęcie robię przy dużym zoomie, będąc kilkadziesiąt metrów niżej. :)
Tutaj zdjęcie robię przy dużym zoomie, będąc kilkadziesiąt metrów niżej. :)

Kiedy Monia kończyła podjazd, ja dzielnie obfotografowałam widoczki.

Jeszcze jedno pamiątkowe zdjęcie na szczycie Kapelli i skończył się etap widoczkowy na dzisiejszej wycieczce. Warunki pogodowe do zdjęć były dzisiaj idealne!

Chwilę potem prułyśmy już z górki na pazurki, znaczy się z Kapelli do Wojcieszowa. Zjazd przez Podgórki z początku jest naprawdę ostry, więc nawet mi (miłośniczce zjazdów) śmierć zajrzała w oczy. :) Po zjeździe okazało się, że podczas niego miałyśmy z Moniką takie same myśli - co by było gdyby np. urwała nam się linka od hamulca? Pozostałoby wybierać na którym drzewie chcemy się zatrzymać. :)
Ani się obejrzałyśmy, a dojechałyśmy do Wojcieszowa, gdzie zaliczyłam lekkiego zonka zobaczywszy, że po przejechaniu zaplanowanej trasy wyjdzie nam kilkanaście kilometrów więcej niż zakładałam. Nie było jak skrócić trasy, więc jechałyśmy dalej. Przez Kaczorów, Mysłów (gdzie dobił nas przedostatni podjazd na trasie), a następnie mega szybkim, gładkim zjazdem do Lipy. Po nieco ponad 9 godzinach jazdy wjechałyśmy w końcu na swoje śmieci, czyli PK Chełmy. Stąd już "rzut beretem" do domu. :) Żeby nie było za łatwo na ostatnim podjeździe, za Siedmicą, wydarłam się, że nie mam już siły na dalszą jazdę. Monia dzielnie mnie dopingowała i tak to pomogło, że za Siedmicą poprułam jak szalona. Przy okazji dostałam napadu śmiechu ze zmęczenia i ze świadomości, że trzaśniemy "ciut" więcej kilometrów niż 100. Dalej powrót standardowo przez Paszowice, Piotrowice i Słup. Od Przybyłowic towarzyszył nam piękny zachód słońca, a rzepaki mieniły się śliczną żółcią. Do Legnicy wróciłyśmy tuż przed 21" - mocno zmęczone, ale mega zadowolone. Wycieczka była fantastyczna - pod względem widokowym i pogodowym. Ostatecznie Monia walnęła sobie życiówkę, a ja prawie ją wyrównałam, bo mój dotychczasowy rekord dnia wynosi 160 km.
Jeszcze raz wielkie dzięki Monia na towarzystwo i do następnej "setki". :)
I wracając jeszcze na koniec do mojej niedawnej przygody z osą...
Ani się obejrzałyśmy, a dojechałyśmy do Wojcieszowa, gdzie zaliczyłam lekkiego zonka zobaczywszy, że po przejechaniu zaplanowanej trasy wyjdzie nam kilkanaście kilometrów więcej niż zakładałam. Nie było jak skrócić trasy, więc jechałyśmy dalej. Przez Kaczorów, Mysłów (gdzie dobił nas przedostatni podjazd na trasie), a następnie mega szybkim, gładkim zjazdem do Lipy. Po nieco ponad 9 godzinach jazdy wjechałyśmy w końcu na swoje śmieci, czyli PK Chełmy. Stąd już "rzut beretem" do domu. :) Żeby nie było za łatwo na ostatnim podjeździe, za Siedmicą, wydarłam się, że nie mam już siły na dalszą jazdę. Monia dzielnie mnie dopingowała i tak to pomogło, że za Siedmicą poprułam jak szalona. Przy okazji dostałam napadu śmiechu ze zmęczenia i ze świadomości, że trzaśniemy "ciut" więcej kilometrów niż 100. Dalej powrót standardowo przez Paszowice, Piotrowice i Słup. Od Przybyłowic towarzyszył nam piękny zachód słońca, a rzepaki mieniły się śliczną żółcią. Do Legnicy wróciłyśmy tuż przed 21" - mocno zmęczone, ale mega zadowolone. Wycieczka była fantastyczna - pod względem widokowym i pogodowym. Ostatecznie Monia walnęła sobie życiówkę, a ja prawie ją wyrównałam, bo mój dotychczasowy rekord dnia wynosi 160 km.
Jeszcze raz wielkie dzięki Monia na towarzystwo i do następnej "setki". :)
I wracając jeszcze na koniec do mojej niedawnej przygody z osą...

Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Słup - Chroślice - Bogaczów - Pomocne - Muchów - Jurczyce - Stara Kraśnica - Świerzawa - Sędziszowa - Sokołowiec - Rząśnik - Czernica - Strzyżowiec - Zapora Pilchowicka - Siedlęcin - Jeżów Sudecki - Jelenia Góra - Dziwiszów - Podgórki - Wojcieszów - Kaczorów - Mysłów - Lipa - Nowa Wieś Mała - Siedmica - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria pow. 150 km
- DST 13.06km
- Czas 00:41
- VAVG 19.11km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
na myjkę
Niedziela, 26 kwietnia 2015 • dodano: 26.04.2015 | Komentarze 0
Wczoraj wieczorem wyskoczyłam jeszcze do centrum, bo musiałam umyć rower. Data wycieczki dzisiejsza, bo blog wariuje jak doda się 2 wycieczki z tego samego dnia.
Kategoria 1-25 km
- DST 78.35km
- Czas 04:11
- VAVG 18.73km/h
- VMAX 45.70km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 774m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
terenowo po PK Chełmy
Sobota, 25 kwietnia 2015 • dodano: 26.04.2015 | Komentarze 9
Ostrzegam - będzie duuuużo zdjęć. :P
No! Pykła pierwsza 30-stka w tym roku. :))))
No! Pykła pierwsza 30-stka w tym roku. :))))

Taką pogodę jaka była dzisiaj, to ja rozumiem. Aczkolwiek wiatr znów był trochę upierdliwy, ale nie będę narzekać, bo wolę po stokroć lampę, temperaturę oscylującą wokół 30°C i wiatr, niż deszcz i zimnicę. Niestety na dzisiejszą wycieczkę musiałam udać się sama, bo Monika postanowiła odchamić się z koleżanką w teatrze. Dała jednak radę wyskoczyć na małą rundkę po okolicy i tak samo jak przed tygodniem - zupełnie przypadkowo spotkałyśmy się tuż za Legnicą. Ona wracała już do domu, a ja dopiero zaczynałam podbój Chełmów. Zaplanowałam na dzisiaj poodkrywanie nowych ścieżek, bo nadal jest sucho w lasach i na szutrach, więc trzeba korzystać z tych dobrodziejstw.
Wszelkie dzikie czereśnie, wiśnie i mirabelki mają teraz swoje apogeum kwitnienia. Wygląda to pięknie! KOCHAM WIOSNĘ! :)

W Słupie trzasnęłam pierwszą fotę mojej skromnej osoby. Przez brak towarzystwa nie miałam kogo molestować o robienie mi zdjęć, więc musiałam szukać dobrych podpórek pod aparat, a o to w terenie niestety ciężko.

Zieleń przeplata się teraz z białością i szkoda, że ta mieszkanka szybko zniknie.

Żółć też już zaczyna się panoszyć. :)

Ze Słupa udałam się w stronę Męcinki, a następnie szutrami dojechałam do Chełmca i dalej do Myśliborza. I główny motyw dzisiejszego wypadu.

Z Myśliborza odbiłam na szutrowo-polno-trawiasty szlak do Paszowic, który jest rewelacyjną alternatywą dla nudnego asfaltu łączącego obie miejscowości.

Po kilkunastu minutach wylądowałam najpierw w Paszowicach, a potem w Kłonicach, gdzie rozpoczęłam swoją wspinaczkę na wzgórze Radogost, na którym znajduje się wieża widokowa, skąd roztaczają się rewelacyjne widoki na okolice bliższe i dalsze. Zdjęcie tego nie oddaje, ale tam naprawdę jest ostro pod górę, więc uskuteczniłam sobie spacerek, bo prędzej spaliłabym sobie mięśnie w łydkach, niż podjechała ten szlak.

I bang. Jest wieża widokowa.

Na schodach prowadzących na górę wieży nie mogło zabraknąć miłosnych wyznań. :)

Na górze wieży pizgało niemiłosiernie, więc pstryknęłam szybko kilka fotek i wróciłam na dół.
Od lewej: wzgórze Rataj, Bazaltowa Góra, Męcinka oraz Paszowice.

Na zdjęcie załapały się też Karkonosze, które były dzisiaj dosyć dobrze widoczne.

Fotograf też miał swoje 5 minut. :)

Pierwszy ze szlaków, który postanowiłam dzisiaj odkryć, to czerwony prowadzący do Grobli. Jeszcze nigdy nie zjeżdżałam z Radogost w stronę Grobli, a zjazd jest dosyć ostry, więc wolałam nie ryzykować gleby i znowu pospacerowałam sobie.

Na szczęście tylko przez kilkadziesiąt metrów szlak jest stromy. Potem zamienia się w polny szuter, a następnie prowadzi przez las i jest naprawdę fajowy. Lekki teren, ciągle w dół. Mniam. :)

Po kilku minutach leśnej frajdy wylądowałam w Grobli. Wieś urokliwa, mogłabym mieć tam domek do relaksowania się w weekendy.

Jak zobaczyłam, że z lasu wybiegły dwa dosyć duże psy, to momentalnie zrobiło mi się słabo. Po ostatniej przygodzie z psami bardzo boję się tych wiejskich dużych kundli. :( Na szczęście dosyć szybko okazało się, że tym razem pieski były bardzo pokojowo nastawione i zaczęły zabiegać o moje względy.

Mieszaniec wilczura i huskiego szybko odpuścił, ale labrador skrzętnie liczył mi każdy kęs bułki. :)

No i skończyło się na tym, że głodna ruszyłam dalej. :) Zielonym szlakiem udałam się w stronę Siedmicy.

Szlak jest lajtowy, bo biegnie brzegiem lasu albo przez pola.

W Siedmicy odbiłam w stronę Myślinowa, do którego dojeżdża się cudownymi leśnymi szutrami, jednymi z lepszych w Chełmach.

Swą wycieczkę zielonym i niebieskim szlakiem zakończyłam w miejscu, w którym pojawił się drogowskaz wskazujący czarny szlak prowadzący do Wąwozu Myśliborskiego. To był drugi szlak, który postanowiłam dzisiaj odkryć. Jest słynny w naszym regionie, ze względu na to, że jest chyba najbardziej terenowym w Chełmach.

Trochę wahałam się czy pakować się w nieznaną mi dzicz, ale do odważnych świat należy i po chwili mknęłam już leśnym duktem.

Zaraz na początku szlaku pojawiła się pierwsza przeszkoda.

Tylko przez pierwszych kilkadziesiąt metrów szlak składa się z dwóch ścieżek, potem zamienia się w bardzo przyjemny leśno-wąwozowy singielek.


Szlak kilka razy przecina się ze strumykiem i w dniu dzisiejszym osiągnęłam nowy level w przenoszeniu roweru przez strumyk. :)






W środku wąwozu czarny szlak w swojej terenowej odsłonie kończy się i zamienia się w typowo leśny, lajtowy dukt.

Podsumowując wrażenia z pierwszego przejazdu czarnym - szlak jest naprawdę rewelacyjny! Są korzonki, kamienie, przejazdy przez strumyk, można podszkolić technikę jazdy w terenie. Nastawiłam się jednak na większy hardcor, a tu się okazało, że przejechałam go zupełnie bezproblemowo, a wiadomo, że moje umiejętności techniczne nie są na jakimś wysokim poziomie. Po deszczach na pewno jest tam mega hardcorowo, ale obecnie, kiedy jest sucho w lasach ten szlak to cud, miód i orzeszki. :) Po wyjechaniu z lasu, trawiastym zjazdem pomknęłam w stronę Myśliborza.

I skończyły się fajne, terenowe odcinki. Za Myśliborzem to już płaskie, asfaltowe nudy. :P Żeby urozmaicić sobie jeszcze wycieczkę, do Legnicy postanowiłam wrócić przez Legnickie Pole. Nadrobiłam trochę kilometrów, ale dla takich szutrów warto było. :)

Do domu wróciłam dosyć mocno zmęczona, bo jednak terenowe odcinki dają dwa razy bardziej w dupę, niż bujanina po asfaltach. Wycieczkę oceniam 10/10. Było super i jak dotąd - najlepiej samotnie w tym roku. :)
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Męcinka - szutrami do Chełmca - Myślibórz - Paszowice - Kłonice - Radogost - Grobla - Siedmica - Wąwóz Myśliborski - Myślibórz - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Małuszów - Czarnków - Lubień - Legnickie Pole - Bartoszów - Legnica
p.s. Także ten. Szykuj się Monia, bo przy nadarzającej się okazji zamierzam powtórzyć tę traskę. :) Albo proś o deszcz. :))
p.s. Także ten. Szykuj się Monia, bo przy nadarzającej się okazji zamierzam powtórzyć tę traskę. :) Albo proś o deszcz. :))
Kategoria 75-100 km
- DST 10.69km
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
nic wielkiego
Piątek, 24 kwietnia 2015 • dodano: 24.04.2015 | Komentarze 0
Takie tam kolebanie się po mieście wczoraj i dzisiaj w celach różnych.
Kategoria 1-25 km
- DST 36.26km
- Czas 01:58
- VAVG 18.44km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 272m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
lajcik po lasach + kapeć w gratisie
Wtorek, 21 kwietnia 2015 • dodano: 22.04.2015 | Komentarze 3
Dzisiejsza pogoda to znowu zmyłka.

Chyba jeszcze nigdy nie wyszłam na rower przy takim wietrze i nie załadowałam się na trasę pod wiatr. Kilka razy jakieś boczne podmuchy prawie zdmuchnęły nas do rowu. Tylko skąd ta bryza na nizinach? :) Na szczęście zaraz po wjechaniu do lasów skończyły się nasze wiatrowe męki.
Dzisiaj postawiłyśmy z Moniką na totalny relaks. Jedyna rzecz dla której warto jeździć na północ, to leśne szutry, których jest tam naprawdę sporo.
Dzisiaj postawiłyśmy z Moniką na totalny relaks. Jedyna rzecz dla której warto jeździć na północ, to leśne szutry, których jest tam naprawdę sporo.

I mimo że to niziny, to nawet gdzieś po drodze trafił się widoczek z Karkonoszami w roli głównej. Telefon nie ogarnął jednak tematu.

W każdym razie było dzisiaj mega lajtowo, aczkolwiek od samego początku zaczęłyśmy wywoływać z Moniką wilka z lasu. Najpierw ja, kiedy stwierdziłam, że w tych lasach bardzo łatwo się zgubić i zaraz potem zaczęłam błądzić na szlaku, którym kiedyś już jechałam. Następnie Monika, kiedy palnęła, że nie chciałaby złapać w tych lasach kapcia i że ma jakiegoś sąsiada, który też jeździ na rowerze, ale tylko do momentu, kiedy złapie flaka, bo ostatnio zdarzyło mu się to dwa razy. Tylko nie rozumiem dlaczego to mnie w pewnym momencie zrobiło się mięciutko na przodzie? To nie ja gadałam o tych kapciach! :(
W każdym razie trzeba było zakasać rękawy, bo powietrze zeszło w przeciągu kilku sekund, a do domu było jeszcze kilka kilometrów. Po raz pierwszy przyszło mi zmieniać dętkę samodzielnie, bo przy poprzednich dwóch kapciach (które złapałam w poprzednich sezonach) zawsze miałam jakiegoś faceta do pomocy. Na szczęście wiem jak to się robi, sprzęt miałam, więc do dzieła. :)
W każdym razie trzeba było zakasać rękawy, bo powietrze zeszło w przeciągu kilku sekund, a do domu było jeszcze kilka kilometrów. Po raz pierwszy przyszło mi zmieniać dętkę samodzielnie, bo przy poprzednich dwóch kapciach (które złapałam w poprzednich sezonach) zawsze miałam jakiegoś faceta do pomocy. Na szczęście wiem jak to się robi, sprzęt miałam, więc do dzieła. :)

Było ciepło, wiosna pełną gębą, więc mimo wszystko humor mnie nie opuścił. :)


Poszło mi dosyć sprawnie, Monia stwierdziła, że jestem jej mistrzynią, bo ona już dawno uskuteczniałaby spacerek. :) Po przymusowej przerwie dotarłyśmy do Legnicy z mega bananami na gębach, bo tak było fajowo na wycieczce. :))
Legnica - Pątnów - Bieniowice - Miłogostowice - Raszowa Mała - Dobrzejów - Legnica
Kategoria 25-50 km
- DST 48.32km
- Czas 02:35
- VAVG 18.70km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 400m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
poweselny lajcik
Niedziela, 19 kwietnia 2015 • dodano: 19.04.2015 | Komentarze 2
Dobrze, że wczoraj była beznadziejna wietrzno-deszczowa pogoda, to przynajmniej nie było mi żal, że nie wyskoczę na rower. :) Czas spędziłam również aktywnie, bo na weselnym szaleństwie. Do domu zwlekłam się tuż po 5", spać poszłam o 6", a o 11" trzeba było już wstać, bo błękit nieba wdzierał się do mieszkania. Ogarnęłam się i tuż po 13" wyruszyłam w stronę Chełmów. Na podjazdy w stylu Stanisławów nie miałam dzisiaj najmniejszej ochoty, więc postanowiłam zrobić kółeczko po ulubionych szutrach. Tuż za Legnicą minęłam się z Moniką, która akurat wracała z objazdówki po Chełmach. Zamieniłyśmy kilka zdań i Monika wróciła do domu, a ja powlekłam się pokacowym tempem w stronę Dunina.
Sezon na magnolie w pełni!
Sezon na magnolie w pełni!

Za Duninem wbiłam się na jeden z moich ulubionych szutrów, prowadzący do Janowic Wielkich, a następnie do Krajowa. Parafrazując Cremastera - dzisiejsza lampa to zmyłka. Nadal pizga. :/ Na szczęście przez większość trasy jechałam z bocznym halnym albo w plecy.

Końcówka tego szutru z Dunina do Krajowa to zjazd w a'la wąwozie. Tylko dlaczego ten zjazd jest taki krótki? :(

Dalej standardowo przez Sichówek dojechałam do Sichowa, gdzie zaraz na początku podjazdu do Stanisławowa odbiłam w las i wjechałam na szuter prowadzący do Bogaczowa (odkryty w środę).

Miejscami przez drzewa przebijają się widoki na Legnicę. Niestety zdjęcie tego nie oddaje.

Po wyjechaniu z lasu w Bogaczowie skierowałam się w stronę Chroślic, gdzie na zjeździe wiatr dzielnie stawiał mi opór. Dalej do Legnicy wróciłam standardowo przez Słup. A na koniec wycieczki dziabnęła mnie osa w palec. :( Coś zaczęło mi brzęczeć przy kasku, no to machnęłam ręką. I po chwili miałam już żądło w palcu. Bez komentarza.
Aha. I najważniejsze! Gdzieniegdzie na polach pojawiają się już żółte punkciki. Jeszcze trochę i będzie rzepakowy odlot. :)
Legnica - Prostynia - Dunino - Janowice Wielkie - Krajów - Sichówek - Sichów - szutrami do Bogaczowa - Chroślice - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria 25-50 km
- DST 55.92km
- Czas 03:01
- VAVG 18.54km/h
- VMAX 47.02km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 606m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
wietrzna masakra
Środa, 15 kwietnia 2015 • dodano: 15.04.2015 | Komentarze 4
Po weekendowych szaleństwach trochę odpoczęły już nam nogi, znaczy się mnie i Monice, więc postanowiłyśmy wykorzystać dzisiejszą piękną pogodę i wyskoczyć na krótką rundkę po pracy. Zwłaszcza, że od jutra ma być tendencja zniżkowa w temperaturze. Zaproponowałam, żebyśmy obczaiły nową szutrową ścieżkę, która pojawiła się w Chełmach. Do Sichowa dojechałyśmy przez Winnicę i Krajów, zmasakrowane przez zachodnio-północny wiatr. Wiało prawie 70 km/h. Z racji mojej wagi, chwilami miałam wrażenie, że zdmuchnie mnie z drogi. :) Dobrze chociaż, że ten halny był ciepły. Taka tam wiosenna bryza od Nysy Szalonej. :) Niemniej jednak, kiedy wjechałyśmy na podjazd prowadzący do Stanisławowa, odetchnęłyśmy z ulgą, że skończyły się nasze wiatrowe męki. Zaraz po wjechaniu do lasu odbiłyśmy z asfaltu na wspomnianą szutrówkę. Słyszałam, że jest elegancka. To mało powiedziane - okazało się, że to dosłownie leśna autostrada. Jechało się szybko i gładko. Leśne miodzio. :)

Niestety nie mogło być zbyt pięknie. Szutrówka ma tylko 2,5 km. :( Ani się obejrzałyśmy, a wyjechałyśmy w Bogaczowie, z deczka zaskoczone, że ta piękna ścieżka tak szybko skończyła się. Na liczniku nabite miałyśmy raptem 25 km, godzina była 18:40. No i co tu robić? Wracać już do Legnicy? Bez sensu. :) Zaproponowałam wjazd na Górzec i zjazd szutrami do Męcinki. Monika po raz kolejny okazała się bardzo konkretną osobą, bo nie musiałam namawiać jej do przedłużenia trasy o dosyć spory podjazd. Błyskawicznie podjęłyśmy decyzję, że pakujemy się asfaltem na Górzec. Na podjeździe mało co nie wyzionęłam ducha, bo przycisnęłam trochę i pokonałam go najszybciej w życiu. Po odzyskaniu oddechów wbiłyśmy się na leśne szutry prowadzące do Męcinki. Już wiele razy wspominałam tutaj, że uwielbiam ten zjazd. I powtórzę to jeszcze wiele razy. UWIELBIAM SZUTROWY ZJAZD Z GÓRZCA DO MĘCINKI. :) Po zaliczeniu zjazdu, ze spokojnymi sumieniami stwierdziłyśmy, że możemy wracać już do Legnicy. :)
Na koniec jeszcze materiał poglądowy na Legnicę, Męcinkę oraz farmę wiatrową w Koskowicach z końcówki zjazdu z Górzca.
Na koniec jeszcze materiał poglądowy na Legnicę, Męcinkę oraz farmę wiatrową w Koskowicach z końcówki zjazdu z Górzca.

Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - szutrami do Bogaczowa - Górzec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 54.90km
- Czas 03:10
- VAVG 17.34km/h
- VMAX 40.30km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 552m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Stanisławów + zjazd terenem
Niedziela, 12 kwietnia 2015 • dodano: 12.04.2015 | Komentarze 3
Jakby mało było nam górek po wczorajszych wojażach, dzisiaj postanowiłyśmy z Moniką dołożyć sobie kolejnych. No ale grzechem byłoby zmarnowanie dzisiejszej iście wiosennej pogody na siedzenie w domu. Rano wstałam jak paralityk, ale dosyć szybko się rozchodziłam i po 12:30 jechałyśmy już z Moniką w wiadomym kierunku. Jak się nie ma pomysłu na wycieczkę, to jedzie się pod ruiny radiostacji. Tam zawsze jest fajnie. :) Najkrótszą z możliwych dróg dojechaliśmy do Sichówka, gdzie tuż przed podjazdem zupełnie przypadkowo spotkałyśmy Justynę i Krzyśka. Padło retoryczne pytanie: "Gdzie jedziecie?" :) Dalej do Stanisławowa postanowiliśmy jechać już razem. Oczywiście już na początku podjazdu Monika odcięła nas i tyle ją widzieliśmy. :) Nie wiem skąd ona czerpie te siły na podjazdy...

Wystarczyło, że wczoraj zostawiłam płuca na podjeździe pod Grodziec. Dzisiaj postawiłam na wiosenny relaks, więc prawie cały podjazd pokonałam w towarzystwie Justyny i Krzyśka.

A po wjechaniu na Rosochę okazało się, że widoczność jest dzisiaj 100/100!!! Rzadko zdarza się tak wyśmienita! Szkoda, że wczoraj nie było takiej przejrzystości na Grodźcu. :(
Po prawej Legnica:

Po lewej Grodziec i farma wiatrowa w Łukaszowie:


Nawet fotograf załapał się na fotę. :)

Ale te widoki za moimi plecami, to jeszcze nic. Po przejściu na drugą stronę wzgórza, naszym oczom ukazało się całe pasmo zaśnieżonych (jeszcze) Karkonoszy!!!


Daaaawno nie było tak dobrych widoków z Rosochy!!! Warto było wygramolić się dzisiaj z domu. :)
Pod radiostacją ja i Monika rozstałyśmy się z Justyną i Krzyśkiem, bo oni postanowili zjechać do Sichowa asfaltem, a ja na dzisiaj zaplanowałam zjazd terenowym niebieskim szlakiem, którym jeszcze nigdy nie zjeżdżałam, a słyszałam, że jest fajowy.
Najpierw chwilę jechałyśmy polną drogą, ale zaraz po wbiciu się do lasu, szlak zamienił się w fajową liściasto-kamienistą ścieżkę.

Pomimo kamoli, zjeżdżało się dosyć płynnie i szybko.



A po przeprawie przez rzeczkę i wyjeździe z lasu, wylądowałyśmy w szczerym polu. :D Jak jednak widać, rowerzyści ostro sobie używają ten szlak, bo były wyraźnie wyjeżdżone dwie nitki. Nie wyobrażam sobie jednak przejazdu przez to pole po deszczu. :/


Następnie szlak stał się trawiasty...

A jego koncówka to już polny, szybki zjazd do Sichowa.


Niebieski szlak oceniam 10/10. Zaczynam coraz bardziej lubić teren... :) Co prawda do błota nigdy się nie przekonam, ale takie leśno-polne szlaki są rewelacyjne.
Do Legnicy wróciłyśmy przez Dunino. Dzisiaj na szczęście obyło się bez "przygód" z psami. Wycieczka była bardzo udana. :) No i najważniejsze. Niniejszym wypadem wskoczył mi pierwszy tysiączek w tym roku. :)
Do Legnicy wróciłyśmy przez Dunino. Dzisiaj na szczęście obyło się bez "przygód" z psami. Wycieczka była bardzo udana. :) No i najważniejsze. Niniejszym wypadem wskoczył mi pierwszy tysiączek w tym roku. :)
Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Dunino - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 104.20km
- Czas 05:30
- VAVG 18.95km/h
- VMAX 48.31km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 996m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
lato w kwietniu i pierwsza stówka w tym roku
Sobota, 11 kwietnia 2015 • dodano: 12.04.2015 | Komentarze 3
W końcu udało mi się strzelić pierwszą setkę w tym sezonie. :) Zamek w Grodźcu musowo trzeba odwiedzić chociaż raz w roku, więc jak od tygodnia zapowiadali na dzisiaj lato, to z góry wiedziałam, gdzie pojadę. Punktualnie o 11" ruszyłyśmy z Moniką w drogę. Od samego rana było bardzo ciepło, więc ubrałam się dzisiaj jak na środek lata. Mega ciepełko potwierdzał zresztą termometr w liczniku, bo w południe dobiło do 30°C. :O
Droga do farmy wiatrowej w Łukaszowie minęła nam bardzo szybko, gdzie na horyzoncie w końcu pojawił się cel naszej wycieczki. :)
Droga do farmy wiatrowej w Łukaszowie minęła nam bardzo szybko, gdzie na horyzoncie w końcu pojawił się cel naszej wycieczki. :)

Tak, tak. Kupiłam garnek. Wystarczająco długo wystawiałam mózgownicę na potencjalny uraz. Powinnam była już dawno go kupić, ale ciągle miałam opory, bo wydawało mi się, że np. uduszę się od paska. :) Nic takiego się nie wydarzyło, a i Uvex wygodny, więc nie przeszkadzał mi podczas jazdy.
Na odcinku z Łukaszowa do Zagrodna zostałyśmy zmasakrowane przez paszczowiatr! Kolejna halna masakra nastąpiła za Zagrodnem. Jakby tego było mało, to zaczął się kilkukilometrowy podjazd do Grodźca. Uwielbiam takie akcje - pod górkę i pod wiatr. :/ Niemniej jednak z każdym podmuchem zbliżałyśmy się do celu.
Na odcinku z Łukaszowa do Zagrodna zostałyśmy zmasakrowane przez paszczowiatr! Kolejna halna masakra nastąpiła za Zagrodnem. Jakby tego było mało, to zaczął się kilkukilometrowy podjazd do Grodźca. Uwielbiam takie akcje - pod górkę i pod wiatr. :/ Niemniej jednak z każdym podmuchem zbliżałyśmy się do celu.

Coraz bliżej...

I po lekkim przyciśnięciu na podjeździe pod zamek, wjechałyśmy na dziedziniec bez płuc. Tzn. przynajmniej ja. :) Jak już je odzyskałam, to wszamałam obiadek i punktualnie o umówionej godzinie zjawili się Beata i Darek - do dzisiaj znani mi tylko z BeeSa. Nie trudno było ich rozpoznać, znaczy się Darka, z racji jego nietypowego roweru. Szybkie zapoznanie się, dłuższa pogadanka okołorowerowa i nadszedł czas wiadomo na co.
Oczywiście musiałam się wpakować na rower Darka i zobaczyć świat z poziomej perspektywy. :)
Oczywiście musiałam się wpakować na rower Darka i zobaczyć świat z poziomej perspektywy. :)

Wrażenia z kilkumetrowej jazdy (z asekuracją) - bezcenne. Musiałoby upłynąć dużo wody w Nysie Szalonej, zanim załapałabym jak się na tej maszynie jeździ. :)

Potem swoich sił spróbowała Monika i odniosła taki sam skutek - tzn. kilka machnięć pedałami w asekuracji. :) Darek mówił, że jak już człek rozkmini co i jak z tym rowerem, to jeździ się na nim tak wygodnie, że brakuje w nim tylko telewizorka na kierownicy. :D
Po quasi jeździe na Nimancie postanowiłyśmy z Moniką obczaić jeszcze widoczki z zamkowej wieży widokowej. Nasze maszyny zostawiłyśmy pod dobrą opieką, a same udałyśmy się na górę zamku.
Po quasi jeździe na Nimancie postanowiłyśmy z Moniką obczaić jeszcze widoczki z zamkowej wieży widokowej. Nasze maszyny zostawiłyśmy pod dobrą opieką, a same udałyśmy się na górę zamku.

Ale zanim widoczki... Główna część zamku:

I rzeczone widoczki. Niestety dzisiaj przejrzystość była kiepska i najdalej można było dojrzeć tylko Góry Kaczawskie. Karkonosze było widać tyle o ile.

Farma wiatrowa w Modlikowicach:

Po 1,5 godziny odpoczynku nadszedł czas pożegnania się, bo było coraz później, a musiałyśmy jeszcze z Moniką dobić do setki. Oczywiście nie mogło zabraknąć grupowej fotki z cyklu: "W ramkę". :)

Na koniec jeszcze obczajka na mapie pobliskich okolic...

I z górki na pazurki. Został po mnie kurz na zjeździe i Monika, Beata oraz Darek tyle mnie widzieli. :) Się na nich naczekałam... :)))))

Zjazd wszystkim smakował, bo każdy miał uśmiech dookoła głowy. :)

I chwilę potem trzeba było się rozstać, bo Beata i Darek mieszkają rzut kamieniem do zamku. Dzięki za przemiłe spotkanie i do następnego! :)
Z Nowej Wsi Grodziskiej mega szybko zjechałyśmy do Pielgrzymki, a tam w rzeczce bociek urządził sobie polowanie.
Z Nowej Wsi Grodziskiej mega szybko zjechałyśmy do Pielgrzymki, a tam w rzeczce bociek urządził sobie polowanie.

I towarzyszka prawie całej dzisiejszej wycieczki - Ostrzyca Proboszczowicka, na którą to dajemy z Monią strzałę, jak tylko zrobi się żółciutko na polach.

Dalej droga przebiegała bezproblemowo i mega przyjemnie, aż do Biegoszowa. Tam z jednego z gospodarstw nagle wyskoczyły do nas 2 wielkie psy - jeden mieszaniec huskiego, drugi wilczur. Na samo przypomnienie o tej sytuacji robi mi się słabo. Nie było gdzie uciekać, bo byłyśmy akurat na podjeździe, a z kolei nawrócenie też by nam nic nie dało, bo psy i tak by nas dogoniły. Husky był dosyć pokojowo nastawiony, bo tylko z daleka obwąchał nas i dał sobie z nami spokój. Ale wilczur dał nam popalić. Stałyśmy z Moniką jak sparaliżowane na środku jezdni, a ten chodził wokoło nas, obwąchiwał i szczekał na nas na całego. Jeszcze nigdy w życiu tak się nie bałam, że ugryzie mnie pies! Kilka razy podchodził do każdej z nas i wąchał od góry do dołu. Nogi tak mi się trzęsły, że strachu, że szok, a w głowie żadnego pomysłu na wyjście cało z opresji, bo przy jakimkolwiek naszym ruchu, wilczur coraz głośniej szczekał i nerwowo chodził wokół nas. Oczywiście pan właściciel nie raczył się zainteresować dlaczego pies szczeka przed domem. Jakieś babki z daleka zaczęły do nas krzyczeć, żebyśmy zawróciły, bo wilczur może ugryźć. Tylko jak się ruszyć, skoro wilczur nie spuszczał nas z oczu. Z opresji uratował nas jakiś kierowca. Widząc, że stoimy znieruchomiałe na środku jezdni musiał się zatrzymać, bo nie mógł przejechać. Wówczas wilczur przerzucił swoje zainteresowanie na auto i jak kierowca zaczął cofać, to wilczur zaczął za nim biec. Widząc, że pies chwilowo przestał się nami interesować, zaczęłyśmy z Moniką bardzo powoli iść przed siebie. Wówczas auto przejechało między nami, a wilczur w te pędy za nim. Dalej jednak szłyśmy, bo bałyśmy się, że jak wsiądziemy na rowery, to pies zawróci do nas. Na szczęście po kilkuset metrach biegu za autem pies zmęczył się i zszedł na pole obok jezdni. Wówczas bacznie go obserwując, udało nam się w końcu minąć go i zostawić za nami. UFFF!!! Widząc, że pies był już kawałek za nami, czym prędzej wsiadłyśmy na rowery i przed siebie ile sił w nogach. Przez jakieś następne pół godziny miałyśmy tak zrąbane humory, że szkoda gadać, bo którejś z nas mogła stać się poważna krzywda...
Rozpoczął się okres lęgowy żab, toteż minęłyśmy ich dzisiaj po drodze mnóstwo. Żywych i tych mniej ruchawych. :)
Rozpoczął się okres lęgowy żab, toteż minęłyśmy ich dzisiaj po drodze mnóstwo. Żywych i tych mniej ruchawych. :)

Z Pomocnego odbiłyśmy na Górzec, skąd zjechałyśmy szutrami do Chełmca.

Przypomniałam sobie dlaczego nie lubię tej wersji zjazdu z Górzca - na całym kilkukilometrowym odcinku leżą luźne kamienie oraz resztki asfaltu. Do tego dziury, więc bardzo łatwo można zaliczyć dzwona. Z Chełmca szutrami dojechałyśmy do Męcinki, a dalej to już standardowo.
Wycieczka byłaby absolutnie idealna, gdyby nie ta historia z psami. :/
Wycieczka byłaby absolutnie idealna, gdyby nie ta historia z psami. :/
Legnica - Szymanowice - Wilczyce - Krotoszyce - Ernestynów - Gierałtowiec - Łukaszów - Zagrodno - Uniejowice - Grodziec - Nowa Wieś Grodziska - Pielgrzymka - Jastrzębnik - Nowy Kościół - Biegoszów - Kondratów - Pomocne - Górzec - Chełmiec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria pow. 100 km
- DST 37.03km
- Czas 01:57
- VAVG 18.99km/h
- Temperatura 16.5°C
- Podjazdy 266m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
lajcik po lasach
Piątek, 10 kwietnia 2015 • dodano: 10.04.2015 | Komentarze 0
Uwielbiam jeździć w taką pogodę jaka była dzisiaj! Full lampa na niebie, lekki wiaterek, temperatura taka, że człowiek nie poci się jak świnia, pić się chce tyle o ile. Miodzio. :) Wybrałam się z Justyną w egzotyczne, jak dla mnie, rejony. Jeśli jadę już na północ, to tylko w te okolice co dzisiaj, gdzie można pojeździć po rewelacyjnych leśnych szutrach.
Oooo takich jak te:
Oooo takich jak te:


Lajtowa, mega relaksacyjna jazda - na poprawę humoru i wyluzowanie się po ciężkim tygodniu. :)
Legnica - Pątnów - Bieniowice - Miłogostowice - Raszówka - Dobrzejów - Legnica
Kategoria 25-50 km