Krótko o mnie:
Więcej o mnie.
Moje maszyny:
Dawno, dawno temu:
- 2025, Wrzesień3 - 0
- 2025, Sierpień9 - 2
- 2025, Lipiec2 - 2
- 2025, Czerwiec11 - 2
- 2025, Maj1 - 0
- 2025, Kwiecień6 - 2
- 2025, Marzec1 - 0
- 2024, Październik3 - 5
- 2024, Wrzesień6 - 0
- 2024, Sierpień4 - 2
- 2024, Lipiec8 - 0
- 2024, Czerwiec4 - 2
- 2024, Maj3 - 0
- 2024, Kwiecień8 - 0
- 2024, Marzec3 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2023, Listopad3 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 2
- 2023, Sierpień8 - 6
- 2023, Lipiec9 - 0
- 2023, Czerwiec6 - 4
- 2023, Maj4 - 4
- 2023, Kwiecień1 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Październik3 - 1
- 2022, Wrzesień2 - 0
- 2022, Sierpień8 - 2
- 2022, Lipiec5 - 6
- 2022, Czerwiec9 - 2
- 2022, Maj3 - 0
- 2022, Kwiecień1 - 0
- 2022, Marzec2 - 0
- 2022, Luty1 - 0
- 2022, Styczeń1 - 3
- 2021, Listopad1 - 0
- 2021, Październik3 - 0
- 2021, Wrzesień3 - 2
- 2021, Sierpień2 - 0
- 2021, Lipiec6 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 2
- 2021, Maj7 - 7
- 2021, Kwiecień1 - 0
- 2021, Luty2 - 4
- 2020, Wrzesień2 - 0
- 2020, Sierpień3 - 2
- 2020, Lipiec8 - 5
- 2020, Czerwiec5 - 4
- 2020, Maj1 - 0
- 2020, Marzec2 - 0
- 2019, Wrzesień1 - 2
- 2019, Sierpień5 - 4
- 2019, Lipiec3 - 2
- 2019, Czerwiec3 - 4
- 2019, Maj2 - 8
- 2019, Kwiecień4 - 8
- 2019, Marzec1 - 7
- 2018, Październik2 - 19
- 2018, Wrzesień3 - 6
- 2018, Sierpień3 - 7
- 2018, Lipiec3 - 13
- 2018, Maj2 - 2
- 2018, Kwiecień4 - 11
- 2017, Grudzień1 - 10
- 2017, Październik2 - 7
- 2017, Sierpień3 - 13
- 2017, Lipiec2 - 5
- 2017, Czerwiec3 - 5
- 2017, Maj3 - 10
- 2017, Kwiecień1 - 3
- 2017, Marzec2 - 12
- 2017, Luty1 - 0
- 2017, Styczeń4 - 36
- 2016, Grudzień4 - 47
- 2016, Październik3 - 47
- 2016, Wrzesień11 - 100
- 2016, Sierpień12 - 64
- 2016, Lipiec7 - 66
- 2016, Czerwiec11 - 73
- 2016, Maj16 - 99
- 2016, Kwiecień6 - 54
- 2016, Marzec4 - 19
- 2016, Luty6 - 19
- 2016, Styczeń4 - 50
- 2015, Grudzień6 - 55
- 2015, Listopad4 - 28
- 2015, Październik8 - 27
- 2015, Wrzesień11 - 47
- 2015, Sierpień18 - 58
- 2015, Lipiec16 - 70
- 2015, Czerwiec8 - 24
- 2015, Maj11 - 57
- 2015, Kwiecień12 - 30
- 2015, Marzec9 - 38
- 2015, Luty7 - 58
- 2015, Styczeń2 - 10
- 2014, Grudzień2 - 8
- 2014, Listopad2 - 19
- 2014, Październik7 - 71
- 2014, Wrzesień8 - 61
- 2014, Sierpień8 - 36
- 2014, Lipiec4 - 26
- 2014, Czerwiec9 - 18
- 2014, Maj8 - 18
- 2014, Kwiecień5 - 18
- 2014, Marzec12 - 52
- 2014, Luty4 - 28
- 2014, Styczeń1 - 10
- 2013, Grudzień3 - 16
- 2013, Listopad3 - 80
- 2013, Październik8 - 59
- 2013, Wrzesień7 - 43
- 2013, Sierpień10 - 35
- 2013, Lipiec10 - 39
- 2013, Czerwiec13 - 23
- 2013, Maj8 - 25
- 2013, Kwiecień15 - 10
- 2013, Marzec7 - 2
- 2013, Luty6 - 5
- 2013, Styczeń3 - 0
- 2012, Grudzień3 - 14
- 2012, Listopad1 - 2
- 2012, Sierpień3 - 8
- 2012, Lipiec11 - 0
- 2012, Czerwiec8 - 0
- 2012, Maj5 - 0
- 2012, Kwiecień4 - 0
- 2012, Marzec1 - 0
- 2011, Sierpień2 - 0
- 2011, Czerwiec1 - 0
- 2011, Maj5 - 0
- 2011, Kwiecień2 - 0
- 2010, Czerwiec4 - 0
- 2010, Kwiecień1 - 0
- 2009, Wrzesień3 - 0
- DST 59.53km
- Czas 03:04
- VAVG 19.41km/h
- VMAX 52.14km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 612m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
upalna rundka po Chełmach
Piątek, 12 czerwca 2015 • dodano: 12.06.2015 | Komentarze 2
Nie mam weny do robienia wpisu. Popracowa asfaltówa po Chełmach i tyle. Pełno robactwa w powietrzu. :/ Do 19" gotowałam się w upale, potem zrobiło się przyjemnie.
I jedna z uroczych chmurek, które krążyły wokoło. Na szczęście nic się z nich nie urodziło. :)
I jedna z uroczych chmurek, które krążyły wokoło. Na szczęście nic się z nich nie urodziło. :)

Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Przybyłowice - Słup - Chroślice - Bogaczów - Górzec - Pomocne - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Winnica - Kozice - Babin - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 137.70km
- Czas 08:24
- VAVG 16.39km/h
- VMAX 53.74km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 2177m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Rudawy Janowickie
Czwartek, 4 czerwca 2015 • dodano: 10.06.2015 | Komentarze 6
Na początek ostrzeżenie - będzie DUŻOOO ZDJĘĆ! Jednak już teraz mogę zdradzić, że była to najpiękniejsza pod względem widokowym wycieczka w tym roku, dlatego też nie miałam serca do brutalnego segregowania fotek.
Od jakichś dwóch lat w mojej głowie kiełkował pomysł na to, żeby pojechać na rowerze w Rudawy Janowickie. To przepiękne pasmo górskie, leżące w trójkącie pomiędzy Bolkowem, Kamienną Górą, a Jelenią Górą, jest wręcz stworzone do jazdy na MTB. Znajduje się tam mnóstwo leśnych ścieżek o różnym stopniu trudności - od lajtowych szutrów po trudne, kamieniste odcinki techniczne. Jednakże najważniejszym miejscem, dla którego warto odwiedzić Rudawy są dwa szczyty - Krzyżna Góra i Sokolik, znajdujące się tuż obok maleńkiej, uroczej miejscowości Trzcińsko. Z obu wzgórz roztaczają się przepiękne panoramy na okolice, więc na zasadzie chybił-trafił padło, że wdrapiemy się z Moniką na Sokolik. Już na wstępie uprzedziłam Monikę, że dzisiejsza wycieczka będzie ciężka, bo Rudawy to górki, góreczki, więc wskoczy nam "trochę" przewyższeń. No i było ciężko, ale o tym za chwilę. :)
Czy takie pola makowe podlegają pod jakiś paragraf? :) Bo o ile nie dziwi dzikie pole usłane tymi pięknymi kwiatami, o tyle takie makowe pole w mieście wywołuje mieszane uczucia. :P
Od jakichś dwóch lat w mojej głowie kiełkował pomysł na to, żeby pojechać na rowerze w Rudawy Janowickie. To przepiękne pasmo górskie, leżące w trójkącie pomiędzy Bolkowem, Kamienną Górą, a Jelenią Górą, jest wręcz stworzone do jazdy na MTB. Znajduje się tam mnóstwo leśnych ścieżek o różnym stopniu trudności - od lajtowych szutrów po trudne, kamieniste odcinki techniczne. Jednakże najważniejszym miejscem, dla którego warto odwiedzić Rudawy są dwa szczyty - Krzyżna Góra i Sokolik, znajdujące się tuż obok maleńkiej, uroczej miejscowości Trzcińsko. Z obu wzgórz roztaczają się przepiękne panoramy na okolice, więc na zasadzie chybił-trafił padło, że wdrapiemy się z Moniką na Sokolik. Już na wstępie uprzedziłam Monikę, że dzisiejsza wycieczka będzie ciężka, bo Rudawy to górki, góreczki, więc wskoczy nam "trochę" przewyższeń. No i było ciężko, ale o tym za chwilę. :)
Czy takie pola makowe podlegają pod jakiś paragraf? :) Bo o ile nie dziwi dzikie pole usłane tymi pięknymi kwiatami, o tyle takie makowe pole w mieście wywołuje mieszane uczucia. :P

W każdym razie maki były motywem przewodnim dzisiejszego wypadu. Pola aż kipiały od ich czerwieni. :) Do Słupa dojechałyśmy standardowymi wiochami, potem strzała na Górzec (przedsmaczek dzisiejszych górek), Pomocne i ani się obejrzałyśmy, a zmierzałyśmy już przepięknym leśnym odcinkiem w kierunku Lipy.

Tuż przed zjazdem do Lipy pojawiły się pierwsze na trasie widoczki.

A za Lipą czekał na nas kolejny dosyć mocny podjazd (rozwleczony). Na szczęście asfalt pachnie tam jeszcze świeżością, więc nawet "miło" ciśnie się pod górę.

Drzewa są w tym roku obłędnie zielone! Albo może jakoś wyjątkowo w tym roku zwracam na to uwagę? Zielenino trwaj! :)
Generalnie do Rudaw droga biegnie w stałym rytmie - podjazd, zjazd, podjazd, zjazd. Więc zaraz po podjeździe pędziłyśmy już w dół przez Mysłów. Tam trafił się pierwszy sklepik czynny na trasie. Była chwila przerwy na małe co nieco, bo wybierając się w podróż w Boże Ciało, trzeba liczyć się z tym, że otwarte sklepy będą co kilkadziesiąt kilometrów.
Po krótkim odpoczynku ruszyłyśmy w stronę Kaczorowa. A tam wiadomo co - podjazd. Niby gówno nie zbyt strome, ale mocno rozwleczone, więc dostałyśmy lekkiej zadyszki.
Do Janowic Wielkich poprowadził nas długi zjazd i po raz pierwszy naszym oczom ukazały się Rudawy Janowickie - na pierwszym planie Krzyżna Góra (po lewej) i Sokolik (po prawej), a w tle ledwo co widoczna Śnieżka.
Generalnie do Rudaw droga biegnie w stałym rytmie - podjazd, zjazd, podjazd, zjazd. Więc zaraz po podjeździe pędziłyśmy już w dół przez Mysłów. Tam trafił się pierwszy sklepik czynny na trasie. Była chwila przerwy na małe co nieco, bo wybierając się w podróż w Boże Ciało, trzeba liczyć się z tym, że otwarte sklepy będą co kilkadziesiąt kilometrów.
Po krótkim odpoczynku ruszyłyśmy w stronę Kaczorowa. A tam wiadomo co - podjazd. Niby gówno nie zbyt strome, ale mocno rozwleczone, więc dostałyśmy lekkiej zadyszki.
Do Janowic Wielkich poprowadził nas długi zjazd i po raz pierwszy naszym oczom ukazały się Rudawy Janowickie - na pierwszym planie Krzyżna Góra (po lewej) i Sokolik (po prawej), a w tle ledwo co widoczna Śnieżka.

Zaraz za Janowicami zjechałyśmy z asfaltów i wbiłyśmy się na polne drogi, prowadzące pod Sokolik.

Jeszcze przed wycieczką miałam w planie wbić się na oba szczyty Rudaw, ale im bliżej było nam do celu, tym coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że wystarczy nam wdrapanie się na jedno ze wzgórz. :)

Gdzieś nad Bobrem pasła się łaciata kózka. :)

Chwilę po wjechaniu do Trzcińska odbiłyśmy na żółty szlak prowadzący już na sam szczyt Sokolika. W Rudawach byłam tylko raz (na pieszej wycieczce), dlatego zupełnie nie orientuję się w tamtejszych szlakach. Naszym jedynym przewodnikiem była mapka w telefonie, ale niestety mapka nie pokazuje czy będzie ostro w dół czy wprost przeciwnie... Początkowo udawało nam się jechać. Co prawda powoli, ale zawsze to do przodu. :)

Po wjeździe do lasu zakończyłyśmy jazdę. Ścianka i korzonki to idealne połączenie dla rowerowych harpaganów. :D

Niemniej jednak spacer po lesie też jest przyjemny. :) Na szczęście po wspięciu się na szczyt ścianki można było wsiąść z powrotem na rower.

Dalej pojawił się lajtowy szuter - co prawda nadal pod górę, ale ważne, że dało radę jechać. Szczyt Sokolika też był coraz bliżej...

I nadal jadę. :)

Chwilę potem pojawiło się rozdroże - turyści poszli prosto, ale my z Moniką wpadłyśmy na "genialny" pomysł wjechania na najkrótszy szlak prowadzący na szczyt. Skoro szlak jest krótszy, to i na górze będziemy szybciej...
No proszę jaka urocza leśna dróżka - dlaczego turyści tędy nie poszli? :)))
No proszę jaka urocza leśna dróżka - dlaczego turyści tędy nie poszli? :)))

No ok - zrobiło się pod górę, ale było wiadomo, że tak będzie. :)

Podprowadzanie rowerów też można było przewidzieć. :)

Po jakimś czasie znalazłyśmy się przy jednej ze ścianek wspinaczkowych, gdzie jedni dzielnie walczyli z grawitacją,

a drudzy ich asekurowali albo leniwie odpoczywali na łonie natury. :)

Ładne okoliczności przyrody, prawda? :) Piękne, ale jeszcze piękniejsze było to, że w tym miejscu rozpoczęła nasza rudawska masakra pieszo-rowerowa. Do pokonania zostało nam jakieś 100 metrów pod górę, ale było to chyba najcięższe 100 metrów w moim dotychczasowym życiu rowerowym - leśna ściana bez wydeptanej ścieżki, zasypana liśćmi i luźnymi, co rusz osuwającymi się kamieniami. Kto jako pierwszy wpadł na pomysł, żeby pójść na szczyt najkrótszą trasą? :P Nie było już sensu zawracać, bo przecież to "tylko" 100 metrów. Damy radę! :) Więc szłyśmy od drzewa, do drzewa, bo tak nas grawitacja ciągnęła w dół. Wnoszenie rowerów po schodach przy okazji wycieczki na Ostrzycę okazało się mega przyjemnym spacerkiem w porównaniu z tym pchaniem rowerów pod górę po liściach i kamieniach, gdzie co chwilę ślizgały nam się nogi. A jeszcze przed wycieczką Monika była "zawiedziona", że nie będziemy wnosić rowerów po schodach... :) Nie zrobiłam zdjęcia tego odcinka, bo bardziej byłam skupiona na tym, żeby nie zwalić się z rowerem gdzieś w leśną przepaść. :P
Po kilkunastu minutach męczarni w końcu wdrapałyśmy się pod szczyt Sokolika. Byłam tak wypruta, że ostatkami sił walnęłam banana do zdjęcia. No ale pamiątkowa fotka musi być porządna. :)
Po kilkunastu minutach męczarni w końcu wdrapałyśmy się pod szczyt Sokolika. Byłam tak wypruta, że ostatkami sił walnęłam banana do zdjęcia. No ale pamiątkowa fotka musi być porządna. :)

Po złapaniu oddechu jako pierwsza udałam się na platformę widokową znajdującą się na skałkach. Monika została na dole w celu przypilnowania rowerów.
Spodziewałam się mega widoków, ale co innego widzieć je na zdjęciach w internecie, a co innego na żywo. O żesz w mordę jeża!!! Warto było "trochę" się pomęczyć, żeby wejść na górę.

Powyżej panorama Gór Kaczawskich, poniżej Janowice Wielkie i pasmo Rudaw Janowickich.

A teraz wirtualnie obrócimy się w prawo wokół własnej osi. :) Na wprost Krzyżna Góra (drugi rewelacyjny punkt widokowy Rudaw), w tle Karkonosze.

Po lewej widoczna Jelenia Góra i część Gór Kaczawskich.

Góry Kaczawskie. Wieś widoczna w dole to Trzcińsko.

Dalej Góry Kaczawskie.

Janowice Wielkie w dole i tereny Rudaw.

Dalsza część Rudaw.

Mogłabym zamieszkać na tej platformie widokowej. :) Widokowa rewelacja do kwadratu! :)
Czas nas gonił, do domu daleko, więc po moim zejściu na dół, oczy widokami poszła cieszyć Monika, a po jej powrocie wyruszyłyśmy w drogę powrotną. Tym razem już bez "genialnych" pomysłów skrócenia sobie trasy poszłyśmy za turystami czerwonym szlakiem. Parsknęłyśmy śmiechem po wejściu na niego, bo okazało się, że to przejezdna, bardzo dobrze ubita leśna ścieżka, a nie jakaś hardcorowa ściana zasypana liśćmi i kamieniami.
Czas nas gonił, do domu daleko, więc po moim zejściu na dół, oczy widokami poszła cieszyć Monika, a po jej powrocie wyruszyłyśmy w drogę powrotną. Tym razem już bez "genialnych" pomysłów skrócenia sobie trasy poszłyśmy za turystami czerwonym szlakiem. Parsknęłyśmy śmiechem po wejściu na niego, bo okazało się, że to przejezdna, bardzo dobrze ubita leśna ścieżka, a nie jakaś hardcorowa ściana zasypana liśćmi i kamieniami.

W cywilizowany sposób elegancko zjechałyśmy sobie na Przełęcz Karpnicką, gdzie byłyśmy świadkami lądowania helikoptera LPR. Chwilę przed naszym wejściem na szczyt Sokolika ze skałek spadła jakaś dziewczyna... Przeżyła, ale nie wiemy czy odniosła jakieś bardzo poważne obrażenia. Smutne to, że ktoś idzie gdzieś realizować swoją pasję, a potem wystarczy chwila nieuwagi i klops gotowy.

A tam byłyśmy jeszcze kilkanaście minut temu. :)

Z Przełęczy Karpnickiej odbiłyśmy na niebieski szlak, biegnący przez całe Rudawski Park Krajobrazowy. Szutrowe miodzio!

Po jakimś czasie znowu zaczęły się podjazdy. :(

Na szczęście nasze podjazdowe męki w jakimś stopniu rekompensowały nam przebijające się przez drzewa widoki.

Żeby nie było za łatwo, to lajtowy szuter, po jakimś czasie zamienił się w kamienisty szlak. Oczywiście biegnący ostro pod górę. :)

A dalej ciągle pod górę - raz znowu szutrami, raz terenowymi ścieżkami, ale nieustannie było POD górę.

Przez większość trasy dawałyśmy z Moniką radę jechać, ale z płynności jazdy wtrącały nas betonowe, głębokie rynny. :/ Z każdym metrem narastała w nas wściekłość na te niekończące się podjazdy. Do tego nie orientowałyśmy się jak daleko jeszcze do cywilizacji, tzn. jakiejś asfaltowej drogi, najlepiej ze zjazdem. Leśne okoliczności były jednak przecudowne, więc starałam się jakoś odpędzać przytłaczające myśli o podjazdowej never ending story.

W KOŃCU! Po 7 km nastąpiła upragniona i od dawna wyczekiwana chwila - ZJAZD!!! :)

A jak po wyjeździe z lasu pojawiły się widoki, to humor momentalnie nam powrócił. :) Okazało się, że wdrapałyśmy się na Przełęcz Rędzińską. Wg Genetyka to jeden z najtrudniejszych podjazdów w Polsce. Mowa oczywiście o podjeździe asfaltowym. My na szczyt przełęczy dotarłyśmy terenem, więc było dwa razy trudniej.
Mnie panorama okolic całkowicie zrekompensowała trudy przejazdu przez las. :)
Mnie panorama okolic całkowicie zrekompensowała trudy przejazdu przez las. :)


Po wyjechaniu z Rudawskiego Parku Krajobrazowego na asfalt (gładki jak pupa niemowlęcia) zaczęłyśmy pruć w dół, w stronę Wieściszowic.

Jeszcze ostatni rzut okiem na widoczki i heja z górki na pazurki!!!

Najostrzejszy odcinek zjazdu spod radiostacji w Stanisławowie niech się schowa ze swoją "rzekomą" stromością. Nie odważyłam się rozpędzić na maksa, bo bałam się, że moje hamulce nie ogarną tego zjazdu. Do tego nie znam tej drogi, więc nie było sensu ryzykować. Niemniej jednak zjazd z Przełęczy Rędzińskiej do Wieściszowic, to jak dotąd najbardziej stromy zjazd jakim miałam okazję pruć. :))) Kilka kilometrów bez ani jednego machnięcia pedałami. To był balsam na nasze mocno już zmęczone nogi. :)
Gdybyśmy miały trochę więcej zapasu czasu, to w Wieściszowicach odbiłybyśmy na Kolorowe jeziorka. Miałyśmy do nich dosłownie rzut kamieniem, ale wizja zaliczenia dodatkowego podjazdu skutecznie zniechęciła nas do odwiedzenia tego przepięknego rezerwatu. Zrobiłyśmy sobie tylko przerwę pod miejscowym sklepikiem (dopiero drugim czynnym na trasie), a potem ruszyłyśmy asfaltami w stronę Bolkowa.
A pomiędzy Marciszowem, a Kaczorowem jakaś pani miała bliskie spotkanie trzeciego stopnia z drzewem. Z informacji z internetu dowiedziałam się, że na szczęście nie odniosła jakichś poważniejszych obrażeń zagrażających życiu - ma połamane nogi i ogólne obrażenia.

Przed Bolkowem czaił się na nas jeszcze jeden tyci podjazd. Taki gwóźdź do naszej rowerowej trumny. No jak już Monika (nie ja - moja współtowarzyszka jazdy) podprowadza rower, to wiedz, że coś się dzieje. :)
Na szczycie podjazdu oczywiście nie mogło zabraknąć widoków - po prawej stronie głęboko w tle widoczna Ślęża i Radunia (z pozdrowieniami dla nocnego Radka i Kuternogi ;) ).
Na szczycie podjazdu oczywiście nie mogło zabraknąć widoków - po prawej stronie głęboko w tle widoczna Ślęża i Radunia (z pozdrowieniami dla nocnego Radka i Kuternogi ;) ).

Przez Bolków przejechałyśmy w oka mgnieniu, bo to nie metropolia. Nie miałyśmy nawet czasu wpaść na Zamek. Innym razem. :) Za Bolkowem zaczęłyśmy podążać w stronę dobrze nam znajomych Chełmów.

Ostatni rzut okiem na Zamek Świny (wyłaniający się po lewej z lasu), Ślężę i Radunię oraz wałbrzyski Chełmiec (przedostatnie wzgórze po prawej) i prułyśmy już w dół w stronę Grobli.

Po wjechaniu do Grobli byłyśmy już na swoich śmieciach. Terenowymi ścieżkami dotarłyśmy do Siedmicy, a dalej pojechałyśmy w kierunku Myśliborza. Zamiast śmignąć przez Paszowice asfaltem do Myśliborza, znowu postanowiłam skrócić nam drogę. Ogromny minus (jak stąd na Księżyc albo i dalej) należy mi się za wyprowadzenie nas na żółty szlak z Siedmicy, przez Jakuszową, do Myśliborza. Jeszcze dwa lata temu był to dosyć fajny polny szuter. Teraz absolutnie nie polecam tego szlaku! O ile odcinek do Jakuszowej jest znośny, o tyle droga z Jakuszowej do Myśliborza to w 90% zjazd po dużych luźnych kamieniach. Rzeźnia. :/ Wytelepotało nas okrutnie na tych kamolach. Ja wkurzona, Monika to samo, zmęczenie już ogromne. "Tryskałyśmy" humorami pod koniec wycieczki... W Starym Jaworze miałam już ochotę zejść z roweru, rzucić go w krzaki i krzyknąć na cały głos: "Pierdolę, nie jadę!!!'. Od jazdy bolał mnie już kark, głowa, krzyż, ręce, nogi, plecy, dupa. Chyba tylko uszy mnie nie bolały. :)
Na unijnym asfalcie do Przybyłowic urządziłam sobie wyścig z małolatem. No bez przesady, żeby po 150 km i 2 km górek wyprzedzał mnie jakiś chłystek. :P Zupełnie nie rozumiem dlaczego został daleko w tyle, jak przez kilkaset metrów prułam prawie 40 km/h??? :D
Do Legnicy wróciłyśmy tuż po 21". Masakrycznie zmęczone, ale jakby nie patrzeć zadowolone. Abstrahując od podjazdowych trudów trasy, trzeba szczerze przyznać, że była to najfantastyczniejsza pod względem widokowym wycieczka w tym roku! :) Pod ogólnym względem rowerowym, póki co palmę pierwszeństwa nadal dzierży wyprawa nad Zaporę Pilchowicką.
Jeszcze raz wielkie dzięki Monia za towarzystwo i nie strzelenie mi w pysk za ten kamienisty odcinek do Myśliborza. :)
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Chroślice - Bogaczów - Górzec - Pomocne - Muchów - Lipa - Mysłów - Kaczorów - Radomierz - Trzcińsko - Skalnik - Przełęcz Rędzińska - Wieściszowice - Marciszów - Świdnik - Płonina - Bolków - Gorzanowice - Pogwizdów - Bobolin - Grobla - Siedmica - Jakuszowa - Myślibórz - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria pow. 100 km
- DST 11.23km
- Czas 00:40
- VAVG 16.85km/h
- Temperatura 28.0°C
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
pitu pitu
Środa, 3 czerwca 2015 • dodano: 03.06.2015 | Komentarze 0
Kategoria 1-25 km
- DST 78.35km
- Czas 04:51
- VAVG 16.15km/h
- VMAX 39.95km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 1015m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
terenowe Chełmy w pigułce
Niedziela, 31 maja 2015 • dodano: 01.06.2015 | Komentarze 5
Motywami przewodnimi dzisiejszej wycieczki były: teren, awaria roweru (nie mojego! :D) i lot przez kierę (mój...). Ale po kolei... Zaplanowałam na dzisiaj trasę po najlepszych terenowych i szutrowych szlakach w PK Chełmy, bo jest sucho w lasach i można po nich śmigać bez obaw o błoto, do którego czuję nienawiść w najczystszej jej postaci. :P Punktualnie o 11" ruszyłam z Moniką w stronę Stanisławowa. Przez lasek złotoryjski dojechałyśmy do Dunina, skąd dalej do Krajowa udałyśmy się szutrami przez Janowice Duże. Pogoda dopisywała, szutry były suchutkie, nic tylko jeździć i jeździć. :) Tuż przed Krajowem jest terenowy zjazd przez las. Ja jak zwykle poprułam przodem i Monika tyle mnie widziała. W Krajowie zaczęłam na nią czekać. Czekam, czekam, czekam i zaczęło coś mi nie grać, bo to czekanie za długo trwało. Już miałam zawrócić po Monikę i sprawdzić czy wszystko w porządku, ale ona w końcu przyjechała. I oznajmiła mi, że na tym kończy dzisiejszą wycieczkę... Na zjeździe urwał jej się jakiś gwint w mechanizmie tylnego hamulca. Klamka ciągnęła linkę, ale hamulec nie działał. No niech to szlag! Byłam zła, bo nie lubię takich sytuacji, że nagle trzeba zmieniać plany, bo coś nie gra w rowerze. Dobrze jednak, że ta awaria nie przytrafiła się Monice w piątek przy zjeździe z radiostacji... Tu wrócę do naszych rozkmin po zjeździe do Podgórek. Samospełniająca się przepowiednia? :O Cóż poradzić. Monika musiała zawrócić do Legnicy, a ja pojechałam dalej już sama. Od razu skróciłam w myślach zaplanowaną trasę, bo odzwyczaiłam się od samotnych jazd i nie miałam najmniejszej ochoty na trzaskanie setki w samotności.
Zaraz po wjeździe do Stanisławowa odbiłam na rewelacyjny czerwony szlak prowadzący do Bogaczowa. Terenowo-szutrowy, kręty, głównie z górki. Miodzio. Obecnie, kiedy zieleń jest jeszcze taka soczysta, szlak jest po prostu piękny. Uroku dodają mu licznie rosnące paprocie.
Zaraz po wjeździe do Stanisławowa odbiłam na rewelacyjny czerwony szlak prowadzący do Bogaczowa. Terenowo-szutrowy, kręty, głównie z górki. Miodzio. Obecnie, kiedy zieleń jest jeszcze taka soczysta, szlak jest po prostu piękny. Uroku dodają mu licznie rosnące paprocie.

A jeszcze dwa miesiące temu ten odcinek wyglądał tak...

Teraźniejszość...

I marcowa przeszłość...

Świetne są takie fotograficzne porównania tych samych miejsc z różnych pór roku. Dopiero na fotkach widać jak potrafi zmienić się przyroda w przeciągu tak krótkiego czasu.
W pewnym momencie zjechałam z czerwonego szlaku (gdyż obecnie jest bardzo zarośnięty, a nie chciało mi się samej przedzierać przez chaszcze) i do Bogaczowa pomknęłam jakąś inną ścieżką. Na żadnym drzewie nie zauważyłam kolorystycznego oznaczenia szlaku, więc przyjmijmy, że jest to jakiś dziki szlak, chociaż jest on bardzo ucywilizowany.

Po wyjechaniu w Bogaczowie od razu wpakowałam się na asfaltowy podjazd prowadzący na Górzec. Na górze była chwila na odpoczynek i pamiątkową fotkę mej skromnej osoby. :P

Dalej pojechałam zielonym (?) szlakiem prowadzącym do Jerzykowa, który odkryłam dwa tygodnie temu.

Szutrowy zjazd do Jerzykowa znowu zapewnił mi dużo frajdy. A w Jerzykowie jak zwykle dobre widoki na okolice.

Rozpoczął się sezon na polne kwiaty maści wszelakiej - chabry, maki, storczyki plamiste i wiele, wiele innych zdobią teraz pola.

Po przerwie obiadowej ruszyłam w kierunku Myśliborza. Po drodze spotkałam Łukasza, który wracał już do Legnicy po wycieczce z kuzynem. Zamieniliśmy kilka zdań, Łukasz pożyczył mi "szerokości" na czarnym szlaku do Wąwozu Myśliborskiego i rozstaliśmy się. Czarny szlak, który również odkryłam stosunkowo niedawno, jest najbardziej terenowym szlakiem w Chełmach. Wąski, leśny singielek z kamieniami, korzonkami, kilka razy przecinany przez strumyk, zapewnia dużo frajdy z jazdy na MTB.
Jeszcze fotka przed wjazdem na szlak i chwilę potem pomknęłam w terenową odchłań. :)
Jeszcze fotka przed wjazdem na szlak i chwilę potem pomknęłam w terenową odchłań. :)

No i nadszedł czas na wyjaśnienie trzeciego motywu przewodniego dzisiejszej wycieczki - lotu przez kierę... Generalnie przez większość szlaku widać ścieżkę, bo nie jest zarośnięta. Niemniej jednak i tak ciągle trzeba mieć się na baczności, bo na nieuważnego rowerzystę czyhają korzonki albo połamane gałęzie, które lubią wyginać haki od przerzutek. :) Końcówka szlaku jest obecnie zachaszczona i zarośnięta trawą. Wystarczyła chwila nieuwagi i klasycznie przeleciałam przez kierę. Wszystko przez rów, który bezczelnie schował się przede mną w trawie. :) Tyle mojego szczęścia, że wylądowałam na miękkim podłożu, a że nie jechałam zbyt szybko, to upadek nie był jakoś bardzo bolesny. Podsumowując dzwona: straty w sprzęcie - brak;
straty w ludziach - krwiak na lewym udzie. :P Upadając wyrżnęłam jakoś udem w kierownicę i całe mam zadrapane i posiniaczone. To i tak pikuś w porównaniu do moich poprzednich kontuzji (złamanie obojczyka; złamanie nosa i skręcenie kręgosłupa szyjnego - przyp. red.).
Jak już zgramoliłam się z powrotem na nogi, to odpoczęłam chwilę nad strumykiem. Musiałam ochłonąć. Po uspokojeniu się ruszyłam dalej żółtym szlakiem (już bardzo lajtowym, bo szutrowym) w stronę Myśliborza. Przed zjazdem do Myśliborza jeszcze fotka i za chwilę darłam się do turystów: "Z DROOOOOGIII ŚLEDZIEEEEE, BO POKRAKAAA JEDZIEEEEE!!!!!" :)))))
Jak już zgramoliłam się z powrotem na nogi, to odpoczęłam chwilę nad strumykiem. Musiałam ochłonąć. Po uspokojeniu się ruszyłam dalej żółtym szlakiem (już bardzo lajtowym, bo szutrowym) w stronę Myśliborza. Przed zjazdem do Myśliborza jeszcze fotka i za chwilę darłam się do turystów: "Z DROOOOOGIII ŚLEDZIEEEEE, BO POKRAKAAA JEDZIEEEEE!!!!!" :)))))

A dla Radzia kotek. :)

Na koniec jeszcze maczki.

Pomimo zawinięcia się z trasy Moniki oraz lotu przez kierę i tak było fajnie. :)
Legnica - Dunino - Janowice Duże - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - czerwonym szlakiem do Bogaczowa - Górzec - Jerzyków - Chełmiec - Myślibórz - Myślinów - czarnym szlakiem do Wąwozu Myśliborskiego - Myślibórz - Chełmiec - szutrami do Męcinki - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria 75-100 km
- DST 57.19km
- Czas 02:59
- VAVG 19.17km/h
- VMAX 59.01km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 546m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
spontan po pracy
Piątek, 29 maja 2015 • dodano: 29.05.2015 | Komentarze 2
Od poniedziałku mam remontową demolkę w mieszkaniu, ale dzisiaj udało mi się wyrwać z domu w celu dotlenienia się. Po powrocie z pracy ogarnęłam się, wykonałam telefon do Moniki i podjęłyśmy szybką decyzję o wypadzie na radiostację, bo żal było marnować piękną, słoneczną pogodę na siedzenie w domu. Oczywiście po kilkunastu minutach jazdy na niebie zaległy ciężkie, burzowo-deszczowe chmury. Jakbym siedziała w domu, to na pewno nadał byłaby lampa. Standard. :D
W Stanisławowie zdążyłam pstryknąć tylko jedną fotkę i musiałyśmy czym prędzej spierdzielać w drogę powrotną, bo znad Pomocnego nadciągał deszcz.
W Stanisławowie zdążyłam pstryknąć tylko jedną fotkę i musiałyśmy czym prędzej spierdzielać w drogę powrotną, bo znad Pomocnego nadciągał deszcz.

Udało się oszukać deszczowe przeznaczenie. :) Na zjeździe do ze Stanisławowa do Sichowa przycisnęłam "trochę" i cały odcinek (5,2 km) pokonałam w czasie 7:59 (Vavg 39,5 km/h), co jak na moje możliwości wydolnościowo-oddechowe jest sporym osiągnięciem. Co prawda po zjeździe nie miałam czym oddychać, ale to już inna bajka. :P Powrót do Legnicy przez Dunino i lasek złotoryjski. I tyle ode mnie na dzisiaj.
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Bielowice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Dunino - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 44.95km
- Czas 03:18
- VAVG 13.62km/h
- VMAX 42.58km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 694m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
30 km piania z zachwytu!!!
Sobota, 23 maja 2015 • dodano: 27.05.2015 | Komentarze 12
O tej wycieczce marzyłam już od dłuższego czasu, jak tylko dowiedziałam się, że tuż za Świeradowem-Zdrój, po czeskiej stronie, znajduje się rowerowa kraina szczęścia. Na YT jest mnóstwo filmików ze zjazdów magicznymi singlami, w internecie w komentarzach same ochy i achy na ich temat. Nie było innego wyjścia - trzeba było w końcu odwiedzić to miejsce i sprawdzić czym tak ci rowerzyści jarają się. Miałam zrobić to już w zeszłym roku, ale lipcowy dzwon skutecznie pokrzyżował mi plany wyjazdowe.
O towarzystwo na dzisiejszą wycieczkę zadbała Monika i spisała się pod tym względem rewelacyjnie! :) Uzbierała się dosyć spora ekipa i normalnie byłam w szoku, że znalazło się aż 9 osób chętnych na wypad. Tuż po 9" zapakowaliśmy rowery w auta i wyruszyliśmy do Nowego Miasta pod Smrekiem. Nasze całotygodniowe modlitwy o dobrą pogodę zostały wysłuchane, bo od samego rana było ciepło (ale nie gorąco) i słonecznie. Przed 11" byliśmy już na miejscu.
O towarzystwo na dzisiejszą wycieczkę zadbała Monika i spisała się pod tym względem rewelacyjnie! :) Uzbierała się dosyć spora ekipa i normalnie byłam w szoku, że znalazło się aż 9 osób chętnych na wypad. Tuż po 9" zapakowaliśmy rowery w auta i wyruszyliśmy do Nowego Miasta pod Smrekiem. Nasze całotygodniowe modlitwy o dobrą pogodę zostały wysłuchane, bo od samego rana było ciepło (ale nie gorąco) i słonecznie. Przed 11" byliśmy już na miejscu.

Wypakowaliśmy rowery (nie wszystkie były kompletne... ;) )...

porozkminialiśmy trasę...

i wyruszyliśmy całą bandą w nieznane. :) 3 osoby spośród nas musiały wypożyczyć rowery na miejscu. Dziewczyny otrzymały fulle. Karnęłam się jednym z nich. Kto jeździł albo jeździ na fullu, ten wie, że to wyższy level rowerowania. Połyka kamienie i korzonki aż miło. Zupełnie inne doznania. :P Z żalem wróciłam na swojego Specka... :(
Zaraz po wjechaniu na zielony singiel, zaczęłam zachwycać się tym leśnym szutrem i dziwić trochę, że taki lajtowy. Głupia byłam, bo nie wiedziałam, że to przedsmak tego co nas czeka. :)
Zaraz po wjechaniu na zielony singiel, zaczęłam zachwycać się tym leśnym szutrem i dziwić trochę, że taki lajtowy. Głupia byłam, bo nie wiedziałam, że to przedsmak tego co nas czeka. :)

Po zjechaniu z zielonego, wbiliśmy się na szlak czerwony i zrobiło się o wiele ciekawiej.

Po chwili jazdy czerwonym, w grupie wytworzyły się dwa obozy: jeden optujący za kontynuacją jazdy czerwonym szlakiem, drugi za wbiciem się na czarny... Na szczęście (przynajmniej moje :) ) została przegłosowana opcja wjechania na czarny szlak. No i się zaczęło! Z początku było dosyć lajtowo - zielono, szutrowo, niezbyt stromo.

Nawet i ja załapałam się na fotkę. :)

Jednakże z każdym metrem, szlak zaczął ujawniać swoje bardziej terenowe oblicze. Singiel zrobił się wąski, kręty, chwilami prowadził nad ostrą przepaścią. REWELACJA DO KWADRATU!!!



Po niespełna godzince zrobiliśmy sobie pierwszy przystanek na jednym z wielu mostków na trasie.

Mieliśmy wrażenie, że przejechaliśmy już nie wiadomo ile, a okazało się, że pykło dopiero 7 km! :O Normalnie ten dystans pokonałabym w kilkanaście minut, a nie w kilkadziesiąt. No ale teren rządzi się swoimi prawami - tam nie pruje się 30 km/h.
Przyłapana na dokumentowaniu wycieczki. :)
Przyłapana na dokumentowaniu wycieczki. :)

Niech tylko ktoś mi powie, że te single nie są cudowne...

Naczelny fotograf wycieczki schował aparat do kieszeni, można jechać dalej. :)

Wszystkie szlaki składają się z odcinków, więc po przejechaniu kolejnego, była kolejna przerwa na rozkminę co do dalszej trasy. Kto rozkminiał, ten rozkminiał, ja w tym czasie poprosiłam Monikę o pamiątkową fotkę. :D

Chwilę potem wjechaliśmy na kolejny odcinek czarnego szlaku. I dopiero wtedy rozpoczęła się zabawa na całego. Zaczęły się dosyć strome zjazdy, hopki na których można było wyskoczyć w powietrze (i zaliczyć dzwona, bo tak rzucało do przodu :P), ciasne zakręty, w które chwilami ciężko było się zmieścić między drzewami. Cud, miód i orzeszki!!! Prułam w dół i piałam z zachwytu. Ilość wytworzonych endorfin po zjeździe spod radiostacji w Stanisławowie, to nic w porównaniu z tym co czułam po przejechaniu tego odcinka. :))))
I następna dedukcja gdzie się pakujemy. :)
I następna dedukcja gdzie się pakujemy. :)

Zapadła decyzja, że będziemy kontynuować jazdę czarnym szlakiem. Jednak żeby dostać się do jego dalszej części, trzeba było pokonać nieco ponad kilometr sztywnego asfaltowego podjazdu. Słońce wysmażyło nas okrutnie na tym odcinku. Do tego doszło już lekkie zmęczenie jazdą, więc trzeba było wrzucić coś na ruszt. :)

No i w końcu udało się złapać całą ekipę w kadr. :)

Dalsza jazda znowu odbywała się mniej lub bardziej wymagającymi odcinkami. Teraz jest tam tak pięknie, że najchętniej nie wyjeżdżałabym z tych lasów. :) Na tym zdjęciu poprzestałam fotografowanie singli, bo w sumie to mogłabym zatrzymywać się co chwilę i robić jakąś fotkę.

Niżej filmik zapożyczony z YT z przejazdu jednym z najlepszych odcinków czarnego szlaku. Rowerowy orgazm! :P
Niestety po przejechaniu powyższej części czarnego szlaku, musieliśmy podjąć decyzję o skróceniu zaplanowanej trasy i jak najszybszym powrocie do aut. Wyjazdy w grupie rządzą się swoimi prawami i trzeba dostosowywać się do osoby najsłabszej kondycyjnie. Jednak humory dalej nam dopisywały i znalazła się nawet chwila na siłkę. :)

Żeby nie było za nudno, to trafiła się też atrakcja w postaci kapcia. :P

Po wymianie dętki, najpierw czerwonym, a następnie znowu zielonym szlakiem wróciliśmy na parking. Tam była chwila na wszamanie karkówek / kiełbasek / tudzież innych mięsnych potraw. Pogadaliśmy o wrażeniach z jazdy, padły propozycje na kolejne wspólne wypady, a potem trzeba było zabrać się za drogę powrotną do Legnicy.
Podsumowując. Wypad był rewelacyjny! Nic dodać, nic ująć. I chyba tyle wystarczy na opisanie moich wrażeń z wycieczki. Zakochałam się w tych singlach i już zaczynam planować kolejny wypad w to miejsce. Co zaskakujące - na trasie nie było jakoś dużo ciężkich podjazdów, a na tak krótkim dystansie metry wysokości wskoczyły nie wiadomo kiedy.
Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za tak fantastyczne towarzystwo! Mam nadzieję, że w miarę szybko uda się zorganizować kolejny grupowy wypad. :)
Podsumowując. Wypad był rewelacyjny! Nic dodać, nic ująć. I chyba tyle wystarczy na opisanie moich wrażeń z wycieczki. Zakochałam się w tych singlach i już zaczynam planować kolejny wypad w to miejsce. Co zaskakujące - na trasie nie było jakoś dużo ciężkich podjazdów, a na tak krótkim dystansie metry wysokości wskoczyły nie wiadomo kiedy.
Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za tak fantastyczne towarzystwo! Mam nadzieję, że w miarę szybko uda się zorganizować kolejny grupowy wypad. :)
Dystans obejmuje też jazdę na miejsce zbiórki w Legnicy i powrót do domu z tego miejsca.
p.s. Zasponsoruje mi ktoś fulla? :D
Kategoria 25-50 km
- DST 27.61km
- Czas 01:36
- VAVG 17.26km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 133m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
rozgrzewka przed jutrem :)
Piątek, 22 maja 2015 • dodano: 22.05.2015 | Komentarze 4
Lajcik z Izą po okolicznych wioskach. Rzepaki już niestety przekwitły, ale zaczął się sezon na polne kwiaty - maki, chabry i wszelkie inne niedookreślone. :)

Legnica - Ziemnice - Grzybiany - Rosochata - Jaśkowice - Spalona - Bieniowice - Pątnów - Legnica
Kategoria 25-50 km
- DST 100.05km
- Czas 05:02
- VAVG 19.88km/h
- VMAX 51.63km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 1018m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Śląska Fudżijama
Niedziela, 17 maja 2015 • dodano: 18.05.2015 | Komentarze 5
Do trzech razy sztuka. Udało się za drugim. :) Mowa o wypadzie na Ostrzycę Proboszczowicką (zwaną też Śląską Fudżijamą), czyli jeden z wygasłych wulkanów znajdujących na terenie Pogórza Kaczawskiego. Pierwsze podejście miałyśmy z Moniką tydzień temu. Właściwie to nawet nie wyruszyłyśmy w stronę Ostrzycy, bo pogoda skutecznie pokrzyżowała nam plany. Teraz musiało się udać, bo rzepaki zaczynają już przekwitać, a koniecznie chciałam tam pojechać jeszcze za kadencji żółtych dywanów.
Tak w ogóle, to pierwszy raz w swoim rowerowym życiu, próbowałam wdrapać się na Ostrzycę niespełna dwa lata temu. Próba zakończyła się totalną klęską i prawie udarem. Na samo przypomnienie o ówczesnym upale, robi mi się słabo. :/ Od tamtej pory nie wychodzę już na rower w tak masakryczne temperatury. W każdym razie nie odpuściłam Ostrzycy i postanowiłam, że jeszcze do niej wrócę. :)
Pogoda od samego rana była dosyć dobra - było ciepło, chwilami nawet bardzo, nie prognozowali opadów, więc w samo południe wyruszyłam z Moniką w wiadomym kierunku. Asfaltami dosyć szybko dotarłyśmy do Świerzawy, skąd dalej odbiłyśmy na Sokołowiec i Proboszczów. Ten odcinek (ze Świerzawy do Proboszczowa) był najgorszym podczas całej wycieczki - zostałyśmy zmasakrowane przez paszczowiatr. Nie pamiętam kiedy z dosyć sporej górki jechałam 17 km/h... :/ Jednak zbliżający się cel skutecznie motywował nas do walki z wymagającym przeciwnikiem.
Tak w ogóle, to pierwszy raz w swoim rowerowym życiu, próbowałam wdrapać się na Ostrzycę niespełna dwa lata temu. Próba zakończyła się totalną klęską i prawie udarem. Na samo przypomnienie o ówczesnym upale, robi mi się słabo. :/ Od tamtej pory nie wychodzę już na rower w tak masakryczne temperatury. W każdym razie nie odpuściłam Ostrzycy i postanowiłam, że jeszcze do niej wrócę. :)
Pogoda od samego rana była dosyć dobra - było ciepło, chwilami nawet bardzo, nie prognozowali opadów, więc w samo południe wyruszyłam z Moniką w wiadomym kierunku. Asfaltami dosyć szybko dotarłyśmy do Świerzawy, skąd dalej odbiłyśmy na Sokołowiec i Proboszczów. Ten odcinek (ze Świerzawy do Proboszczowa) był najgorszym podczas całej wycieczki - zostałyśmy zmasakrowane przez paszczowiatr. Nie pamiętam kiedy z dosyć sporej górki jechałam 17 km/h... :/ Jednak zbliżający się cel skutecznie motywował nas do walki z wymagającym przeciwnikiem.

Ostrzyca była coraz bliżej i bliżej i z każdą chwilą Monikę ogarniało lekkie przerażenie, że będzie musiała wdrapać się na sam szczyt góry. Zapewniałam ją, że warto, bo widoki ze szczytu zrekompensują nam wszelkie niedogodności. :)

W Proboszczowie (tak poza tematem - bardzo ładna i zadbana miejscowość) odbiłyśmy na żółty szlak prowadzący na szczyt Ostrzycy. Żeby nie było za łatwo, to w pewnym momencie trochę z niego zboczyłyśmy i skończyło się na tym, że w celu powrotu na żółty musiałyśmy czarnym szlakiem wdrapać się pod dosyć sporą górkę. Wjazd nie wchodził w rachubę, bo szlak był zasypany połamanymi gałęziami.

Czarny szlak był jednak tylko przedsmakiem tego co nas czekało później...

Po kilku minutach spacerku pod ostrą górkę doszłyśmy do miejsca z którego odbija się już na szczytową część Ostrzycy. Jeszcze pamiątkowa fotka przy tablicy i za chwilę uśmieszek bardzo szybko zszedł mi z twarzy. :)

Żeby dostać się na szczyt Ostrzycy, trzeba pokonać ponad 400 bazaltowych schodków. Spacerkiem to nic wielkiego, ale z dodatkowymi 14 kg to już nie jest takie proste. Z początku nie było aż tak trudno - Monice nawet udawało się prowadzić rower.

Ja jednak już na samym początku zaczęłam ćwiczyć bicepsy, tricepsy i wszelkie inne mięśnie rąk, o których do tej pory nie miałam pojęcia, że takowe istnieją. :)

Niestety z każdym schodkiem rower robił się coraz cięższy, a z moich ust zaczęły padać niecenzuralne słowa, że też na myśl mi przyszło wdrapywanie się na szczyt z rowerem. :P

Jakieś 100 m przed szczytem nastąpiło skopanie leżącego. Zrobiło się tak stromo, że nie miałyśmy już nawet sił wnosić rowerów, nie mówiąc o tym, że ciężko było je wprowadzić. Jednak cały czas miałam w głowie jedną myśl: "Monia! Opłaca się pomęczyć dla finalnych widoków".

Gdzieś 50 m przed szczytem stwierdziłam, że z tej wysokości raczej nikt nie buchnie nam naszych maszyn. "Zaparkowałyśmy" je z boku szlaku i dalej poszłyśmy już z buta.

Po chwili udało się w końcu dotrzeć na sam szczyt Fudżijamy. Momentalnie minęło nam zmęczenie, bo widoki zapierały dech w piersiach. WARTO BYŁO SIĘ POMĘCZYĆ! :)




Po chwilowym odpoczynku i zrobieniu serii pamiątkowych zdjęć, czas było zabrać się w drogę powrotną. Nikt nie mówił, że schodzenie z rowerami będzie łatwiejsze, więc zaczęło się kombinowanie - sprowadzać czy znosić? :P

Udało nam się zejść ze szczytu w jednym kawałku, więc czym prędzej popędziłyśmy żółtym szlakiem ostro w dół.

Banany po zjeździe były wielkie! ;)

Na koniec nie mogło zabraknąć pamiątkowej fotki pod Ostrzycą.
Przygotowanie do rwania...
Przygotowanie do rwania...

Rwanie...

I utrzymanie pozycji. :D

I skończyło się wszystko co dobre podczas dzisiejszej wycieczki, bo powrót zaplanowałam przez rejony, w których nie ma już nic ciekawego do zobaczenia. Ułożyłam tak trasę, żeby wyszła nam jakaś fajna pętelka, więc coś za coś. Niestety tuż przed Pielgrzymką dostałam telefon i okazało się, że muszę jak najszybciej wrócić do domu. Skończyło się na tym, że prułyśmy z Monią główną drogą ze Złotoryi do Legnicy. Dojechałyśmy całe i zdrowe, aczkolwiek jazda w towarzystwie mnóstwa aut nie jest niczym fajnym.
Całość wycieczki oceniam 9/10. Punkcik odjęłam za... pojawiający się dosyć często na trasie smród gnojowicy, która jest teraz powylewana na polach. Nie szło tego znieść, więc co rusz jechałam na deficycie tlenowym. :P Ogromny plus należy się powiatowi złotoryjskiemu za doskonały stan dróg! Od Świerzawy, aż kawałek za Złotoryję - wszędzie stół. Wjechałyśmy do Legnicy, to bardzo przypomniałyśmy sobie o tym do czego służą amortyzatory.
Na koniec jeszcze filmik promujący Ostrzycę. Miłego oglądania. :P
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Męcinka - Bogaczów - Pomocne - Muchów - Stara Kraśnica - Świerzawa - Sędziszowa - Sokołowiec - Proboszczów - Ostrzyca Proboszczowicka - Proboszczów - Pielgrzymka - Jerzmanice-Zdrój - Złotoryja - Legnica
Kategoria pow. 100 km
- DST 69.35km
- Czas 03:38
- VAVG 19.09km/h
- VMAX 50.64km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 719m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
szutrowo po pracy
Piątek, 15 maja 2015 • dodano: 15.05.2015 | Komentarze 3
W telegraficznym skrócie. Na niebie lampa od samego rana. W końcu znalazłam czas, żeby po pracy wyskoczyć gdzieś dalej. Kierunek mógł być jeden - Chełmy. Pod Słup dojechałam standardowymi wiochami. W Bielowicach odbiłam na polno-szutrowo-trawiasto-leśny skrót do Winnicy. Dawno nim nie jechałam i zapomniałam jaki jest fajowy.

Za Winnicą nasztachałam się rzepakami i ruszyłam prosto do Stanisławowa.

Dzisiaj odpuściłam podjazd pod radiostację, bo czas na zaplanowany kilometraż miałam wyliczony co do minuty. :) Za Stanisławowem odbiłam na Kondratów, do którego prowadzi fantastyczny zjazd. Chwilami ścianka, która nawet mnie lekko przeraża. Widoki ze zjazdu były dzisiaj RE-WE-LA-CYJ-NE!!!

Dalej pognałam do Pomocnego, skąd ostatni raz rzuciłam okiem na Karkonosze, które były dzisiaj bardzo dobrze widoczne.

Po wjechaniu na Górzec, postanowiłam obczaić leśny szuter, którym jeszcze nigdy nie zjeżdżałam. Okazało się, że szlak jest zajebisty - to dobrze ubity szuter, no i przede wszystkim - cały czas ostro w dół. Chwilami nawet za ostro i można nie wyrobić na jednym z zakrętów. :) Mały minus należy się tylko rynnie tuż przed końcem najostrzejszego odcinka - dziadostwo składa się z 3 drewnianych belek, łatwo o dzwona.
Na zdjęciu już końcówka zjazdu, po wyjeździe z lasu, bo byłam tak podniecona przez cały zjazd, że nie miałam głowy do zatrzymywania się i robienia zdjęć. :)
Na zdjęciu już końcówka zjazdu, po wyjeździe z lasu, bo byłam tak podniecona przez cały zjazd, że nie miałam głowy do zatrzymywania się i robienia zdjęć. :)

Do domu wróciłam naładowana porządną dawką energii, która przyda się jutro. :)
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Bielowice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Kondratów - Pomocne - Górzec - Raczyce - Chełmiec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 23.61km
- Czas 01:22
- VAVG 17.28km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 117m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
lajcik po pracy
Czwartek, 14 maja 2015 • dodano: 14.05.2015 | Komentarze 3
Wiało. :/ Ale i tak fajnie, że w końcu znalazłam czas, żeby ruszyć się z domu. :) Co by wpis nie był zupełnie bezwartościowy, to będą fotki. Aż dwie. :P
Panorama płaskich (czyt. nudnych) okolic.

No i niech mi ktoś powie, że maj to nie najpiękniejszy miesiąc w roku? :)
Panorama płaskich (czyt. nudnych) okolic.

No i niech mi ktoś powie, że maj to nie najpiękniejszy miesiąc w roku? :)

Legnica - Ziemnice - Grzybiany - Rosochata - Jaśkowice - Kunice - Ziemnice - Legnica
Kategoria 1-25 km


