Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

Wpisy archiwalne w kategorii

50-75 km

Dystans całkowity:11169.73 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:601:03
Średnia prędkość:18.49 km/h
Maksymalna prędkość:64.49 km/h
Suma podjazdów:67746 m
Liczba aktywności:182
Średnio na aktywność:61.37 km i 3h 19m
Więcej statystyk
Uczestnicy

ucieczka w lasy przed wiatrem

Sobota, 14 listopada 2015 • dodano: 14.11.2015 | Komentarze 0

Uwaga! Będzie egzotyka. :) Pizgało dzisiaj zimnym wiatrem niemiłosiernie. Były zakusy na Chełmy, ale Monika zaproponowała inny kierunek jazdy i bardzo szybko okazało się, że była to decyzja miesiąca, o ile nie sezonu. :) Postanowiłyśmy zapuścić się na północ i na tamtejsze rewelacyjne leśne szutry. Wycieczki nie ma co opisywać, bo nie działo się nic szczególnego. Szutry, szutry i jeszcze raz szutry. W zdecydowanej większości takiej jakości, że GDDKiA może brać przykład z Lasów Państwowych czy kogo tam, kto dba o leśne drogi pożarowe.



W jednej z wiosek była też przerwa na małe co nieco nad uroczym miejscowym bajorkiem. :)



Do Legnicy wróciłyśmy w wyśmienitych humorach. Wiatr prawie w ogóle nas nie zmasakrował i po raz kolejny okazało się, że jeśli są upały albo dudni halnym, to należy jeździć tylko po lasach. :)



Legnica - Dobrzejów - Miłogostowice - Buczynka - Gogołowice - Miłoradzice - Raszowa - Raszowa Mała - Miłogostowice - Raszówka - Dobrzejów - Legnica

Kategoria 50-75 km


słoneczne pożegnanie z Chełmami

Niedziela, 1 listopada 2015 • dodano: 01.11.2015 | Komentarze 7

Jeśli któryś z czytelników tego bloga ma już dosyć zdjęć spod radiostacji w Stanisławowie, to radzę nie kontynuować czytania tego wpisu. :P

Dzisiejsza pogoda całkowicie zrekompensowała mi wczorajsze miastowe mgły. CAŁKOWICIE!!! :) Nawet upierdliwy chwilami wiatr nie był w stanie zepsuć mi radochy z dzisiejszej jazdy. :) Rano wiadomo - cmentarz, znicze, groby itd. Po południu trzeba było jednak pojechać nakarmić ciało endorfinami. Lampa była przednia. :))) Szał związany z kolorami drzew powoli już znika, wiatr robi swoje. Na podjeździe do Stanisławowa na zdecydowanej większości drzew tylko ich korony są jeszcze liściaste.



Podjazd wyglądał dzisiaj przepięknie. Złoto na całego. :) A opadnięte liście jak pachniały!



Także ten - teraz seria zdjęć spod radiostacji, bo przejrzystość powietrza była dzisiaj bardzo dobra.



Grodziec z lewa i farma wiatrowa w Łukaszowie z prawa.





Przyzoomowałam Legnicę i wyszła nawet nawet.



Żeby nie było, ja też załapałam się na fotkę. :)



A Karkonosze prezentowały się dzisiaj tak. :)





Na koniec pognałam jeszcze do Myśliborza, żeby zaliczyć zjazd z Myślinowa i nażreć się tych endorfin na całego. :D Przed zjazdem spacerowali sobie jacyś Państwo. Oni, piesek i daniel.



Z początku myślałam, że ten daniel zabłąkał się. Ale po chwili Ci Państwo do niego: "Franio chodź". A Franio tup, tup, tup za nimi. Jaja jak berety. :D Przejeżdżając obok Frania nie wiem kto był bardziej zdziwiony - ja czy Franio. :))))

Do Legnicy wróciłam na granicy dnia i zmroku. Zachód był przepiękny. Tytuł wpisu taki, a nie inny, bo na 99,9 % byłam dzisiaj ostatni raz w tym roku w Chełmach. Jazda raz na tydzień na moje ukochane górki jest już średnim pomysłem. Podjazdy szły mi dzisiaj jak krew z nosa. Forma leci na łeb na szyję i powoli zapada w sen zimowy. Najważniejsze jednak, że udało mi się przepięknie pożegnać ze Stanisławowem. :)



Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Pomocne - Myślinów - Myślibórz - Chełmiec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km


piździernik na całego i pykło 5.000 :D

Niedziela, 11 października 2015 • dodano: 12.10.2015 | Komentarze 7

Dzisiaj od rana znowu była lampa z atrakcjami w postaci wschodniego halnego. Z tą różnicą, że wczoraj po policzkach cięły żyletki, a dziś to już były regularne brzytwy. :O Nie zważając jednak na przeciwności pogodowe, trzeba było dobić do 5.000 km przejechanych w jednym roku i tym samym uczcić mój rekord rocznego dystansu. Miejsce do świętowania mogło być tylko jedno. :)

W Sichowie, tradycyjnie już, była krótka przerwa na złapanie oddechu przed podjazdem pod radiostację w Stanisławowie. Herbatka z prądem dała radę!!! :)



Doładowana herbatką, a Łukasz batonem - pełni nowych sił ruszyliśmy do Stefanowa.



Po drodze co rusz pojawiały się takie kolorystyczne smaczki.



Gdyby nie ten wiatr, byłoby idealnie. Chociaż nie ma co narzekać, bo zawsze mogło naparzać deszczem albo czym innym brzydkim. :)



Pitu pitu, ale ciągle do przodu i pod górę.



Na końcówce podjazdu trochę przycisnęłam, więc poczułam, że mam mięśnie i płuca. :P



A Rosocha wyglądała dzisiaj tak! :O W tym roku idealnie trafiłam z wycieczkami w jesienny boom kolorystyczny.



A spod radiostacji widoki takie...



Albo takie. :D



To jak? Maj...



czy piździernik? :)



Także ten. :) W razie problemów z odczytaniem tego co jest na kartce - proszę powiększyć sobie widok strony w przeglądarce. :P



I jeszcze pamiątkowe zdjęcie przy słynnych radiostacjowych słupkach.



Niestety nie mogliśmy zbyt długo przebywać pod radiostacją, bo wiatr wychładzał nas z każdą sekundą, a brak ruchu potęgował uczucie chłodu. Postanowiłam, że w drodze powrotnej odbijemy jeszcze na terenowy czerwony szlak do Bogaczowa, żeby trochę urozmaicić trasę. Zabraliśmy się więc za zjazd do początku Stanisławowa, który jest najostrzejszym odcinkiem. Na zjeździe tak nas wypizgało, że te brzytwy na policzkach podczas jazdy po płaskim terenie okazały się być przyjemną jesienną bryzą, w porównaniu do tego zjazdowego kilometra. Po dojechaniu do miejsca, gdzie odbija się w las na szlak, ja trzęsłam się z zimna jak galareta, a Łukasz jak sto galaret. :D Śmiechu było jednak przy tym co niemiara. :)))

Na szczęście początek szlaku bardzo szybo nas rozgrzał, kiedy przyszło do prowadzenia rowerów.



A w lesie również cud, miód i orzeszki kolorystyczne.



W maju robiłam porównania tych samych miejsc o różnych porach roku. No to dorzucam do tej paczki jeszcze jesień. :)















W lesie tylko miejscami zalegało jakieś błoto, więc cały przejazd przez las sprawił mi dużo frajdy.



Po zboczeniu z czerwonego szlaku, do Bogaczowa zjechaliśmy bardzo urokliwymi szutrami.





Droga powrotna do Legnicy, niestety, nie była przyjemna. Nic, a nic. Boczny, zimny wiatr oraz ból brzucha skutecznie zgasiły we mnie radość z jazdy. Jakoś dowlekłam się do domu, ale lekko nie było. :( Niemniej jednak - mam te upragnione 5.000 km w jednym roku i nic w tym momencie nie jest w stanie zepsuć mi humoru. Założony na początku roku plan wykonałam w 125%, także ja już w tym roku nic nie muszę. :)



Legnica - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Bogaczów - Chroślice - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km


rześko-jesiennie po Chełmach

Sobota, 10 października 2015 • dodano: 10.10.2015 | Komentarze 5

Rok temu o tej porze również była lampa, rok temu również było cudownie jesiennie. Déjà vu? No prawie. Dzisiaj nie śmigałam w krótkim rękawku. Dzisiaj zacnie wiało i chwilami żyletki ostro cięły po policzkach, ale i tak było przepięknie! Tak jak tydzień temu, ponownie trafiła się lampa. Postanowiłam więc z Łukaszem najeść się przecudownymi kolorami jesieni w Chełmach. Najpierw standardowo udaliśmy się w stronę Słupa, a dalej w kierunku Górzca.



Krówki również miały dzisiaj lajcik. Kamera Łukasza fajnie ujęła kulistość Ziemi.



I pitu pitu na Górzec.



Po podjeździe było nam bardzo ciepło, ale gorąca herbatka z cytryną i tak smakowała wybornie. :)



Po herbatce i krótkim odpoczynku zjechaliśmy do Pomocnego, gdzie zaczęły się cudowne kolorki.



Ależ dzisiaj było pięknie!!!





Odcinek do Muchowa zawsze jest urokliwy, ale dzisiaj to przekroczył wszelkie granice urokliwości. :)





Czartowska Skała.



Za Muchowem odbiliśmy na najpiękniejsze leśne szutry w Chełmach, prowadzące do Siedmicy.





Po wjechaniu w las zrobiło się bardzo rześko. Tak rześko, że czym prędzej wyskoczyłam z letnich rękawiczek, bo palce u rąk nabrały rumieńców. :)

Tuż przed Siedmicą trafiliśmy na jesienny odlot kolorystyczny. :)





Ja swoje, Łukasz swoje. :)



Po wyjechaniu z lasu szybko rozgrzaliśmy się na krótkim podjeździe w kierunku Paszowic. Z kolei na zjeździe do Paszowic, po raz pierwszy tej jesieni poczułam, że mam palce u nóg. :) Wiatr potęgował uczucie rześkości, ale na szczęście nie było mi zimno i jechałam dzisiaj na granicy komfortu cieplnego.

Kolejne selfie po drodze i potem już szybka spadówa do Legnicy.



Przed wjazdem do miasta trafiliśmy jeszcze na drzewka w kolorze pudrowy róż. :)



To jak? Wiosna...



czy jesień? :)



Zmasakrowani przez wiatr. :)





Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Chroślice - Bogaczów - Górzec - Pomocne - Muchów - Siedmica - Paszowice - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

p.s. Szampan już się mrozi. :)
Ja zdecydowanie wybieram jesień. :)

Kategoria 50-75 km


Uczestnicy

jesienny grupowy czad (Wilków - Leszczyna)

Niedziela, 4 października 2015 • dodano: 04.10.2015 | Komentarze 3

Miałam dzisiaj odpoczywać, miałam trochę popracować (tak, w niedzielę, ale na szczęście w domu), a wyszło jak widać poniżej. :) Jesienna lampa bardzo szybko wywiała mnie z domu i mimo że po wczorajszych wojażach nie odpoczęłam nic, a nic, a nogi miałam jak z waty, to zdecydowałam się pojechać w Chełmy. Być może nadarzyła się jedna z ostatnich okazji do pokręcenia po moich ulubionych rejonach, więc trzeba było wykorzystać tę okazję w miarę maksymalnie.

Na wypad zwerbowałam Monikę oraz Łukasza i w samo południe wyruszyliśmy na jesienne odmulenie. Było pięknie od samego początku!



Łukasz zabrał ze sobą kamerę z kijem, więc po drodze porobiliśmy sobie kilka poważnych lub mniej poważnych fotek. :)





Robi się coraz ładniej. :)



Robi się coraz piękniej!!! :)



Ze Stanisławowa odbiliśmy w kierunku lotniska, a potem dalej w stronę Wilkowa.



Na lotnisku byliśmy też świadkami lądowania samolotu, co zdarzyło mi się po raz pierwszy w tym miejscu.



Potem szybkie pitu pitu do Wilkowa, a następnie do Leszczyny (nowiuśki asfalt na zjeździe jest mega, tylko szkoda, że zjazd jest taki krótki) i na końcu wylądowaliśmy w Duninie przy zwierzątkach.



Dziękuję. Było fajowo. :) Nie czuję nóg, bolą mnie stawy kostkowe i siedzisko, ale i tak był to cudowny, rowerowy weekend. :)



Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Kondratów - Wilków - Leszczyna - Prusice - Sichów - Sichówek - Krajów - Dunino - Legnica

Kategoria 50-75 km


Czartowska Skała

Sobota, 12 września 2015 • dodano: 15.09.2015 | Komentarze 6

Czy taka pogoda jaka była dzisiaj, nie mogła być w sierpniu??? W końcu było normalnie - słonecznie, ciepło (ale nie piekarnikowo), lekki wiaterek. Plany na dzisiaj miałam ambitne, ale bardzo szybko je zweryfikowałam, kiedy wczoraj organizm upomniał się o sen. Plany nie uciekną, a wypocząć trzeba było. Więc po południu ruszyłam w stronę Chełmów. Bez konkretnego planu na trasę, co mi się zazwyczaj nie zdarza. Postanowiłam, że najpierw pojadę do Stanisławowa, a potem zobaczę gdzie mnie nogi poniosą.

Ktoś przydzwonił w Stanisławów. :)



Nie wbijałam się dzisiaj pod radiostację, bo jakoś nie miałam do tego weny. Pojechałam w stronę Kondratowa, gdzie na zjeździe trzeba było pstryknąć obowiązkową fotkę z tego miejsca.



Większość zdjęć z dzisiejszej wycieczki była robiona pod słońce, więc wyszły kiepskiej jakości. Po zjeździe wpadłam na pomysł, żeby wdrapać się na Czartowską Skałę. W swojej dotychczasowej "karierze" rowerowej byłam tam tylko raz (w 2012 r.), a przejeżdżałam obok niej już milion razy. :P Nadszedł więc czas, żeby przypomnieć sobie widoki jakie roztaczają się z tego wygasłego wulkanu.

Na Czartowską Skałę postanowiłam wejść z dupy strony, z Pomocnego.



Po kilku minutach spacerku byłam już pod wzniesieniem.





Potem jeszcze kilkanaście metrów wprowadzania roweru niemalże pionowo pod górę i voilà! Na zdjęciach są widoki od lewej do prawej strony Skały. Po lewej Pomocne, centralnie na wprost - Górzec.





Szczyt Czartowskiej Skały z kawałkiem Muchowskich Wzgórz.



Muchowskie Wzgórza  plus Góry Kaczawskie po prawej.



Góry Kaczawskie i w tle Karkonosze.





I na koniec Pomocne.



Po nacieszeniu oczu widoczkami i nie spadnięciu ze szczytu, zabrałam się w drogę powrotną. Czartowska Skała od południowej strony.



To skały czy skała? :)



Miałam chrapkę odbić jeszcze w stronę Muchowa i Siedmicy, ale miałam już za mało jedzenia przy sobie, a nie chciałam wracać do domu ostatkiem sił. Pojechałam więc w stronę Myśliborza. Zjazd z Myślinowa do Myśliborza za każdym razem zapewnia mi taką dawkę endorfin, że potem chodzę podjarana do końca dnia. :) Jak zwykle zjeżdżałam w dół te 4 km i suszyłam zęby z radości. :) A potem już prosto do domu przez Piotrowice, Stary Jawor itd. Fajnie było. :)



Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Kondratów - Pomocne - Czartowska Skała - Myślinów - Myślibórz - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km


Uczestnicy

oblężenie klasztoru z Fitness Piekary

Sobota, 5 września 2015 • dodano: 05.09.2015 | Komentarze 4

Nie wiem, ale jakoś ostatnio odczuwam zmęczenie materiału i nie chce mi się jeździć gdzieś daleko. Chyba już przejeździłam się w tym sezonie. Więc jak tylko dorwałam na efbe ogłoszenie, że osiedlowy klub fitness będzie organizował dzisiaj rowerowe pożegnanie lata, to weszłam w tę akcję w ciemno. :) Potrzebny był mi taki piknikowy wypad w większym gronie.

Punktualnie o 9" około 30 osób zebrało się pod klubem.



Kilka informacji organizacyjnych i ruszyliśmy w stronę Lubiąża, do tamtejszego Opactwa Cystersów. Droga w tamtą stronę wiedzie po płaskich wioskach z małym natężeniem ruchu, więc cała szerokość jezdni była nasza. ;)



Nawet na krótkim dystansie przerwa na banana musi być. :D



Przejrzystość powietrza była dzisiaj bardzo dobra, więc zerkając co chwilę na Karkonosze, było mi trochę żal, że nie śmigam gdzieś po Chełmach. Ale tylko trochę, bo atmosfera wycieczki była przednia - każdy uśmiechnięty od ucha do ucha, w dobrym nastroju, tempo odpowiednie do tego rodzaju wypadów, czego chcieć więcej. :)



Nawet i Odra załapała się na pierwszy plan.



No i dojechali.



I główny cel naszej dzisiejszej wycieczki.



Opactwo robi wrażenie i jest naprawdę piękne.



Pod klasztorem zrobiliśmy naradę plemienną co do dalszych planów wycieczkowych, bo część grupy postanowiła zwiedzić opactwo.



Mnie jakoś do tego nie ciągnęło, więc obcykałam klasztor tylko z zewnątrz.













Po odwaleniu fotoreporterki wróciłam do drugiej grupy, która w tym czasie zwiedzała pobliską karczmę. :D



Po powrocie zwiedzających klasztor, zostało przeprowadzone losowanie fantów wśród uczestników wycieczki. Można było wygrać m.in. bidon, licznik rowerowy, karnet do klubu czy też karnet na masaż. W sumie to mogę czuć się wyróżniona, bo jako jedna z nielicznych nic nie wygrałam. Także jeśli chodzi o numery na najbliższe losowanie totka, to nie do mnie. :P



Po zwiedzeniu opactwa i karczmy zabraliśmy się w drogę powrotną. Powrót z Lubiąża to dzida pod wiatr - w mniejszym lub większym stopniu. Zdecydowanie częściej w większym. :P

Gdzieś po drodze znowu chwila na banany. :)



Z Prochowic już droga prosta do Legnicy, więc wracało się dosyć szybko.



Krótko i na temat - było fajowo i mega pozytywnie! :)



Legnica - Ziemnice - Kunice - Jaśkowice - Szczedrzykowice - Dąbie - Cichobórz - Kawice - Lubiąż - Rogów Legnicki - Kwiatkowice - Prochowice - Lisowice - Szczytniki n. Kaczawą - Bieniowice - Pątnów - Legnica

Kategoria 50-75 km


Uczestnicy

babskie kręcenie po Chełmach

Sobota, 29 sierpnia 2015 • dodano: 01.09.2015 | Komentarze 0

W końcu odpoczęłam po Wyrypie i niedzielnej pieszej wycieczce na Śnieżne Kotły i Szrenicę oraz nareszcie udało mi się wyrwać z okopów remontowych mieszkania. Wyskoczyłam więc w towarzystwie Moniki i Ewy do Stanisławowa.

Dożynki trwają na całego i wsie prześcigają się w reklamie własnych imprez. :)





Znowu wlekłam się pod radiostację... Widoczność była dzisiaj dosyć dobra.



Potem zjechałyśmy do Leszczyny (asfalt od zeszłego roku znacznie się pogorszył i tak szczerze mówiąc, to nie zjeżdżało się fajnie), a dalej przez Sichów i Słup wróciłyśmy do Legnicy. Ewa pruła na swoich cieniutkich oponkach aż miło. :) Dobrze było oderwać się na chwilę od malowania ścian czy też wyboru koloru mebli. :P



Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Leszczyna - Sichów - Chroślice - Słup - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km


VI Izerska Wielka Wyrypa

Sobota, 22 sierpnia 2015 • dodano: 01.09.2015 | Komentarze 3

Jakiś czas temu koleżanka poprosiła mnie o to, żebym pojechała z nią na Izerską Wielką Wyrypę (to rajd na orientację, podczas którego zadaniem zawodników jest zdobycie jak największej ilości punktów kontrolnych w sztywno wyznaczonym dla danej trasy limicie czasowym). Nie chciała jechać sama z facetami, a wiadomo, że w babskim gronie zawsze raźniej. :P Tegoroczna, VI już edycja Wyrypy, została zaplanowana na jazdę po okolicach Świeradowa-Zdroju i Górach Izerskich. Do wyboru miałyśmy trasę 150 km albo 75 km. Wybrałyśmy trasę 75 km. Opłaciłyśmy wpisowe i pozostało nam modlić się o ładną pogodę, chociaż trzeba było nastawić się psychicznie na każde warunki pogodowo-terenowe (od upału, przez deszcz, po błoto).

W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień. Modły o dobrą pogodę zostały wysłuchane, bo po 3 tygodniach upałów nadszedł jeden dzień wytchnienia i normalnej temperatury. Nie prognozowali na dzisiaj deszczu - pogoda trafiła się idealna!!! :) Po otrzymaniu numerów startowych zameldowaliśmy się na starcie Wyrypy - ja, Krzysiek, Henio, Piotrek i Bartek. Zabrakło koleżanki, która w ostatniej chwili zrezygnowała z wyjazdu do Świeradowa. Ja i czterech chłopa. :P Dobrze, że ćwiczyłam formę na Chełmowskich pagórkach, więc wiedziałam, że nie będzie siary przed facetami. :)



Punktualnie o 9" wystartowaliśmy. Na rozgrzewkę organizatorzy zafundowali nam 2,5 km podjazd, na którym nachylenie wahało się od 6 do 20%... Czyli 2,5 km zapitalania pod górę 13%. Bez rozgrzewki. Bomba! :P Po kilku minutach jazdy sapali wszyscy - bez wyjątku i rozdzielenia na płeć. :))) Ja jechałam gdzieś w połowie stawki, także byłam z siebie bardzo dumna, że nie obstawiam tyłów.

Ta 2,5 km rozgrzewka była po to, żeby dojechać do punktu, w którym były wydawane mapy z rozmieszczonymi punktami kontrolnymi. Po naszym dotarciu na miejsce część zawodników rozkminiała już trasy.



Mapa wyglądała tak.



20 punktów kontrolnych rozmieszczonych wokół Świeradowa, kolejność zdobywania punktów była dowolna, przy wyborze najbardziej optymalnej trasy było do przejechania ok. 75 km z 2600 m przewyższeń. Wybór trasy zależał od zawodników, ale można było się wpakować na same podjazdy, albo zjazdy. W tym momencie kłaniała się umiejętność czytania mapy - poziomic, skali itd. Na mecie trzeba było zameldować się do 17", bo potem była już dyskwalifikacja, nawet jakby ktoś zdobył wszystkie PK.

W końcu i my zaczęliśmy rozkminę mapy. W tym miejscu ogromne podziękowania należą się Krzyśkowi i Heniowi, którzy czytali tę mapę jak książkę i potrafili dokładnie określić długość i sztywność podjazdu, odległość między PK, wiedzieli czy ścieżka będzie szutrowa czy hardkorowa itd. Dla mnie mapa była czarną magią. :)



Rozkminiamy dalej... :)





Kolejność zdobywania PK ustalona. Czas ruszać dalej. :)



Już na samym początku zrezygnowaliśmy z próby zdobycia wszystkich PK, bo po prostu nie wyrobilibyśmy się w czasie. Zdobywanie wszystkich PK zostawiliśmy harpaganom. :P Ustaliliśmy też, że skoro wjechaliśmy już na pewną wysokość, to szkoda ją tracić i postanowiliśmy jechać dalej w kierunku... Stogu Izerskiego.



Jakby ktoś kiedyś powiedział mi, że wjadę rowerem na Stóg Izerski (bez rozgrzewki!), to popukałabym się w głowę. Dla pewności dwa razy. :) Dlaczego? Ano dlatego, że asfaltowe podejście na Stóg jest bardzo sztywne i z buta ciężko jest tam wejść, a co dopiero wjechać na rowerze. Strava pokazała mi, że na asfaltowym podjeździe były segmenty po 20%. Średnio wyszło po 10% nachylenia. Widoki rekompensowały jednak wszelkie trudy podjazdu.



W końcu dojechaliśmy do pierwszego PK, do którego trzeba było zjechać 1 km takim zjazdem, że wszystkim śmierdziały hamulce. :) Zdobywanie PK polegało na perforowaniu wyznaczonego miejsca na karcie, którą dostaliśmy przy starcie.



Potem trzeba było wrócić się ten 1 km i dalej mielić pod górę. Po 11 km mieliśmy 730 m przewyższeń! :O Tyle to ja robię na 75 km kręcąc się po Chełmach. To daje wyobrażenie, jak było ostro pod górę. Po wypłaszczeniu się podjazdu, w miejscu gdzie można było odbić na szczyt Stogu Izerskiego, Piotrek zarządził rozdzielenie się grupy, bo nie chciał wszystkich opóźniać. Zapadła więc decyzja, że Piotrek będzie dalej jechał sam, a ja, Krzysiek, Henio i Bartek będziemy walczyć dalej wspólnie.

Do kolejnego PK droga wiodła przez podmokłe torfowiska i ścieżki, którym daleko było do szutrowych. :P Pierwsze wejście po kostki w błoto i wodę bolało, ale potem przestałam zwracać na to uwagę. Trzeba było iść bez ociągania nosem. Iść, bo tych 2 km nie dało rady przejechać - teren był po prostu zbyt podmokły.



Taaa daaammm - kolejny PK zdobyty. :)



Do dzisiaj wydawało mi się, że Góry Izerskie są nudne. Dosyć szybko zmieniłam zdanie, bo okazało się, że są tam wspaniałe tereny leśne z niezliczoną ilością ścieżek, ścieżynek, dróżek i dróg - od asfaltowych, przez szutrowe, po typowo terenowe. Istny raj dla rowerzystów. :)







Do kolejnego PK, o wdzięcznej nazwie "Bagienko", rowery musieliśmy prowadzić przez wąską, zarośniętą trawą, zasypaną gałązkami, kamienistą ścieżkę.



A chwilami rowery trzeba było porzucić i dalej PK szukać z buta.



PK odnaleziony. "Bagienko" nie śmierdziało bagnem, a zdechłymi rybami. :D



Potem pitu pitu w dół leśnymi szutrami i w końcu wylądowaliśmy przy Chatce Górzystów. Zdobycie Chatki miałam w tym roku w planie, przy okazji innej wycieczki, a tu proszę jaka niespodzianka. :)



Za Chatką dostaliśmy w dupę najpierw od kamienistego podjazdu,



a potem od szutrowego.



Kolejny PK został bardzo malowniczo ulokowany, pod mostkiem nad jednym ze strumyków.



Do tego miejsca tereny były w większości przejezdne i raz wolniej, albo szybciej, ale prawie ciągle siedzieliśmy na kołach. Jednak żeby dotrzeć do kolejnego PK, mieliśmy do wyboru hardkorowy skrót w dół, albo nadrabiane drogi szutrami. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. :) Zdecydowaliśmy się więc na skrót. A tam było co chwilę przenoszenie rowerów przez powalone pnie. :P



Ufff. Tu już dało radę prowadzić rowery. :)



Po jakimś czasie wpadł kolejny PK, potem następny i następny. :)



Co jakiś czas pojawiały się też widoczki.



:)



I znowu podjazd - tym razem asfaltowy.



A do PK "Ambona" dojechaliśmy pięknym leśno-trawiastym odcinkiem.



Potem zjechaliśmy już do Świeradowa. Takim zjazdem (asfaltowym), że chwilami można było przywitać się ze śmiercią - asfalt gładki jak stół i kilka km ostro w dół. Chłopaki szaleli, ja zjeżdżałam bardzo asekuracyjnie, ale i tak fajnie było. :) W Świeradowie odbiliśmy jeszcze na jeden PK, a potem wracaliśmy już ile sił w nogach do mety, żeby zdążyć z powrotem do 17". Udało się! :)



Na metę dotarliśmy krótko przez 17", ze zdobytymi 11 PK (na 20 możliwych). Zmęczeni, ale bardzo zadowoleni z trasy! Było fantastycznie. Góry Izerskie okazały się mega terenami do jazdy na rowerze - znajdą tam coś dla siebie i miłośnicy hardkorowych terenów i lajtowych szutrów. Fakt, że teren jest górzysty i chwilami trzeba się namęczyć, żeby gdzieś wjechać, ale naprawdę warto!

Tytułem podsumowania - zajęłam 5/8 miejsce wśród kobiet i 30/49 w ogólnej klasyfikacji. Więc jak na debiut w tego typu imprezie i moje zdolności podjazdowe, to uważam to za bardzo dobry wynik. Nie zamknęłam peletonu, a to najważniejsze. :) Udało mi się wjechać maksymalnie na wysokość 1057 m.n.p.m. Średnie nachylenie podczas całej trasy wyniosło 1,9%, więc jakby nie patrzeć, to mieliśmy ciągle pod górę.

Organizatorzy spisali się na medal, bo tereny były bardzo różnorodne i nie można było się nudzić. W dwóch słowach - było zajebiście! :) Także do zobaczenia za rok...

A na koniec jeszcze tegoroczna IWW okiem Jacka Bartkowiaka, któremu jako jednemu z nielicznych udało się zdobyć wszystkie PK w wyznaczonym czasie. Brawo!




p.s. Piotrek po złapaniu drugiego oddechu, również spisał się znakomicie, bo zdobył tyle co samo PK co my i to w krótszym czasie. :)



asfaltowy standard po Chełmach (Górzec - Myślibórz)

Środa, 19 sierpnia 2015 • dodano: 19.08.2015 | Komentarze 4

Dzisiejszy wpis jest przełomowym w tym roku. Tym razem bez zdjęcia, bo w sumie nie było nic ciekawego do sfotografowania. Żadnego kota czy cuś. W każdym razie niniejszą wycieczką stuknęło mi 4.000 km w tym roku!!! Także od dzisiaj mam wyjeba*e, bo zrealizowałam swój najważniejszy tegoroczny cel rowerowy. :))) Nie to, że przestanę jeździć, ale skończyło się nerwowe odliczanie do magicznej czwórki z przodu. Jestem z siebie bardzo dumna! ;)

W każdym razie dzisiaj zaliczyłam ostatni sprawdzian formy przed sobotą... Jest dobrze, bo jeszcze nigdy nie wykręciłam w Chełmach takiej średniej z wycieczki, a ponadto na prawie wszystkich stravowych segmentach pobiłam swoje dotychczasowe czasy.

Jakby kto pytał co będzie w sobotę, to odpowiadam. Izerska Wielka Wyrypa. 77 km. 2.600 m przewyższeń. Będzie bolało. :) Uprzedzam, że na rajd jadę dla przygody, więc proszę nie spodziewać się mnie na pudle. :) Najważniejsze będzie dla mnie ukończenie trasy w wyznaczonym czasie. Acha. Do domu wróciłam tuż przed 22". Mój świetlny przyjaciel spisał się znakomicie. :)



Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienk. - Słup - Chroślice - Bogaczów - Górzec - Pomocne - Myślinów - Myślibórz - Piotrowice - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km