Krótko o mnie:
Więcej o mnie.
Moje maszyny:
Dawno, dawno temu:
- 2025, Wrzesień3 - 0
- 2025, Sierpień9 - 2
- 2025, Lipiec2 - 2
- 2025, Czerwiec11 - 2
- 2025, Maj1 - 0
- 2025, Kwiecień6 - 2
- 2025, Marzec1 - 0
- 2024, Październik3 - 5
- 2024, Wrzesień6 - 0
- 2024, Sierpień4 - 2
- 2024, Lipiec8 - 0
- 2024, Czerwiec4 - 2
- 2024, Maj3 - 0
- 2024, Kwiecień8 - 0
- 2024, Marzec3 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2023, Listopad3 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 2
- 2023, Sierpień8 - 6
- 2023, Lipiec9 - 0
- 2023, Czerwiec6 - 4
- 2023, Maj4 - 4
- 2023, Kwiecień1 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Październik3 - 1
- 2022, Wrzesień2 - 0
- 2022, Sierpień8 - 2
- 2022, Lipiec5 - 6
- 2022, Czerwiec9 - 2
- 2022, Maj3 - 0
- 2022, Kwiecień1 - 0
- 2022, Marzec2 - 0
- 2022, Luty1 - 0
- 2022, Styczeń1 - 3
- 2021, Listopad1 - 0
- 2021, Październik3 - 0
- 2021, Wrzesień3 - 2
- 2021, Sierpień2 - 0
- 2021, Lipiec6 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 2
- 2021, Maj7 - 7
- 2021, Kwiecień1 - 0
- 2021, Luty2 - 4
- 2020, Wrzesień2 - 0
- 2020, Sierpień3 - 2
- 2020, Lipiec8 - 5
- 2020, Czerwiec5 - 4
- 2020, Maj1 - 0
- 2020, Marzec2 - 0
- 2019, Wrzesień1 - 2
- 2019, Sierpień5 - 4
- 2019, Lipiec3 - 2
- 2019, Czerwiec3 - 4
- 2019, Maj2 - 8
- 2019, Kwiecień4 - 8
- 2019, Marzec1 - 7
- 2018, Październik2 - 19
- 2018, Wrzesień3 - 6
- 2018, Sierpień3 - 7
- 2018, Lipiec3 - 13
- 2018, Maj2 - 2
- 2018, Kwiecień4 - 11
- 2017, Grudzień1 - 10
- 2017, Październik2 - 7
- 2017, Sierpień3 - 13
- 2017, Lipiec2 - 5
- 2017, Czerwiec3 - 5
- 2017, Maj3 - 10
- 2017, Kwiecień1 - 3
- 2017, Marzec2 - 12
- 2017, Luty1 - 0
- 2017, Styczeń4 - 36
- 2016, Grudzień4 - 47
- 2016, Październik3 - 47
- 2016, Wrzesień11 - 100
- 2016, Sierpień12 - 64
- 2016, Lipiec7 - 66
- 2016, Czerwiec11 - 73
- 2016, Maj16 - 99
- 2016, Kwiecień6 - 54
- 2016, Marzec4 - 19
- 2016, Luty6 - 19
- 2016, Styczeń4 - 50
- 2015, Grudzień6 - 55
- 2015, Listopad4 - 28
- 2015, Październik8 - 27
- 2015, Wrzesień11 - 47
- 2015, Sierpień18 - 58
- 2015, Lipiec16 - 70
- 2015, Czerwiec8 - 24
- 2015, Maj11 - 57
- 2015, Kwiecień12 - 30
- 2015, Marzec9 - 38
- 2015, Luty7 - 58
- 2015, Styczeń2 - 10
- 2014, Grudzień2 - 8
- 2014, Listopad2 - 19
- 2014, Październik7 - 71
- 2014, Wrzesień8 - 61
- 2014, Sierpień8 - 36
- 2014, Lipiec4 - 26
- 2014, Czerwiec9 - 18
- 2014, Maj8 - 18
- 2014, Kwiecień5 - 18
- 2014, Marzec12 - 52
- 2014, Luty4 - 28
- 2014, Styczeń1 - 10
- 2013, Grudzień3 - 16
- 2013, Listopad3 - 80
- 2013, Październik8 - 59
- 2013, Wrzesień7 - 43
- 2013, Sierpień10 - 35
- 2013, Lipiec10 - 39
- 2013, Czerwiec13 - 23
- 2013, Maj8 - 25
- 2013, Kwiecień15 - 10
- 2013, Marzec7 - 2
- 2013, Luty6 - 5
- 2013, Styczeń3 - 0
- 2012, Grudzień3 - 14
- 2012, Listopad1 - 2
- 2012, Sierpień3 - 8
- 2012, Lipiec11 - 0
- 2012, Czerwiec8 - 0
- 2012, Maj5 - 0
- 2012, Kwiecień4 - 0
- 2012, Marzec1 - 0
- 2011, Sierpień2 - 0
- 2011, Czerwiec1 - 0
- 2011, Maj5 - 0
- 2011, Kwiecień2 - 0
- 2010, Czerwiec4 - 0
- 2010, Kwiecień1 - 0
- 2009, Wrzesień3 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
50-75 km
| Dystans całkowity: | 11581.85 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
| Czas w ruchu: | 622:51 |
| Średnia prędkość: | 18.50 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 64.49 km/h |
| Suma podjazdów: | 70650 m |
| Liczba aktywności: | 189 |
| Średnio na aktywność: | 61.28 km i 3h 18m |
| Więcej statystyk | |
- DST 56.25km
- Czas 03:14
- VAVG 17.40km/h
- Podjazdy 299m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
na ciasto do Myśliborza + drift w gratisie
Niedziela, 17 sierpnia 2014 • dodano: 19.08.2014 | Komentarze 2
I kolejny lajtowy, tym razem niedzielny wypad w podwójnym towarzystwie - ponownie z Izą i Łukaszem. Po drodze do Myśliborza, oprócz tego, że plotkowaliśmy, nie działo się nic ciekawego. :P
W Kaskadzie zrobiliśmy sobie dobrze. :D Ja miodownikiem i herbatką, Iza - mrożoną kawą, a Łukasz także miodownikiem, ale z kawką. Ciasto było przepyszne! Miałam ochotę wrąbać całą blachę, ale niestety nie serwują takich porcji. :(
W Kaskadzie zrobiliśmy sobie dobrze. :D Ja miodownikiem i herbatką, Iza - mrożoną kawą, a Łukasz także miodownikiem, ale z kawką. Ciasto było przepyszne! Miałam ochotę wrąbać całą blachę, ale niestety nie serwują takich porcji. :(

Po odpoczynku ruszyliśmy w drogę powrotną. Łukasz postanowił przetestować swoją nową maszynę. No cóż. Oponki nie zdały testów. :D
I po wygłupach testowych wróciliśmy do Legnicy. :P
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Przybyłowice - Stary Jawor - Piotrowice - Myślibórz - i powrót do Legnicy tą samą trasą
Kategoria 50-75 km
- DST 68.67km
- Czas 03:58
- VAVG 17.31km/h
- VMAX 49.22km/h
- Podjazdy 656m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Stanisławów, bo dawno mnie tam nie było
Środa, 13 sierpnia 2014 • dodano: 19.08.2014 | Komentarze 3
Wróciłam. :)
Nie było mnie w Stanisławowie 1,5 miesiąca! :( Choroba na początku lipca, potem albo deszcze, albo upały, następnie dzwon i rekonwalescencja, urlop i tak zleciało nie wiadomo kiedy. W końcu okazja do wypadu w tamte rejony nadarzyła się dzisiaj, kiedy siostrzeniec poprosił mnie o to, żebym zabrała go na południe, bo zawsze chciał pojechać tam na rowerze. Mówisz i masz. :) Pożyczyłam mu swój stary rower (bo jego został jakieś 1300 km od Polski :P) i ruszyliśmy w drogę - Mateusz, ja i moja morska opalenizna. :) Spokojnie, nigdzie się nie śpiesząc jechaliśmy przed siebie. W Słupie Mateusz poprosił o podjechanie do miejscowego kościoła, bo interesuje go architektura. No to zahaczyliśmy o kościółek. Tyle razy przejeżdżałam przez Słup, ale dopiero dzisiaj pierwszy raz zatrzymałam się przy kościele, który jest zresztą bardzo urokliwy. Następnie odbiliśmy na Sichów, gdzie zrobiliśmy sobie przerwę na małe co nieco.
Chociaż Mateusz nie jeździł na rowerze ponad 3 miesiące, to podjazd pod radiostację zniósł dzielnie. :) Na wzgórzu nie byliśmy zbyt długo, bo nie chcieliśmy stracić rozgrzania, gdyż było pochmurno, a zjazd potrafi dokuczyć, jeśli nie jest zbyt ciepło. Więc trzasnęliśmy pamiątkowe fotki i szybko zabraliśmy tyłki w drogę powrotną.
Nie było mnie w Stanisławowie 1,5 miesiąca! :( Choroba na początku lipca, potem albo deszcze, albo upały, następnie dzwon i rekonwalescencja, urlop i tak zleciało nie wiadomo kiedy. W końcu okazja do wypadu w tamte rejony nadarzyła się dzisiaj, kiedy siostrzeniec poprosił mnie o to, żebym zabrała go na południe, bo zawsze chciał pojechać tam na rowerze. Mówisz i masz. :) Pożyczyłam mu swój stary rower (bo jego został jakieś 1300 km od Polski :P) i ruszyliśmy w drogę - Mateusz, ja i moja morska opalenizna. :) Spokojnie, nigdzie się nie śpiesząc jechaliśmy przed siebie. W Słupie Mateusz poprosił o podjechanie do miejscowego kościoła, bo interesuje go architektura. No to zahaczyliśmy o kościółek. Tyle razy przejeżdżałam przez Słup, ale dopiero dzisiaj pierwszy raz zatrzymałam się przy kościele, który jest zresztą bardzo urokliwy. Następnie odbiliśmy na Sichów, gdzie zrobiliśmy sobie przerwę na małe co nieco.
Chociaż Mateusz nie jeździł na rowerze ponad 3 miesiące, to podjazd pod radiostację zniósł dzielnie. :) Na wzgórzu nie byliśmy zbyt długo, bo nie chcieliśmy stracić rozgrzania, gdyż było pochmurno, a zjazd potrafi dokuczyć, jeśli nie jest zbyt ciepło. Więc trzasnęliśmy pamiątkowe fotki i szybko zabraliśmy tyłki w drogę powrotną.

Achhhh jak przyjemnie się zjeżdżało. Po raz pierwszy od dawna nie prułam (po niedawnym dzwonie dalej trzyma mnie blokada do szybkich zjazdów) i na całym 4-km zjeździe nawet raz nie machnęłam pedałami. :P
Droga powrotna przez Winnicę, bo bardzo podoba mi się ta wiocha. Mateuszowi również się spodobała. Z kolei na odcinku Winnica - Legnica urządziliśmy sobie mały wyścig i przez cały odcinek 30 km/h z licznika nie schodziło. Fajnie tak się czasem podroczyć. :)
A po powrocie do domu czekał na nas pyszny rosołek i schaboszczaki. :P
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Słup - Chroślice - Sichów - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Winnica - Kozice - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 62.68km
- Czas 03:21
- VAVG 18.71km/h
- VMAX 53.26km/h
- Podjazdy 651m
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Stanisławów - Górzec
Poniedziałek, 23 czerwca 2014 • dodano: 23.06.2014 | Komentarze 0
Na kolejne dni zapowiadają załamanie pogody, więc trzeba korzystać ze słonka. :) Dzisiaj znowu mocno wiało, ale chęć wyjścia na rower była silniejsza od wiatrzyska.
Po pracy sms do Łukasza i po 17" byliśmy już w drodze na Stanisławów. W Duninie były standardowo odwiedzinki zwierzątek. Kozy miały nas gdzieś i nie chciały pozować do zdjęć. Koniki były o wiele łaskawsze. :)
Po pracy sms do Łukasza i po 17" byliśmy już w drodze na Stanisławów. W Duninie były standardowo odwiedzinki zwierzątek. Kozy miały nas gdzieś i nie chciały pozować do zdjęć. Koniki były o wiele łaskawsze. :)

W Sichowie standardowo była przerwa na colę i coś słodkiego, a potem był ogień. :)

Pod radiostację dzisiaj nie wjeżdżaliśmy, bo trochę czas nas gonił, tylko od razu odbiliśmy na Pomocne. Tuż przed zjazdem do Pomocnego rozpościerał się dzisiaj piękny widok na Karkonosze:

A potem był szybki zjazd do Pomocnego, podjazd pod Górzec i jak zwykle cudowny szutrowy zjazd z Górzca do Męcinki. Uwielbiam ten leśny odcinek! :) Za Słupem najadłam się czereśni...

i tuż przed 21" wróciliśmy do Legnicy.

i tuż przed 21" wróciliśmy do Legnicy.
Legnica - Dunino - Krajów - Sichów - Sichówek - Stanisławów - Pomocne - Górzec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Kościelec - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 60.96km
- Czas 03:31
- VAVG 17.33km/h
- VMAX 64.49km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
grupowy wypad z erką i policją w tle
Czwartek, 19 czerwca 2014 • dodano: 21.06.2014 | Komentarze 1
Dzisiejszy wypad utwierdził mnie w przekonaniu, że im więcej osób na wycieczce, tym większe prawdopodobieństwo, że będą jakieś "atrakcje". :P
Znajomi koleżanki z Głogowa postanowili poznać trochę innych terenów, bo chyba już znudzili się Obiszowem i tamtejszą trasą MTB. :) Punktualnie o 11" ja i moja potrawka z kurczaka byłyśmy gotowe do wycieczki. :) Od dzisiaj tego typu jedzonko będzie moim podstawowym żarłem na dalsze wypady. Banany bananami, ale nic nie zastąpi namiastki obiadu.
Znajomi koleżanki z Głogowa postanowili poznać trochę innych terenów, bo chyba już znudzili się Obiszowem i tamtejszą trasą MTB. :) Punktualnie o 11" ja i moja potrawka z kurczaka byłyśmy gotowe do wycieczki. :) Od dzisiaj tego typu jedzonko będzie moim podstawowym żarłem na dalsze wypady. Banany bananami, ale nic nie zastąpi namiastki obiadu.

Tuż po 11" na umówione miejsce spotkania przyjechała ekipa z Głogowa - Darek, Piotrek, Jacek i Maciek.

Nagromadzone chmury na niebie nie wyglądały zachęcająco, ale trzeba było ugościć chłopaków na naszych terenach. :) Po szybkim zapoznaniu się wyruszyliśmy w drogę 7-osobową ekipą. Już w parku słońce zaczęło wyglądać zza chmur, wiatr (chociaż bardzo mocny) na szczęście był boczny, więc z góry było wiadomo, że wycieczka będzie udana. :)

Dosyć szybkim tempem dojechaliśmy przez Lasek Złotoryjski do Dunina. Tam chwila przerwy dla fotoreporterów i ruszyliśmy dalej.

W Sichowie, tuż przed podjazdem do Stanisławowa, zrobiliśmy sobie pierwszy dłuższy odpoczynek na jedzonko i piwka. Bezalkoholowe oczywiście.

A potem wystartowaliśmy na pierwszy, poważniejszy podjazd dnia dzisiejszego. Z racji na różne moce przerobowe uczestników, peleton rozerwał się na dwie grupy, ale humory i tak wszystkim dopisywały. :)

Przy skrzyżowaniu dróg na radiostację/Pomocne radośnie oczekiwaliśmy na niedobitki. :)))

Co niektórzy w tym czasie trzaskali sobie selfie...

Po zebraniu się wszystkich do kupy, kazałam naszym gościom jechać prosto pod górę. A co - żeby sprawdzili sobie siłę w nogach. Zaś ja, Justyna i Krzysiek wjechaliśmy pod radiostację łagodniejszą drogą. :P
Oczywiście pod radiostacją musiały być pamiątkowe, grupowe fotki. Tuż przed zdjęciem Justyna krzyknęła do mnie, żebym trzymała ręce przy sobie, żeby nie było powtórki z poprzedniej sesji. Dla przypomnienia...

Niestety aparat był szybszy, niż ostrzeżenie Justyny i oto efekt :)))))))))

Za jednym zamachem pozbawiłam twarzy dwie osoby. Dobrze, że nie podniosłam drugiej ręki. Powtórka wyszła już idealnie, bo nie było mnie na zdjęciu. :)


Po krótkim podziwianiu widoczków ostrzegłam świeżaków, żeby uważali na
zjeździe, bo jest szybki, a ponadto na drogę lubi wyskakiwać drób z
gospodarstw znajdujących się przy zjeździe.
Piotrek nagrał swój zjazd. Kamera niestety nie oddaje osiągniętych przez Piotrka 72 km/h, który przy okazji pobił swój życiowy rekord. Ja również po raz kolejny pobiłam własny rekord prędkości zjazdu. :)I końcówka zjazdu:
Potem odbiliśmy na Pomocne. Po zjechaniu do Pomocnego zaczęły się problemy techniczne z rowerem Jacka. Gdzieś po drodze rozkręcił mu się wolnobieg, a niestety nikt nie miał przy sobie klucza, który raz, a porządnie załatwiłby problem.

Prowizoryczne próby skręcenia wolnobiegu zakończyły się połowicznym sukcesem, bo co prawda Jacek mógł kontynuować jazdę, ale nadal istniało ryzyko ponownego rozkręcenia się wolnobiegu.

W każdym razie, ruszyliśmy dalej. Niestety musiałam okroić zaplanowaną trasę, bo podczas jazdy okazało się, że powstały pewne nieścisłości przy planowaniu czasu, który niektórzy z nas mogli przeznaczyć na wycieczkę. Wąwóz Lipa nie zając i poczeka na odwiedzenie do następnego wypadu. :) Muchowa oraz części lasów siedmickich jednak nie odpuściłam, co było bardzo dobrą decyzją, bo wszystkim te leśne szutry podobały się.

Grupowa narada na temat tego jak skręcić wolnobieg mając do dyspozycji nieodpowiednie klucze.

Kto się męczył ze sprzętem, ten się męczył, reszta pozowała do zdjęć. :)


Po wyjechaniu z lasów siedmickich, dalsza część trasy była zaplanowana na zjechanie do Myśliborza. Jednak gościom tak spodobały się te leśne szutry, że jak powiedziałam im o szybkim szutrowym zjeździe z Górzca, to strasznie napalili się na niego. Ja również bardzo go lubię, więc decyzja mogła być tylko jedna - jedziemy na Górzec. Wróciliśmy z powrotem do Pomocnego i tuż przed zjazdem do Bogaczowa, wbiliśmy się w lasy. Tuż przed właściwym szutrowym zjazdem ostrzegłam wszystkich, żeby uważali i nie rozpędzali się za bardzo, bo zjazd jest szybki, a po drodze są zakręty. Każdy przyjął to do wiadomości i na szczęście część zjazdu odbyła się bezproblemowo. Wszyscy byli zachwyceni zjazdem.
O ile większa część zjazdu, to szeroka, komfortowa szutrówka, o tyle jego końcówka, to już węższa, kamienista ścieżka z dwoma ostrymi zakrętami. Oczywiście przed końcówką ponownie ostrzegłam wszystkich, żeby uważali, bo po drodze są luźne kamienie i OSTRE ZAKRĘTY! Gadka szmatka. Chłopacy chcieli poszaleć na całego i skończyło się na tym, że Piotrek widząc, że nie wyrobi na pierwszym z zakrętów pojechał na nim prosto (na szczęście jest taka możliwość, ale również trzeba uważać, bo jest uskok), co uratowało go przed upadkiem. Darek, ani jego full nie ogarnęli zakrętu, co zakończyło się glebą Darka. Ja tego nie widziałam, bo poprułam jako pierwsza, ale Justyna, która widziała upadek, mówiła, że upadek nie wyglądał mega groźnie. Jednak kask "mówił" zupełnie co innego - był pęknięty w 4 miejscach, co świadczyło o sile upadku Darka na głowę.
O ile większa część zjazdu, to szeroka, komfortowa szutrówka, o tyle jego końcówka, to już węższa, kamienista ścieżka z dwoma ostrymi zakrętami. Oczywiście przed końcówką ponownie ostrzegłam wszystkich, żeby uważali, bo po drodze są luźne kamienie i OSTRE ZAKRĘTY! Gadka szmatka. Chłopacy chcieli poszaleć na całego i skończyło się na tym, że Piotrek widząc, że nie wyrobi na pierwszym z zakrętów pojechał na nim prosto (na szczęście jest taka możliwość, ale również trzeba uważać, bo jest uskok), co uratowało go przed upadkiem. Darek, ani jego full nie ogarnęli zakrętu, co zakończyło się glebą Darka. Ja tego nie widziałam, bo poprułam jako pierwsza, ale Justyna, która widziała upadek, mówiła, że upadek nie wyglądał mega groźnie. Jednak kask "mówił" zupełnie co innego - był pęknięty w 4 miejscach, co świadczyło o sile upadku Darka na głowę.

Na szczęście Darek nie odniósł żadnych widocznych urazów, oprócz lekkiego obtarcia nosa. Mówił też, że czuje się dobrze, ale nie pamięta momentu upadku. Ruszyliśmy więc dalej, bo Darek powtarzał, że nic mu nie jest.
Dojechaliśmy do Słupa... i kolega Darek zaczął gadać od rzeczy. :/ Dopytywał jak upadł, jak znaleźliśmy się w Słupie, jak w ogóle znalazł się w Legnicy, po co przyjechał do tej Legnicy. Mimo udzielania mu odpowiedzi, po chwili znów pytał o te same rzeczy i nie potrafił logicznie powiązać faktów. Do pokonania mieliśmy jeszcze ok. 20 km, więc zapadła decyzja, że wzywamy pogotowie, bo baliśmy się, że Darek odniósł jakieś poważne obrażenia wewnętrzne głowy i mógłby podczas jazdy np. stracić przytomność. Justyna, Krzysiek, Piotrek i Maciek ruszyli w drogę powrotną do Legnicy (bo było już wiadomo, że Darek nie wróci na rowerze do Legnicy i musieli sprowadzić auto do Słupa), a ja i Jacek zostaliśmy przy Darku, w oczekiwaniu na pogotowie. Tu plus dla nich, bo przyjechali na sygnale i nie musieliśmy zbyt długo czekać na pomoc.
Dojechaliśmy do Słupa... i kolega Darek zaczął gadać od rzeczy. :/ Dopytywał jak upadł, jak znaleźliśmy się w Słupie, jak w ogóle znalazł się w Legnicy, po co przyjechał do tej Legnicy. Mimo udzielania mu odpowiedzi, po chwili znów pytał o te same rzeczy i nie potrafił logicznie powiązać faktów. Do pokonania mieliśmy jeszcze ok. 20 km, więc zapadła decyzja, że wzywamy pogotowie, bo baliśmy się, że Darek odniósł jakieś poważne obrażenia wewnętrzne głowy i mógłby podczas jazdy np. stracić przytomność. Justyna, Krzysiek, Piotrek i Maciek ruszyli w drogę powrotną do Legnicy (bo było już wiadomo, że Darek nie wróci na rowerze do Legnicy i musieli sprowadzić auto do Słupa), a ja i Jacek zostaliśmy przy Darku, w oczekiwaniu na pogotowie. Tu plus dla nich, bo przyjechali na sygnale i nie musieliśmy zbyt długo czekać na pomoc.

Na szczęście nic złego nie działo się z Darkiem, ale nadal nie pamiętał co, gdzie, jak i kiedy. Zabrali go do karetki i tam udzielili mu pierwszej profilaktycznej pomocy.
Jakby mało było mieszkańcom Słupa atrakcji, że przyjechała karetka na sygnale, to po chwili zjawiła się również policja.
Jakby mało było mieszkańcom Słupa atrakcji, że przyjechała karetka na sygnale, to po chwili zjawiła się również policja.

Policjanci chcieli dowiedzieć się jak doszło do upadku Darka i czy na
pewno nie było zdarzenia z udziałem samochodu. Wyjaśniliśmy im co i jak i
funkcjonariusze zawinęli się z powrotem. Dla nich również plus, bo
dopytywali się czy nie trzeba nam w czymś pomóc i czy będziemy mieli
czym zabrać trzeci rower do Legnicy.
Po kilkunastu minutach postoju, karetka zabrała Darka do Legnicy na badania, a ja i Jacek zostaliśmy w oczekiwaniu na transport.

W końcu zjawiła się pomoc techniczna i moja oraz Jacka wycieczka zakończyła się w ten sposób. :(

Oboje czuliśmy niedosyt rowerowy, bo przejechaliśmy tylko 60 km, a reszta, która wróciła do Legnicy na rowerach, przejechała łącznie 80 km. Cóż było poradzić. Innym razem nadrobimy kilometry. :)
Po załadowaniu rowerów na dach, czym prędzej udaliśmy się do szpitala. Po przyjechaniu okazało się, że zrobili już Darkowi TK głowy i profilaktycznie podali wzmacniającą kroplówkę. Po dosyć długim oczekiwaniu na wynik TK, okazało się, że Darkowi nic nie jest i nie odniósł żadnych wewnętrznych obrażeń głowy. Uf! Prawdopodobnie był w szoku po upadku i dlatego mówił od rzeczy. Niemniej jednak decyzja o wezwaniu pogotowia była słuszna, bo lepiej dmuchać na zimne.
Po wyjściu Darka ze szpitala nasi goście wrócili już bez żadnych przygód do Głogowa. Mam nadzieję, że jak znów nas odwiedzą, to zabiorą ze sobą klucze do wolnobiegów i będą uważać na zjazdach, a nie zwalać winy na to, że ktoś źle wyprofilował zakręty. :)
Legnica - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Pomocne - Muchów - lasy siedmickie - Pomocne - Górzec - Męcinka - Słup
Kategoria 50-75 km
- DST 68.72km
- Czas 03:52
- VAVG 17.77km/h
- VMAX 62.12km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
wygłupy stanisławowsko-myśliborskie
Wtorek, 10 czerwca 2014 • dodano: 11.06.2014 | Komentarze 2
Kolejny dzień upałów, ale dzisiaj włączył się wiaterek, więc temperatura była o wiele znośniejsza, niż wczoraj. Postanowiłam więć wyskoczyć z Justyną do Stanisławowa, bo ona jeszcze nigdy nie była tam na rowerze. Lajtowo, nigdzie się nie śpiesząc dojechałyśmy do Sichowa, gdzie pod sklepem była obowiązkowa przerwa na colę. A potem, wiadomo - zaczął się podjazd. Justyna bardzo dobrze dawała sobie radę. :) Na najostrzejszym odcinku już nie było tak łatwo, ale w końcu Justynie udało się dojechać na górę i obie znalazłyśmy się pod ruinami radiostacji.
Od razu pstryknęłyśmy sobie pamiątkową fotkę:

A potem zaczęły się wygłupy :))))

Oczywiście musiało być też zdjęcie z pozami na słupkach:

Samowyzwalacz był szybszy, więc były poprawki - jedna, druga, trzecia i w końcu udało się:

Zupełnie nie wiem dlaczego, ale Justyna kazała poprawić zdjęcie. :P No i po kolejnej próbie, fotka wyszła idealnie :)

Potem postanowiłyśmy zrobić zdjęcie z podskokami. Nie wiem ile razy żeśmy skakały do góry. Niestety nie udało się podskoczyć w odpowiednim momencie - albo za wcześnie startowałyśmy do góry, albo spóźniałyśmy skoki. Zmęczyłyśmy się i tyle z tego wyszło. :P

Więc pozostało nam uruchomienie serii zdjęć i zrobienie skoków pojedynczo. Powtórki były zbędne, bo fotki od razu wyszły idealne :)

No i co jeszcze nam zostało? :P Skoki ze słupka :) Uwaga!!! Zaczynam...

I lecęęęęęęęę....... :)

Po pełnej ubawu po pachy sesji, postanowiłyśmy pojechać jeszcze do Myśliborza, bo Justyna miała jeszcze w zapasie siły na dodatkowe kilometry. Więc najpierw uderzyłyśmy na Pomocne, a potem na Myślinów. Na zjeździe do Myśliborza, była kolejna sesja. Tym razem chciałyśmy uchwycić nasze supermenowe zjazdy. :) I znów były poprawki, bo robienie zdjęć komuś kto jedzie 50 km/h kończy się tak:

Zredukowałam prędkość do 5 km/h i voilà:

I supermenka Justyna:

W Myśliborzu zatrzymałyśmy się w Kaskadzie na frytki. Po wsunięciu porządnej porcji kalorii, ruszyłyśmy standardową drogą do Legnicy - przez szutry obok Górzca, a potem przez Słup. Za Słupem najadłyśmy się jeszcze dzikich czereśni i wzmocnione pełnowartościowym białkiem, wróciłyśmy już do Legnicy.
P.S. W Myślinowie czarny kot przebiegł mi drogę. Ale to tak centralnie. Na szczęście oszukałam przeznaczenie i dojechałam do domu cała i zdrowa. :)
Legnica - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Pomocne - Myślinów - Myślibórz - Chełmiec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Kościelec - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 58.47km
- Czas 03:05
- VAVG 18.96km/h
- VMAX 63.28km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
zachód słońca w Stefanowie :)
Poniedziałek, 9 czerwca 2014 • dodano: 10.06.2014 | Komentarze 1
Z racji obecnie panujących temperatur, wyjście na rower wchodzi w rachubę tylko pod wieczór. Chociaż na rower wyszłam dopiero przed 19", to i tak po przejechaniu miasta byłam już podgotowana. Postanowiliśmy z Łukaszem pojechać do Stanisławowa na zachód słońca.
Droga do Stefanowa minęła nam bardzo szybko, bo z racji zbliżającego się wieczoru, temperatura powietrza stawała się coraz bardziej przystępna. W końcu trafiłam też na przejrzystą panoramę Karkonoszy. :) Kiedy jeżdżę do Stanisławowa w ciągu dnia, to zawsze albo Karkonosze są zamglone, albo słońce uniemożliwia podziwianie widoków. Wystarczyło śmignąć tam pod wieczór i voilà:

A po drugiej stronie Rosochy trwał już spektakl:

Panoramka:

Widoki były przepiękne!!! Słońce chowało się za Grodziec, serwując nam fantastyczne kolory na niebie. :) Niestety czas nas naglił i nie mogliśmy zbyt długo podziwiać zachodu. Więc pstryknęłam na koniec pożegnalną fotkę i wio z powrotem.

Niechcący pobiłam dzisiaj swój dotychczasowy rekord prędkości zjazdu na rowerze. :))) Wiele razy próbowałam pobijać poprzedni (60,46 km/h), ale zawsze coś stało na przeszkodzie - albo wybiegający na jezdnię drób, albo wiatr, albo świadomość, że jak bym upadła, to nie byłoby co zbierać. A dzisiaj, jakoś bez napinki, zaczęłam sobie sunąć. I tak jakoś wyszło rekordowo. :))) Do Legnicy wróciliśmy dosyć szybkim tempem przez Winnicę. Dziękuję za uwagę. :)
Droga do Stefanowa minęła nam bardzo szybko, bo z racji zbliżającego się wieczoru, temperatura powietrza stawała się coraz bardziej przystępna. W końcu trafiłam też na przejrzystą panoramę Karkonoszy. :) Kiedy jeżdżę do Stanisławowa w ciągu dnia, to zawsze albo Karkonosze są zamglone, albo słońce uniemożliwia podziwianie widoków. Wystarczyło śmignąć tam pod wieczór i voilà:

A po drugiej stronie Rosochy trwał już spektakl:

Panoramka:

Widoki były przepiękne!!! Słońce chowało się za Grodziec, serwując nam fantastyczne kolory na niebie. :) Niestety czas nas naglił i nie mogliśmy zbyt długo podziwiać zachodu. Więc pstryknęłam na koniec pożegnalną fotkę i wio z powrotem.

Niechcący pobiłam dzisiaj swój dotychczasowy rekord prędkości zjazdu na rowerze. :))) Wiele razy próbowałam pobijać poprzedni (60,46 km/h), ale zawsze coś stało na przeszkodzie - albo wybiegający na jezdnię drób, albo wiatr, albo świadomość, że jak bym upadła, to nie byłoby co zbierać. A dzisiaj, jakoś bez napinki, zaczęłam sobie sunąć. I tak jakoś wyszło rekordowo. :))) Do Legnicy wróciliśmy dosyć szybkim tempem przez Winnicę. Dziękuję za uwagę. :)
Legnica - Wilczyce - Krotoszyce - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Winnica - Kozice - Babin - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 57.56km
- Czas 03:40
- VAVG 15.70km/h
- VMAX 51.63km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
wiadomo gdzie :)
Niedziela, 1 czerwca 2014 • dodano: 03.06.2014 | Komentarze 3
Wycieczka równie lajtowa, jak wczorajsza do Słupa, z tymi różnicami, że dzisiaj w innym towarzystwie i w inne miejsce. W końcu udało mi się zgadać z Kingą na wspólną wycieczkę, a co najważniejsze - dopisała nam pogoda! :) Kierunek mógł być tylko jeden. :P Droga do Stanisławowa minęła nam szybko. I w tym momencie należą się wielkie brawa dla Kingi, bo na całym podjeździe pod radiostację (od Sichowa) zrobiła tylko jeden przystanek, tuż przed zakrętem w Stanisławowie. Całą najbardziej stromą część podjazdu pokonała bez ani jednego zatrzymania się. :) Dla kogoś, kto dużo śmiga na rowerze, to nic wielkiego, ale w przypadku osoby jeżdżącej bardzo sporadycznie gdzieś daleko , to jest naprawdę coś. No ale zaparła się i dała radę. :)
W chwili kiedy wjechałyśmy pod radiostację, słońce zaszło na jakiś czas za chmury, więc panoramki są trochę mało naświetlone. Powtórzę fotę przy lepszym nasłonecznieniu.
W chwili kiedy wjechałyśmy pod radiostację, słońce zaszło na jakiś czas za chmury, więc panoramki są trochę mało naświetlone. Powtórzę fotę przy lepszym nasłonecznieniu.


Po kilkunastominutowym napawaniu się widoczkami, zabrałyśmy się za drogę powrotną. Chciałam dzisiaj przycisnąć na zjeździe z radiostacji, ale niestety na drogę wyskoczył mi drób. :( Niemniej jednak zjazd, jak za każdym razem, przyprawił mnie o mnóstwo pozytywnych emocji. Micha śmiała mi się od ucha do ucha. :)
Do Legnicy wróciłyśmy przez Słup, bo Kinga jeszcze nigdy tam nie była. I tyle ode mnie na dziś.
Do Legnicy wróciłyśmy przez Słup, bo Kinga jeszcze nigdy tam nie była. I tyle ode mnie na dziś.
Legnica - Smokowice - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Sichów - Chroślice - Słup - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Kościelec - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 61.78km
- Czas 03:21
- VAVG 18.44km/h
- VMAX 47.44km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Górzec - Myślibórz
Sobota, 10 maja 2014 • dodano: 11.05.2014 | Komentarze 2
Dzień rowerowo bardzo udany. :)
Na początek na zachętę słodki rudzielec, ale o nim później. :)

Z rana mocno dmuchało i dopiero po południu wiatr trochę osłabł. Na szczęście wiał z zachodu, a ja zaplanowałam wypad na południe (no bo gdzieżby indziej), a wiatr boczny nie jest tak upierdliwy jak ten prosto w pysk. Standardową drogą dojechałam do Słupka. Tuż przed zjazdem do niego pstryknęłam kilka fotek.
Tu zjazd, a w dole Słup:
Na początek na zachętę słodki rudzielec, ale o nim później. :)

Z rana mocno dmuchało i dopiero po południu wiatr trochę osłabł. Na szczęście wiał z zachodu, a ja zaplanowałam wypad na południe (no bo gdzieżby indziej), a wiatr boczny nie jest tak upierdliwy jak ten prosto w pysk. Standardową drogą dojechałam do Słupka. Tuż przed zjazdem do niego pstryknęłam kilka fotek.
Tu zjazd, a w dole Słup:

A tu po prawej stronie wiatraka (tzn. pozostałości po nim) mój ulubiony Stanisławów (to wzgórze oczywiście):

Tutaj z kolei wytrawne oczy dostrzegą Wilczą Górę i Grodziec. :)

Następnie pojechałam do Chroślic, a stamtąd już prosto na asfaltowy podjazd z Bogaczowa na Górzec. ZIELONOOOOOO MIIIII :)

Gdyby ten podjazd doczekał się nowego asfaltu, tak jak jest na podjeździe do Stanisławowa, byłoby miodzio. A tak jeżdżę tą drogą tylko pod górę. Z góry to jest jakaś masakra. Dziury, dziury i jeszcze raz dziury. Gdyby byłoby gładko, można byłoby popruć. Obecnie jest po prostu niebezpiecznie i przynajmniej ja jak już tamtędy zjeżdżałam, to co chwilę hamowałam, żeby wytracić prędkość. Bez sensu, bo nie o to chodzi w zjeździe.
Zjazd z Górzca do Pomocnego jest równie fatalny, choć dziur jest trochę mniej. Warto było dzisiaj jednak tamtędy zjeżdżać, bo widoczność była bardzo dobra. Było widać Śnieżkę, Małą Kopę oraz Śnieżne Kotły. Po prawej na pierwszym planie jeden z wygasłych wulkanów - Czartowska Skała.

I Czartowska Skała z bliższej odległości:

No a potem nastąpiły 4 km rowerowego szczęścia. :) Zjazd z Myślinowa do Myśliborza, tak samo jak ze Stanisławowa, ma nowiuśki asfalt, więc można pruć i pruć. :) Bez rozpędzania się zjeżdżałam dzisiaj 40 km/h. Ze wspomaganiem można śmiało jechać powyżej 50 km/h. I tak przez 4 km. Wypas! :)
Z Myśliborza dojechałam fajnym polnym skrótem do Chełmca. Jeden z moich ulubionych. Ktoś oczyścił go z połamanych gałęzi i teraz o wiele przyjemniej jedzie się nim. Następnie wbiłam się na szutry prowadzące do Męcinki. W takiej scenerii to ja mogę jeździć i jeździć:

Z Myśliborza dojechałam fajnym polnym skrótem do Chełmca. Jeden z moich ulubionych. Ktoś oczyścił go z połamanych gałęzi i teraz o wiele przyjemniej jedzie się nim. Następnie wbiłam się na szutry prowadzące do Męcinki. W takiej scenerii to ja mogę jeździć i jeździć:

TomSawyer - udało się nie zbiźkować. :) Jeszcze. :)) Następnie standardowo dojechałam do Słupa. Od jakiegoś czasu zaczęłam uskuteczniać wobec wiejskich psów (dzielnie biegnących obok roweru przez całą wioskę, głośno przy tym szczekając) pewną metodę - jak tylko widzę, że zaczynają biec w moją stronę, to jakby nigdy nic nadal na nich pruję, a potem nagle zatrzymuję się przed nimi, zamiast uciekać. Robię to już od jakiegoś czasu i na kilkanaście kundelków - każdy zachowywał się tak samo. Każdy jeden durnieje (bo nie wie co się dzieje, że rowerzysta zatrzymuje się, zamiast uciekać) i przestaje być taki odważny. Więcej - każdy wymiękał i dawał się pogłaskać. :) Dzisiaj miałam dwukrotnie taką samą sytuację. W drugiej z nich - już z daleka zauważyłam dwóch odważnych. :)

Jeden głośniej od drugiego szczekał i oba zaczęły biec w moim kierunku. Po chwili oba tak samo wymiękły - wystarczyło pocmokać i zacząć wołać je do siebie. Rudzielec pierwszy się poddał. :) Tu jeszcze starał się zachować twarz. :)))

Tu już zaczął wymiękać...

By po chwili zrobić się słodziakiem :)))

I wróciłam do domu. Dziękuję za uwagę. :)

Jeden głośniej od drugiego szczekał i oba zaczęły biec w moim kierunku. Po chwili oba tak samo wymiękły - wystarczyło pocmokać i zacząć wołać je do siebie. Rudzielec pierwszy się poddał. :) Tu jeszcze starał się zachować twarz. :)))

Tu już zaczął wymiękać...

By po chwili zrobić się słodziakiem :)))

I wróciłam do domu. Dziękuję za uwagę. :)
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Słup - Chroślice - Bogaczów - Górzec - Pomocne - Myślinów - Myślibórz - Chełmiec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Kościelec - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 57.30km
- Czas 03:01
- VAVG 18.99km/h
- VMAX 57.87km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
żółtooo mi :)
Wtorek, 6 maja 2014 • dodano: 07.05.2014 | Komentarze 4
Cele dzisiejszego szybkiego wypadu po pracy były następujące - dotlenić się zapachem rzepaków, nacieszyć oczy ich żółciutkim kolorem oraz naładować mnóstwem endorfin. Udało się! :) Ponadto od jutra zapowiadają deszcze, więc rad nie rad, musiałam dzisiaj pojechać w miejsce, które zawsze przyprawia mnie o dobry humor. Tak, wiem, że powtarzam się z tym Stanisławowem. :)
Zaraz za Legnicą zaczęły się żółte dywany z rzepaków. Teraz są najbardziej rozkwitnięte, a ich żółć jest wręcz oczojebna. :) A tak skubane pachną, że achhhh!
Zaraz za Legnicą zaczęły się żółte dywany z rzepaków. Teraz są najbardziej rozkwitnięte, a ich żółć jest wręcz oczojebna. :) A tak skubane pachną, że achhhh!


Do Stanisławowa dojechałam przez Dunino, Krajów i dalej Sichów. Podjazd pod radiostację jest już tak soczyście zielony, że najchętniej nie wyjeżdżałabym z tego lasu.

No i radiostacja po raz kolejny (i nie ostatni!) w tym roku zdobyta. :)

Widoczność była dzisiaj dosyć dobra. Grodziec:

Widok na Legnicę:

I na koniec Karkonosze (można dojrzeć Śnieżkę, w rzeczywistości wyraźniej było ją widać):

Po krótkim odpoczynku (bo gonił mnie czas) był zjazd (znów bez napinki na prędkość) i nastąpiło doładowanie się endorfinkami. Do Legnicy wróciłam przez Winnicę, w towarzystwie zachodzącego słońca:

Legnica - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów -
Sichów - Sichówek - Krajów - Winnica - Kozice - Babin - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 69.67km
- Czas 03:56
- VAVG 17.71km/h
- VMAX 49.22km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
lany poniedziałek
Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 • dodano: 21.04.2014 | Komentarze 4
Tradycji stało się zadość. Do domu wróciłam cała mokra, bynajmniej nie od wody z wiader. :/
Co się robi, jak widzi się, że ICM przewiduje nadejście deszczowych chmur i wie się, że ICM raczej nie myli się w swoich prognozach? Odpowiedź brzmi: wychodzi się na rower i liczy się na cud. :D No więc cud się nie wydarzył, ale o tym później.
Wczoraj i przedwczoraj było totalne świąteczne lenistwo, toteż nie wyjście dzisiaj na rower zakrawałoby na skandal. :) Od samego rana niebo było błękitne, więc dosyć szybko zebrałam się do wyjścia, bo wiedziałam, że jeśli nadejdą chmury przed moim ruszeniem się z domu, to odpuszczę sobie jazdę.
Szybko przebiłam się przez miasto, a potem tuż za hutą odbiłam na Szymanowice. Dzisiaj pierwszy raz jechałam w tamtym kierunku. Szutrówka prowadząca najpierw do Szymanowic, a potem do Wilczyc okazała się bardzo fajna:
Co się robi, jak widzi się, że ICM przewiduje nadejście deszczowych chmur i wie się, że ICM raczej nie myli się w swoich prognozach? Odpowiedź brzmi: wychodzi się na rower i liczy się na cud. :D No więc cud się nie wydarzył, ale o tym później.
Wczoraj i przedwczoraj było totalne świąteczne lenistwo, toteż nie wyjście dzisiaj na rower zakrawałoby na skandal. :) Od samego rana niebo było błękitne, więc dosyć szybko zebrałam się do wyjścia, bo wiedziałam, że jeśli nadejdą chmury przed moim ruszeniem się z domu, to odpuszczę sobie jazdę.
Szybko przebiłam się przez miasto, a potem tuż za hutą odbiłam na Szymanowice. Dzisiaj pierwszy raz jechałam w tamtym kierunku. Szutrówka prowadząca najpierw do Szymanowic, a potem do Wilczyc okazała się bardzo fajna:

Takie właśnie lajtowe szutrówki najbardziej lubię. No i do tego rzepakowy klimacik. :)
Z Wilczyc już asfaltem ruszyłam dalej do Krotoszyc. XVII-wieczny Pałac (bardzo ładnie odrestaurowany):
Z Wilczyc już asfaltem ruszyłam dalej do Krotoszyc. XVII-wieczny Pałac (bardzo ładnie odrestaurowany):

Kiedy w Krotoszycach niebo zasłoniło się chmurami, zaczęłam się wahać czy realizować dalszą część wycieczki. Było ciepło, więc postanowiłam jechać dalej. Potem były kolejne wiochy i w końcu dojechałam do Leszczyny, bo oczywiście na mapie dzisiejszej trasy nie mogło zabraknąć Stanisławowa, a podjazd pod radiostację postanowiłam zrealizować właśnie od strony Leszczyny.
W skansenie zrobiłam sobie pierwszy dłuższy odpoczynek. Pstryknęłam też kilka fotek. Piece wapiennicze z XIX w.:
Taaaakie koła:

Po odpoczynku pojechałam dalej. Dzisiaj śmigus dyngus. Jeszcze kilkanaście lat temu to o tej porze biegałam po dworze z wiadrem. Ubawu było po pachy. Od kilku lat tradycja w narodzie zanika i na dworze widać już tylko pojedyncze dzieci biegające z pistoletami na wodę. Myślałam, że może chociaż na wioskach będą jakieś grupki nastolatków lejących się wodą. Przez kilka wioch nikogo nie widziałam. Ale, ale... :) Pod sklepem w Leszczynie stał jegomość z wiadrem pełnym wody, tak dużym, że mogłabym się chyba w nim wykąpać. :) Zobaczył mnie i od razu banan na buzi od ucha do ucha. A ja pomyślałam tylko jedno: "No to zajebiście :(". Uciekać nie było gdzie, bo była to końcówka pierwszej części podjazdu pod radiostację, więc nie miałam też za dużo sił na ewentualną wycieczkę. W każdym razie jegomość po zobaczeniu mnie od razu do mnie: "ŚMIGUS DYGUS". A ja do niego oczy kota ze Shreka i zaczęłam prosić o litość nad mą osobą. A on dalej czy może mnie oblać. Więc ja znów z błagalnym wzrokiem, żeby sobie darował i innym razem mnie obleje. Jegomość okazał się bardzo kulturalny i sympatyczny. :) Stwierdził tylko, że następnym razem mi nie odpuści. :) Kamień spadł mi z serca. Gdyby było słonecznie, to znając swoje głupie pomysły, sama poprosiłabym go o oblanie mnie. Zważywszy jednak na to, że niebo było już całe zachmurzone, to nie byłoby nic fajnego we wracaniu do domu kilkadziesiąt kilometrów będąc przemoczoną do suchej nitki. Podziękowałam ładnie za łaskę, pomachałam na pożegnanie i pojechałam dalej.
Łowieczki w drodze pod radiostację:

Łowieczki w drodze pod radiostację:

A za mną w dole Leszczyna, a w głębi Grodziec:

Radiostacja coraz bliżej:

No i Rosocha po raz kolejny w tym roku zdobyta :)

Dzisiaj nawet nie próbowałam pobijać rekordu prędkości zjazdu, bo wiatr był południowo-wschodni, więc opór powietrza byłby za duży. Zjechałam sobie mega lajtowo, bez składania się, a tak wyszło prawie 50 km/h. :) Za Stanisławowem odbiłam na Pomocne. Chwilę potem zobaczyłam "piękne", jednolite sine niebo. To oznaczało jedno. :( Nie minęło kilka minut, a z nieba zaczęły lecieć dosyć duże krople. Deszcz zaczął się rozkręcać i jeszcze przed zjazdem do Pomocnego już lało. :( W Pomocnem zatrzymałam się na przystanku, z nadzieją, że deszcz przestanie padać. Po kilkunastu minutach osłabł. Dobre i to, więc ruszyłam na Górzec.
No i z górki na pazurki :)))

Na szczęście na zjeździe przestało całkowicie padać. Ostatni rzut okiem na Górzec:

I zaczęłam standardowo wracać do Legnicy - przez Męcinkę i Słup. Niestety na szutrówce z Bielowic do Warmątowic deszcz dokończył swoje dzieło. Zlało mnie okrutnie. :( Do Legnicy wróciłam przemoczona do suchej nitki. Rower nadaje się do totalnego pucowania.
Pomimo pogodowych przeciwności udało mi się zrealizować zaplanowaną trasę w całości. Wycieczkę, mimo deszczu, zaliczam do bardzo udanych. :)
Legnica - Smokowice - Wilczyce - Krotoszyce - Rzymówka - Wysocko - Kozów - Rokitnica - Prusice - Leszczyna - Stanisławów - Pomocne - Górzec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Kościelec - Legnica
Kategoria 50-75 km


