Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

grupowy wypad z erką i policją w tle

Czwartek, 19 czerwca 2014 • dodano: 21.06.2014 | Komentarze 1

Dzisiejszy wypad utwierdził mnie w przekonaniu, że im więcej osób na wycieczce, tym większe prawdopodobieństwo, że będą jakieś "atrakcje". :P

Znajomi koleżanki z Głogowa postanowili poznać trochę innych terenów, bo chyba już znudzili się Obiszowem i tamtejszą trasą MTB. :) Punktualnie o 11" ja i moja potrawka z kurczaka byłyśmy gotowe do wycieczki. :) Od dzisiaj tego typu jedzonko będzie moim podstawowym żarłem na dalsze wypady. Banany bananami, ale nic nie zastąpi namiastki obiadu.



Tuż po 11" na umówione miejsce spotkania przyjechała ekipa z Głogowa - Darek, Piotrek, Jacek i Maciek.



Nagromadzone chmury na niebie nie wyglądały zachęcająco, ale trzeba było ugościć chłopaków na naszych terenach. :) Po szybkim zapoznaniu się wyruszyliśmy w drogę 7-osobową ekipą. Już w parku słońce zaczęło wyglądać zza chmur, wiatr (chociaż bardzo mocny) na szczęście był boczny, więc z góry było wiadomo, że wycieczka będzie udana. :)



Dosyć szybkim tempem dojechaliśmy przez Lasek Złotoryjski do Dunina. Tam chwila przerwy dla fotoreporterów i ruszyliśmy dalej.



W Sichowie, tuż przed podjazdem do Stanisławowa, zrobiliśmy sobie pierwszy dłuższy odpoczynek na jedzonko i piwka. Bezalkoholowe oczywiście.



A potem wystartowaliśmy na pierwszy, poważniejszy podjazd dnia dzisiejszego. Z racji na różne moce przerobowe uczestników, peleton rozerwał się na dwie grupy, ale humory i tak wszystkim dopisywały. :)



Przy skrzyżowaniu dróg na radiostację/Pomocne radośnie oczekiwaliśmy na niedobitki. :)))



Co niektórzy w tym czasie trzaskali sobie selfie...



Po zebraniu się wszystkich do kupy, kazałam naszym gościom jechać prosto pod górę. A co - żeby sprawdzili sobie siłę w nogach. Zaś ja, Justyna i Krzysiek wjechaliśmy pod radiostację łagodniejszą drogą. :P

Oczywiście pod radiostacją musiały być pamiątkowe, grupowe fotki. Tuż przed zdjęciem Justyna krzyknęła do mnie, żebym trzymała ręce przy sobie, żeby nie było powtórki z poprzedniej sesji. Dla przypomnienia...



Niestety aparat był szybszy, niż ostrzeżenie Justyny i oto efekt :)))))))))



Za jednym zamachem pozbawiłam twarzy dwie osoby. Dobrze, że nie podniosłam drugiej ręki. Powtórka wyszła już idealnie, bo nie było mnie na zdjęciu. :)





Po krótkim podziwianiu widoczków ostrzegłam świeżaków, żeby uważali na zjeździe, bo jest szybki, a ponadto na drogę lubi wyskakiwać drób z gospodarstw znajdujących się przy zjeździe.

Piotrek nagrał swój zjazd. Kamera niestety nie oddaje osiągniętych przez Piotrka 72 km/h, który przy okazji pobił swój życiowy rekord. Ja również po raz kolejny pobiłam własny rekord prędkości zjazdu. :)



I końcówka zjazdu:



Potem odbiliśmy na Pomocne. Po zjechaniu do Pomocnego zaczęły się problemy techniczne z rowerem Jacka. Gdzieś po drodze rozkręcił mu się wolnobieg, a niestety nikt nie miał przy sobie klucza, który raz, a porządnie załatwiłby problem.



Prowizoryczne próby skręcenia wolnobiegu zakończyły się połowicznym sukcesem, bo co prawda Jacek mógł kontynuować jazdę, ale nadal istniało ryzyko ponownego rozkręcenia się wolnobiegu.



W każdym razie, ruszyliśmy dalej. Niestety musiałam okroić zaplanowaną trasę, bo podczas jazdy okazało się, że powstały pewne nieścisłości przy planowaniu czasu, który niektórzy z nas mogli przeznaczyć na wycieczkę. Wąwóz Lipa nie zając i poczeka na odwiedzenie do następnego wypadu. :) Muchowa oraz części lasów siedmickich jednak nie odpuściłam, co było bardzo dobrą decyzją, bo wszystkim te leśne szutry podobały się.

Gdzieś w lesie znów rozkręcił się wolnobieg Jacka.



Grupowa narada na temat tego jak skręcić wolnobieg mając do dyspozycji nieodpowiednie klucze.



Kto się męczył ze sprzętem, ten się męczył, reszta pozowała do zdjęć. :)





Po wyjechaniu z lasów siedmickich, dalsza część trasy była zaplanowana na zjechanie do Myśliborza. Jednak gościom tak spodobały się te leśne szutry, że jak powiedziałam im o szybkim szutrowym zjeździe z Górzca, to strasznie napalili się na niego. Ja również bardzo go lubię, więc decyzja mogła być tylko jedna - jedziemy na Górzec. Wróciliśmy z powrotem do Pomocnego i tuż przed zjazdem do Bogaczowa, wbiliśmy się w lasy. Tuż przed właściwym szutrowym zjazdem ostrzegłam wszystkich, żeby uważali i nie rozpędzali się za bardzo, bo zjazd jest szybki, a po drodze są zakręty. Każdy przyjął to do wiadomości i na szczęście część zjazdu odbyła się bezproblemowo. Wszyscy byli zachwyceni zjazdem.

O ile większa część zjazdu, to szeroka, komfortowa szutrówka, o tyle jego końcówka, to już węższa, kamienista ścieżka z dwoma ostrymi zakrętami. Oczywiście przed końcówką ponownie ostrzegłam wszystkich, żeby uważali, bo po drodze są luźne kamienie i OSTRE ZAKRĘTY! Gadka szmatka. Chłopacy chcieli poszaleć na całego i skończyło się na tym, że Piotrek widząc, że nie wyrobi na pierwszym z zakrętów pojechał na nim prosto (na szczęście jest taka możliwość, ale również trzeba uważać, bo jest uskok), co uratowało go przed upadkiem. Darek, ani jego full nie ogarnęli zakrętu, co zakończyło się glebą Darka. Ja tego nie widziałam, bo poprułam jako pierwsza, ale Justyna, która widziała upadek, mówiła, że upadek nie wyglądał mega groźnie. Jednak kask "mówił" zupełnie co innego - był pęknięty w 4 miejscach, co świadczyło o sile upadku Darka na głowę.



Na szczęście Darek nie odniósł żadnych widocznych urazów, oprócz lekkiego obtarcia nosa. Mówił też, że czuje się dobrze, ale nie pamięta momentu upadku. Ruszyliśmy więc dalej, bo Darek powtarzał, że nic mu nie jest.

Dojechaliśmy do Słupa... i kolega Darek zaczął gadać od rzeczy. :/ Dopytywał jak upadł, jak znaleźliśmy się w Słupie, jak w ogóle znalazł się w Legnicy, po co przyjechał do tej Legnicy. Mimo udzielania mu odpowiedzi, po chwili znów pytał o te same rzeczy i nie potrafił logicznie powiązać faktów. Do pokonania mieliśmy jeszcze ok. 20 km, więc zapadła decyzja, że wzywamy pogotowie, bo baliśmy się, że Darek odniósł jakieś poważne obrażenia wewnętrzne głowy i mógłby podczas jazdy np. stracić przytomność. Justyna, Krzysiek, Piotrek i Maciek ruszyli w drogę powrotną do Legnicy (bo było już wiadomo, że Darek nie wróci na rowerze do Legnicy i musieli sprowadzić auto do Słupa), a ja i Jacek zostaliśmy przy Darku, w oczekiwaniu na pogotowie. Tu plus dla nich, bo przyjechali na sygnale i nie musieliśmy zbyt długo czekać na pomoc.



Na szczęście nic złego nie działo się z Darkiem, ale nadal nie pamiętał co, gdzie, jak i kiedy. Zabrali go do karetki i tam udzielili mu pierwszej profilaktycznej pomocy.

Jakby mało było mieszkańcom Słupa atrakcji, że przyjechała karetka na sygnale, to po chwili zjawiła się również policja.



Policjanci chcieli dowiedzieć się jak doszło do upadku Darka i czy na pewno nie było zdarzenia z udziałem samochodu. Wyjaśniliśmy im co i jak i funkcjonariusze zawinęli się z powrotem. Dla nich również plus, bo dopytywali się czy nie trzeba nam w czymś pomóc i czy będziemy mieli czym zabrać trzeci rower do Legnicy.

Po kilkunastu minutach postoju, karetka zabrała Darka do Legnicy na badania, a ja i Jacek zostaliśmy w oczekiwaniu na transport.



W końcu zjawiła się pomoc techniczna i moja oraz Jacka wycieczka zakończyła się w ten sposób. :(



Oboje czuliśmy niedosyt rowerowy, bo przejechaliśmy tylko 60 km, a reszta, która wróciła do Legnicy na rowerach, przejechała łącznie 80 km. Cóż było poradzić. Innym razem nadrobimy kilometry. :)

Po załadowaniu rowerów na dach, czym prędzej udaliśmy się do szpitala. Po przyjechaniu okazało się, że zrobili już Darkowi TK głowy i profilaktycznie podali wzmacniającą kroplówkę. Po dosyć długim oczekiwaniu na wynik TK, okazało się, że Darkowi nic nie jest i nie odniósł żadnych wewnętrznych obrażeń głowy. Uf! Prawdopodobnie był w szoku po upadku i dlatego mówił od rzeczy. Niemniej jednak decyzja o wezwaniu pogotowia była słuszna, bo lepiej dmuchać na zimne.

Po wyjściu Darka ze szpitala nasi goście wrócili już bez żadnych przygód do Głogowa. Mam nadzieję, że jak znów nas odwiedzą, to zabiorą ze sobą klucze do wolnobiegów i będą uważać na zjazdach, a nie zwalać winy na to, że ktoś źle wyprofilował zakręty. :)



Legnica - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Pomocne - Muchów - lasy siedmickie - Pomocne - Górzec - Męcinka - Słup

Kategoria 50-75 km



Komentarze
Marta84
| 19:44 niedziela, 13 lipca 2014 | linkuj jak czytam opis to od razu przypomniał mi się wypadek męża ... teraz się z tego oboje śmiejemy ale wtedy nie wyglądało to różowo :(
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!