Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:810.69 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:46:26
Średnia prędkość:17.46 km/h
Maksymalna prędkość:53.74 km/h
Suma podjazdów:8934 m
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:45.04 km i 2h 34m
Więcej statystyk

lajcik po mieście

Poniedziałek, 10 sierpnia 2015 • dodano: 10.08.2015 | Komentarze 5

Po obiedzie zlokalizowałam przyczynę wczorajszego kapcia w tylnym kole. Elegancko naprawiłam dętkę, poskładałam wszystko do kupy i dupa. Schwalbe Smart Samy są ok - dają radę w terenie, dają radę na asfalcie, ale mają jedną podstawową wadę - po założeniu opony na obręcz często rant opony nie dolega dokładnie do obręczy i opona bije. Tak miałam przy poprzednim kapciu na przedniej oponie, tak stało się i teraz. Nie pomogły cuda ze smarowaniem rantu opony płynem do naczyń, nie pomogło mydło, kilka razy zdejmowałam oponę i zakładałam ją od nowa. W końcu wkurw***m się i stwierdziłam, że z bijącą oponą wygra tylko kompresor. Pomału dojechałam na stację benzynową i przy 5 atmosferach opona wymiękła. :D Usłyszałam tylko charakterystyczne strzelenie i przestała bić jak ręką odjął. :) Mocno się zastanowię czy w przyszłości ponownie kupić te opony... W każdym razie żal było wracać do domu, skoro wyszłam już na rower. Postanowiłam na totalnym lajcie pokręcić się po mieście.

A na chodnikach już takie rzeczy się dzieją. :( Nie podoba mi się to w ogóle, nic a nic.



Jeszcze trochę i przez to co się zwie S3, rozoorają mi najlepsze drogi dojazdowe do Chełmów. :/



Pomimo, że jazda po mieście z założenia nie może sprawiać przyjemności, to mnie dzisiaj sprawiła. Pełen relaks, bez spiny, bez podjazdów. Luz, blues na całego. :)



Kategoria 1-25 km


Uczestnicy

radiostacja po raz trzeci + mini zlot BS

Niedziela, 9 sierpnia 2015 • dodano: 09.08.2015 | Komentarze 3

I jak na razie po raz ostatni. Muszę przypomnieć sobie o innych szlakach w Chełmach, bo Stanisławowa mam na obecną chwilę serdecznie dosyć. Plany wycieczkowe na dzisiaj miałam o wiele większe, ale pogoda skutecznie je zdemolowała. Rano burza i ulewa, potem parno i duszno jak w piekarniku, a do tego zero prześwitu błękitu na niebie. Jednak już wczoraj umówiłam się z Moniką, Darkiem i Tomkiem, że zrobimy mały zlot na wzgórzu Rosocha. Więc pomimo okropnej porannej pogody wyruszyłam z Moniką w drogę. Do Sichowa jechało się dosyć znośnie, ale podjazd od Stanisławowa pod radiostację zniszczył mnie. Duża wilgotność powietrza, parność, zero wiatru, w nogach poprzednie 2 nocne wypady na Rosochę, po których jeszcze dobrze nie odpoczęłam - wszystko to skumulowało się i pod koniec podjazdu odpuściłam i uskuteczniłam sobie spacerek. Na górę dotarłam ledwo żywa, ale obecni już Darek, Tomek, Monika i Wojtek (który dołączył się do nas po drodze) niemalże otworzyli szampana na mój widok, że w końcu zwlekłam się pod radiostację. :)

Drużyna pierścienia. :)



Pitu pitu o tematach rowerowych i okołorowerowych i prawie godzina zleciała nam na plotach. Wojtek pojechał dalej eksplorować Chełmy, a ja, Darek, Monika i Tomek pognaliśmy w dół do Sichowa.

Rosocha miała dzisiaj ofiarę i to konkretną. To, że jako ostatnia na nią wjechałam, to oczywiste (podjazdy nie były, nie są i nie będą moją mocną stroną). No, ale że na zjeździe również byłam ostatnia, to już wstyd na całego...



Ewidentnie dzisiaj nie był mój dzień. Z Sichowa pojechaliśmy w stronę Dunina,



gdzie Tomek cieszył się jak małe dziecko z karmienia kóz i osła. :)))



Po nakarmieniu zwierzątek, Darek tak pocisnął, że tylko kurz po nim pozostał. :)



W Duninie nadszedł czas rozstania. Chwilę po nim, dosłownie kilkaset metrów od rozdzielenia się, Darkowi nie było już do śmiechu... Dobrze, że ta historia nie wydarzyła się na zjeździe z Rosochy!

Na powrocie do Legnicy grzała już lampa i w sumie cieszyłam się, że miałam dzisiaj mało sił na jazdę, bo gdybym zapuściła się gdzieś dalej, to nie byłoby kolorowo.



Legnica - Wilczyce - Krotoszyce - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Dunino - Legnica

p.s. Głównym sponsorem dzisiejszej wycieczki był jegomość "pech". Do domu wróciłam normalnie, bez przygód. A jakieś 2 godziny potem patrzę na rower - a w tylnym kole kapeć... Gdzie, kiedy? Jutro zlokalizuję dziurę, bo dzisiaj już mi się nie chciało.

Kategoria 50-75 km


Uczestnicy

nocna powtórka z rozrywki

Piątek, 7 sierpnia 2015 • dodano: 08.08.2015 | Komentarze 4

Wczoraj pisałam, że trzeba będzie powtórzyć taki nocny wypad. Nawet nie myślałam, że okazja nadarzy się tak szybko. Trzeba wykorzystywać obecnie panujące tropikalne temperatury na takie właśnie wycieczki, bo za dnia nie idzie wynurzyć nosa z domu, nie mówiąc już o jakiejkolwiek jeździe.

Cel dzisiejszej wycieczki był taki sam jak wczoraj - ruiny radiostacji na wzgórzu Rosocha w Stanisławowie. Dziś w innym towarzystwie - Moniki i Maxa (który dzielnie oświetlał nam całą drogę).



Ponowie jarałam się konstelacjami gwiazd, dowiedziałam się co nieco o satelitach, chyba widzieliśmy ISS, była też laserowa dżampreza (w klimacie disco polo, zafundowana przez obecną na wzgórzu "młodzież"). Fajnie było. :) Oprócz momentów, kiedy na odcinku leśnym do Bogaczowa (zapewne pełnym krwiożerczych bestii, tylko czekających na to, aby znienacka nas zaatakować) Max straszył nas, że słyszał płacz niemowlaka. :P



Legnica - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Bogaczów - Chroślice - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km


najt rajt pod radiostację

Czwartek, 6 sierpnia 2015 • dodano: 06.08.2015 | Komentarze 9

Wstąpiłam na nowy level rowerowania. :) Za mną pierwsza nocna jazda. Oczywistym było, gdzie pojadę. :) Poprosiłam Łukasza o robienie za osobistego ochroniarza przed dziką zwierzyną i po 20" wyruszyliśmy do Stanisławowa. Pod radiostację dojechaliśmy chwilę po zachodzie słońca, więc musieliśmy czekać kilkanaście minut na całkowitą ciemność. A jak już nadeszła, to zrobiło się czadowo! Za dnia pod radiostacją jest super, ale nocą to już w ogóle REWELACJA!!! :)



Widoki na rozświetloną okolicę były świetne. Aparat oczywiście nie ogarnął tematu, ale ważne, że widziałam na własne oczy co i jak. :) Tu niżej farma wiatrowa w Łukaszowie:



I Legnica. :)



A niebo jakie było gwiaździste... Kropka obok kropki. W mieście człowiek ledwo dojrzy Wielki Wóz i się jara. Widzieliśmy też lecącą satelitę. No bomba!!! :)

Zjazd z Rosochy był równie fajny - z przodu jasność dzięki lampkom, a za nami ciemno jak wiadomo gdzie u kogo. :) Dzięki upałom temperatura w nocy była mega letnia i całą drogę jechaliśmy na letniaka.

Fantastyczny wypad i koniecznie kiedyś do powtórzenia.



Legnica - Wilczyce - Krotoszyce - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Winnica - Kozice - Babin - Legnica

Kategoria 50-75 km


podwieczorny lajcik

Środa, 5 sierpnia 2015 • dodano: 05.08.2015 | Komentarze 1

Łydki trochę odżyły, więc na totalnym relaksie przejechałam się do Kunic i wokół jeziora. Nad jeziorem wyciągnęłam kopytka i przez dobrych kilkanaście minut napawałam się ciszą, śpiewem ptaków i wodą, która zawsze mnie uspokaja. Całkowity reset.





Tylko raz w tygodniu? Pff.



A tymczasem w moim ukochanym Stanisławowie... :(((



Kategoria 1-25 km


do koleżanki na ploty :)

Poniedziałek, 3 sierpnia 2015 • dodano: 03.08.2015 | Komentarze 4

Niestety - z każdym dniem upał ma rosnąć w siłę, więc na razie muszę wybić sobie z głowy wycieczki, które mam zaplanowane na urlop. Postanowiłam więc odwiedzić dawno niewidzianą koleżankę ze szkoły średniej. Wyjechałam rano, aby dojechać do niej przed południem i największy upał przesiedzieć w zamkniętym pomieszczeniu.

Oto Jej Wysokość Kleopatra, zwana też Tofficzką. :)



Kotka tylko sprawia wrażenie uroczej, słodkiej i milusińskiej.



No niby taki słodziak, a na dzień dobry osyczała mnie, a jak próbowałam ją pogłaskać, kiedy leżała na drapaku, to mało co nie rzuciła mi się do tętnicy. :O Podła, praktycznie jak każdy kot, ale i tak nie sposób jej nie lubić. :)



Tylko ją miziać. :)



Po naplotkowaniu się za wszystkie czasy i zjedzeniu pysznego obiadu, tuż po 17" zabrałam się w drogę powrotną do Legnicy. Obrałam najkrótszą z możliwych dróg, bo 1,5 h jazdy w upale jestem w stanie znieść.

Nie było jak się schłodzić, bo cały brzeg jest zarośnięty chaszczami. :/



I mimo że rajd po płaszczyznach, to widoczek też się trafił. Po lewej w dole Mierczyce.



Na koniec wiatraki i kukurydza, która rządzi teraz na polach.



Jutro i pojutrze odpoczywam, bo moje łydki proszą o litość. :)



Legnica - Koskowice - Taczalin - Biernatki - Kępy - Postolice - Budziszów Wielki - Bielany - Drogomiłowice - Łagiewniki Średzkie - Udanin - Piekary - Konary - Jenków - Księżyce - Granowice - Mierzyce - Wądroże Małe - Mikołajowice - Księginice - Koskowice - Legnica

Kategoria 50-75 km


Uczestnicy

wieża widokowa w Mściwojowie

Niedziela, 2 sierpnia 2015 • dodano: 03.08.2015 | Komentarze 5

Po wczorajszych szaleństwach na singlach łydki tak mnie naparzają, jakby ktoś spałował je bejsbolami. Żal jednak było siedzieć w domu przy tak pięknej pogodzie, jaka była dzisiaj. Postanowiłam odpuścić jednak górki, bo nie chciałam znów katować nóg. Obrałam więc z Moniką kierunek na Mściwojów i na znajdującą się tam wieżę widokową, która została niedawno wybudowana.

Droga do Mściwojowa nie była łatwa - raz, że po nudnych, płaskich wiochach, dwa - z wkurwiającym paszczowiatrem. :/ W końcu jednak dojechałyśmy do celu.



Wieża ma wysokość 25 m i składa się na nią 5 poziomów. Monika jako pierwsza zaczęła robić za stróża, a ja na wacianych nogach, ze swoim lękiem wysokości udałam się na górę.



Widoki z ostatniego piętra są zacne. Tu Mściwojów, a daleko na horyzoncie farma wiatrowa w Koskowicach.



Karkonosze (niestety słabo widoczne na zdjęciu, bo fotka była robiona pod słońce), Góry Kaczawskie i Pogórze Kaczawskie. Na pierwszym planie zalew w Mściwojowie.



Lokalne wzniesienia i zalew.



Na ostatniej platformie znajdują się tablice informacyjne i łatwo można zidentyfikować to co się widzi.



Po obejrzeniu widoczków, na jeszcze bardziej wacianych nogach zeszłam na dół i zmieniłam Monikę w roli stróża rowerów. :)



Na koniec jeszcze pamiątkowa fotka przy wieży



oraz ostatni rzut okiem na zalew i wieżę. 



Włodarze gminy mieli naprawdę dobry pomysł z wybudowaniem tej wieży. Świetna promocja regionu! Jedyne do czego można się przyczepić, to to, że schody prowadzące na szczyt wieży są bardzo strome i nawet ja, jako młoda osoba, dosyć niepewnie po nich szłam. Wydaje mi się, że dla osób starszych te schody są nie do pokonania, przez ich duże nachylenie.

W każdym razie - po nacieszeniu zmysłu wzroku widokami, zabrałyśmy się w drogę powrotną. Z WIATREM W PLECY! :))) Postanowiłyśmy wrócić przez Jawor i bokiem Chełmów, bo obie miałyśmy dosyć tych płaszczyzn w pierwszej części trasy.

Ratusz w Jaworze.



Wycieczka fajna, aczkolwiek taka, która już raczej się nie powtórzy. Jakoś nie wyobrażam sobie przyjeżdżania na tę wieżę tak często jak do Stanisławowa. :)



Legnica - Bartoszów - Gniewomierz - Legnickie Pole - Strachowice - Mikołajowice - Pawłowice Wielkie - Snowidza - Mściwojów - Siekierzyce - Zębowice - Jawor - Stary Jawor - Przybyłowice - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km


Singltrek pod Smrkem

Sobota, 1 sierpnia 2015 • dodano: 02.08.2015 | Komentarze 4

Wpis zawiera wulgaryzmy nieodpowiednie dla czytelników niepełnoletnich oraz takie, które mogą urazić niektórych dorosłych. Czytasz na własną odpowiedzialność. :D

I znowu trafił mi się taki wypad, że żadne słowa nie są w stanie oddać tego jak było fantastycznie!!! :) Po raz pierwszy na single do Czech pojechałam w w maju tego roku. Wtedy nie udało nam się przejechać większości szlaków. Musowo trzeba było tam wrócić. No i okazja nadarzyła się dzisiaj. Lepszego rozpoczęcia urlopu nie mogłam sobie wymarzyć. :)

Tym razem na eksplorację singli wybrałam się tylko w towarzystwie Justyny. Punktualnie o 12" wyruszyłyśmy w teren. Pogoda była idealna i lepsza nam się trafić nie mogła - szlaki suche, 25°C, słońce z lekkim zachmurzeniem. Ach!!! Nic, tylko jeździć. :) Postanowiłam, że dzisiaj skupię się też na widokowym aspekcie singli, bo po drodze coraz trafiają się jakieś fajne panoramy.

Tu rzut okiem w stronę Pobiednej i Mirska.



Nad frajdą z jazdy singlami i ich stanem nie będę się zachwycać, bo zrobiłam to już przy okazji wpisu z maja.



Przy pierwszym postoju podjechał do nas Czech i poprosił o "pompiczkę". :) Mówisz i masz. :)



Kolejny widoczek - któryś ze szczytów Gór Izerskich.



♥♥♥



Co jest najbardziej urocze w tych lasach? Że jeździ się po zupełnie różnorodnych terenach - od odcinków przepięknie zazielenionych mchami, paprociami i inną leśną roślinnością, po odcinki rodem z Blair Witch Project.



Tu nie wiem na co patrzyłam. :) Jakiś widoczek. :P



W pewnym momencie wjechałyśmy na szuter, który zaprowadził nas szlaki, po których w maju nie jeździłam. Żeby dostać się na nie trzeba było pokonać około 1 km dosyć sztywnego szutrowego podjazdu. Obie byłyśmy z Justyną już trochę zmęczone, ale jechać trzeba było dalej. Ja pocisnęłam jako pierwsza, bo chciałam mieć ten podjazd jak najszybciej za sobą. Justyna jechała jakieś 100 m za mną. W którymś momencie na podjeździe jest lekki zakręt w lewo i z daleka nie widać co czai się za nim. Kiedy już wydawało się, że podjazd się skończy, za zakrętem czyhała jego końcówka - taka mała ścianka. Jak to zobaczyłam, to pomyślałam sobie tylko o jednym: "O kurwa. Justyna się wkurwi". Dojeżdżając do szczytu podjazdu, nagle usłyszałam za swoimi plecami, niesione echem: "KURWAAAAAAAA!!!!!". Justyna dojechała za zakrętu. Nie byłam w stanie utrzymać się na rowerze, tak zaczęłam śmiać się z całej sytuacji. :)))))

No ale opłacało się trochę pomęczyć, bo za chwilę wjechałyśmy na czerwony singiel, który jest jednym z najlepszych!!! Singiel gładki, ciągle ostro w dół - rowerowy orgazm. :) Potem zrobiłyśmy sobie krótką przerwę na jedzonko w schronisku "Hubertka", a dalej wjechałyśmy na kolejny czarny szlak - najlepszy z czarnych.

Gdzieś na szlaku były skałki, więc trafiła się okazja do zrobienia fajnego zdjęcia. :)



Na tym czarnym szlaku są najlepsze widokowe miejscówy. Niestety nie było żadnego rowerzysty w pobliżu, więc za statyw posłużył nam korzeń. Ale nie jest łatwo o dobre zdjęcie, kiedy na ustawienie się masz 10 sekund, a po wskoczeniu na kamień okazuje się, że zapada się on w ziemię. :D



Poprawka i zdjęcie wyszło jak wyszło. :)



Na tym zakończyłyśmy wspólne pozowanie i każda zrobiła drugiej zdjęcie. Tu już nie trzeba było robić żadnych poprawek. :)



W dole Hejnice.



Dlaczego w Chełmach nie ma takich singli? No dlaczego??!!???





I kolejna strefa widokowa.



A tuż przed końcem śmigania po singlach widokowa wisienka na torcie - Nové Město pod Smrkem.



Niestety zabrakło nam czasu na zaliczenie jeszcze 2 singli - niebieskiego i czerwonego, które są poprowadzone po północnej części Nowego Miasta. Także ten - trzeba będzie tam jeszcze wrócić... :) Wypad był mega!!!



Kategoria 50-75 km