Krótko o mnie:

Więcej o mnie.
Moje maszyny:
Dawno, dawno temu:
- 2025, Lipiec1 - 2
- 2025, Czerwiec11 - 2
- 2025, Maj1 - 0
- 2025, Kwiecień6 - 2
- 2025, Marzec1 - 0
- 2024, Październik3 - 5
- 2024, Wrzesień6 - 0
- 2024, Sierpień4 - 2
- 2024, Lipiec8 - 0
- 2024, Czerwiec4 - 2
- 2024, Maj3 - 0
- 2024, Kwiecień8 - 0
- 2024, Marzec3 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2023, Listopad3 - 0
- 2023, Wrzesień5 - 2
- 2023, Sierpień8 - 6
- 2023, Lipiec9 - 0
- 2023, Czerwiec6 - 4
- 2023, Maj4 - 4
- 2023, Kwiecień1 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Październik3 - 1
- 2022, Wrzesień2 - 0
- 2022, Sierpień8 - 2
- 2022, Lipiec5 - 6
- 2022, Czerwiec9 - 2
- 2022, Maj3 - 0
- 2022, Kwiecień1 - 0
- 2022, Marzec2 - 0
- 2022, Luty1 - 0
- 2022, Styczeń1 - 3
- 2021, Listopad1 - 0
- 2021, Październik3 - 0
- 2021, Wrzesień3 - 2
- 2021, Sierpień2 - 0
- 2021, Lipiec6 - 0
- 2021, Czerwiec6 - 2
- 2021, Maj7 - 7
- 2021, Kwiecień1 - 0
- 2021, Luty2 - 4
- 2020, Wrzesień2 - 0
- 2020, Sierpień3 - 2
- 2020, Lipiec8 - 5
- 2020, Czerwiec5 - 4
- 2020, Maj1 - 0
- 2020, Marzec2 - 0
- 2019, Wrzesień1 - 2
- 2019, Sierpień5 - 4
- 2019, Lipiec3 - 2
- 2019, Czerwiec3 - 4
- 2019, Maj2 - 8
- 2019, Kwiecień4 - 8
- 2019, Marzec1 - 7
- 2018, Październik2 - 19
- 2018, Wrzesień3 - 6
- 2018, Sierpień3 - 7
- 2018, Lipiec3 - 13
- 2018, Maj2 - 2
- 2018, Kwiecień4 - 11
- 2017, Grudzień1 - 10
- 2017, Październik2 - 7
- 2017, Sierpień3 - 13
- 2017, Lipiec2 - 5
- 2017, Czerwiec3 - 5
- 2017, Maj3 - 10
- 2017, Kwiecień1 - 3
- 2017, Marzec2 - 12
- 2017, Luty1 - 0
- 2017, Styczeń4 - 36
- 2016, Grudzień4 - 47
- 2016, Październik3 - 47
- 2016, Wrzesień11 - 100
- 2016, Sierpień12 - 64
- 2016, Lipiec7 - 66
- 2016, Czerwiec11 - 73
- 2016, Maj16 - 99
- 2016, Kwiecień6 - 54
- 2016, Marzec4 - 19
- 2016, Luty6 - 19
- 2016, Styczeń4 - 50
- 2015, Grudzień6 - 55
- 2015, Listopad4 - 28
- 2015, Październik8 - 27
- 2015, Wrzesień11 - 47
- 2015, Sierpień18 - 58
- 2015, Lipiec16 - 70
- 2015, Czerwiec8 - 24
- 2015, Maj11 - 57
- 2015, Kwiecień12 - 30
- 2015, Marzec9 - 38
- 2015, Luty7 - 58
- 2015, Styczeń2 - 10
- 2014, Grudzień2 - 8
- 2014, Listopad2 - 19
- 2014, Październik7 - 71
- 2014, Wrzesień8 - 61
- 2014, Sierpień8 - 36
- 2014, Lipiec4 - 26
- 2014, Czerwiec9 - 18
- 2014, Maj8 - 18
- 2014, Kwiecień5 - 18
- 2014, Marzec12 - 52
- 2014, Luty4 - 28
- 2014, Styczeń1 - 10
- 2013, Grudzień3 - 16
- 2013, Listopad3 - 80
- 2013, Październik8 - 59
- 2013, Wrzesień7 - 43
- 2013, Sierpień10 - 35
- 2013, Lipiec10 - 39
- 2013, Czerwiec13 - 23
- 2013, Maj8 - 25
- 2013, Kwiecień15 - 10
- 2013, Marzec7 - 2
- 2013, Luty6 - 5
- 2013, Styczeń3 - 0
- 2012, Grudzień3 - 14
- 2012, Listopad1 - 2
- 2012, Sierpień3 - 8
- 2012, Lipiec11 - 0
- 2012, Czerwiec8 - 0
- 2012, Maj5 - 0
- 2012, Kwiecień4 - 0
- 2012, Marzec1 - 0
- 2011, Sierpień2 - 0
- 2011, Czerwiec1 - 0
- 2011, Maj5 - 0
- 2011, Kwiecień2 - 0
- 2010, Czerwiec4 - 0
- 2010, Kwiecień1 - 0
- 2009, Wrzesień3 - 0
- DST 80.70km
- Czas 04:02
- VAVG 20.01km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Żagań - Bolesławiec
Sobota, 7 września 2013 • dodano: 08.09.2013 | Komentarze 15
Jakiś czasu temu zgadałam się z Morsem, że w ramach uprzejmości odda mi wygrany przez siebie w radiu kask rowerowy. Zaczęły się plany odwiedzin Morsa i dzisiaj w końcu udało się. :) Początkowo planowałam obrócić w obie strony rowerem i wykręcić życiówkę, ale ze względu na chłodne poranki i coraz krótsze dni zrezygnowałam z tego pomysłu, bo wtedy miałabym mało czasu na bycie w gościach. Ostatecznie postanowiłam, że do Morsa pojadę pociągiem, a do Legnicy wrócę na rowerze. Na przekór prognozom co do kierunku i siły wiatru... Z Legnicy wyjechałam o 7:31, w Żaganiu byłam o 8:55. Pod dworcem czekał już na mnie Mors na swoim Huraganie. :) Chwila na przywitanie się i ruszyliśmy w kierunku przerębla. :D Przed dojechaniem na miejsce Mors postanowił pokazać mi żagańskie zabytki.
Najpierw Pałac Lobkowitzów z przełomu XIII i XIV w. Bardzo imponujący.

Tutaj Mors śmiał się ze mnie, że przyprowadził damę do pałacu, a ta zaczęła czyścić łańcuch. :D

Tu pomnik niedźwiedzia Wojtka :)

Dalej miałam okazję zobaczyć dosyć nietypową zabudowę. :O

I najdziwniejsze rondo jakie w życiu widziałam. :D

Ostatnim zabytkowym punktem była wieża widokowa.

Potem pojechaliśmy już bezpośrednio do morsowego przerębla. :) A tam czekało na mnie iście królewskie powitanie - śniadanko, tościki i piwko. :D Był też serek związany z Bożeną... :D

Był też kotek! :D Znaczy się kotka. :) Przeurocza, ale trochę dzika i nieufna wobec obcych. Ale za to jak się popisywała - wszędzie było jej pełno! :)

Po zjedzeniu pysznych tościków, wypiciu piwka na odwagę przed nauką jazdy na mono, nastąpiło oficjalne przekazanie kasku. :) Mors zrobił mi pamiątkową fotkę...

...no i zaczęło się! :D

W końcu udało się!!! Wsiąść i utrzymać równowagę tak, aby chociaż zrobić zdjęcie. :D

Zrobienia zdjęcia bez trzymanki graniczyło z cudem. Cud nie nastąpił. :P Już samo to, że utrzymywałam się na mono było dla mnie wielkim osiągnięciem. :) Mimo wieluuu prób nie udało mi się przejechać nawet metra, a moja nauka jazdy na monocyklu zakończyła się zaraz po tym jak przekonałam się co znaczy stwierdzenie, że "mono niszczy piszczele". Monika kontra nauka jazdy na mono - 0:1. :) Odniesione obrażenia - dwa krwiaki na lewej nodze. :( Mors mówił, że i tak miałam dużo zaparcia i nie poddałam się bez walki. :)
Tu filmik z mojej mega długiej jazdy:
Jakby mało było mi wrażeń, Mors przyprowadził swoje Żyrafiątko żądne ofiar. :O To jest dopiero hardkor! W tym przypadku cudem było samo wsiądnięcie na to cudo, a co dopiero przejechanie na nim jakiegokolwiek dystansu! Z "małą" pomocą Morsa udało mi się wsiąść na Żyrafiątko. :)

A tak kończyły się moje próby ruszenia z miejsca:
Niestety czas mnie naglił i już o 13" musiałam opuścić morsowy przerębel, bo do domu czekała mnie daleka droga. :( Mors był tak miły, że "odwiózł" mnie aż za Szprotawę. Rozstaliśmy się na rozstaju dróg na Leszno i Bolesławiec. Początkowo jazda szła mi dosyć dobrze i płynnie. Jednak z każdą chwilą ciągle wiejący prosto w twarz bardzo mocny wiatr coraz bardziej dawał mi się w znaki. :( Wiało i wiało. Wiatr nawet na chwilę nie odpuszczał! Dodatkowo moje wkurzenie potęgowała masakrycznie nudna droga do Bolesławca. Kilkadziesiąt kilometrów prostego asfaltu! Były wiochy po drodze, ale też proste. Żadnych jakichś urozmaiceń w postaci chociaż zakrętów. Nic. Pomimo tego dzielnie walczyłam w wiatrem i nudną drogą. Walczyłam i walczyłam... Dojechałam do Bolesławca, wymiękłam i wylądowałam na dworcu.

Bardzo chciałam dojechać do Legnicy na rowerze, ale było już grubo po 16", a przez ten okropny wiatr dalsza droga zajęłaby mi co najmniej 3 godziny. Dodatkowo miałam już mało jedzenia i picia, więc wróciłabym mega zmęczona i wkurzona. A ja nie lubię wkurzać się na rowerze, bo jazda ma sprawiać mi przyjemność, a wzbudzać we mnie złość. Czasem trzeba odpuścić i nie dać wygrać ambicji nad zdrowym rozsądkiem, więc do Legnicy elegancko wróciłam sobie pociągiem. :D Pomimo tego, że nie udało mi się wykonać założonego planu, wycieczkę uważam za bardzo udaną i chociażby dla samego poznania Morsa warto było ruszyć się z domu. :) Dostałam też od niego pamiątkę. :D

P.S. Tak powinna wyglądać jazda na zwykłym monocyklu i na Żyrafiątku:
Naprawdę wielki szacun dla Morsa i każdej innej osoby, która nauczyła się jeździć na monocyklach. To nie jest takie proste jakby mogło się wydawać - że wsiadasz i jedziesz. :P
P.S 2 - po inne spostrzeżenia odsyłam do morsowych wpisów :)
wpis nr 1 :D
wpis nr 2 :D
Trasa --> klik
Żagań - Szprotawa - Bolesławiec
Najpierw Pałac Lobkowitzów z przełomu XIII i XIV w. Bardzo imponujący.

Tutaj Mors śmiał się ze mnie, że przyprowadził damę do pałacu, a ta zaczęła czyścić łańcuch. :D

Tu pomnik niedźwiedzia Wojtka :)

Dalej miałam okazję zobaczyć dosyć nietypową zabudowę. :O

I najdziwniejsze rondo jakie w życiu widziałam. :D

Ostatnim zabytkowym punktem była wieża widokowa.

Potem pojechaliśmy już bezpośrednio do morsowego przerębla. :) A tam czekało na mnie iście królewskie powitanie - śniadanko, tościki i piwko. :D Był też serek związany z Bożeną... :D

Był też kotek! :D Znaczy się kotka. :) Przeurocza, ale trochę dzika i nieufna wobec obcych. Ale za to jak się popisywała - wszędzie było jej pełno! :)

Po zjedzeniu pysznych tościków, wypiciu piwka na odwagę przed nauką jazdy na mono, nastąpiło oficjalne przekazanie kasku. :) Mors zrobił mi pamiątkową fotkę...

...no i zaczęło się! :D

W końcu udało się!!! Wsiąść i utrzymać równowagę tak, aby chociaż zrobić zdjęcie. :D

Zrobienia zdjęcia bez trzymanki graniczyło z cudem. Cud nie nastąpił. :P Już samo to, że utrzymywałam się na mono było dla mnie wielkim osiągnięciem. :) Mimo wieluuu prób nie udało mi się przejechać nawet metra, a moja nauka jazdy na monocyklu zakończyła się zaraz po tym jak przekonałam się co znaczy stwierdzenie, że "mono niszczy piszczele". Monika kontra nauka jazdy na mono - 0:1. :) Odniesione obrażenia - dwa krwiaki na lewej nodze. :( Mors mówił, że i tak miałam dużo zaparcia i nie poddałam się bez walki. :)
Tu filmik z mojej mega długiej jazdy:
Jakby mało było mi wrażeń, Mors przyprowadził swoje Żyrafiątko żądne ofiar. :O To jest dopiero hardkor! W tym przypadku cudem było samo wsiądnięcie na to cudo, a co dopiero przejechanie na nim jakiegokolwiek dystansu! Z "małą" pomocą Morsa udało mi się wsiąść na Żyrafiątko. :)

A tak kończyły się moje próby ruszenia z miejsca:
Niestety czas mnie naglił i już o 13" musiałam opuścić morsowy przerębel, bo do domu czekała mnie daleka droga. :( Mors był tak miły, że "odwiózł" mnie aż za Szprotawę. Rozstaliśmy się na rozstaju dróg na Leszno i Bolesławiec. Początkowo jazda szła mi dosyć dobrze i płynnie. Jednak z każdą chwilą ciągle wiejący prosto w twarz bardzo mocny wiatr coraz bardziej dawał mi się w znaki. :( Wiało i wiało. Wiatr nawet na chwilę nie odpuszczał! Dodatkowo moje wkurzenie potęgowała masakrycznie nudna droga do Bolesławca. Kilkadziesiąt kilometrów prostego asfaltu! Były wiochy po drodze, ale też proste. Żadnych jakichś urozmaiceń w postaci chociaż zakrętów. Nic. Pomimo tego dzielnie walczyłam w wiatrem i nudną drogą. Walczyłam i walczyłam... Dojechałam do Bolesławca, wymiękłam i wylądowałam na dworcu.

Bardzo chciałam dojechać do Legnicy na rowerze, ale było już grubo po 16", a przez ten okropny wiatr dalsza droga zajęłaby mi co najmniej 3 godziny. Dodatkowo miałam już mało jedzenia i picia, więc wróciłabym mega zmęczona i wkurzona. A ja nie lubię wkurzać się na rowerze, bo jazda ma sprawiać mi przyjemność, a wzbudzać we mnie złość. Czasem trzeba odpuścić i nie dać wygrać ambicji nad zdrowym rozsądkiem, więc do Legnicy elegancko wróciłam sobie pociągiem. :D Pomimo tego, że nie udało mi się wykonać założonego planu, wycieczkę uważam za bardzo udaną i chociażby dla samego poznania Morsa warto było ruszyć się z domu. :) Dostałam też od niego pamiątkę. :D

P.S. Tak powinna wyglądać jazda na zwykłym monocyklu i na Żyrafiątku:
Naprawdę wielki szacun dla Morsa i każdej innej osoby, która nauczyła się jeździć na monocyklach. To nie jest takie proste jakby mogło się wydawać - że wsiadasz i jedziesz. :P
P.S 2 - po inne spostrzeżenia odsyłam do morsowych wpisów :)
wpis nr 1 :D
wpis nr 2 :D
Trasa --> klik
Żagań - Szprotawa - Bolesławiec
Kategoria 75-100 km
- DST 29.52km
- Czas 01:24
- VAVG 21.09km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Jaśkowice - Spalona - Pątnów
Wtorek, 3 września 2013 • dodano: 03.09.2013 | Komentarze 5

Legnica - Ziemnice - Grzybiany - Rosochata - Jaśkowice - Spalona - Bieniowice - Pątnów - Legnica
Kategoria 25-50 km
- DST 56.14km
- Czas 02:50
- VAVG 19.81km/h
- VMAX 60.46km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Stanisławów
Środa, 28 sierpnia 2013 • dodano: 28.08.2013 | Komentarze 1
Trasa identyczna jak ostatnio, z tym, że trochę inaczej przebiłam się przez miasto. Zaraz po powrocie z pracy do domu szybko zjadłam obiad i kilka minut przed 17" byłam już na rowerze. Pogoda była idealna, więc żal było jej nie wykorzystać. Założyłam sobie osiągnięcie podczas dzisiejszej wycieczki 3 celów:
1. przejechanie całej trasy w czasie poniżej 3 godzin, łącznie z przerwami na odpoczynek (bo jeszcze nigdy tak szybko nie pojechałam do Stanisławowa)
2. przejechanie trasy z Vavg powyżej 20 km/h
3. pobicie rekordu prędkości na zjeździe z radiostacji i rekordu prędkości mojej jazdy na rowerze w ogóle
Udało się osiągnąć 2 z 3 celów - 1 i 3. :P Nie udało mi się osiągnąć średniej powyżej 20 km/h, ale i tak jestem bardzo zadowolona z dzisiejszego tempa jazdy. :)
W drodze do Stanisławowa, dokładnie w Sichowie, zupełnie przypadkowo spotkałam Piotra. Dołączył się do mnie i razem pojechaliśmy do Stanisławowa, a potem wspólnie wróciliśmy do Legnicy. Fajnie jechało się w wesołym towarzystwie. :)
1. przejechanie całej trasy w czasie poniżej 3 godzin, łącznie z przerwami na odpoczynek (bo jeszcze nigdy tak szybko nie pojechałam do Stanisławowa)
2. przejechanie trasy z Vavg powyżej 20 km/h
3. pobicie rekordu prędkości na zjeździe z radiostacji i rekordu prędkości mojej jazdy na rowerze w ogóle
Udało się osiągnąć 2 z 3 celów - 1 i 3. :P Nie udało mi się osiągnąć średniej powyżej 20 km/h, ale i tak jestem bardzo zadowolona z dzisiejszego tempa jazdy. :)
W drodze do Stanisławowa, dokładnie w Sichowie, zupełnie przypadkowo spotkałam Piotra. Dołączył się do mnie i razem pojechaliśmy do Stanisławowa, a potem wspólnie wróciliśmy do Legnicy. Fajnie jechało się w wesołym towarzystwie. :)
Trasa --> klik
Legnica - Smokowice - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Winnica - Kozice - Babin - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 56.44km
- Czas 03:06
- VAVG 18.21km/h
- VMAX 53.74km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Stanisławów
Niedziela, 25 sierpnia 2013 • dodano: 25.08.2013 | Komentarze 2
Lajtowo z Kingą 2. :) W Duninie Kindze bardzo spodobało się karmienie zwierzątek. :D

Potem spokojnie dojechałyśmy sobie do Sichowa, gdzie zrobiłyśmy przerwę na jedzonko. A następnie nastąpił atak na Stanisławów. Pierwszy w życiu Kingi. :)

No i muszę jej pogratulować, bo jak na pierwszy raz, to poszło jej baaaardzo dobrze. :) Wymiękła dopiero przed zakrętem na ruiny, na tym najostrzejszym odcinku. Także brawo. :) Popodziwiałyśmy sobie widoczki i po jak zwykle fajnym zjeździe, wróciłyśmy do Legnicy przez Winnicę.
Trasa --> klik
Legnica - Smokowice - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Winnica - Kozice - Babin - Legnica

Potem spokojnie dojechałyśmy sobie do Sichowa, gdzie zrobiłyśmy przerwę na jedzonko. A następnie nastąpił atak na Stanisławów. Pierwszy w życiu Kingi. :)

No i muszę jej pogratulować, bo jak na pierwszy raz, to poszło jej baaaardzo dobrze. :) Wymiękła dopiero przed zakrętem na ruiny, na tym najostrzejszym odcinku. Także brawo. :) Popodziwiałyśmy sobie widoczki i po jak zwykle fajnym zjeździe, wróciłyśmy do Legnicy przez Winnicę.
Trasa --> klik
Legnica - Smokowice - Dunino - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Winnica - Kozice - Babin - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 11.67km
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
kręcenie po mieście
Piątek, 23 sierpnia 2013 • dodano: 23.08.2013 | Komentarze 0
Kategoria 1-25 km
- DST 141.51km
- Czas 07:47
- VAVG 18.18km/h
- VMAX 53.26km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Zapora Pilchowicka - Kapella
Czwartek, 22 sierpnia 2013 • dodano: 23.08.2013 | Komentarze 9
Na dzisiaj zapowiadali piękną, słoneczną pogodę, więc umówiłam się z Łukaszem, że pojedziemy nad Zaporę Pilchowicką. Umówieni byliśmy na wyjazd o 6:30, ale z Legnicy wyjechaliśmy ostatecznie o 7", bo źle nastawiłam budzik i za późno wstałam. :P Łukasz od razu ostro zabrał się za robienie mi zdjęć, co mnie nawet ucieszyło, bo w końcu mam jakieś fotki w trakcie jazdy, a nie tylko pozowane. :)
Tu na szutrówce do Słupa.
Tu na szutrówce do Słupa.

Po godzince jazdy zaczęliśmy podjazd na Górzec, od strony Bogaczowa - pierwszy stromy podjazd na dzisiejszej trasie. Dobra rozgrzewka przed resztą górek.

I przed końcówką podjazdu, najbardziej stromym odcinkiem całego podjazdu. Udało mi się wjechać przez zsiadania z roweru. :P

Podjazd bardzo nas rozgrzał, mimo że przed godziną 9" nadal było tylko około 10°C. Jednak już w lesie za Muchowem przypizgało nas trochę. :/ Po wyjechaniu z lasów, było już super i słoneczko dogrzewało nas. Za Rząśnikiem (za Świerzawą) czekał na nas drugi, dosyć mocny podjazd. Na szczęście długi, przez co był łagodniejszy, niż ten na Górzec. A i widoczki z niego o wiele lepsze (po lewej widoczna Ostrzyca Proboszczowicka).

W Czernicy przejeżdżaliśmy obok Pałacu Schaffgotschów z XVI w. Bardzo ładny.

Pilnowały go dwa mega groźne psy... :)

Łukasz stwierdził, że gdyby miał full kasy, to gruntownie odremontowałby pałac, do jego wejścia prowadziłyby takie rozchodzące się na bok, szerokie schody, a przed wejściem stałoby... czerwone Ferrari. :D Za Czernicą czekał na nas kolejny podjazd. Tym razem już bardziej hardkorowy. :P Początkowo dawałam sobie z nim radę.

W Czernicy przejeżdżaliśmy obok Pałacu Schaffgotschów z XVI w. Bardzo ładny.

Pilnowały go dwa mega groźne psy... :)

Łukasz stwierdził, że gdyby miał full kasy, to gruntownie odremontowałby pałac, do jego wejścia prowadziłyby takie rozchodzące się na bok, szerokie schody, a przed wejściem stałoby... czerwone Ferrari. :D Za Czernicą czekał na nas kolejny podjazd. Tym razem już bardziej hardkorowy. :P Początkowo dawałam sobie z nim radę.

I nadal dawałam :)

A potem wymiękłam...

...i Łukasz śmiał się ze mnie. :( I tak wycieczka rowerowa zamieniła się w pieszą. :P
Za to zjazd był już rewelacyjny. :)

Krótko przed 11" dojechaliśmy nad Jezioro Pilchowickie. Prowadzi do niego przepiękny zjazd (przez tak jakby wąwóz), który jest też jednym ze specjalnych odcinków Rajdu Karkonoskiego. Nad jeziorem przebiega imponujący most kolejowy z początku XX w.

Jego stan techniczny wygląda na fatalny, ale okazuje się, że okazjonalnie jeżdżą po nim szynobusy. :O
Oczywiście postanowiliśmy na niego wejść. Łukaszowi zajęło to chwilę...

Mnie szło znacznie gorzej. :P

Mnie szło znacznie gorzej. :P

Zaraz po wejściu na most, zacięłam się i przez dosyć długą chwilę nie potrafiłam zrobić ani jednego kroku. :/ Łukasz znów miał ze mnie bekę. :P No ale nie jest łatwo o zrobienie kroku, jak pod nogami ma się niemalże przepaść, a wszystko trzeszczy.

W końcu udało mi się ruszyć z miejsca i szłam już dosyć płynnie po podkładach kolejowych. Idąc mówiłam do siebie jak Osioł ze Shreka: "Nie patrz w dół! Nie patrz w dół! NIE PATRZ W DÓŁ!!!". Wzajemnie pstryknęliśmy sobie z Łukaszem pamiątkowe fotki

i zeszliśmy z mostu. Uf, przeżyłam. :P
Następnie ruszyliśmy w kierunku zapory. Kolejna pamiątkowa fotka.

Tuż przed wjazdem na tamę jest postawiony krzyż ku Ś.P. kogoś tam. Na tablicy widnieje napis: "Jan G... Ofiara Urzędu Kontroli Skarbowej w Jeleniej Górze". Początkowo myśleliśmy, że to jakaś kpina i Łukasz aż poszedł sprawdzić czy skacząc do jeziora można faktycznie się zabić. :P

Po powrocie do domu, wujek Google powiedział mi, że to nie żart i w czerwcu tego roku jakiś rolnik z Mysłakowic po nałożeniu na niego dodatkowego podatku dochodowego przez skarbówkę popełnił samobójstwo - rozpędził się swoim terenowym BMW i wjechał do jeziora. :/
W końcu wjechaliśmy na główny cel naszej dzisiejszej wycieczki. Zapora zdobyta! :)


Opłacało się tam pojechać, bo zapora jest naprawdę bardzo ładnie położona.

Po obejrzeniu zapory postanowiliśmy zrobić sobie przerwę na konkretne jedzonko. Przy stolikach "ładnie przywitał" nas jakiś kundelek.

Jeszcze jak Łukasz był na rowerze, to o mało co nie rzucił mu się do łydki. :) Po chwili okazało się, że strach ma wielkie oczy i piesek nie okazał się krwiożerczą bestią :D Jak zaczęliśmy jeść, to zaczął krążyć wokół stolika i żebrać o jedzenie. :)

W końcu doczekał się. :)

Potem Łukasz próbował zawołać go do siebie...

...i wziąć go na ręce. Bezskutecznie. :P Piesek był bardzo nieufny. Po odpoczynku, wyruszyliśmy w drogę powrotną. Postanowiliśmy wrócić do Legnicy przez Kapellę, bo chciałam w końcu podjechać ten słynny podjazd. Więc najpierw zjechaliśmy do Jeleniej Góry, gdzie przy wyjeździe z niej Łukasz zrobił mi pamiątkową fotkę, że byłam w niej na rowerze. :)

Po obejrzeniu zapory postanowiliśmy zrobić sobie przerwę na konkretne jedzonko. Przy stolikach "ładnie przywitał" nas jakiś kundelek.

Jeszcze jak Łukasz był na rowerze, to o mało co nie rzucił mu się do łydki. :) Po chwili okazało się, że strach ma wielkie oczy i piesek nie okazał się krwiożerczą bestią :D Jak zaczęliśmy jeść, to zaczął krążyć wokół stolika i żebrać o jedzenie. :)

W końcu doczekał się. :)

Potem Łukasz próbował zawołać go do siebie...

...i wziąć go na ręce. Bezskutecznie. :P Piesek był bardzo nieufny. Po odpoczynku, wyruszyliśmy w drogę powrotną. Postanowiliśmy wrócić do Legnicy przez Kapellę, bo chciałam w końcu podjechać ten słynny podjazd. Więc najpierw zjechaliśmy do Jeleniej Góry, gdzie przy wyjeździe z niej Łukasz zrobił mi pamiątkową fotkę, że byłam w niej na rowerze. :)

Strach ma wielkie oczy i okazało się, że Kapella nie taka straszna jak mówią. :P Owszem podczas podjazdu zrobiłam dwie czy trzy krótkie przerwy, ale ani razu nie musiałam wprowadzać roweru. :P I klika fotek z Kapelli. Jak wjeżdżam na nią:


I widoczki (dzisiaj przejrzystość była trochę kiepska).


Po wjechaniu na Kapellę jeszcze szybciej z niej zjechaliśmy. Zjazd nawet fajny. Nawet, bo asfalt kiepskiej jakości i trzeba było uważać, żeby nie władować się w jakąś dziurę. Potem jeszcze szybciej dojechaliśmy do Starej Kraśnicy, bo ciągle był jakiś lekki zjazd albo płasko. Za Starą Kraśnicą jest podjazd, z którym miałam porachunki z wycieczki na Ostrzycę Proboszczowicką. :P Dzisiaj nie dałam za wygraną i w całości go podjechałam. Dopingował mi Łukasz, więc z punktu psychologicznego było mi o wiele łatwiej. :) Potem do Legnicy wróciliśmy przez Muchów, dalej Chełmiec, Męcinkę, Słup itd.
Bardzo udana wycieczka! :) I kolejny z moich celów rowerowych zdobyty. :)
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Słup - Chroślice - Bogaczów - Pomocne - Muchów - Jurczyce - Stara Kraśnica - Świerzawa - Sędziszowa - Sokołowiec - Rząśnik - Czernica - Strzyżowiec - Zapora Pilchowicka - Siedlęcin - Jeżów Sudecki - Jelenia Góra - Dziwiszów - Radzyń - Janochów - Stara Kraśnica - Jurczyce - Muchów - Chełmiec - szutrami do Męcinki - Chroślice - Słup - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Kościelec - Legnica
Kategoria pow. 100 km
- DST 72.32km
- Czas 03:54
- VAVG 18.54km/h
- VMAX 43.82km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Wąwóz Myśliborski
Środa, 21 sierpnia 2013 • dodano: 21.08.2013 | Komentarze 13
Ładna pogoda była od rana, na jutro ja i Bożena planujemy jakieś bardziej wypaśne wycieczki, więc postanowiłyśmy pojechać sobie lajtowo do Myśliborza. Spotykałyśmy się o 13" na osiedlu. Po chwili dojechał do nas Jarek. Wyregulował Bożenie siodełko (co jak się okazało nie było takie proste i trwało wieki :P), a następnie "odwiózł" nas do parku. W parku Bożena znowu zaczęła narzekać, że siodełko ponownie jej się obniżyło. Kilkanaście razy sprawdzała palcami wysokość siodełka, czy jest odpowiednia. :P

Dobrze, że nauczyłam się cierpliwości do ludzi i spokojnie czekałam, aż Bożena będzie usatysfakcjonowana wysokością siodła. :) W końcu ruszyłyśmy w drogę. Spokojnie dojechałyśmy sobie do Myśliborza. A tam na trawce wylegiwały się takie oto SŁODKOŚCI.

Oczywiście nie mogłyśmy się opanować i najpierw pogłaskałyśmy kotki, a potem wzięłyśmy je na ręce i wytuliłyśmy. :) Mega słodziaki. :)))

Postanowiłyśmy zrobić rundkę po Wąwozie. Zaraz po wjeździe do Wąwozu o przednie koło zaczął obcierać mi błotnik. Myślałam, że popuściła śruba. Zerkam, a tam taki oto zonk.

Nie pozostało mi nic innego jak zdjąć go, z czego bardzo ucieszyła się Bożena. :) Specuś bez przedniego błotnika prezentuje się o wiele lepiej. Nawet mi bardziej się teraz podoba. :)

Załadowałam błotnik Bożenie do plecaka i ruszyłyśmy dalej. Wąwóz okazał się bardzo fajny i jazda po nim sprawiła mi frajdę. Pstryknęłyśmy sobie z Bożeną pamiątkowe fotki z terenu, jak ładnie pokonujemy przeszkody. :P A tutaj jak robię podjazd.


Trawiasty zjazd już nie był taki fajny. Trzeba było bardzo uważać, bo łatwo o szczupaka przez kierownicę. Po zaliczeniu Wąwozu lajtowo wróciłyśmy sobie do Legnicy, gdzie znów spotykałyśmy się z Jarkiem, który najpierw zmienił Bożenie opony na mniej terenowe, potem doprowadził nasze rowery do błysku,

a na koniec "odwiózł" nas na Piekary. Tam rozstaliśmy się, życząc sobie wzajemnie udanych jutrzejszych wypaśnych wycieczek. :)
P.S. W drodze powrotnej, jak jechałyśmy na myjnię, na Chojnowskiej wyprzedziły nas jakieś dwa około 14-letnie leszcze. Strasznie się podjarały, że nas wyprzedziły. :D Nieświadomi z kim zadzierają. :P Oczywiście Bożena nie mogła sobie pozwolić na to, żeby jakieś dwa małolaty ją objechały i po chwili połknęła ich bez najmniejszego problemu. Ja za chwilę zrobiłam to samo. :D Z dziką satysfakcją przejeżdżając obok nich, zaczęłam do jednego z nich krzyczeć: "DAWAJ, DAWAJ!!!". :))) Leszcze nie miały już tak uradowanych min i zaraz po tym jak ich z impetem wyprzedziłam, jeden do drugiego krzyknął: "Ile???". A ten drugi: "40!!!". No to się chłopaki zdziwili, że laski objechały ich z prędkością 40 km/h. :)))
Trasa --> klik
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Słup - Męcinka - szutrami do Chełmca - Myślibórz - Chełmiec - szutrami do Męcinki - Chroślice - Słup - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Kościelec - Legnica

Dobrze, że nauczyłam się cierpliwości do ludzi i spokojnie czekałam, aż Bożena będzie usatysfakcjonowana wysokością siodła. :) W końcu ruszyłyśmy w drogę. Spokojnie dojechałyśmy sobie do Myśliborza. A tam na trawce wylegiwały się takie oto SŁODKOŚCI.

Oczywiście nie mogłyśmy się opanować i najpierw pogłaskałyśmy kotki, a potem wzięłyśmy je na ręce i wytuliłyśmy. :) Mega słodziaki. :)))

Postanowiłyśmy zrobić rundkę po Wąwozie. Zaraz po wjeździe do Wąwozu o przednie koło zaczął obcierać mi błotnik. Myślałam, że popuściła śruba. Zerkam, a tam taki oto zonk.

Nie pozostało mi nic innego jak zdjąć go, z czego bardzo ucieszyła się Bożena. :) Specuś bez przedniego błotnika prezentuje się o wiele lepiej. Nawet mi bardziej się teraz podoba. :)

Załadowałam błotnik Bożenie do plecaka i ruszyłyśmy dalej. Wąwóz okazał się bardzo fajny i jazda po nim sprawiła mi frajdę. Pstryknęłyśmy sobie z Bożeną pamiątkowe fotki z terenu, jak ładnie pokonujemy przeszkody. :P A tutaj jak robię podjazd.


Trawiasty zjazd już nie był taki fajny. Trzeba było bardzo uważać, bo łatwo o szczupaka przez kierownicę. Po zaliczeniu Wąwozu lajtowo wróciłyśmy sobie do Legnicy, gdzie znów spotykałyśmy się z Jarkiem, który najpierw zmienił Bożenie opony na mniej terenowe, potem doprowadził nasze rowery do błysku,

a na koniec "odwiózł" nas na Piekary. Tam rozstaliśmy się, życząc sobie wzajemnie udanych jutrzejszych wypaśnych wycieczek. :)
P.S. W drodze powrotnej, jak jechałyśmy na myjnię, na Chojnowskiej wyprzedziły nas jakieś dwa około 14-letnie leszcze. Strasznie się podjarały, że nas wyprzedziły. :D Nieświadomi z kim zadzierają. :P Oczywiście Bożena nie mogła sobie pozwolić na to, żeby jakieś dwa małolaty ją objechały i po chwili połknęła ich bez najmniejszego problemu. Ja za chwilę zrobiłam to samo. :D Z dziką satysfakcją przejeżdżając obok nich, zaczęłam do jednego z nich krzyczeć: "DAWAJ, DAWAJ!!!". :))) Leszcze nie miały już tak uradowanych min i zaraz po tym jak ich z impetem wyprzedziłam, jeden do drugiego krzyknął: "Ile???". A ten drugi: "40!!!". No to się chłopaki zdziwili, że laski objechały ich z prędkością 40 km/h. :)))
Trasa --> klik
Legnica - Kościelec - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Słup - Męcinka - szutrami do Chełmca - Myślibórz - Chełmiec - szutrami do Męcinki - Chroślice - Słup - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Kościelec - Legnica
Kategoria 50-75 km
- DST 91.59km
- Czas 05:11
- VAVG 17.67km/h
- VMAX 44.69km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Wisełka - Międzyzdroje - Świnoujście
Czwartek, 15 sierpnia 2013 • dodano: 19.08.2013 | Komentarze 2
Wszystko zaczęło się od tego, że Ania zaproponowała wyjazd
nad morze większą ekipą. Mnie nie trzeba dwa razy powtarzać. :) Zaproponowała
też zabranie rowerów. Ekstra! :D Rowery zostały zapakowane na dach...

i razem z Anią i resztą ekipy wyruszyły w sobotę w długą podróż nad morze, a dokładniej mówiąc - do Wisełki. Ja dojechałam nad morze dopiero w środę. W czwartek od rana była przepiękna, słoneczna pogoda, więc razem z Anią, Piotrkiem i Dominikiem ustaliliśmy, że wykorzystamy dzień na jakąś fajową wycieczkę rowerową. Ania zaplanowała trasę (bo kiedyś jeździła już w rejonach Świnoujścia, więc była najbardziej zorientowana w miejscowych szlakach) i po 11" wyruszyliśmy w drogę. Najpierw jakieś 5 km jechaliśmy z Wisełki do Warnowa dziurawym asfaltem. Potem odbiliśmy w prawo w las i zaczął się wypasiony szlak rowerowy - dosyć szeroka ścieżka z domieszką piasku i szyszek. Zapach lasu był cudowny! Okazało się też, że okolice Wisełki są dosyć pagórkowate, bo coraz był podjazd i zjazd. Co prawda nie były to jakieś mega górki, ale można było się trochę zmęczyć. Jeszcze raz powtórzę - szlak rewelacyjny!
Po kilkudziesięciu minutach dojechaliśmy do Międzyzdrojów. Tam mieliśmy chwilę odpoczynku pod apteką, bo Ania musiała zaopatrzyć się w jakieś apteczne fanty. Następnie po przebiciu się przez Międzyzdroje, wjechaliśmy na Międzynarodowy szlak rowerowy R-10. Kolejny rewelacyjny szlak! Jazda lasem - miodzio!

W okolicy Legnicy nie ma takich szlaków, dlatego byłam nim tak bardzo zachwycona. Po kilkudziesięciu minutach jazdy przez las, zrobiliśmy sobie przerwę na jedzonko. Po najedzeniu się ruszyliśmy w dalszą drogę. Po wyjechaniu ze szlaku i chwili jazdy asfaltem, dojechaliśmy do pierwszego punktu naszej wycieczki - latarni morskiej w Świnoujściu (sic! - najwyższej w Polsce, jednej z najwyższych w Europie i najwyższej na świecie latarni wykonanej z cegły; jej wysokość to 64,80 m).



Ania i Dominik nie mieli ochoty wchodzić na jej szczyt, więc zostali na dole i pilnowali rowerów

a ja z Piotrkiem postanowiliśmy wejść na samą górę latarni. W połowie wejścia na górę jest tabliczka informacyjna, że przeszło się już połowę drogi. :P

Nie wiem czy ma ona pocieszać, że pokonało się już połowę wejścia czy dołować, że jeszcze drugie tyle jest do pokonania. :P Mnie zdołowała. :P W końcu udało się pokonać mordercze, kręte schody. :P

Latarnia ma 280 schodów, więc trochę się zdyszałam wchodząc na jej szczyt, ale po chwili widoki z wieży latarni zrekompensowały mi cały wysiłek. :)




W oddali Międzyzdroje.

I widok na Świnoujście.

Niestety nie mieliśmy za dużo czasu na delektowanie się widoczkami, więc szybko pstryknęliśmy sobie z Piotrkiem pamiątkowe fotki...

...i zeszliśmy z powrotem na dół. Piotrek zrobił mi jeszcze fotkę pod latarnią (bez skojarzeń proszę :P).

Potem ruszyliśmy już bezpośrednio do Świnoujścia i dojechaliśmy do przeprawy promowej na drugi brzeg Świnoujścia. Ja oczywiście musiałam zrobić sobie pamiątkową fotkę przed promem. :D

Fajnie to wygląda jak ludzie, auta, motocykle i rowery wytłaczają się z promu. :)

Po chwili sami wbiliśmy się na prom.

Oczywiście na promie natrzaskałam kolejne fotki. :P




Na pewno było widać, że pierwszy raz płynęłam promem, bo latałam jak głupia z aparatem po jego pokładzie. :D Po dopłynięciu na drugi brzeg pojechaliśmy na promenadę, żeby zjeść w końcu coś konkretnego, bo byliśmy już bardzo głodni. Piotrek zamówił sobie pstrąga z ziemniaczkami i surówką. A ja, Ania i Dominik po pizzy. Cała moja!!! :D

Po najedzeniu się ruszyliśmy dalej. Po kilkunastu minutach jazdy bardzo przyjemną asfaltową ścieżką rowerową, biegnącą wzdłuż lasu, wbiliśmy się na kolejny prom, tym razem płynący na Karsibór (wyspę będącą częścią Świnoujścia). Następnie znowu latam jak strzała z aparatem po promie. :D

Po dopłynięciu na Karsibór, Ania zaproponowała pojechanie nad Zalew Szczeciński. Wszyscy zgodziliśmy się na to bez wahania. Ścieżka w większości biegła przez las, równolegle do Kanału Piastowskiego i znów była bardzo przyjemna. W końcu dojechaliśmy nad Zalew, gdzie pstryknęłam mnóstwo zdjęć, bo jest tam bardzo ładnie. Z każdej strony woda! :)




Ania rozkminiła drogę powrotną i po krótkim odpoczynku zaczęliśmy wracać, bo było już grubo po 18", do "domu" daleko, a chcieliśmy zajechać jeszcze do Ostoi Ptaków "Karsiborska Kępa". Ale żeby nie było za nudno...

Na szczęście Piotrek szybko i sprawnie wymienił mi dętkę i mogłam jechać dalej. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do tej całej Ostoi Ptaków.

Ptaki miały nas głęboko w "d" i nie chciały się pokazać, bo nie zobaczyliśmy ani jednego. :( Ale strumyczek był ładny. :)

Przed rozpoczęciem końcowego powrotu do Wisełki, zrobiliśmy sobie jeszcze przerwę pod sklepem, gdzie na swoich właścicieli czekał cierpliwie piesek. :D

Pierwotnie mieliśmy wrócić do Wisełki szlakiem prowadzącym przez las, ale zbliżający się coraz większymi krokami zachód zmusił nas do zdecydowania się na powrót asfaltową krajówką. Na szczęście droga do Międzyzdrojów ma pas awaryjny, więc jazda tą trasą nie jest aż tak bardzo niebezpieczna. Musieliśmy wrzucić ostre tempo, żeby zdążyć z powrotem do Wisełki przed zmrokiem, bo tylko ja i Piotrek mieliśmy lampki. Piotrek wyszedł na czoło, za nim Ania i Dominik. Ja zamykałam pociąg. Do samuśkich Międzyzdrojów gnaliśmy ze średnią 30 km/h. Bardzo lubię jazdę po gładkim asfalcie, więc ten odcinek trasy również bardzo mi się podobał. :)
Po dojechaniu do Międzyzdrojów mieliśmy wrócić do Wisełki leśnym szlakiem prowadzącym do Warnowa, którym jechaliśmy już rano, ale ostatecznie wróciliśmy asfaltem, tuż po 21". Powiem krótko i treściwie na sam koniec - wycieczka była świetna!!! :)
Trasa --> klik

i razem z Anią i resztą ekipy wyruszyły w sobotę w długą podróż nad morze, a dokładniej mówiąc - do Wisełki. Ja dojechałam nad morze dopiero w środę. W czwartek od rana była przepiękna, słoneczna pogoda, więc razem z Anią, Piotrkiem i Dominikiem ustaliliśmy, że wykorzystamy dzień na jakąś fajową wycieczkę rowerową. Ania zaplanowała trasę (bo kiedyś jeździła już w rejonach Świnoujścia, więc była najbardziej zorientowana w miejscowych szlakach) i po 11" wyruszyliśmy w drogę. Najpierw jakieś 5 km jechaliśmy z Wisełki do Warnowa dziurawym asfaltem. Potem odbiliśmy w prawo w las i zaczął się wypasiony szlak rowerowy - dosyć szeroka ścieżka z domieszką piasku i szyszek. Zapach lasu był cudowny! Okazało się też, że okolice Wisełki są dosyć pagórkowate, bo coraz był podjazd i zjazd. Co prawda nie były to jakieś mega górki, ale można było się trochę zmęczyć. Jeszcze raz powtórzę - szlak rewelacyjny!
Po kilkudziesięciu minutach dojechaliśmy do Międzyzdrojów. Tam mieliśmy chwilę odpoczynku pod apteką, bo Ania musiała zaopatrzyć się w jakieś apteczne fanty. Następnie po przebiciu się przez Międzyzdroje, wjechaliśmy na Międzynarodowy szlak rowerowy R-10. Kolejny rewelacyjny szlak! Jazda lasem - miodzio!

W okolicy Legnicy nie ma takich szlaków, dlatego byłam nim tak bardzo zachwycona. Po kilkudziesięciu minutach jazdy przez las, zrobiliśmy sobie przerwę na jedzonko. Po najedzeniu się ruszyliśmy w dalszą drogę. Po wyjechaniu ze szlaku i chwili jazdy asfaltem, dojechaliśmy do pierwszego punktu naszej wycieczki - latarni morskiej w Świnoujściu (sic! - najwyższej w Polsce, jednej z najwyższych w Europie i najwyższej na świecie latarni wykonanej z cegły; jej wysokość to 64,80 m).



Ania i Dominik nie mieli ochoty wchodzić na jej szczyt, więc zostali na dole i pilnowali rowerów

a ja z Piotrkiem postanowiliśmy wejść na samą górę latarni. W połowie wejścia na górę jest tabliczka informacyjna, że przeszło się już połowę drogi. :P

Nie wiem czy ma ona pocieszać, że pokonało się już połowę wejścia czy dołować, że jeszcze drugie tyle jest do pokonania. :P Mnie zdołowała. :P W końcu udało się pokonać mordercze, kręte schody. :P

Latarnia ma 280 schodów, więc trochę się zdyszałam wchodząc na jej szczyt, ale po chwili widoki z wieży latarni zrekompensowały mi cały wysiłek. :)




W oddali Międzyzdroje.

I widok na Świnoujście.

Niestety nie mieliśmy za dużo czasu na delektowanie się widoczkami, więc szybko pstryknęliśmy sobie z Piotrkiem pamiątkowe fotki...

...i zeszliśmy z powrotem na dół. Piotrek zrobił mi jeszcze fotkę pod latarnią (bez skojarzeń proszę :P).

Potem ruszyliśmy już bezpośrednio do Świnoujścia i dojechaliśmy do przeprawy promowej na drugi brzeg Świnoujścia. Ja oczywiście musiałam zrobić sobie pamiątkową fotkę przed promem. :D

Fajnie to wygląda jak ludzie, auta, motocykle i rowery wytłaczają się z promu. :)

Po chwili sami wbiliśmy się na prom.

Oczywiście na promie natrzaskałam kolejne fotki. :P




Na pewno było widać, że pierwszy raz płynęłam promem, bo latałam jak głupia z aparatem po jego pokładzie. :D Po dopłynięciu na drugi brzeg pojechaliśmy na promenadę, żeby zjeść w końcu coś konkretnego, bo byliśmy już bardzo głodni. Piotrek zamówił sobie pstrąga z ziemniaczkami i surówką. A ja, Ania i Dominik po pizzy. Cała moja!!! :D

Po najedzeniu się ruszyliśmy dalej. Po kilkunastu minutach jazdy bardzo przyjemną asfaltową ścieżką rowerową, biegnącą wzdłuż lasu, wbiliśmy się na kolejny prom, tym razem płynący na Karsibór (wyspę będącą częścią Świnoujścia). Następnie znowu latam jak strzała z aparatem po promie. :D

Po dopłynięciu na Karsibór, Ania zaproponowała pojechanie nad Zalew Szczeciński. Wszyscy zgodziliśmy się na to bez wahania. Ścieżka w większości biegła przez las, równolegle do Kanału Piastowskiego i znów była bardzo przyjemna. W końcu dojechaliśmy nad Zalew, gdzie pstryknęłam mnóstwo zdjęć, bo jest tam bardzo ładnie. Z każdej strony woda! :)




Ania rozkminiła drogę powrotną i po krótkim odpoczynku zaczęliśmy wracać, bo było już grubo po 18", do "domu" daleko, a chcieliśmy zajechać jeszcze do Ostoi Ptaków "Karsiborska Kępa". Ale żeby nie było za nudno...

Na szczęście Piotrek szybko i sprawnie wymienił mi dętkę i mogłam jechać dalej. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do tej całej Ostoi Ptaków.

Ptaki miały nas głęboko w "d" i nie chciały się pokazać, bo nie zobaczyliśmy ani jednego. :( Ale strumyczek był ładny. :)

Przed rozpoczęciem końcowego powrotu do Wisełki, zrobiliśmy sobie jeszcze przerwę pod sklepem, gdzie na swoich właścicieli czekał cierpliwie piesek. :D

Pierwotnie mieliśmy wrócić do Wisełki szlakiem prowadzącym przez las, ale zbliżający się coraz większymi krokami zachód zmusił nas do zdecydowania się na powrót asfaltową krajówką. Na szczęście droga do Międzyzdrojów ma pas awaryjny, więc jazda tą trasą nie jest aż tak bardzo niebezpieczna. Musieliśmy wrzucić ostre tempo, żeby zdążyć z powrotem do Wisełki przed zmrokiem, bo tylko ja i Piotrek mieliśmy lampki. Piotrek wyszedł na czoło, za nim Ania i Dominik. Ja zamykałam pociąg. Do samuśkich Międzyzdrojów gnaliśmy ze średnią 30 km/h. Bardzo lubię jazdę po gładkim asfalcie, więc ten odcinek trasy również bardzo mi się podobał. :)
Po dojechaniu do Międzyzdrojów mieliśmy wrócić do Wisełki leśnym szlakiem prowadzącym do Warnowa, którym jechaliśmy już rano, ale ostatecznie wróciliśmy asfaltem, tuż po 21". Powiem krótko i treściwie na sam koniec - wycieczka była świetna!!! :)
Trasa --> klik
Kategoria 75-100 km
- DST 9.22km
- Czas 00:29
- VAVG 19.08km/h
- VMAX 44.25km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
w poszukiwaniu Ani :)
Środa, 14 sierpnia 2013 • dodano: 19.08.2013 | Komentarze 0
Się pokręciłam w okolicach Wisełki w poszukiwaniu Ani i reszty bandy :P Kto był, ten wie o co chodzi :)
Kategoria 1-25 km
- DST 25.20km
- Czas 01:21
- VAVG 18.67km/h
- Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
- Aktywność Jazda na rowerze
Spalona
Czwartek, 8 sierpnia 2013 • dodano: 08.08.2013 | Komentarze 0
Przez Bieniowice. Z Izą. W celu schłodzenia się w jeziorze. :)
Kategoria 25-50 km