Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 30456.27 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.42 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

No w końcu...

Środa, 20 lipca 2016 • dodano: 20.07.2016 | Komentarze 17

... ruszyłam się z domu! Ale cóż poradzić skoro uskuteczniam ostatnio pracoholizm, pogoda przeważnie beznadziejna, a w weekendy zaliczam imprezy. Jak żyć? :P

Mój lipcowy łączny dystans powala na kolana. :D



Legnica - Pątnów - Dobrzejów - Pątnów - Kunice - Ziemnice - Legnica

Kategoria 25-50 km


Uczestnicy

Góry Sowie w doborowym towarzystwie!

Niedziela, 10 lipca 2016 • dodano: 13.07.2016 | Komentarze 9

W końcu! Po kilkunastu latach świetlnych umawiania się na wspólne eksplorowanie Gór Sowich, udało się dograć termin, zamówić pogodę na wypad i tuż po 9" razem z Emilką, Radziorem i Profesorem wyruszyliśmy w nieznane. :) To znaczy dla nich bardzo znane, ale dla mnie Góry Sowie to totalna nowość. Nigdy tam nie byłam, nawet na pieszej wycieczce, więc jarałam się strasznie wypadem. :)



Wycieczka od samego początku była sponsorowana przez podjazdy. Po 10-kilometrowym asfaltowym odcinku wbiliśmy się w teren, gdzie podjazdowa zabawa rozpoczęła się na dobre. :)



Trochę po dzikich szlakach, trochę po kamolach i korzonkach, trochę po szutrach, w końcu dojechaliśmy do pierwszego miejsca wytchnienia. :P Złocisty Prażubr smakował wybornie!



Nie wiem czy to zasługa izotonika, czy rozgrzania się, ale dalsza część trasy zaczęła mi iść zdecydowanie lepiej. Już nie traciłam oddechu na podjazdach i zaczęłam czerpać pełną radość z jazdy. A jak po drodze pojawiły się pierwsze widoczki, to do szczęścia nic już więcej nie było mi potrzebne. :)



Autografy potem. :P



W końcu na horyzoncie pojawił się też główny punkt programu dzisiejszego dnia - Wielka Sowa (to to wzgórze po lewej na najdalszym planie).



A po lewej towarzyszyła nam Ślęża i Radunia. Przejrzystość powietrza była dzisiaj rewelacyjna, więc co chwilę można było jarać się jakimiś panoramami. :)



W dole Glinno, a Wielka Sowa coraz bliżej.



Do Glinna zjechaliśmy pięknym asfaltowym stołem, by po chwili umierać już na kolejnym podjeździe. :P



Krótka sztajfa w Glinnie tak mnie rozgrzała, że dalej pociskałam już na totalnego letniaka. :) W każdym razie z Glinna odbiliśmy w stronę Przełęczy Walimskiej, do której doprowadził nas piękny teren.



Po drodze TAKIE widoki...



... i sesje. :)



Tak właśnie wyglądała letnia wersja mnie. :P



Na tym podjeździe zostałam obfotografowana z każdej możliwej strony. Fotoreporterzy byli wszędzie. :D









Bezpośrednio na Wielką Sowę dojechaliśmy pięknymi szutrami, na których miejscami trochę nas wysmażyło.



Taaaa daaammmm!!! Wielka Sowa na rowerze zdobyta! :) Drugi tysięcznik w mojej karierze zaliczony.





Pod wieżą był odpoczynek, było wcinanie kanapek i gaszenie pragnienia kolejnymi izotonikami, a na koniec obowiązkowa tematyczna fota.



Następnie Profesor zaproponował, żebyśmy pojechali na tzw. Lisie Skały. Nikt nie wiedział o co chodzi, bo tylko Profesor wcześniej już tam był i decyzja o pojechaniu w to miejsce zapadła ze średnim entuzjazmem. Jak się potem okazało, odcinek do tych skał był najfajniejszym z całego wypadu. Przynajmniej mnie on najbardziej się podobał.



Po drodze zdobyliśmy kolejny szczyt Gór Sowich.



I w końcu dojechaliśmy na skraj lasu, gdzie buzie trochę nam się otworzyły z zachwytu.





Pozachwycali się widokami i pojechali dalej.





Stamtąd zjechaliśmy.



Lisie Skały to tak naprawdę jedna duża skała z kilkoma mniejszymi, ale co oczywiste - od razu się na nią z Emilką wdrapałyśmy.





Warto było, bo widoki znowu zapierały dech w piersiach.





Czas niestety nie cofał się, więc trzeba było w końcu zakończyć to błogie lenistwo na skale. Jagódki też się trafiły. :)



Taka sztajfa! :O



Podprowadzanie też było. A jakże! :P



W pewnym momencie wbiliśmy się na jakiś dziki szlak, który po kilkuset metrach po prostu skończył się.



Musieliśmy zawrócić i przez kolejne kilkaset metrów trzeba było prowadzić rowery ostro pod górę, bo luźne kamienie i korzenie skutecznie blokowały jakąkolwiek próbę podjechania tego szlaku. Pitu pitu i dotarliśmy w końcu do Schroniska "Zygmuntówka".



Było szamanie bigosów, pajd ze smalcem i kiszonymi ogórkami oraz...



Po odpoczynku nastąpiła totalna demotywacja do dalszej jazdy. Nikt nie miał ochoty ruszać się ze schroniska, bo miejscówka jest taka, że można tam siedzieć, siedzieć i siedzieć. Wrócić jednak jakoś trzeba było, więc w końcu zebraliśmy się do kupy i ruszyliśmy z powrotem w stronę Wielkiej Sowy. Gdzieś po drodze trafiła się platforma widokowa.



To zdjęcie nie wymaga komentarza...



I heja banana w dół.



Po wyjeździe z terenu, zjechaliśmy już na asfalty prowadzące prosto do Świdnicy. Powrót to już cud, miód, orzeszki - 30 km zjazdu. :) A asfaltowy zjazdowy stół z Sokolca, przez Rzeczkę do Walimia to po prostu urwał mi dupę. Zjazd ze Stanisławowa niech się schowa i długo nie wyłazi teraz z nory. :P

Na koniec wycieczki nie mogliśmy też nie zajechać nad Jezioro Bystrzyckie, gdzie choć pięknie, to dzisiaj było wyjątkowo tłocznie i nie szło tam się zrelaksować.



Radzior podjął próby kontemplacji, ale nie wiem czy skuteczne. :P



Więc ten. Podsumowując. Fajnie było no! :))))) Dziękuję jeszcze raz Emilce, Radkowi i Profesorowi za przemiłe towarzystwo, pokazanie nowych terenów i oby do jak najszybszego następnego. :)

Przewyższenia tym razem zaciągnięte ze Stravy, bo ona więcej ich nastukała. :P Tak czy siak górek było sporo. :)



Świdnica - Bystrzyca Dolna - Burkatów - Bystrzyca Górna - Lubachów - Glinno - Wielka Sowa - Schr. "Sowa" - Schr. "Zygmuntówka" - Schr. "Sowa" - Sokolec - Rzeczka - Walim - Jugowiec - Zagórze Śląskie - Lubachów - Bystrzyca Górna - Burkatów - Bystrzyca Dolna -  Świdnica

p.s. Dotrwał ktoś do końca wpisu? :P

Kategoria 75-100 km


pitu pitu

Sobota, 9 lipca 2016 • dodano: 09.07.2016 | Komentarze 11

Na stację benzynową. Dostosować ciśnienie w oponach do jutrzejszych wojaży. :)

Kategoria 1-25 km


No! Dzisiaj to sobie pojeździłam :)

Czwartek, 7 lipca 2016 • dodano: 08.07.2016 | Komentarze 5

Piękna, letnia pogoda, IDEALNA do jazdy, cudne, zbożowe klimaty, tak to można jeździć. :)



A na koniec czarnuch w gratisie. ;)





Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Bogaczów - Chroślice - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km


no to sobie pojeździłam

Wtorek, 5 lipca 2016 • dodano: 05.07.2016 | Komentarze 8

Jakoś mi się ostatnio nie składało do jazdy. Jak w końcu się złożyło, to postanowiłam pojechać gdzieś w Chełmy. Po wyjściu z domu - lampa na całego. Myślę sobie - będzie super wypad po pracy. Po wyjechaniu za miasto - patrzę, a nad Chełmami czarno. Zaczęłam kombinować jak ominąć to dziadostwo.



I tak wykombinowałam, że jak w środku miasta jeb*o deszczem, to myślałam, że utopię się na tym rowerze. :D Oczywiście po powrocie do domu, wysuszeniu siebie i roweru, znowu słońce świeciło na całego. :D

Trochę prywaty na koniec. :P Jak ktoś lubi adrenalinę i pełne gacie ze strachu, to polecam serdecznie pojechanie do Energylandii. Rollercoastery miażdżą - jak na polskie realia. Niżej filmik z przejazdu najlepszym - tzw. Mayanem. Urywa dupę! :) Za wulgaryzmy nie biorę odpowiedzialności. :P


Filmiki z pozostałych rollercoasterów też są, ale ze względu na ochronę wizerunku i zwiększoną ilość !@#$%&%#, nie nadają się do publikacji. :P



Kategoria 1-25 km


podwieczorek

Niedziela, 26 czerwca 2016 • dodano: 26.06.2016 | Komentarze 14

Nic wielkiego. Na lepszy sen. :)



Legnica - Koskowice - Kłębanowice - Rogoźnik - Polanka - Taczalin - Grzybiany - Ziemnice - Legnica

Kategoria 25-50 km


nocna radiostacja

Czwartek, 23 czerwca 2016 • dodano: 24.06.2016 | Komentarze 8

Rozpoczął się sezon na masakryczne upały. Nie ma w nich nic fajnego, a jeździć trzeba. Więc namówiłam Łukasza na pierwszą nocną jazdę w tym roku. Wybór miejscówki mógł być tylko jeden.

Rosocha. :)



Chociaż na miejsce dojechaliśmy godzinę po zachodzie słońca, to dzień próbował jeszcze walczyć z mrokiem. Widoki były przepiękne - Legnica i okolice były już pochłonięte przez noc, a zachód z Grodźcem na czele jeszcze walczył. :)



Chwilę pokontemplowaliśmy nad zmrokowymi widokami, zjedliśmy po jabłeczniku i wio z powrotem. W ogóle na podjeździe pod Rosochę, od Sichowa, drzewa zostały obklejone jakimiś strzałkami. Nie chciało nam się zatrzymywać, żeby sprawdzić co oznaczają, więc stwierdziliśmy, że to dla saren, żeby wiedziały którędy na górę. :D

Zjazd do Sichowa już w totalnych ciemnościach. Mega klimat! :) To znaczy nie aż w tak całkowitych, bo moja lampka spisywała się rewelacyjnie i o ile w zeszłym roku, to Łukasz był najjaśniejszym punktem na drodze, to w tym roku to ja robiłam za świetlika. :)

Tu już fota z podjazdu w Winnicy.



A za Winnicą na horyzoncie pojawił nam się ogromny, pomarańczowo-czerwony Księżyc. CZAD! Zdjęcie oczywiście tego nie oddaje.



Raz drogę przeciął nam mrówkojad*, raz lis, a koty czające się po rowach w pewnym momencie przestałam liczyć. :) Gdzieś po drodze było też jaranie się konstelacjami gwiazd. :) Fantastyczny wypad! Rano oczywiście zaspałam do pracy. :P



Legnica - Wilczyce - Krotoszyce - Krajów - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Sichów - Sichówek - Krajów - Winnica - Kozice - Babin - Legnica

* Oczywiście to nie był mrówkojad, a borsuk. :) Tyle, że w nocy ciężko było rozpoznać tego zwierza, więc jak zobaczyłam jakiś podłużny ryjek, to mimowolnie na myśl przyszedł mi mrówkojad. :)))

Kategoria 50-75 km


na myjkę

Niedziela, 19 czerwca 2016 • dodano: 19.06.2016 | Komentarze 3

Wymyłam rower po wczorajszych wojażach.

:D



Kategoria 1-25 km


Ranczo Grapa

Sobota, 18 czerwca 2016 • dodano: 18.06.2016 | Komentarze 6

Miałam pojechać dzisiaj na Kapellę i nacieszyć duszę widokami na Karkonosze. W Pielgrzymce zweryfikowałam swoje plany, bo miałam już serdecznie dosyć dzidy pod wiatr. Zaczęłam zastanawiać się nad dalszą częścią trasy. I wtedy przyszło olśnienie - Ranczo Grapa. To położony tuż za Pielgrzymką, w małej wsi Nowe Łąki, ośrodek parafialny stworzony przez lokalnego księdza. Miejsce, gdzie można totalnie się zrelaksować w towarzystwie braci mniejszych. Ale o tym za chwilę.

Droga do Nowych Łąk (czyli ze Złotoryi, przez Pielgrzymkę) nie jest jakoś specjalnie atrakcyjna - pod względem widokowym wręcz beznadziejna, a do tego panuje na niej dosyć spory ruch, bo dużo ludzi jeździ tamtędy choćby do Świeradowa-Zdroju. Więc kiedy w końcu zjechałam z asfaltu w las i odbiłam w kierunku Rancza, a w pewnym momencie moim oczom ukazał się taki oto widok...



... to wykrztusiłam z siebie tylko dosadne: "O kur*a!". :) Ostrzyca Proboszczowicka wyglądała dzisiaj przepięknie.



Po nacieszeniu oczu chociaż jednym widokiem, pojechałam już na Ranczo. A tam od progu przywitały mnie uchate słodkości. :)









Na terenie ośrodka znajduje się mini zoo - można pomiziać kozy, króliki, kucyki, lamy, daniele, owce, osła i pewnie jeszcze jakieś zwierzęta, których nie dostrzegłam. Sporo zwierząt biega wolno, więc można bez problemu je nakarmić czy też pogłaskać. Coś fantastycznego dla kogoś kto kocha zwierzęta. Czyli dla mnie. :) Z Rancza roztacza się też dosyć ładny widok na farmę wiatrową w Łukaszowie.



Wróćmy jednak do królików. :D





Jest też park linowy, więc to kolejna atrakcja, dla której warto odwiedzić to miejsce.





Między drzewami mieni się też Ostrzyca.



Wspomniane wcześniej daniele.



I ich urocze dupki. :)



Nawinął się też czarny uchaty. ;)



I pozostałe zwierząta znajdujące się na terenie Rancza.













Gdzieś był też paw, ale niestety nie widziałam go. Nie miałam też czasu na szukanie jegomościa, bo po zobaczeniu, że nad terenem Rancza robi się coraz ciemniej, stwierdziłam, że czas najwyższy wracać do domu. Po wyjechaniu na szuter prowadzący do Nowych Łąk, Ostrzyca nie wyglądała już tak fajnie. :/



Za mną też nie było zbyt różowo.



Wiedziałam już, że pytanie dzisiejszego dnia nie brzmi: "Czy mnie zleje?", tylko "Kiedy mnie zleje?". :D Postanowiłam jednak walczyć. Zapakowałam wartościowe rzeczy w nieprzemakalny futerał, ubrałam przeciwdeszczową kurtkę i zaczęłam pruć drogą powrotną ile sił w nogach. Na odcinku z Nowych Łąk do Pielgrzymki wyszła mi średnia 40 km/h. :D Dalej był lekki, ale rozwleczony podjazd, więc było już "tylko" 30 km/h. :))) Dawno tak nie darłam na rowerze. :P Na odcinku z Pielgrzymki do Jerzmanic-Zdrój burza jednak wygrała - na zjeździe w Jerzmanicach zalewało mi już oczy, więc z prędkością światła wpadłam na przystanek. Uff!



Na szczęście było ciepło, więc zrobiłam sobie przymusową przerwę - zjadłam snickersa, pograłam w Farm Heroes Saga, zrobiłam sobie zdjęcie, patrzyłam na ścianę wody lejącą się z nieba, raczej nie nudziło mi się. :P



Po pół godziny przestało padać. Ruszyłam dalej w drogę. Pomimo, że już nie padało, to dalej zalewało mi oczy - tym razem wodą z kałuż. :))) Masakra. Po kilku minutach jazdy byłam już upaprana deszczówką po szyję. Na szczęście w Złotoryi już całkowicie się rozpogodziło, więc wyskoczyłam z kurtki i już na letniaka pocisnęłam do Legnicy.



Po przyjechaniu do Legnicy, burzowe brzydactwo było już za nią.



No proszę jaką piękną pogodę miałam na koniec wycieczki. :)



Wypad absolutnie udany i z atrakcjami. :) Koniecznie będę musiała wrócić na Ranczo - w dzień z pewniejszą pogodą i z 10 kg marchwi w plecaku. :))



Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Krajów - Łaźniki - Rokitnica - Kozów - Złotoryja - Jerzmanice-Zdrój - Pielgrzymka - Nowe Łąki - Ranczo Grapa - Nowe Łąki - Pielgrzymka - Jerzmanice-Zdrój - Złotoryja - Legnica

Kategoria 75-100 km


wytyczanie szlaków - część trzecia :)

Wtorek, 14 czerwca 2016 • dodano: 14.06.2016 | Komentarze 5

Także ten. Wynajdywanie nowych terenowych szlaków na południu jeszcze mi się nie znudziło. :) Dzisiaj wyskoczyłam na rower po pracy, więc nie było za dużo czasu na jazdę, ale i tak obczaiłam, to co chciałam obczaić przy jakiejś okazji. I tak na przykład w sobotę w drodze z Janowic do Krajowa w oko wpadła mi ścieżka prowadząca w stronę Dunina. Jej początek to rewelacyjny szutrowy zjazd na skraju lasu, gdzie po zjeździe wylądowałam w pod "Szałasem Myśliwskim". Napatoczyłam się na taką miejscówkę pierwszy raz.



Jest miejsce na ognisko, w szałasie jest kominek, francja elegancja.



A myśliwi pewnie po łowach wykładają tam swoją upolowaną zwierzynę i onanizują się przy niej. Sorry, ale nigdy nie zrozumiem jak można czerpać przyjemność z zabijania...

Wracając do zielonego szlaku biegnącego z Janowic do Święcian. Po skończeniu się szutru, zaczęły się chaszcze, aczkolwiek z wyraźnie zarysowanymi dwoma ścieżkami. Generalnie im dalej, tym było gorzej, a ostatnie jakieś 100 m to była już dzicz na całego, w tym pokrzywy do pasa. :D



Po jakimś czasie człowiek obojętnieje na parzenie i dało radę przedrzeć się przez te pokrzywy. :) Ostatecznie wyskoczyłam z tego lasku i wylądowałam w środku pola.



Na szczęście po chwili jazdy elegancką trawką dotarłam do cywilizacji.



Ale żeby nie było za łatwo, odbiłam w poniższym kierunku.



I znowu kiedy skończyły się szutry, zaczęła się dzicz - tym razem bez pokrzyw, ale zaczęłam jechać przez dziki las. Ostatecznie zawróciłam, bo nie wiedziałam gdzie wyskoczę, a wolałam nie błądzić, bo było już dosyć późno. Wróciłam się kawałek w stronę Dunina i odbiłam na ścieżkę znowu prowadzącą w las. I znowu musiałam zawrócić, bo nie wyglądało to dobrze. Już bez kombinowania pojechałam asfaltem do Krajowa i potem - już dobrze znanymi mi szlakami - z powrotem do Janowic Dużych.



Wypad krótki, ale treściwy, bo zdjęłam z listy kolejne szlaki, które mnie kusiły, żeby je sprawdzić. :)



Legnica - Dunino - Janowice Duże - Święciany - Krajów - Janowice Duże - Prostynia - Legnica

Kategoria 25-50 km