Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

lany poniedziałek

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 • dodano: 21.04.2014 | Komentarze 4

Tradycji stało się zadość. Do domu wróciłam cała mokra, bynajmniej nie od wody z wiader. :/

Co się robi, jak widzi się, że ICM przewiduje nadejście deszczowych chmur i wie się, że ICM raczej nie myli się w swoich prognozach? Odpowiedź brzmi: wychodzi się na rower i liczy się na cud. :D No więc cud się nie wydarzył, ale o tym później.

Wczoraj i przedwczoraj było totalne świąteczne lenistwo, toteż nie wyjście dzisiaj na rower zakrawałoby na skandal. :) Od samego rana niebo było błękitne, więc dosyć szybko zebrałam się do wyjścia, bo wiedziałam, że jeśli nadejdą chmury przed moim ruszeniem się z domu, to odpuszczę sobie jazdę.

Szybko przebiłam się przez miasto, a potem tuż za hutą odbiłam na Szymanowice. Dzisiaj pierwszy raz jechałam w tamtym kierunku. Szutrówka prowadząca najpierw do Szymanowic, a potem do Wilczyc okazała się bardzo fajna:



Takie właśnie lajtowe szutrówki najbardziej lubię. No i do tego rzepakowy klimacik. :)

Z Wilczyc już asfaltem ruszyłam dalej do Krotoszyc. XVII-wieczny Pałac (bardzo ładnie odrestaurowany):



Kiedy w Krotoszycach niebo zasłoniło się chmurami, zaczęłam się wahać czy realizować dalszą część wycieczki. Było ciepło, więc postanowiłam jechać dalej. Potem były kolejne wiochy i w końcu dojechałam do Leszczyny, bo oczywiście na mapie dzisiejszej trasy nie mogło zabraknąć Stanisławowa, a podjazd pod radiostację postanowiłam zrealizować właśnie od strony Leszczyny.

W skansenie zrobiłam sobie pierwszy dłuższy odpoczynek. Pstryknęłam też kilka fotek. Piece wapiennicze z XIX w.:



Taaaakie koła:



Po odpoczynku pojechałam dalej. Dzisiaj śmigus dyngus. Jeszcze kilkanaście lat temu to o tej porze biegałam po dworze z wiadrem. Ubawu było po pachy. Od kilku lat tradycja w narodzie zanika i na dworze widać już tylko pojedyncze dzieci biegające z pistoletami na wodę. Myślałam, że może chociaż na wioskach będą jakieś grupki nastolatków lejących się wodą. Przez kilka wioch nikogo nie widziałam. Ale, ale... :) Pod sklepem w Leszczynie stał jegomość z wiadrem pełnym wody, tak dużym, że mogłabym się chyba w nim wykąpać. :) Zobaczył mnie i od razu banan na buzi od ucha do ucha. A ja pomyślałam tylko jedno: "No to zajebiście :(". Uciekać nie było gdzie, bo była to końcówka pierwszej części podjazdu pod radiostację, więc nie miałam też za dużo sił na ewentualną wycieczkę. W każdym razie jegomość po zobaczeniu mnie od razu do mnie: "ŚMIGUS DYGUS". A ja do niego oczy kota ze Shreka i zaczęłam prosić o litość nad mą osobą. A on dalej czy może mnie oblać. Więc ja znów z błagalnym wzrokiem, żeby sobie darował i innym razem mnie obleje. Jegomość okazał się bardzo kulturalny i sympatyczny. :) Stwierdził tylko, że następnym razem mi nie odpuści. :) Kamień spadł mi z serca. Gdyby było słonecznie, to znając swoje głupie pomysły, sama poprosiłabym go o oblanie mnie. Zważywszy jednak na to, że niebo było już całe zachmurzone, to nie byłoby nic fajnego we wracaniu do domu kilkadziesiąt kilometrów będąc przemoczoną do suchej nitki. Podziękowałam ładnie za łaskę, pomachałam na pożegnanie i pojechałam dalej.

Łowieczki w drodze pod radiostację:



A za mną w dole Leszczyna, a w głębi Grodziec:



Radiostacja coraz bliżej:



No i Rosocha po raz kolejny w tym roku zdobyta :)



Dzisiaj nawet nie próbowałam pobijać rekordu prędkości zjazdu, bo wiatr był południowo-wschodni, więc opór powietrza byłby za duży. Zjechałam sobie mega lajtowo, bez składania się, a tak wyszło prawie 50 km/h. :) Za Stanisławowem odbiłam na Pomocne. Chwilę potem zobaczyłam "piękne", jednolite sine niebo. To oznaczało jedno. :( Nie minęło kilka minut, a z nieba zaczęły lecieć dosyć duże krople. Deszcz zaczął się rozkręcać i jeszcze przed zjazdem do Pomocnego już lało. :( W Pomocnem zatrzymałam się na przystanku, z nadzieją, że deszcz przestanie padać. Po kilkunastu minutach osłabł. Dobre i to, więc ruszyłam na Górzec.

No i z górki na pazurki :)))



Na szczęście na zjeździe przestało całkowicie padać. Ostatni rzut okiem na Górzec:



I zaczęłam standardowo wracać do Legnicy - przez Męcinkę i Słup. Niestety na szutrówce z Bielowic do Warmątowic deszcz dokończył swoje dzieło. Zlało mnie okrutnie. :( Do Legnicy wróciłam przemoczona do suchej nitki. Rower nadaje się do totalnego pucowania.

Pomimo pogodowych przeciwności udało mi się zrealizować zaplanowaną trasę w całości. Wycieczkę, mimo deszczu, zaliczam do bardzo udanych. :)



Legnica - Smokowice - Wilczyce - Krotoszyce - Rzymówka - Wysocko - Kozów - Rokitnica - Prusice - Leszczyna - Stanisławów - Pomocne - Górzec - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienkiewiczowskie - Kościelec - Legnica

Kategoria 50-75 km



Komentarze
nahtah
| 18:53 sobota, 26 kwietnia 2014 | linkuj Z wielką przyjemnością odwiedziłbym Legnicę a i Jawor planowałem odwiedzić, jadąc przez Ernestynów i Krotoszyce, omijając w ten sposób Złotoryję a to już tereny które opisywałaś.:)
monikaaa
| 12:12 sobota, 26 kwietnia 2014 | linkuj Dziękuję :) To wsiadaj i wpadaj w nasze rejony :)
nahtah
| 11:14 sobota, 26 kwietnia 2014 | linkuj Zachwycające widoki, aż chce się wsiadać na rower i jechać.:)
anetkas
| 19:30 poniedziałek, 21 kwietnia 2014 | linkuj A u mnie miało padać, jednak nie padało :P
Super wycieczka :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!