Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

VI Izerska Wielka Wyrypa

Sobota, 22 sierpnia 2015 • dodano: 01.09.2015 | Komentarze 3

Jakiś czas temu koleżanka poprosiła mnie o to, żebym pojechała z nią na Izerską Wielką Wyrypę (to rajd na orientację, podczas którego zadaniem zawodników jest zdobycie jak największej ilości punktów kontrolnych w sztywno wyznaczonym dla danej trasy limicie czasowym). Nie chciała jechać sama z facetami, a wiadomo, że w babskim gronie zawsze raźniej. :P Tegoroczna, VI już edycja Wyrypy, została zaplanowana na jazdę po okolicach Świeradowa-Zdroju i Górach Izerskich. Do wyboru miałyśmy trasę 150 km albo 75 km. Wybrałyśmy trasę 75 km. Opłaciłyśmy wpisowe i pozostało nam modlić się o ładną pogodę, chociaż trzeba było nastawić się psychicznie na każde warunki pogodowo-terenowe (od upału, przez deszcz, po błoto).

W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień. Modły o dobrą pogodę zostały wysłuchane, bo po 3 tygodniach upałów nadszedł jeden dzień wytchnienia i normalnej temperatury. Nie prognozowali na dzisiaj deszczu - pogoda trafiła się idealna!!! :) Po otrzymaniu numerów startowych zameldowaliśmy się na starcie Wyrypy - ja, Krzysiek, Henio, Piotrek i Bartek. Zabrakło koleżanki, która w ostatniej chwili zrezygnowała z wyjazdu do Świeradowa. Ja i czterech chłopa. :P Dobrze, że ćwiczyłam formę na Chełmowskich pagórkach, więc wiedziałam, że nie będzie siary przed facetami. :)



Punktualnie o 9" wystartowaliśmy. Na rozgrzewkę organizatorzy zafundowali nam 2,5 km podjazd, na którym nachylenie wahało się od 6 do 20%... Czyli 2,5 km zapitalania pod górę 13%. Bez rozgrzewki. Bomba! :P Po kilku minutach jazdy sapali wszyscy - bez wyjątku i rozdzielenia na płeć. :))) Ja jechałam gdzieś w połowie stawki, także byłam z siebie bardzo dumna, że nie obstawiam tyłów.

Ta 2,5 km rozgrzewka była po to, żeby dojechać do punktu, w którym były wydawane mapy z rozmieszczonymi punktami kontrolnymi. Po naszym dotarciu na miejsce część zawodników rozkminiała już trasy.



Mapa wyglądała tak.



20 punktów kontrolnych rozmieszczonych wokół Świeradowa, kolejność zdobywania punktów była dowolna, przy wyborze najbardziej optymalnej trasy było do przejechania ok. 75 km z 2600 m przewyższeń. Wybór trasy zależał od zawodników, ale można było się wpakować na same podjazdy, albo zjazdy. W tym momencie kłaniała się umiejętność czytania mapy - poziomic, skali itd. Na mecie trzeba było zameldować się do 17", bo potem była już dyskwalifikacja, nawet jakby ktoś zdobył wszystkie PK.

W końcu i my zaczęliśmy rozkminę mapy. W tym miejscu ogromne podziękowania należą się Krzyśkowi i Heniowi, którzy czytali tę mapę jak książkę i potrafili dokładnie określić długość i sztywność podjazdu, odległość między PK, wiedzieli czy ścieżka będzie szutrowa czy hardkorowa itd. Dla mnie mapa była czarną magią. :)



Rozkminiamy dalej... :)





Kolejność zdobywania PK ustalona. Czas ruszać dalej. :)



Już na samym początku zrezygnowaliśmy z próby zdobycia wszystkich PK, bo po prostu nie wyrobilibyśmy się w czasie. Zdobywanie wszystkich PK zostawiliśmy harpaganom. :P Ustaliliśmy też, że skoro wjechaliśmy już na pewną wysokość, to szkoda ją tracić i postanowiliśmy jechać dalej w kierunku... Stogu Izerskiego.



Jakby ktoś kiedyś powiedział mi, że wjadę rowerem na Stóg Izerski (bez rozgrzewki!), to popukałabym się w głowę. Dla pewności dwa razy. :) Dlaczego? Ano dlatego, że asfaltowe podejście na Stóg jest bardzo sztywne i z buta ciężko jest tam wejść, a co dopiero wjechać na rowerze. Strava pokazała mi, że na asfaltowym podjeździe były segmenty po 20%. Średnio wyszło po 10% nachylenia. Widoki rekompensowały jednak wszelkie trudy podjazdu.



W końcu dojechaliśmy do pierwszego PK, do którego trzeba było zjechać 1 km takim zjazdem, że wszystkim śmierdziały hamulce. :) Zdobywanie PK polegało na perforowaniu wyznaczonego miejsca na karcie, którą dostaliśmy przy starcie.



Potem trzeba było wrócić się ten 1 km i dalej mielić pod górę. Po 11 km mieliśmy 730 m przewyższeń! :O Tyle to ja robię na 75 km kręcąc się po Chełmach. To daje wyobrażenie, jak było ostro pod górę. Po wypłaszczeniu się podjazdu, w miejscu gdzie można było odbić na szczyt Stogu Izerskiego, Piotrek zarządził rozdzielenie się grupy, bo nie chciał wszystkich opóźniać. Zapadła więc decyzja, że Piotrek będzie dalej jechał sam, a ja, Krzysiek, Henio i Bartek będziemy walczyć dalej wspólnie.

Do kolejnego PK droga wiodła przez podmokłe torfowiska i ścieżki, którym daleko było do szutrowych. :P Pierwsze wejście po kostki w błoto i wodę bolało, ale potem przestałam zwracać na to uwagę. Trzeba było iść bez ociągania nosem. Iść, bo tych 2 km nie dało rady przejechać - teren był po prostu zbyt podmokły.



Taaa daaammm - kolejny PK zdobyty. :)



Do dzisiaj wydawało mi się, że Góry Izerskie są nudne. Dosyć szybko zmieniłam zdanie, bo okazało się, że są tam wspaniałe tereny leśne z niezliczoną ilością ścieżek, ścieżynek, dróżek i dróg - od asfaltowych, przez szutrowe, po typowo terenowe. Istny raj dla rowerzystów. :)







Do kolejnego PK, o wdzięcznej nazwie "Bagienko", rowery musieliśmy prowadzić przez wąską, zarośniętą trawą, zasypaną gałązkami, kamienistą ścieżkę.



A chwilami rowery trzeba było porzucić i dalej PK szukać z buta.



PK odnaleziony. "Bagienko" nie śmierdziało bagnem, a zdechłymi rybami. :D



Potem pitu pitu w dół leśnymi szutrami i w końcu wylądowaliśmy przy Chatce Górzystów. Zdobycie Chatki miałam w tym roku w planie, przy okazji innej wycieczki, a tu proszę jaka niespodzianka. :)



Za Chatką dostaliśmy w dupę najpierw od kamienistego podjazdu,



a potem od szutrowego.



Kolejny PK został bardzo malowniczo ulokowany, pod mostkiem nad jednym ze strumyków.



Do tego miejsca tereny były w większości przejezdne i raz wolniej, albo szybciej, ale prawie ciągle siedzieliśmy na kołach. Jednak żeby dotrzeć do kolejnego PK, mieliśmy do wyboru hardkorowy skrót w dół, albo nadrabiane drogi szutrami. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. :) Zdecydowaliśmy się więc na skrót. A tam było co chwilę przenoszenie rowerów przez powalone pnie. :P



Ufff. Tu już dało radę prowadzić rowery. :)



Po jakimś czasie wpadł kolejny PK, potem następny i następny. :)



Co jakiś czas pojawiały się też widoczki.



:)



I znowu podjazd - tym razem asfaltowy.



A do PK "Ambona" dojechaliśmy pięknym leśno-trawiastym odcinkiem.



Potem zjechaliśmy już do Świeradowa. Takim zjazdem (asfaltowym), że chwilami można było przywitać się ze śmiercią - asfalt gładki jak stół i kilka km ostro w dół. Chłopaki szaleli, ja zjeżdżałam bardzo asekuracyjnie, ale i tak fajnie było. :) W Świeradowie odbiliśmy jeszcze na jeden PK, a potem wracaliśmy już ile sił w nogach do mety, żeby zdążyć z powrotem do 17". Udało się! :)



Na metę dotarliśmy krótko przez 17", ze zdobytymi 11 PK (na 20 możliwych). Zmęczeni, ale bardzo zadowoleni z trasy! Było fantastycznie. Góry Izerskie okazały się mega terenami do jazdy na rowerze - znajdą tam coś dla siebie i miłośnicy hardkorowych terenów i lajtowych szutrów. Fakt, że teren jest górzysty i chwilami trzeba się namęczyć, żeby gdzieś wjechać, ale naprawdę warto!

Tytułem podsumowania - zajęłam 5/8 miejsce wśród kobiet i 30/49 w ogólnej klasyfikacji. Więc jak na debiut w tego typu imprezie i moje zdolności podjazdowe, to uważam to za bardzo dobry wynik. Nie zamknęłam peletonu, a to najważniejsze. :) Udało mi się wjechać maksymalnie na wysokość 1057 m.n.p.m. Średnie nachylenie podczas całej trasy wyniosło 1,9%, więc jakby nie patrzeć, to mieliśmy ciągle pod górę.

Organizatorzy spisali się na medal, bo tereny były bardzo różnorodne i nie można było się nudzić. W dwóch słowach - było zajebiście! :) Także do zobaczenia za rok...

A na koniec jeszcze tegoroczna IWW okiem Jacka Bartkowiaka, któremu jako jednemu z nielicznych udało się zdobyć wszystkie PK w wyznaczonym czasie. Brawo!




p.s. Piotrek po złapaniu drugiego oddechu, również spisał się znakomicie, bo zdobył tyle co samo PK co my i to w krótszym czasie. :)




Komentarze
monikaaa
| 20:23 środa, 2 września 2015 | linkuj Darek - dziękuję ;) To ten rok jakiś taki wyjątkowy. Tereny do jazdy, jeszcze raz to podkreślę - były przepiękne! Właśnie, Smrek jest podobny do Stogu, więc masz wyobrażenie ciężkości podjazdu. Niemniej jednak, warto było i podejrzewam, że jeszcze tam wrócę. :)

Grzesiek - spodobałoby Ci się. :)
ZXG
| 06:34 środa, 2 września 2015 | linkuj Niezła zabawa :)
nahtah
| 15:25 wtorek, 1 września 2015 | linkuj Brawo, brawo, brawo. Walka z własnymi niemocami rozwija Cię coraz bardziej. Piękny start, teren i czas spędzony w gronie podobnych zapaleńców. Jestem pod wrażeniem, bo jakiś czas temu byłem na Smreku z żoną i pieszo było trudno - szacun.:)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!