Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

  • DST 104.10km
  • Czas 05:44
  • VAVG 18.16km/h
  • VMAX 46.70km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 1290m
  • Sprzęt Specialized Hardrock Sport (26")
  • Aktywność Jazda na rowerze

wietrzna Lubiechowa, pizgawica na Kapelli

Niedziela, 26 lipca 2015 • dodano: 26.07.2015 | Komentarze 3

Wczoraj prognozy pogody były jasne - od około 11" full lampa. Więc zaplanowałam sobie porządną traskę, zaopatrzyłam się w prowiant i pół nocy nie spałam z wrażenia, nie mogąc doczekać się wycieczki. Po obudzeniu się załapałam dwa doły - pierwszego, bo okazało się, że nie będę mieć towarzystwa na wycieczce, drugiego po wyjrzeniu przez okno - na niebie zalegały ciężkie, brzydkie chmury. Przez kilkanaście minut zastanawiałam się czy realizować zaplanowaną trasę, czy poczekać, aż wypogodzi się i wyskoczyć na kilka godzin w Chełmy. Opcja druga wiązała się jednak z tym, że mogę nie dobić w tym miesiącu do łącznego dystansu 700 km, a bardzo mi na tym zależało, bo jeszcze nigdy tyle nie przejechałam w jednym miesiącu. Parę razy otarłam się o te 700, ale zawsze coś brakowało - w maju choćby 1,01 km. :( Ponadto chciałam już dzisiaj przebić cały zeszłoroczny dystans. Nie było innego wyjścia. Zjadłam śniadanie, ubrałam się jak na marcową pogodę i tuż po 8" wyszłam z domu.

Pizgało od samego początku jazdy. Wiatr był bardzo mocny, a do tego zimny. Nie jechało się fajnie. Nic, a nic. :( Cały odcinek z Kozic do Winnicy (3 km) przejechałam pod prąd, tzn. przy lewej krawędzi jezdni. Co chwilę boczne podmuchy wyrzucały mnie na środek jezdni. Zrobiło się niebezpiecznie, bo przez to wiatrzysko nie słyszałam czy coś jedzie za mną. Więc wolałam wpaść do rowu, niż pod auto.

Po zjechaniu do Winnicy, standardowo odbiłam na Krajów. A tam kolejny zonk - gdzieś 100 m przede mną na środku jezdni stał bezpański pies. Duży. Jak mnie zobaczył, to zatrzymał się i zaczął bacznie obserwować. A ja jego. I tak patrzyliśmy na siebie z 10 minut. W końcu postanowiłam ruszyć się w jego stronę i zobaczyć jak zareaguje. Zareagował jednoznacznie. Musiałam zawrócić i nadrobić drogi do Sichówka. Wolałam nie ryzykować ugryzienia.

Przy wyjeździe z Winnicy zatrzymałam się na przystanku, żeby zdecydować czy jadę dalej. Oto powód tego postoju.



Nawet jednego prześwitu błękitu. :( Całe niebo było zawalone ciężkimi, siwymi chmurami. Zmarnowałam pół godziny na tępe gapienie się w niebo i zastanawianie co robić. Złapałam kolejnego doła. Byłam sama, było zimno, wiał halny. Do celu daleko. Zajebiście! Trzeba było się w końcu na coś zdecydować. Postanowiłam więc, że dojadę do lotniska w Stanisławowie, skąd roztaczają się bardzo dobre widoki na Góry Kaczawskie i Karkonosze i tam zdecyduję co dalej. Prognoza pogody nadal pokazywała, że ma się rozpogodzić. Całkowicie jej zawierzyłam, chociaż wszelkie znaki na niebie nie zwiastowały słońca.

Totalnie zdołowana zimnem i halnym dojechałam w końcu do lotniska w Stanisławowie.



NOOOOOO NARESZCIEEEE!!!! Na mojej gębie pojawił się mega banan!!! :D :D :D Od razu zrobiło mi się raźniej, bo o wiele inaczej jedzie się w towarzystwie słońca. I nawet wiatr już mi nie przeszkadzał. :) Jednak, żeby nie było za dobrze, to do Świerzawy pogoda nadal była mega zmienna - raz świeciło słońce, raz nad moją głową przewalały się brzydkie chmury. Najważniejsze, że nic z nich nie padało.

W Świerzawie zrobiłam sobie dłuższą przerwę na jedzonko, bo nieuchronnie zbliżał się jeden z najtrudniejszych podjazdów w regionie.



Lubiechowa - mała urocza wioska, skąd dojeżdża się na Okole (na zdjęciu poniżej).



Już do Lubiechowej jedzie się lekko pod górę. Jednak zaraz po wjechaniu do wioski, zaczyna się to co "najlepsze". :) Początkowo wydaje się, że podjazd nie jest trudny. I tylko około 3 km? Łatwizna. :P

Jednakże z każdym metrem nachylenie robi się coraz większe. Na szczęście pojawiają się też widoczki, które rekompensują brak tlenu. :)



To ostatni kilometr podjazdu - człowiek jest już zmachany po pierwszych dwóch kilometrach, a ostatni jest na dobicie. Zdjęcie oczywiście spłaszcza podjazd.



Telefon pokazał mi maksymalne nachylenie 16,6%. Jak dla mnie - grubo. A za plecami nadal widoczki. No i w końcu wypogodziło się na całego. :)



Na szczęście na prawie całym podjeździe jest wylany nowy asfalt, więc jedzie się dosyć "przyjemnie". O podjeździe można poczytać tu albo tutaj.

Po podjeździe przez około kilometr pruje się w dół, potem końcówka podjazdu na Kapellę i w końcu moim oczom ukazał się widok, który zawsze rekompensuje wszelkie niedogodności na trasie.



Wiało niemiłosiernie, więc zrobiłam kilka zdjęć i zaczęłam zbierać się do drogi powrotnej. Jeszcze obowiązkowe zdjęcie na szczycie Kapelli...



...i ani się obejrzałam, a wylądowałam w Starej Kraśnicy. 10 km zjazdu - jeśli w końcu wyleją tam nowy asfalt, to będzie można puścić hamulce. Póki co, wolałam nie ryzykować, bo miejscami jest łata na łacie.

W Starej Kraśnicy postanowiłam odbić na Muchów i wrócić do Legnicy najkrótszą drogą. Ostatni rzut okiem na Okole, gdzie jeszcze niedawno wspinałam się.



No proszę jaka piękna pogoda! :) Miałabym mega ból dupy, gdybym została w domu albo zawróciła się z drogi.

Chełmy (na pierwszym planie) i Ślęża (w tle, w centrum).



I już coraz bliżej nudne niziny. Chociaż dzisiaj też ładne.



Do domu wróciłam, mimo wszystko, zadowolona z wycieczki. Pomimo początkowych dołów, ostatecznie było bardzo fajnie. Wyszły ładne zdjęcia, więc czego chcieć więcej? :P

Także, jakby to ująć. :) Jest troszkę więcej, niż połowa sezonu, a ja już pobiłam swój zeszłoroczny całkowity dystans. Jest dobrze! :) Oby tak dalej. I w końcu pękło te magiczne 700 km w jednym miesiącu...



Legnica - Babin - Kozice - Winnica - Sichówek - Sichów - Stanisławów - Kondratów - Rzeszówek - Świerzawa - Lubiechowa - Kapella - Radzyń - Janochów - Stara Kraśnica - Jurczyce - Muchów - Chełmiec - Piotrowice - Męcinka - Słup - Warmątowice Sienk. - Kościelec - Legnica

Kategoria pow. 100 km



Komentarze
monikaaa
| 16:54 poniedziałek, 27 lipca 2015 | linkuj Adrzej - na mnie też popadało... z 5 kropli :) Nie byłam na to przygotowana :P Zazdrość, zazdrość, a przy okazji wpadnij przypomnieć sobie niektóre podjazdy. :)

Darek - sama sobie się dziwiłam, że nie złamałam się i nie zawróciłam do domu. Takie wycieczki bardzo dobrze trenują wytrzymałość psychiczną. :)
nahtah
| 13:57 poniedziałek, 27 lipca 2015 | linkuj Brawo za wytrwałość.:)

"May the Force be with you"
andale
| 22:32 niedziela, 26 lipca 2015 | linkuj Mnie te chmury zafundowały kapuśniaczek, ale byłem na to przygotowany :P
Widoczki każą zazdrościć ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!