Krótko o mnie:

avatar Ten blog rowerowy prowadzi monikaaa z miasteczka Legnica. Mam przejechane 28725.18 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.35 km/h i mam to gdzieś, jaka to średnia.
Więcej o mnie.

Moi realni lub wirtualni znajomi:

Dawno, dawno temu:

Uczestnicy

Broumovsko (szosa 50 zakrętów - Adršpach)

Środa, 21 maja 2014 • dodano: 27.05.2014 | Komentarze 6

"Nachodzą człowieka od czasu do czasu takie wycieczki, których za nic w świecie nie udaje mu się poprawnie opisać. Bo i tak jakby się nie nastarał i nie napocił, to nawet w części nie uda mu się przekazać jak wspaniale się bawił. I to właśnie był jeden z takich wypadów". Cytat bezczelnie :) zerżnęłam z jednego z wpisów Lei, gdyż idealnie pasuje także do mojego wypadu.

OSTRZEŻENIE!!! Wpis jest dłuuuugi i zawiera mnóstwo zdjęć, także Drogi Czytelniku zarezerwuj sobie dłuższą chwilę na zapoznanie się z nim. :)

Jakiś czas temu Ryjek zaprosił mnie w swoje rejony. Więc jak tylko nadarzyła się okazja do wypadu w góry, decyzja o odwiedzeniu Gór Stołowych zapadła natychmiast. Uwielbiam Góry Stołowe, ale do tej pory zawsze jeździłam tam autem, więc już na samą myśl, że pośmigam sobie w tamtych okolicach rowerem, od kilku dni chodziłam cała podjarana. :)))

Z Legnicy wystartowaliśmy z Łukaszem równiutko o 6" i tuż przed 9" byliśmy w umówionym miejscu spotkania się z Ryjkiem i Feniksem. Nad Zalew Radkowski dojechaliśmy autem, ale może kiedyś uda się strzelić jakąś życiówkę w tamte rejony.

W oczekiwaniu na naszych przewodników, Łukasz złożył rowery i po zjedzeniu drugiego śniadania, byliśmy już gotowi do jazdy.



Chwilę potem, zgodnie z umówioną godziną spotkania nad Zalew przyjechali z Kłodzka Ryjek i Feniks (chłopaki - wielki plus za punktualność). Nastąpiło oficjalne poznanie się i po strzeleniu pierwszej wspólnej fotki, ruszyliśmy w drogę.



Pierwszym z celów naszej wycieczki było zaliczenie szosy 100 zakrętów, a więc i pierwszego poważnego podjazdu. Z racji tego, że Ryjek zaplanował tuż za Karłowem odbicie z tej drogi, dlatego też z szosy 100 zakrętów, zrobiła się szosa 50 zakrętów. :)



Asfaltowa serpentyna prowadząca pod Szczeliniec Wielki jest bardzo urokliwa - jedzie się przepięknym lasem, a po bokach drogi są ulokowane różne skałki. Cud, miód i orzeszki!!! :)



Po pierwszej sesji, bez dalszych przystanków pojechaliśmy dalej w stronę Karłowa. Gdzieś po drodze Ryjek cyknął najpiękniejszą fotkę tej wycieczki (a na kilkaset zdjęć było z czego wybierać):



No i jest! Pierwszy punkt wypadu zaliczony (w tle Szczelniec Wielki - przypom. red.):



Po sesji po Szczelincem Ryjek zaproponował odwiedzenie dinozaurów, ale nikt się na to nie napalił, więc ruszyliśmy dalej. W Karłowie odbiliśmy w stronę Czech, wbijając się w terenową część wypadu:





Z prawej strony towarzyszył nam Szczelniec Wielki, z lewej - rezerwat Błędnych Skał:



Po kilku minutach jazdy wjechaliśmy na pasterskie łąki, prowadzące do Pasterki. Ten odcinek trasy był jednym z najbardziej urokliwych - przepiękne, soczyście zielone połacie, lekko podmokłe, równiejsze niż niejeden asfalt, z kilkoma fajnymi zjazdami. Tam też zaliczyliśmy pierwszy widoczek na trasie - widoczność była dzisiaj bardzo dobra, dlatego też widać było pasmo Karkonoszy, ze Śnieżką na czele:



I wspomniane łąki pasterskie z innej perspektywy:





Po dojechaniu do schroniska w Pasterce, postanowiliśmy zrobić sobie pierwszy odpoczynek. Ryjek i Feniks zamówili po browarku, ja wciągnęłam frytki. Był też kotek (kotka?). Słodziak niesamowity!!! :) Dawał się miziać po brzuszku bardziej niż niejeden domowy kot:



Moje głaskanie koteczka zakończyło się po 3 sekundach :(



Po chwili znowu wróciła do Łukasza, więc na bank była to kotka :P



Po odpoczynku, czas było ruszyć dalej - do Machovskiego Krzyża. Zaczął się najbardziej terenowy odcinek wycieczki - również przepiękny. Leśny szlak prowadził przez świerkowy las, a przez jego większą część trzeba było walczyć z błotem oraz kamienisto-korzonkowymi przeszkodami:





Ta fajowa część trasy, niestety bardzo szybko się skończyła i ani się obejrzeliśmy, a wylądowaliśmy przy Krzyżu:



Następnie nastąpił kamienisty i bardzo stromy zjazd do Machova:



Po zjeździe Ryjek przyznał się, że trochę obawiał się proponować mi do przejechania ten odcinek (z racji tego, że nie jeżdżę dużo w terenie). Jego obawy były zupełnie niepotrzebne, bo cały leśny odcinek z Pasterki do Machova był fantastyczny. :)

W Machovie mieliśmy krótką chwilę na orzeźwienie się i zaopatrzenie się w wodę:



Jeszcze wspólna fotka i heja dalej w drogę:



W drodze do Suchego Dołu był jeden z najbardziej stromych asfaltowych podjazdów na trasie:



Następnie znów wbiliśmy się w teren. Początkowo były łąki, także z podjazdami:



A następnie kolejne fajowe leśne odcinki, aczkolwiek z dosyć wymagającymi kamienistymi podjazdami:



Po zjeździe do Suchego Dołu była przerwa na doładowanie się kaloriami, z racji zbliżającego się wielkimi krokami stromego podjazdu do Chaty Hvězda:



Postanowiliśmy tam wjechać (właściwie to mnie najbardziej na tym zależało), żeby przy zjeździe spróbować pobić swoje dotychczasowe rekordy prędkości jazdy na rowerze (Feniks i Lea to właśnie tam uzyskali swoje obecne rekordy prędkości, np. Lea pruła tam 78 km/h :O).

No to zaczęliśmy wspinaczkę:





Przystanek w połowie podjazdu na pamiątkową fotkę:



Na Hvězdę wjeżdżaliśmy w samo południe, a było bardzo gorąco (36,4°C), więc wysmażyło nas okrutnie. :(

No i Hvězda zdobyta! :)



A na szczycie czekała na mnie i Łukasza ogromna niespodzianka. Nikt wcześniej nie uprzedził nas, że rozpościerają się stamtąd TAAAAKIE WIDOOOOKIII!!!



Przepiękna panorama na Broumov, Góry Suche oraz Góry Sowie całkowicie zrekompensowała nam trudy podjazdu. Widoczność była dzisiaj rewelacyjna!!!



Po krótkiej sesji zdjęciowej, udaliśmy się do Chaty Hvězda, gdzie siedząc sobie na tarasie i sącząc herbatkę/winko/piwko/soczek można cieszyć oczy widokami.



Za Chatą są skałki, skąd również rozpościerają się cudowne widoki na okolicę:





No i po ogarnięciu wzrokiem panoram, trzeba było ruszyć w dół. Niestety, już w trakcie podjazdu na Hvězdę wiedziałam, że z próby pobicia mojego rekordu prędkości zjazdu będzie jedno wielkie G. :( Wiatr był niestety południowy i dosyć mocny. Udało się osiągnąć "tylko" 57 km/h. Moi "ochroniarze" również nie poszaleli na zjeździe, bo wiatr skutecznie uniemożliwił nam osiągnięcie kosmicznych prędkości. :( No cóż. I tak warto było wjechać na górę, choćby dla samych widoków. :)

Po zjeździe z Hvězdy, jeszcze szybciej zjechaliśmy do Bukovic. Generalnie, przez całą trasę, jechało się tak samo - góra, dół, góra, dół. Więc zaraz za Bukovicami czekał na nas kolejny podjazd, w drodze do Teplic nad Metuji. Tam znów nas wysmażyło i po raz pierwszy podczas wycieczki przemknęła mi przez głowę myśl: "Czy dam radę z dalszą częścią trasy?". Jak szybko o tym pomyślałam, tak jeszcze szybciej przegoniłam z głowy pierdoły o tym, że nie dam rady. Spięłam pośladki, wsunęłam paczkę żelek oraz kolejnego już banana i śmigałam dalej. Ani się obejrzeliśmy, a już pruliśmy w dół do Teplic nad Metuji. Tam bardzo nietowarzyski właściciel jakiejś knajpki dał nam do zrozumienia, że nie jesteśmy mile widziani i nie zjemy u niego frytek, więc hak mu w srak i pojechaliśmy już prosto do Adršpachu.



I tak kolejny obowiązkowy punkt wycieczki został osiągnięty. :)



W fastfoodowym zagłębiu tuż przy wejściu na teren Skalnego Miasteczka, zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę. Wciągnęliśmy frytki, a potem stworzyłam potrawę dnia: żelki z keczupem i solą. :))))) Żeby było jeszcze bardziej elitarnie, to wcinałam je widelczykiem. :)))



... już Was zemdliło? :) Sprostowanie. Żelki tylko leżały w pojemniku po frytkach i nie mieszałam ich z solą i keczupem. :)

Po odpoczynku ruszyliśmy dalej. Początkowo jechaliśmy w towarzystwie cudnych form skalnych:



Po krótkim, aczkolwiek bardzo sztywnym, asfaltowym podjeździe wbiliśmy się na polne drogi biegnące wokół Adrspasko-Teplickich Skał, żeby w całości je objechać. Od samego początku czekały na nas podjazdy, tym razem terenowe, więc podwójnie męczące:





I kolejny podjazd:



A potem był szybki kamienisty zjazd i .... no co? Nooo??? Taaak, podjazd. :) Tym razem znowu asfaltowy, ale rozciągnięty, którego końcówkę podjeżdżałam o tak:



Potem znowu wbiliśmy się w lekki teren, a w tle zaczęła towarzyszyć nam piękna panorama Karkonoszy:







A z boku towarzyszyły nam skalne urwiska:



Tuż po zaliczeniu łąkowego podjazdu, włączył mi się tryb nieustannego myślenia o porządnym obiedzie (schaboszczaku z masą frytek i surówką). Jechałam i przed oczami miałam tylko talerz sytego jedzonka. Przy życiu trzymała mnie myśl, że jedziemy do Zameczku Bischofstein, gdzie w końcu zatrzymamy się na porządny popas...

Po zjechaniu do Zameczku, w oczekiwaniu na zmniejszenie się kolejki do baru, postanowiliśmy z Łukaszem poczuć się jak dzieci :)))





Po kilkuminutowej frajdzie, doczekaliśmy się swojej kolejki przy barze... Zostałam brutalnie sprowadzona na ziemię i moje marzenia o schaboszczaku z frytkami prysnęły jak bańka mydlana. :( Serwowali tylko kiełbasę (od razu została mi odradzona przez Ryjka i Feniksa), gulasz i tosty. Z braku laku, jedynie tosty wchodziły w rachubę. Tost, to tost. Teoretycznie wszędzie powinien smakować tak samo. To przekonanie również bardzo szybko zostało zweryfikowane przez życie. :P Tosty okazały się beznadziejne - słabo podgrzane, z czymś co miało tylko kolor żółtego sera oraz jakąś szynką, która nie raziła świeżością. Na szczęście browar był wyśmienity! :) Co nie, chłopaki? :))





Po godzinnej przerwie, trzeba było ruszyć rozleniwione tyłki z miejsca i zabrać się w drogę powrotną do Radkowa. Wpadliśmy jeszcze nad znajdujące się tuż za murem urokliwe jeziorko:



A potem był szybki, serpentynowy, asfaltowy, leśny zjazd do Dolnych Teplic. Dalej gładkimi asfaltami (tak - Czechy zaskoczyły mnie pod tym względem, u mnie w Legnicy nie ma tak dobrych asfaltów, jak u Czechów na wioskach) pognaliśmy w stronę Broumova. Na skrzyżowaniu dróg (prowadzących do Broumova, albo do Pěkova, Ryjek bardzo dokładnie przedstawił mi opcje dalszej drogi powrotnej do Radkowa oraz ewentualnego jej skrócenia. Miałam do wyboru albo podjazdy i zjazdy, albo zjazdy i podjazdy. :))) Te dwie opcje różniło tylko podłoże - teren albo asfalt. O dziwo, pomimo porządnego zmęczenia, wybrałam opcję terenową (i nie żałuję!). Ambicja wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem, bo bardzo chciałam w całości zrealizować zaplanowaną przez Ryjka trasę. Więc wbiliśmy się na leśne dukty i zaczęły się hopki - góra, dół i tak w kółko. A żeby jeszcze bardziej się zmęczyć. :)))

W pewnym momencie Ryjek uświadomił nas, że zajechaliśmy z dupy strony Hvězdę. Nie powiem, ale urosłam na myśl, że jeszcze kilka godzin temu chodziłam po czubkach tych drzew. :) Oczywiście tych na drugim planie. :)



Mniej lub bardziej terenowymi (czytaj: mniej lub bardziej komfortowymi) ścieżkami dojechaliśmy do kolejnego punktu żywieniowego na trasie - Americi. Tam mieliśmy chwilę na wsunięcie kolejnej partii kalorii i podziwienie widoczków:



Po krótkiej przerwie ruszyliśmy już szybko do Radkowa, bo wieczór zbliżał się nieubłaganie, a Ryjek i Feniks musieli jeszcze dojechać do Kłodzka.

I ostatnia fotka z przedostatniego podjazdu na trasie:



Po wyjechaniu z lasów, wbiliśmy się na fajowy, asfaltowy odcinek prowadzący bezpośrednio nad Zalew Radkowski. Ostatni podjazd tuż przy Zalewie, był skopaniem leżącego. :P Tuż przed 20" byliśmy z powrotem przy aucie.

Cóż mogę rzec na koniec? Pozostaje mi tylko po raz kolejny podziękować moim 3 "ochroniarzom" za cudownie spędzony dzień. Oczywiście specjalne fenkiu wery macz dla Ryjka za fantastyczne urozmaicenie trasy. :)

To chyba mój najdłuższy wpis na BS. No ale wycieczka wypas, to i wpis musiał być konkretny. :) Mapkę zakosiłam Ryjkowi. Moja i Łukasza część trasy nie obejmowała dojazdu z Kłodzka do Radkowa.



P.S. Inne spojrzenia na wycieczkę u Ryjka i u Feniksa.

Kategoria 75-100 km



Komentarze
nahtah
| 17:55 sobota, 31 maja 2014 | linkuj Foty rewelka, aż łezka w oku się zakręciła na widok Szczelinca. Miło się wspomina rejony gdzie bywało się często. Fajną mieliście wycieczkę, pogratulować górskich wyczynów.:)
monikaaa
| 10:49 sobota, 24 maja 2014 | linkuj Ohhh, dziękuję za miłe słowa :D Za bardzo mi się ta wycieczka podobała, więc coś mi się wydaje, że jeszcze w tym roku zawitam do kotlinki :)
FENIKS
| 20:25 piątek, 23 maja 2014 | linkuj Dzięki Moniko za ten super spędzony dzień, kondycję jaką masz to po prostu moc sama w sobie ;).
Trasa była świetnie zaplanowana i dokładnie przejechaliśmy ją w całości tak jak miało być.
Myślę że znowu zawitasz w nasze skromne progi na mały rekonesans tych pięknych gór w dobrym towarzystwie ;).
Pozdrowienia dla Ciebie i Łukasza.
monikaaa
| 21:33 środa, 21 maja 2014 | linkuj Właśnie. Chyba najbardziej jestem dumna z realizacji planu w 100%. Co do krzaczka, co do szutru, co do kamyczka, co do źdźbła trawy :) Jestem bardzo zaskoczona, że udało się, bo w tym roku nie wyrobiłam sobie jeszcze dobrej formy. No ale z takim towarzystwem nogi same kręciły :) A teraz pękająca z dumy Monisia idzie spać ;)
ryjek
| 21:18 środa, 21 maja 2014 | linkuj Oj dużo się działo na dzisiejszym wypadzie, wrażeń ogrom. Udało się nam w 100% zrealizować plan, objechaliśmy całe Broumovsko i Adspasko-Teplicke Skaly. Pomimo tego, że mało jeździsz po górach doskonale dawałaś sobie radę na trudnych terenowych podjazdach i bardzo stromych zjazdach. Moniaaa jesteś wielka, dziękujemy Tobie i Łukaszowi za towarzystwo na szlaku, a ja dodatkowo Tobie za pozy przed obiektywem :)))
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!